niedziela, 25 lutego 2024

Komentarz nt. sporu Polski z Ukrainą, tudzież rolniczych protestów.

...o iście barokowym jak widać tytule:). Mam ten komfort, że moje wsparcie dla walczącej Ukrainy ani przez moment nie było powodowane idealistycznym frajerstwem, co sugerują obleśnie wszelcy ''niedorealiści'' i polityczne przegrywy typu Warzechy czy Piotra ''Kuraka'' Wielguckiego. Bowiem od samiuśkiego początku kacapskiej inwazji na Kijów pisałem, że na poziomie państwowym nie mamy do czynienia ze starciem między ''banderowcami'' a jakowymiś ''katechonami'', tylko krwawym konfliktem dwóch posowieckich mafii politycznych. Rozgrywającym się niestety u granic Rzeczpospolitej, stąd nie możemy pozwolić sobie na zachowanie wobec niego sławetnej ''splendid isolation'', jakby nasz kraj stanowił wyspę bezpiecznie odgrodzoną morską cieśniną od ''mas lądowych Eurazji'', mówiąc językiem ''gejopolityki''. Dlatego w żywotnym interesie Polski było wsparcie w nim mniej dla nas groźnej postkomuszej bandyterki u władzy, gdyż słabszej i do tego pozbawionej broni nuklearnej. Acz nie za wszelką cenę, na pewno nie kosztem polskiego rolnika, wszakże zajęcie co nie daj Ukrainy przez Rosję tylko pogorszyłoby sprawę pod tym względem, gdyż i tak zachodnie sankcje nie obejmują importu kacapskich zbóż i nawozów, wręcz ich volumen wzrósł od wybuchu konfliktu na pełną skalę. Zarazem z perspektywy zwykłego Ukraińca nie jest to już żadna ''wojna oligarchów'' tocząca się gdzieś na obrzeżach kraju, lecz wprost egzystencjalny bój o przysłowiową ciepłą wodę w kranie, gdyż ''ruski mir'' to w praktyce 3D: dezindustrializacja, dezurbanizacja i depopulacja, generalnie jedna wielka d... W niej bowiem Rosja ma tak naprawdę Ruskich w kraju i zagranicą, używając tylko jako mięsa armatniego, oraz karty przetargowej w swych zmaganiach o mocarstwową pozycję w Europie i na tzw. Zachodzie. Ukraińcy więc nie mają wyboru, tak przeciętni mieszkańcy kraju co ich władcza oligarchia, muszą walczyć do upadłego o zachowanie dotychczasowego poziomu cywilizacji technicznej i przemysłowej, jeśli nie chcą stoczyć się w otchłań barbarzyństwa i materialnej tudzież człowieczej nędzy, którą realnie grozi im rosyjska okupacja kraju. Nawet sami Z-patridioci poczynają to przyznawać, wszakże nie przestając przy tym nieść własny ''sracz'' i chujnię bratniej jakoby ruskiej nacji. Nikt zaś patrząc uczciwie nie może posądzać mnie o bezkrytyczne uleganie zachodniej propagandzie, naprawdę chciałem poznać punkt widzenia Rosjan czynnie zaangażowanych w wojnę. Oczywiście nie mam przez to na myśli oficjalnej propagandy reżimu, gdyż oglądanie jej grozi demencją, jako iż obliczona jest głównie na stare baby stanowiące żelazny elektorat Putina. Pełni przez to rolę ''teatrzyku dla gojów'' odgrywanego przez kremlowskich Żydów pokroju Sołowjowa-Szapiro, z bredniami o ''biolaboratoriach NATO'' tudzież ''bojowych komarach'' itp. Mowa natomiast o wypowiedziach przedstawicieli sił ''pasjonarnych'' we współczesnej Rosji, takich jak naziol z ''Rusicza'' Milczakow, donbaski grafoman i bandyta Wladlen Tatarski, Proswirin - kacapski Ator tylko bardziej ogarnięty intelektualnie, czy choćby mętne jak zwykle wywody Dugina na temat ''ruskiej teologii wojny''. Wniosek jaki narzuca się wprost z owych ekskursji po ''mapach mentalnych'' stronników ''ruskiego miru'' może być tylko jeden: im wszystkim należy się kara śmierci...

...jaka też część z nich już spotkała. Miejmyż zaś nadzieję, iż reszta wkrótce dołączy do niejakiego ''Murza'', rosyjskiego nacjonalstalinisty zaangażowanego zbrojnie w ''ruską wiosnę'' od jej pierwszych dni, który dopiero co popełnił samobójstwo zaszczuty medialnie przez ukraińską kolaborantkę wespół z Ormaninem, napuszczonych nań z rozkazu ''koszernego'' goebbelsa Putina i dowództwa kacapskiej armii. Nie w smak bowiem im były ujawnione przez niego informacje o potwornych wprost stratach rosyjskiej armii, poniesionych podczas szturmu Awdiejewki, psując tym propagandowy wydźwięk ''sukcesu'' jakoby zdobycia przedmieść Doniecka pod sam koniec drugiego roku pełnoskalowej wojny. Moskiewskich agresorów trzeba zwyczajnie mordować, nic innego nie należy się psychopatom pokroju wspomnianego Milczakowa, przechwalającego się wprost bestialskim traktowaniem jeńców, tudzież pastwieniem nad ciałami zabitych wrogów i prokurowaniem z ich odciętych kończyn barbarzyńskich trofeów. Akurat żaden dziw u mnie jako zadeklarowanego polskiego eurazjaty, gdyż mam przez to świadomość, iż ''kacap'' znaczy z turkijskiego rzeźnik, bowiem dla ludów turańskich Rosjanie to jeno dzikie rezuny. Należy stąd odpowiednio ich traktować, a niestety my Polacy utraciliśmy sporo z naszej zdrowej ''sarmackości'' ulegając zanadto okcydentalizacji, aby dziś skutecznie przeciwstawić się Moskalom. Potrzebujemy stąd nowej kozaczyzny, póty sami nie dochowamy się współczesnych odpowiedników Stefana Czarnieckiego - mój krajan skądinąd rodem z Czarncy spod Włoszczowy, który wprawdzie srogo wojował z Tatarami, ale i przejął od nich metody walki podjazdowej niegodnej ''judeołacińskiego białorycerza'' z rojeń Konecznego. Pewien jestem, iż bezlitosny nacisk dziejowych okoliczności wymusi przynajmniej na części Polaków [ i Polek ] otrząśnięcie się z oczadzenia Zachodem, który wcale nie pragnie upadku Rosji. Mowa nie tylko o liczących po cichu na powrót do ''wandel durch handel'' Niemczech, tudzież Francuzach z ich kontynentalną ''osią zła'' Paryż-Berlin-Moskwa, ale i amerykańskich ''reseciarzach'' z Bidenem na czele, na równi niestety ze sporą częścią, o ile już nie większością nawet stronników Trumpa. W obliczu takowej prokacapskiej koalicji Rzeczpospolitą może ocalić jeno kombinacja obudzonej w nas turańszczyzny z klasycznym dziedzictwem europejskiej cywilizacji, przyobleczona w formę technologicznego progresu - innej szansy ocalenia dla Polski nie widzę. Oczywiście nieodzowność takowych rozwiązań nie determinuje jeszcze ich konieczności, inaczej rzeczywiście byłoby to oddawaniem się ''politycznym fantasmagoriom'' biorącym swe postulaty za rzeczywistość. Wszakże historia nie toczy się ze względu na moje czy twoje czytelniku tychże słów dobro, postępując dosłownie po naszych kościach. Innymi słowy nie jesteśmy w sytuacji jakiegokolwiek wyboru a dziejowego musu, albo więc utrzymamy się jako państwo i naród w nowej już zupełnie formie, albo też bieg historycznych wypadków nas pochłonie. Nie mam przez to na myśli tylko groźbę kacapskiej agresji na nasz kraj, co bardziej nawet podstępne zło ''unijnej integracji'', mylnie niestety branej przez jej przeciwników za budowę jakowegoś paneuropejskiego ''hiperpaństwa''. Oczywiście stanowiłoby to horrendum dla każdego polskiego patrioty, ale przynajmniej zachowano by zasadę suwerenności przeniesionej na poziom ponadnarodowy, lub jednego wiodącego państwa - rzecz jasna Niemiec ew. w tandemie z Francją. Tymczasem sprawy mają się tu znacznie gorzej, albowiem wspólnotę ''europejską'' jedynie z nazwy od swego zarania projektowano jako strukturę globalistyczną, opartą na zanegowaniu wszelkich granic: państwowych, narodowych, rasowych, cywilizacyjnych a nawet różnicy między człowiekiem i zwierzęciem, rośliną oraz materią nieożywioną. Dlatego UE nie jest ani nigdy będzie państwem, gdyż nie spełnia jego podstawowych wymogów, jak ochrona własnych granic, stąd niedawno szef Frontexu pełniącego rolę unijnej straży granicznej oświadczył, że nie ma sensu bronić europejskich rubieży przed nachodźcami - nawet Niemcy poczęli więc głośno pytać, od czego w takim razie ów pacan jest i za co bierze niemałe przecież pieniądze? Wychodzi stąd bezsprzecznie, iż Unia ''Europejska'', podobnie jak Rosja, jednako nie mają granic...

...przed pospólnym zmiażdżeniem przez oba globalistyczne monstra ocalić Polaków może chyba tylko obudzona w nas turańska przebiegłość - broń słabych, jak u Scytów umykających od Dniestru pod Don przed przeważającymi siłami perskiej armii Dariusza Wielkiego. Rzecz jasna nie mówię, iż mamy chyżo wsiadać na koń chwytając za łuki koczowników, tylko o postawie życiowej chytrości, obcej tak białorycerskiemu przegrywizmowi, co i tchórzostwu biedarealizmu między jakimi zwykle miota się krajowa publika. Nie należy również mylić tego z dość rozpowszechnionym niestety u nas polaczkowatym cwaniactwem, gdyż nie staje mu dalekowzrocznej inteligencji koniecznej, aby wyjść poza wąsko pojmowany interes osobisty, skazując przeto w dłuższej perspektywie na zagładę. Apeluję do ostatnich rozsądnych rodaków: bądźmy niczym Władek Drakula, którego romańscy przodkowie nie wyrzekając się swego łacińskiego dziedzictwa, przejęli wszakże od ludów stepowych z którymi wojowali turańskie imiona, tudzież sposoby walki! Dowodem, iż to nie mrzonki wspomniany już Stefan Czarniecki, nawet jeśli wiedziony ambicją uzyskania buławy hetmańskiej, dał się pod koniec żywota wmanewrować w narzucanie siłą rzeszom szlachty monarszego absolutyzmu na francuską modłę, gdy władzę królewską można było wzmocnić jak najbardziej w ramach ustroju Rzeczpospolitej. W pewnych aspektach zaś należało ją wręcz ukrócić np. jeśli idzie o stosowanie liberum veto, bowiem stanowiło ono również prerogatywę koronowanych władców rwących sejmy ile wlezie, a jakoś dziwnie nie przylgnęło do nich stąd miano ''warchołów'', osobny temat. Niemniej innej drogi jak rodzimy i autentyczny ''eurazjatyzm'' sądzę dla nas nie ma, inaczej zwyczajnie sczeźniemy i rzecz nie w groteskowej wizji ''sarmatyzmu'' powiadam, sprowadzonej przez rodzimych okcydentalistów do ''rubasznego czerepu'' oraz wyzysku chłopstwa, co nie wadzi im jak widać gardzić współczesnymi rolnikami, jako rzekomo ''roszczeniową hołotą''. Czy zaś okażemy się do tego zdolni to już zupełnie insza inszość - tak więc na koniec miejmyż baczenie, iż choć Wołyń pamiętamy a za ''chachłami'' niezbyt przepadamy, każdy zabity przez nich ''kacap'' to dla nas Polaków czysty zysk. Dopóty nie otrząśniemy się z prookcydentalnej manii, obojętnie mając przez to na myśli unijny ''grossraum'' Niemców, ciążących ku neomperialnym strukturom globalistycznym podobnie co i Rosjanie, gdyż jednako zawsze byli żadnymi narodami, czy też jankeskich ''reseciarzy'' oraz ich trumpowych wrogów, nie popadając przy tym w równie cielęcy zachwyt nad Orientem. Kiedy potrzebna nam synteza tego co najlepsze u obu: Europy i Azji - z nieuniknioną w obliczu zmian demograficznych na świecie domieszką Afryki, czy nam się podoba to lub nie. Co wszakże nie oznacza zgody na niekontrolowaną niczym migrację, wręcz przeciwnie - tym bardziej należy choć powstrzymywać ów proces dla uzyskania możliwie jak największego jego uporządkowania, uniknięcia groźby chaosu społecznego jaki z sobą niesie. Każdego zaś kto nie posłucha tegoż apelu o konieczne przebudzenie polskiej ''sarmarckości'', niesprowadzalnej żadnej miarą do szlacheckich herbów i pańskiej wzgardy dla chamów powiadam, którą grzeszy akurat dziś antypolska patointeligencja, tego sądzę czeka istny horror rodem z kompozycji Diamandy Galas. Uprzedzam, że oznacza to przerzynanie dźwiękową piłą otwartego mózgu, prawdziwie upiorną symfonię, ale też właśnie taką ma ona dla słuchacza być! Po miłe dla ucha śpiewki o demoliberalnym ''końcu historii'' niechże uda się gdzie indziej, tu nie będzie dlań litości:

 


I jak tam fajnopolacy, ładnie brzmi owo przebudzenie z waszej słodkiej dziejowej drzemki, w jakiej chcieliście desperacko utwierdzić się narodowym zaprzaństwem? He he he...