sobota, 20 stycznia 2024

Nowa sanacja, czyli turanizm polski.

Nie czarujmy się: mamy do czynienia nad Wisłą z faktycznym zamachem stanu, wspieranym nie tylko przez Niemcy, ale i USA. Rzekłbym wręcz, iż to Jankesi cisną bardziej niż Berlin na zdławienie PiS, o czym świadczy zaangażowanie Hołowni, Czaskosky'ego, rzeczywistego przywódcy Trzeciej Nogi Koboski, no i rzecz jasna Bodnara, przebijającego w proamerykańskim ''zmurzynieniu'' nawet Zdradka Sikorskiego. Bezpośrednio jednak poselskie mandaty Kamińskiego i Wąsika ''wygasił'' Jacek Cichocki - prawdziwy ''szyfrant'' z jankeskiej cyberbezpieki, min. koordynator projektu DELab na UW, na moje oko stanowiącym nadwiślański przyczółek jaczejki zza oceanu. Wystarczy lektura biogramu ''członka honorowego'' zarządu tegoż cyberforum Jamesa A. Lewisa, czy kierownictwa ''partnerów głównych'' przedsięwzięcia firm Asseco i Comp. W tle zaś występuje tu Instytut Kościuszki, na którego pejszbukowym profilu natrafić można na wysrywy o ''gender disinformation'' - rzekomo seksistowskiej ''mowie nienawiści'', jaka oczywiście winna być zabroniona [ co innego rzecz jasna jad, jaki wylewa się ze strony rozeźlonych samic pod adresem mężczyzn, szczególnie tych białych i heteroseksualnych ]. Nie dziwi stąd, iż za ''eksperta'' uchodzi tam taki cioł, jak Witold Repetowicz, ale co na Boga w owym gronie robi też Żurawski/Grajewski?! Skądinąd przyznać należy, iż amerykańscy ''reseciarze'' nie mogli obrać sobie lepszego patrona niż Kościuszko, skoro stary już były Naczelnik powstania, a przy tym polski bohater wojny o niepodległość kolonii od ''brytyjskiego jarzma'', z entuzjazmem powitał stworzenie kongresowego ''królestwa'' pod berłem cara... Zastanawiając się nad motywami politycznego przywództwa USA doszedłem do wniosku, że kluczową rolę odgrywają tu realia polityczne byłych ''demoludów'' jak Polska, czy posowieckich quasi-państw powstałych na gruzach ZSRR, na czele z Rosją. Otóż należy pamiętać, że jedynie dla skończonego debila, czyli korwinowca socjalizm równa się etatyzmowi. Bowiem w realnym socjalizmie państwo miało czysto fasadowy charakter, podobnie zresztą jak prawo, co wynikało z marksistowskiego przesądu, jakoby stanowiły one jednako ''narzędzie opresji klasowej'' w rękach kapitalistycznej burżuazji. Powodowało to instrumentalne traktowanie ich przez komunistów, działających na modłę mafii i sekty zarazem, polegającej raczej na nieformalnych układach między jej zwolennikami i preferowaniu tajnych metod działań. W efekcie kiedy sama bolszewia ogłosiła niepodległość swych ''państw'' tuż przed upadkiem ZSRR i już na jego zgliszczach, naznaczone one zostały od swego zarania piętnem gigantycznej ''szarej strefy'', gdzie ubecja i jej konfidenci najlepiej się czują, niczym przysłowiowa ryba w wodzie. Biorąc powyższe, postawmy się na miejscu Amerykanów - jeśli myślą serio o zakorzenieniu się w Europie Wschodniej, kogo mają wesprzeć: formację deklaratywnie wprawdzie projankeską, acz hołdującą mirażowi Stanów Zjednoczonych rodem z propagandy Urbana, o jedynie dodatnim znaku? Rzekomą ''neosanację'', jaka ustami jednego ze swych przywódców kaja się publicznie za ''proces brzeski'' Piłsudskiego, czyniąc to przed pomiotem wsiowej ubecji, który stanowi współczesny PSL [ jaki k... Witos, panie prezydencie?! ]. A może spierdolonych z definicji kucerzy pokroju Memcena, biorących za prawdę książkowe dyrdymały Misesa, Rothbarda czy inszego Hayeka, jednako nie mające związku z kapitalizmem nawet epoki ''rewolucji przemysłowej'', i przecwelonych przez nich wolnorynkowo ''beznarodowców'' Bosaka? Czy też ową postkomunę i jej kapusiów, znakomicie radzących sobie w miejscowych realiach ustrojowych, jakie przecież pod nich były tworzone? No właśnie... Dlatego Jankesi niemal zawsze preferowali układy z jakimiś ''Czerwonymi Khmerami'' czy inszymi mudżahedinami, niż otwarcie proamerykańskimi siłami politycznymi, polegając bardziej paradoksalnie na swych byłych, lub nawet teraźniejszych wrogach. Pomnijmy zaś, iż niezależnie jak to wygląda z formalnoprawnego punktu widzenia, faktycznie III RP jest następczynią PRL, a nie przedwojennej Polski. Dlatego jej pożal się ''elyty'' tak ochoczo przyjęły neoliberalizm, jako ''heglizm dla ubogich'' równie tępy co marksizm, z jego pogardą dla rządu i ''przegrywów'' ekonomicznej transformacji.

Ostatecznie można by jeszcze przystać na ów fasadowy charakter postkomuszego ''niedopaństwa'', gdyby nie tocząca się w sąsiednim kraju prawdziwa wojna. Kwestionuje ona bowiem dramatycznie sam jego byt, oraz narodu jaki w teorii przynajmniej dany rząd ma reprezentować. Dlatego suwerenność państwowa jest koniecznością w realiach XXI stulecia, nie zaś mrzonką jakichś anachronicznych fantastów, hołdujących jakoby ''romantycznym mitom''. Żadne kurwa jebane w dupę ''organizacje pozarządowe'', czy insze globalistyczne ścierwa w rodzaju WHO, nie zastąpią narodowej armii na placu boju. Ukraińcy boleśnie doświadczają tego dosłownie na własnej skórze: ci z nich, jacy zdradzili własny kraj na rzecz Rosji, zostali przez nią ordynarnie wydymani, czego opisowi poświęciłem niedawno cały obszerny tekst na drugim antyblogu [ pomijając z konieczności od groma przykładów ]. Natomiast zachowujący lojalność wobec swego państwa właśnie przekonują się, co znaczy wisieć na klamce Zachodu - nawet jeśli kryzys polityczny w USA zostanie zażegnany i amerykański Kongres przyzna w końcu następny pakiet pomocy finansowej i militarnej Ukrainie, podobna sytuacja nie może się już powtórzyć. Rząd w Kijowie winien więc polegać w jak największym stopniu na sobie, lokując o ile to możliwe produkcję zbrojną na miejscu, co nie wyklucza regionalnych porozumień, jak choćby owo zawarte dopiero co z Brytyjczykami. Wsobność i daleko posunięta autonomia stanowią dziejowy wymóg chwili, nie zaś li tylko chwytliwe propagandowo hasło. Dlatego beznadziejnej narodowej demokracji PiS i takiemuż liberalizmowi Konfederacji, przeciwstawić należy rzeczywistą nową ''sanację'', czyli na teraz republikańską dyktaturę - i wieszanie, zaś w dalszej nieco perspektywie polski turanizm, czyli palowanie... Póty nie znajdą się nad Wisłą radykalne zbiorowości gotowe do bezlitosnej rozprawy z politycznymi wrogami idei niepodległości Polski, trudno mówić o nadaniu realnej suwerenności owemu postPRL-owi, jaki stanowi niestety do dziś III RP. PiS przekonał się właśnie, iż nie sposób dokonać tego demokratycznymi metodami i z zachowaniem wszelkich procedur, a nawet naginając je wszakże bez pójścia na rympał, niczym jego przeciwnicy. Co prawda nie widać dotąd znaczącej alternatywy, niemniej jestem pewien, iż sam rozwój wypadków wymusi wręcz powstanie takowej, inaczej zwyczajnie przepadniemy jako kraj i państwo. TuSSk i Bartuś ''piroman'' Sienkiewicz, wespół z pomienionymi na wstępie jankeskimi agentami wpływu bardzo starają się swym ''terrorem praworządności'', by nastąpił ów moment historycznego przesilenia, po którym z układu władającego III RP nie zostaną nawet strzępy. W tym wszystkim zastanawia mnie jeszcze jedno: o ile mam rację, że Polska jest obecnie pacyfikowana w imię ''resetu 2.0.'', jak niby elity rządzące USA i Europą Zachodnią wyobrażają sobie nowe, trwałe tym razem porozumienie z Rosją? Przecież dowiodła ona swą zbrojną agresją przeciw Ukrainie, że nie sposób obłaskawić jej żadnym ''wandel durch handel'', ani czynionymi na jej rzecz dotąd przez Zachód politycznymi koncesjami! Jedynie skończony dureń wierzyć może, iż coś zmieni pod tym względem usunięcie, lub nawet śmierć kremlowskiego satrapy - to Putin niby w pojedynkę masakruje ukraińskich cywilów i żołnierzy? Wojnę przeciw ''bratniej nacji'' popiera nawet jeśli mniejszość, to znacząca wśród Rosjan, obejmująca jakieś 1/4 populacji kraju, co najmniej drugie tyle zaś gotowe rezać bestialsko kogo popadnie za pieniądze i z rozkazu naczalstwa. Reszta biernie się podporządkowuje, albo nawet jeśli jest przeciw to zwykle siedzi cicho wystraszona represjami, w obawie przed karami finansowymi i srogim więzieniem. Mniejsza zaś popularność wojny niż u jej początku jest efektem li tylko braku wyraźnych sukcesów zbrojnych na froncie, rosnącej liczby ofiar po stronie wojsk agresora, a nade wszystko pogarszania się materialnej kondycji społeczeństwa, gdyż sankcje jednak działają acz nie w tempie, jakiego można by sobie życzyć. Wystarczy zresztą przywołać obserwację rosyjskiego blogera, jaką umieściłem pod koniec ostatniego tekstu na drugim antyblogu, że gdyby w Rosji panowała realna demokracja, kacapskie czołgi szturmowałyby Kijów jeszcze tuż po aneksji Krymu

Paradoksalnie więc reżim Putina, cynicznie wykorzystując do własnych celów i podsycając ślepy szowinizm swych poddanych, zarazem jawi się jako jedyny realny bezpiecznik przed co bardziej krewkimi wyznawcami ''ruskiego miru''. O czym świadczy choćby nie tylko areszt Girkina, ale i zatrzymanie niedawno neostalinisty Siergieja Udalcowa. Rzecz jasna moskiewska satrapia czyni to we własnym interesie, gdyż niepotrzebni jej właśni entuzjaści, gotowi swym fanatyzmem zagrozić jeszcze stabilności biurokratycznej machiny kremlowskiej tyranii. Niemniej pozostaje kwestia, co w razie obalenia Putina, lub jego naturalnej śmierci ze starości czy choroby, gotowy jest przedłożyć Zachód armii ''siłowików'' władających tradycyjnie Rosją? Nigdzie przecież nie znikną nagle rzesze mundurowych, tak czekistów co i kadry oficerskiej, oraz służby więziennej zatrudniających razem setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzi w całym kraju. Wszyscy oni żyją z brutalnego pacyfikowania reszty Rosjan, a także mieszkańców innych krain padających ofiarą ich agresji, kto więc niby ma ową swołocz zmitygować - Nawalny? A może Maksymka Katz, moskiewski judeoliberał nawijający swej rosyjskojęzycznej publice krzepiące brednie, że ona niczemu winna, bo za wszystko ponosi odpowiedzialność wyłącznie Putin i jego szajka takich jak on zbrodniarzy. Podobnie Jekateryna Szulman i w ogóle cała kacapska ''opizdycja'', zdolna jedynie pełnić rolę przysłowiowego ''listka figowego'', o ile nie kwiatka do kożucha dla faktycznie rządzących Moskowią resortów mundurowych. Obawiam się, że Zachód gotów obłaskawić je głównie kosztem Polski, jak i Ukrainy, co tyczy nie tylko spierdolonej UE, czy nawet post-obamowych ''reseciarzy'' z administracji Bidena, ale również zwolenników Trumpa włącznie z nim samym. Obym się mylił, inaczej bowiem Polska ma przesrane, gdyż niezwykle trudno będzie walczyć o nie tyle zachowanie, co zdobycie niekłamanej suwerenności kraju, mając przeciw sobie nie tylko Rosję i Niemcy, ale również USA i nawet znakomitą większość tak zwanych rodaków... Wszakże innego wyjścia nie widać, podołają zaś temu jedynie naprawdę bezwzględni ludzie, do których nie kryję wcale się nie zaliczam. Kreślę niniejsze słowa z pełną świadomością, że nie wyżyłbym po zaprowadzeniu postulowanego przez mnie polskiego turanizmu, chyba że jako szaman, neoplemienny wróż, boży opętaniec:). Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż taki jest w mym najgłębszym przekonaniu dziejowy wymóg chwili, miażdżący w proch liberalny indywidualizm [ czego najlepszym dowodem zwłoki jednostek, gnijące na polach boju Ukrainy ]. Natomiast neoendecki w istocie PiS, co i beznadziejnie liberalna Konfederacja niech idą się pierdolić, bowiem jednako przynależą do świata, który już przeminął na naszych oczach. Wojna na Ukrainie zaś zwiastuje nadejście nowego, gdzie na podobne formacje zwyczajnie nie będzie miejsca, chyba że przejdą one radykalną przemianę. Wątpię jednakże, aby tacy kucerze przeprosili się z państwem - no chyba, że za kasę, przy czym nie mam oczywiście na myśli marnych raczej urzędniczych pensji, a prędzej sute wypłaty dla zarządów strategicznych spółek, ale nie o to przecież tu idzie. Tymczasem sąsiednia Ukraina jest państwem granicznym, jak sama jej nazwa wskazuje, o ironio przez swą peryferyjność znajdującym się w centrum globalnych zmian, jako położona na rozstaju kultur i cywilizacji. Polsce więc przyszło egzystować na skraju geopolitycznego wulkanu, dlatego nie ma bodaj głupszego hasła, niż ''to nie nasza wojna''. Durniem jest kto sądzi, że może uchronić się przed konsekwencjami brutalnego konfliktu w sąsiednim kraju, chowając za plecami Niemiec, czy nawet USA. Ostatecznie nikt bowiem nie wyręczy go przed konfrontacją z egzystencjalnym wrogiem, prącym bezwzględnie po trupach do uzyskania wymarzonego przezeń statusu europejskiego, nie zaś azjatyckiego mocarstwa. Podołać temu może więc jedynie postulowany tutaj polski turanizm, jakiego uosobieniem w swoim czasie był Stefan Czarniecki, nawet jeśli nie wszystkie wybory polityczne owego hetmana były dlań i Rzeczpospolitej zbyt szczęsne. Inne wyjście twardo obstawiam realnie nie istnieje. Dodajmy na koniec dla porządku, iż nie mam przez to na myśli pajacowania w ''maciejówkach'' a la Słomka, ni pozowania na Marszałka w grupach rekonstrukcyjnych, lecz zaadaptowanie piłsudczykowskiego radykalizmu do zupełnie nowych wyzwań, niż te przed jakimi Polska stała przeszło wiek temu.

ps.

Poniewczasie przyszło mi jeszcze na myśl, ale już tylko żartem, iż USA wspomagają Niemcy w dławieniu Polski, gdyż owym sposobem równają grunt dla... swych przenosin nad Wisłę! Takowe farmazony głosi serio nie kto inny, co sam Patruszew - jeden z głównych czynowników Putina i podobnie jak on czekista, a ponoć też faktyczny rządca Kremla. Bowiem wedle niego Jankesom lada chwila wybuchnie pod tyłkiem ''superwulkan'' Yellowstone, z wywołanej zaś przezeń apokalipsy ocaleją jakoby tylko Europa Wschodnia i Syberia... Tak więc o ile Ukraina w zamyśle ''anglosaskich globalistów'' ma zostać ''niebiańską Jerozolimą'' i ''nowym Izraelem'', to najwidoczniej w dorzeczu Wisły powstaną ''Stany Zjednoczone Polski'', o których tyle prawił Max Golonko - prawdziwy zeń wieszcz narodowy! W sumie dlaczego by i nie, z dwojga złego wolę to niż ''ruski mir'', albo niemiecki ''grossraum'', byle tylko nie wciskano nam lewackiej Kalifornii, a jeśli już prawicowy Teksas. Mówiąc zaś poważnie: być może Amerykanie forsują tak antyPiSowski zamach stanu, albowiem uznali lepiej, kiedy Julkom i Oskarkom przyjdzie wojować za ''uśmiechniętą Polskę'' z aborcją na pełnej i bez Czarnka, gdyż nie będzie już wtedy dla nich wymówek. Nikt im jeszcze nie wytłumaczył niebożętom, że naród ni państwo nie stanowią przedmiotu kontraktu, ''umowa społeczna'' jest przecież liberalnym mitem. Nawet pasujące najbardziej do owego wzorca pierwsze wspólnoty amerykańskich kolonistów nie powstały li tylko wolą swych członków, lecz działały na mocy przywileju nadanego przez władzę monarszą królów Anglii i jedynie w zakreślonych przez nich ramach. Pomijając jednak problem, jak z wynarodowionej swołoczy nadwiślańskich abderytów zrobić żołnierzy swego kraju, nie pasuje to do tezy o klarującym się nowym ''resecie''. Chyba, że nie idzie wcale na zawarcie trwałego pokoju, a coś w rodzaju zbrojnej równowagi sił na podobieństwo obu Korei, wymagającej przeto permanentnej mobilizacji wojennej [ acz wygląda, iż nadchodzi jej kres! ]. Tak więc jankeskie intencje pozostają dla mnie wciąż niejasne do końca np. jeśli amerykańskie firmy utracą sute kontrakty na budowę elektrowni atomowych w Polsce, winić za to mogą jedynie własny rząd, który najwidoczniej poświęcił interesy swych przedsiębiorców dla mętnych układów z Niemcami - i może Rosją...