niedziela, 16 lipca 2023

Rosja jest jak Hunter Biden.

...ćpun, kurwiarz i degenerat, który pierdolił wdowę po swym zmarłym bracie. Zdeprawowany oszust stanowiący zagrożenie dla własnego kraju, lobbując u ojca w interesie chińskich i rosyjskich agentów wpływu. Bogaty z urodzenia przegryw, notorycznie gubiący laptopy z kompromatami na samego siebie. Mimo to stary Biden raz za razem wyciąga niewydarzonego synalka z gówna, w które ten nieustannie lezie, bez względu na koszty polityczne jakie to dlań niesie. W normalnych czasach porządny ojciec śmiecia podobnego Hunterowi dawno by wydziedziczył, lub nawet zarżnął własnoręcznie jak barana, w ostateczności trzymał w chlewie na łańcuchu karmiąc obierzynami z koryta. No ale skoro szanowny tatuś lubi obmacywać publicznie małe dziewczynki i przechowuje tajne dokumenty w garażowych kartonach... Najwidoczniej Biden senior ma upodobanie do ludzkich spierdolin, inaczej bowiem nie jestem w stanie wytłumaczyć jego lobbowania za nominacją von der Leyen na szefową NATO - faktycznie możemy więc mówić o ''porażeniu mózgowym'' owego Paktu. Niestety, przyszło nam żyć w czasach, gdy im większym jesteś nieudacznikiem, jak wspomniana Ursula, tym bardziej masz szansę zrobić błyskotliwą karierę. Skończy się tym, że koronują ją na cesarzową globu, Klaus Schwab uroczyście nałoży jej na tępy łeb diadem z putinowskiego kału, gromadzonego pieczołowicie przez kremlowską ochronę, jako najcenniejszy obecnie zasób Rosji. Podobne uczucia prezydent USA musi żywić też do samych Moskali, skoro postanowił kolejny raz uratować im tyłek pod rękę z Scholzem, podczas ostatniego szczytowania NATO w Wilnie. Nie mam stąd żadnej satysfakcji, że potwierdziły się moje najgorsze przypuszczenia, gdym czyniąc dopisek tydzień temu do poprzedniego tekstu o rokoszu Prigożyda przewidywał, iż ''Niemcy wraz z Jankesami pewnie znowu poczną wyciągać kacapskich psychopatów z bagna, w jakie sami tamci zaleźli''. Cholera wi czemu, może staremu Joe spodobała się krwawa ''soap opera'' w wykonaniu ''wagnerowców'', a w odstawianiu takowych szopek kremlowscy chucpiarze są akurat dobrzy. Szydzę rzecz jasna, acz coś faktycznie jest na rzeczy, o czym świadczy niedawna agitka ''Newsweeka'' o roli CIA w ukraińskiej wojnie, z którego to artykułu płynie jednoznaczny wniosek, iż dupa zeń a nie tajna agencja. Bowiem ku zaskoczeniu jej szpiegów Rosja nie zdobyła Kijowa, krnąbrni Ukraińcy bez ich wiedzy mieli też jakoby wysadzić Nord Stream, a nawet walnąć po Kremlu dronem, choć wszyscy ludzie serio wiedzą, że za ostatnią akcją stoi ''Ludowa Republika Arbatu'' skonfliktowana z tą na Łubiance. Rzekomo ''zbłąkana ukraińska rakieta'' miała gruchnąć w Przewodów, akurat kiedy szef CIA Burns leciał z Turcji do Kijowa po ''dogoworach'' z władyką rosyjskiej ''razwiedki'' Naryszkinem - na pewno tak było, bez dwóch zdań. Kropkę nad i postawił przywołany na końcu tekstu polski czynownik, bredzący o ''nieodpowiedzialnych ukraińskich politykach'', niestety nie wymieniony z nazwiska, ale coś mi mówi, że zwą go ''Zdradek''. Generalnie artykuł powinni przeczytać wszyscy, co powielają bzdury za teatrem dla gojów sprokurowanym przez kremlowskich Żydów pokroju Sołowjowa-Szapiro, jakoby USA miały ''walczyć do ostatniego Ukraińca''. Tymczasem wynika zeń, iż Ukraina sprawiła przykrą niespodziankę Amerykanom, nie pozwalając Rosji wziąć szturmem Kijowa, gdyż Jankesi szykowali się już na ''scenariusz afgański'' w warunkach Wschodniej Europy i co najwyżej wsparcie jakiejś banderowskiej partyzantki na Zakarpaciu, a tu taki klops z którym bidulki nie wiedzą do dziś co począć. Dogadali się przecież z Moskalami, dając im faktycznie przyzwolenie dla zbrojnej agresji na sąsiednie państwo, pod warunkiem jedynie ograniczenia walk do ukraińskiego terytorium i bez użycia podczas nich broni nuklearnej, na co Kreml ochoczo przystał. Ukraiński dziennikarz Jurij Romanenko trafnie rzecz podsumował, iż sytuacja jego kraju przypomina obecnie Czechosłowację w '38 roku, która wszakże postawiła się Hitlerowi wprawiając tym w zakłopotanie możnych tego świata. A już miało być tak pięknie, Adi odstawiłby brudną robotę Holocaustu, by powstał nowy Izrael... Tymczasem współczesny pepik, ''mały żydek'' Zełenski pomieszał im szyki nie uciekając ze stolicy, rzekomy klaun okazał się twardym facetem, gdyż geniusze amerykańskiego jak i rosyjskiego wywiadu pomylili jego gwiazdorską kreację z nim samym. Zdaje się zapomnieli, iż paradoksalnie komicy to zazwyczaj ludzie bardzo serio poza sceną, bywa nawet mocno depresyjni, jak Robin Williams popełniający w końcu samobójstwo. Na szczęście nie tyczy to ukraińskiego prezydenta, bowiem w kryzysowej sytuacji zachował się jak mężczyzna, a nie rozhisteryzowana ciota i sowiecki agent Benesz, wszakże niwecząc tym scenariusz ugadany już przez Kreml z Białasowym Domem.

Przynajmniej takie wnioski można wyciągnąć z rzeczonego artykułu ''Newsweeka'' i jak w każdej dezinformacji prasowej tkwi w nim zapewne spore ziarno prawdy. Trudno bowiem traktować poważnie wymówki Bidena, by nie przyjmować do NATO Ukrainy ze względu na faktycznie rozpanoszoną w niej korupcję. Nie przeszkodziła ona jakoś słynącej z ''uczciwości'' Bułgarii choćby w przystąpieniu do Paktu, a i Polska gwoli uczciwości pod rządami komuchów Millera i Kwaśniewskiego nie stanowiła pod tym względem wzoru cnót, bardzo oględnie zowiąc. Insza inszość, że zostaliśmy wówczas ''członkami NATO II-ej kategorii'', co trafnie spostrzegł ostatnio Marek Budzisz, bez stałych baz wojsk Sojuszu i faktycznej osłony nuklearnej, a to ze względu na veto Rosji ku czemu Zachód ochoczo przystał. Dlatego realna przyczyna niechęci prezydenta USA tkwi gdzie indziej: w uporczywym zapatrywaniu się nie tylko niemieckich, ale i przeważającej części amerykańskich elit politycznych na Rosję, jako integralnego komponentu europejskiej i ogólnie światowej równowagi sił. Wbrew faktom, świadczącym jednoznacznie, że ów kraj może stanowić jedynie źródło globalnej destabilizacji i chaosu, a to przez tyrańską naturę jego władzy stojącej ponad państwem i prawem, stąd nieustannie anarchizującej podległe sobie terytorium i wszystko wokół. Dlatego tworzyć może tylko narzędzia zniszczenia, na czele z kompleksem militarno-przemysłowym, jakim Rosja od wieków stoi, a także towarzyszącą mu propagandową chucpą ''wielkiej kultury'' [ Tołstojewski etc. ]. Przy czym nie ma większego znaczenia, jaką formę przybierze kacapski despotyzm - monarchiczną, komuszą, faszystowską czy neoliberalną a nawet LGBTariańską, w niczym to bowiem nie zmienia jego całkowicie samowolnej i arbitralnej natury. Sprokurowanej przez ''żydowinów'' przypominam, stąd pewnie dlatego czują doń miętę takie globalistyczne kreatury, jak dobry kumpel Putina KiSSinger. Żartuję, niemniej pora uznać fakt filorosyjskiej psychozy, na jaką cierpią elity Zachodu z USA na czele, jakie wręcz panicznie obawiają się upadku Moskowii, wbrew temu co pierniczą różne Duginy czy insze Girkiny. Wszakże nie oznacza to bynajmniej ulegania jej, a jedynie trzeźwą refleksję, że trzeba nam w Polsce oraz innym krajom regionu już teraz szykować się na czarny scenariusz, który przewidywałem onegdaj na drugim blogu. Pisząc tłustym drukiem, iż ,,Rosja w której ''tęczawe'' parady zastępują wojskowe na Placu Czerwonym, lecz nadal posiadająca broń atomową i znajdująca posłuch nie tylko w Berlinie, ale co gorsza i Waszyngtonie jest o wiele groźniejsza, niż ta pod obecnym nierządem Putina'', który oby więc zdychał jak najdłużej. Należy stąd poważnie traktować przejęcie schedy po nim przez pokraczny sojusz liberalnego żydostwa i kacapskich faszystów, zjednoczony pospólną nienawiścią do muzułmanów i obawą przed dominacją Chin. Bowiem jedyne racjonalne wytłumaczenie, jakie widzę dla zagłaskiwania przez Jankesów rosyjskiej bestii, stanowi manewr ''odwróconego dupą ku Moskwie Kissingera'' w jej wykonaniu. Rzecz jasna nie mam na myśli bezpośredniej konfrontacji z Chinami, na co Kacapia jest dziś zwyczajnie za słaba, ale ''proxy war'' w postaci zbrojnej inwazji na Kazachstan czemuż by nie? Putin od dawna przecież kwestionuje otwarcie nie tylko ukraińską, ale i kazachską państwowość a z tym żartów jak widać nie ma. Wspierany tu przez legion rosyjskich szowinistów z Girkinem na czele, oraz kremlowskie szczujnie medialne pod władaniem Żydów i lesb, które nie ustały gardłować w owym duchu nawet podczas ostatniej wojny. Porażka czy choćby klęska na Ukrainie w niczym ich nie powstrzyma, mogli wdepnąć w jeden beznadziejny konflikt to i polezą zaraz w drugi, z deszczu pod rynnę - jakież to rosyjskie. Tym bardziej, że wkrótce może pojawić się w kraju liczna rzesza uzbrojonych facetów bez zajęcia, z których wielu poczuło już krew i bez wojny żyć nie są w stanie, tak zryła im łeb. Najeżdżając zaś Kazachstan nie będą narażeni na masakrowanie ''hajmarsami'' czy inszymi ''sztormszedołsami'', a tylko zmagania ze znajomą im posowiecką bronią, niechby zmyślnie unowocześnioną przez Chińczyków. Oczywiście zawsze na stole jest opcja rozbioru Azji Środkowej między Pekin a Moskwę, co już w przeszłości bywało, wszakże wątpię by przystały na ów scenariusz tamtejsze państwa, na czele ze strategicznie ważnym obecnie dla Chin Turkmenistanem. Zacieśniającym przy takowym obrocie spraw zapewne panturańską integrację eurazjatycką z Turcją i Azerami, przy wsparciu Brytoli czego symbolicznym wyrazem masońska piramida w Astanie, dziś Nursułtan. Istotna funkcja owej ''dyskretnej'' organizacji jest u nas kompletnie zmistyfikowana - to żaden ''globalny Sanhedryn'', a jedynie narzędzie zarządzania rozproszonym na niemal wszystkich kontynentach wyspiarskim imperium, czy raczej tym co zeń pozostało. Przekształcającym się w myśl hasła ''global Britania'' w Anglo-Eurazję, takowa bowiem istnieje wbrew bełkotowi różnych Duginów, ale i mniemanych ''ojropejczyków'' co i na żal PiSowców, jednako potrafiących reagować na ów fakt tylko bredzeniem o ''Londonistanie''.

Powracając do kwestii możliwej jak sądzę ''specoperacji wojskowej'' Rosji wymierzonej w kazachską państwowość - nie widzę powodu, by tak ''pro-BLMowska'' administracja Bidena po cichu nie miała pobłogosławić środkowoazjatyckiej ''wojny rasowej''. Przecież szczególna wrażliwość żywiona przez nią do rzekomych ''praw osobowiszczy'' LGBT-coś tam, nie przeszkodziła jej wcale w porozumiewaniu się z takimi ''homofobami'', jak Putin i jego kamanda ponad głowami władz Ukrainy. Ławrow zaś ośmielił się nazwać publicznie Hitlera Żydem, czy globalny Sanhedryn na czele z Klausem Schwabem obłożył go za to anatemą? No właśnie, więc i tu brak jakichkolwiek hamulców ni obostrzeń. Wszakże jedno wydaje się pewne: jeśli takowa rozpierducha wojenna się wydarzy, zarówno nasi ''euroatlantyści'' co i obrońcy ''syfilizacji judeołacińskiej'' spod znaku Konecznego, jednako skończą z mordą w kałuży. Bowiem pozostając konsekwentnymi będą zmuszeni wesprzeć rosyjską ''krucjatę białego człowieka'' przeciw ''turańskiej dziczy'', z mniej lub bardziej otwartym wsparciem znienawidzonego, lub wielbionego zależnie od zajmowanej przez nich postawy USraela. Co do mnie, nawet palcem na klawiaturze nie ruszę w obronie zdrajców białej rasy, nasyłających na Ukrainę buriackich lub czeczeńskich rzeźników i gwałcicieli, niech Kazachowie zarzynają ich jak barany, aby poczuli własne łajno na twarzy. Z drugiej, biorąc stopień ''zażydzenia'' obecnego Kremla, tudzież liczbę innych mieszańców etno-rasowych na szczytach rosyjskiej, ale raczej nie ruskiej władzy, trudno w sumie zarzucać im przeniewierstwo w tym względzie... Pewnie dlatego znajdują wspólny język z globalistami Zachodu, mimo deklarowanej gromko wrogości i otwartej rywalizacji, wszakże w obrębie tego samego obozu ''zgniłego Okcydentu''. Ukraina więc grzeszy naiwnością wobec niego swą ''eurofilią'' i zapatrzeniem w USA, co i dla nas w Polsce winno stanowić przestrogę. Sami Ukraińcy zresztą są tego świadomi, przynajmniej niektórzy z ich czołowych intelektualistów, jak Serhij Daciuk. Trafnie bowiem spostrzegł niedawno, iż jego rodacy ograniczając walkę o swą niepodległość narodową do sfery kultury i języka, zaniedbali całkiem jej materialne podstawy w postaci własnego przemysłu zbrojeniowego, jaki pozostał im w spadku po ZSRR, a który roztrwonili niemal do reszty. Słusznie więc za hańbę uważa, że kraj nie ma własnych rakiet ni jest w stanie produkować masowo pociski dla artylerii, zmuszony tym żebrać o nie u Zachodu ową zależność bywa cynicznie wykorzystującego, choćby jak teraz nie udzielając należytego wsparcia ukraińskiej kontrofensywie. Grzęznącej przez to w stepach Zaporoża, a mimo tego uporczywie postępującej wbrew wszelkim wojennym prawidłom, bez przewagi samolotów i rakiet dalekiego zasięgu, kompensując je głównie odwagą żołnierzy oraz zmysłem taktycznym dowództwa. Wszakże Daciuk myli się upatrując winy za ów stan rzeczy li tylko w neobanderowskich radykałach, marginalnych nawet teraz w toczącej wojnę Ukrainie, co poniekąd sam przyznaje. Zasadniczym jej problemem bowiem nie są obecnie faszyści spod znaku ''krwawego Stepana'', jak niestety wielu Polaków dało sobie wmówić, ani nawet pokomusze zaszłości wciąż żywe w owym kraju, ale rodzime ''żłopstwo'' pod którym to mianem kryje się odpowiednik naszego swojskiego niestety cwaniactwa, pazerności i chamstwa. Całkiem bezideowego przy tym, mogącego więc przybierać najróżniejsze i wzajem ostro nieraz skonfliktowane politycznie formy. Żałować wypada, że nie tylko Rosję trawią całe tabuny klonów Puszylina, gotowych zamienić własną ojcowiznę w pustynię, byle tylko mogli wygrzewać tyłki w Dubaju - również Ukraina co i Polska cierpią podobną przypadłość, nawet jeśli na szczęście nie w tym stopniu co Kacapstan. Dlatego nasz wschodni sąsiad płaci teraz straszną cenę krwi swych żołnierzy i cywilów oraz ruiny miast, bowiem zamiast modernizować własną poradziecką zbrojeniówkę doprowadził do upadku fabryk rakiet w Dnieprze czy czołgów w Charkowie. Brakło zmysłu strategicznego i woli politycznej niezbędnych dla realnej niepodległości, cała para zaś poszła w ukraińską cepeliadę wyszywanych koszul i pomników Bandery. Acz można zarzucić Daciukowi, iż sztucznie przeciwstawia obsesję na punkcie zachowania narodowej czystości technologicznej modernizacji, biorąc pod uwagę jakiż to kraj jako pierwszy począł tworzyć rakiety czy odrzutowce... Przemysł militarny, nad którego utratą tak boleje, również ostał się Ukrainie po totalitarnym przecież ZSRR, nie w tym więc problem, lecz jak powiadam cwaniackim ''żłopstwie'', dla którego liczą się wyłącznie krótkoterminowe zyski, czerpane z rabunkowej eksploatacji tu i teraz. Wspomniany Jurij Romanenko trafnie nazywa to ''kanibalizmem'' własnej ojczyzny - kiedy potrzeba na gwałt stawiać zakłady dronów bojowych i obronę przeciwrakietową, burmistrzowie ukraińskich miast przewalają ogromne budżety na stadiony czy nową kostkę brukową, jak ichni Czaskowsky mer Kliczko - w trakcie wojny!

W efekcie Ukraina szarpie się obecnie desperacko, uwięziona na krótkim łańcuchu, gdyż w zależności całkiem dla swego ocalenia od Zachodu, który wszakże żywi odmienne od niej interesa. Przerażony jest bowiem ostatnimi deklaracjami gen. Załużnego, że nic nie powstrzyma go przed zajęciem Krymu, jeśli tylko pojawi się taka możliwość, a nawet przeniesieniem walk na terytorium Rosji, czego Okcydent z USA na czele najbardziej się obawia. Traktując nadal Moskowię Putina niczym dawne ZSRR, niepomny jej regresu o jakim wspomina rosyjsko-żydowski pisarz Dmitrij Bykow. Słusznie bowiem zauważył, że breżniewowska ''gerontokracja'' prezentuje się całkiem przyzwoicie na tle putinowskiego reżimu, zwłaszcza jego obecnej postaci wyznaczanej przez kryminalistów i degeneratów, pokroju Prigożyda i ''fuhrera'' jego ''prywatnej'' armii neonazisty Utkina. Na tym właśnie polega główny błąd nie tylko Niemców, ale i większości Amerykanów niestety, upatrujących wciąż w Rosji jakowejś przeciwwagi dla Chin i świata islamu. Moskale to wiedzą, stąd grzeją prowokacje w podmoskiewskich Kotielnikach, gdzie miejscowi Ruscy ślą apele do władz, by wzięto ich w ochronę przed muzułmańskimi migrantami terroryzującymi okolicę. Zapewne rozpierducha stanowi ''podgotowkę'' pod możliwą inwazję na ''bisurmański'' Kazachstan, co rozwój zdarzeń wkrótce okaże. Powracając na Ukrainę: Arestowycz z goryczą upatruje słabości swego kraju w dziedzictwie kozackiej Siczy, pokrywającej bohaterszczyzną wojowników swą systemową słabość, brak organizacyjnego zaplecza. Innymi słowy, Ukraińcy gotowi są wojować, wszakże jedynie na cudzy koszt - jak nie polskiego króla, to znowuż moskiewskiego cara, a nawet tureckiego sułtana. Przed nimi zaś stoi dziś zadanie ustanowienia niepodległości na własny rachunek, i tu zaczynają się przysłowiowe schody. Wyjaśnienie jest mym zdaniem prostsze niż proponowane przez imć Ołeksija: otóż Ukraina to podobnie jak współczesna Rosja czy Kazachstan jedna z byłych radzieckich republik, jakich niepodległość ogłosiły władające nimi postkomusze mafie i bezpieki. Rząd natomiast w realnym socjalizmie pełnił rolę fasady dla owych komunistycznych sitw i sekt w jednym, zgodnie z marksistowską doktryną głoszącą, iż ''państwo jest formą kapitalistycznej opresji klas pracujących''. Po upadku więc oficjalnej ideologii ostało się li tylko mafijne sekciarstwo władających posowiecką zoną elit, przechodząc ''dialektycznie'' we wspomniane wyżej ''żłopstwo''. Wystarczało to na czas iluzji post-liberalnego ''końca historii'', ale przyszedł nań kres wraz z nastaniem realnej dziejowej rozpierduchy. Posowieckiemu bezhołowiu sprzyjał zaś fakt systemowego bezprawia komunizmu, zgodnie z marksistowskim założeniem, iż nie tylko państwo ale i prawo stanowią formy ''burżuazyjnej opresji'', na które nie ma miejsca w utopii bezklasowego społeczeństwa. Dlatego bolszewicy zwali bandytów ''elementem socjalnie bliskim'', traktując znacznie łagodniej kryminalne rozboje niż błahe nawet polityczne wykroczenia. Nie dziwi stąd łatwość z jaką komuniści i bezpieka jęli oddawać się grabieży po sprokurowanym przez nich rozpadzie ZSRR. Wszakże część z nich tak na Ukrainie co i w Rosji, najwidoczniej nie mogąc żyć bez jakiejś ideologii, stała się jawnymi faszystami. Najlepszym tego dowodem sam Putin, wychwalający publicznie czarnosecinną filozofię Iwana Iljina, usiłując przy tym ''denazyfikować'' Ukrainę min. za pomocą rosyjskich neonazistów z ''Rusicza'' i tym podobnej pogromowej swołoczy. Wszakże dotyczy to również posowieckiej Ukrainy i odrodzenia kultu niewątpliwego faszysty Stepana Bandery. Admiracja doń wielu ukraińskich postkomunistów przestanie dziwić, gdy uświadomimy sobie, że już przed wojną ichni bolszewicy z tzw. KPZU sławili w swych drukach propagandowych rodzimych faszystów jako ''rewolucyjnych bojowników mas ludowych zachodniej Ukrainy''. Z kolei sama OUN niejednokrotnie wykorzystywała politycznie burdy i zamieszki wszczynane przez ''czerwonych'', jak to miało miejsce podczas fali krwawych zajść na Wołyniu w 1935 roku. O czym przeczytać można w zacnej rozprawie traktującej o niepokojach społecznych doby Wielkiego Kryzysu w II RP [ tamże również wzmianki o raportach ówczesnej polskiej policji, diagnozującej z niepokojem próby budowy jednolitego ''frontu ludowego'' ukraińskiej komuny i nacjonalistów Bandery ]. 

Jednym słowem Ukraińcy popełniają gruby błąd, traktując rodzimy faszyzm jako rzekomą ''alternatywę'' dla posowieckiego dziedzictwa, i rychło przyjdzie im za to zapłacić, gdy możni sponsorzy z Zachodu wykorzystają zapewne ów fakt, by ich pocisnąć do ugody z Kremlem, jakiej tak pragną. Niegotowi całkiem na możliwy scenariusz upadku Rosji, prawdopodobny w kraju, gdzie tak ''zażydzony'' reżim jak putinowski sławi jednako rosyjskiego faszystę Iljina, co i bolszewickiego kata Berię, odpowiedzialnego min. za mord polskich oficerów w Katyniu i wiele innych zbrodni wobec naszej nacji. Nie słyszę wszakże, by ów skandal wywoływał równe oburzenie nad Wisłą, co ukraińskie próby negowania, czy przynajmniej rozmywania odpowiedzialności OUN za ludobójstwo Polaków na Wołyniu, dokonywane przez jakieś neobanderowskie pinglary. Wszakże ordynarnym kłamstwem jest, że nie spotykają się one jakoby z publicznym odporem na samej Ukrainie, czego dowodem choćby żywa działalność ichniego historyka i publicysty Danyło Janewskiego, publicznie dystansującego się wyraźnie od dziedzictwa Bandery. Napisał o nim krytyczną biografię, jakiej przekład żywię nadzieję ukaże się także w języku polskim, gdyż dostępna na rynku autorstwa Rossolińskiego-Liebe jest nie do czytania. Powołuje się on bowiem tam na oszusta Grossa, co nie dziwi u kreatury badającej rzekomą ''kolaborację niemiecko-polską podczas II wojny światowej'', opłacany w tym przez niemieckie fundacje i muzeum ''Polin''. Dlatego zdecydowanie wolę podejście Janewskiego, trafnie konstatującego, iż ukraińskich komunistów i faszystów połączyła wspólna nienawiść do dziedzictwa dawnej Rzeczpospolitej, wystarczyło więc by ''czerwoni'' hasłu o rewolucji przydali przymiotnik ''narodowa'', aby przechrzcić się gładko na ''patriotów'' i ''nacjonalistów''. Nawet jeśli ów historyk myli się co do samej Rosji, identyfikując ją z ''cywilizacją Wielkiego Stepu'', czego obaleniu poświęciłem ostatnio całą serię tekstów na drugim [anty]blogu. Tak czy owak Ukraina podobnie jak i Polska daleko nie zajadą pogrążając się we wzajemnych swarach i dziejowych resentymentach. Przy czym nikt nie mówi, abyśmy zaraz obłudnie ''wybierali przyszłość'', wystarczy zachować jedynie zdrowy rozsądek i właściwą miarę, nie negując tego co nas nieodwołalnie dzieli rozwijali współpracę na innych polach, w imię obopólnych żywotnych interesów. Nade wszystko w dziedzinie wojskowej, ale też i politycznej oraz gospodarczej, bowiem Ukraińcy zyskali wprawdzie mocny fundament państwowości w postaci zaprawionej już w bojach armii, jednakże mogą przegrać na ''froncie wewnętrznym''. Poległszy w reformie administracji państwowej i poradzeniu sobie z wszechobecną korupcją, dziedzictwie wspomnianego już poradzieckiego bezprawia. Czynnie zaangażowany w walkę zeń polski ekspert Piotr Kulpa zwraca uwagę, że dziś zwykłych Ukraińców radują bardziej nawet niż zwycięstwa na froncie kolejne zatrzymania czy dymisje nieudolnych i sprzedajnych własnych polityków. Sygnalizuje to niechybnie pilną konieczność reform wewnętrznych, bez których Ukraina zwyczajnie nie przetrwa, nawet gdy rosyjskie zagrożenie zostanie od niej oddalone, czemu rzecz jasna Polacy winni sprzyjać w swym dobrze pojętym interesie narodowym. Bez względu na banderowskie resentymenty głośnej mniejszości Ukraińców, na których powtarzam sami rychło się wyłożą, na szczęście wielu z nich ma tego świadomość i stąd otwarcie przeciwstawia się im, jak wykazałem. Skądinąd ciekawym dlaczegóż nasza ''ideowa prawica'', tak niby pryncypialnie antykomunistyczna, potrafi w kółko tylko gardłować o ''banderowcach'' niczym jaka antifa, ignoruje zaś anarchistów walczących po stronie Ukrainy co i Rosji. Mniej licznych niż faszyści, niemniej zadziwiające, że polscy konserwatyści i narodowcy zdają się nie zauważać, iż Ukraina to nie tylko dziedzictwo ''krwawego Stepana'', ale i Nestora Machno o czym u nas niemal kompletna cisza. Tymczasem nowolewicowy Socjalny Ruch współpracuje ściśle z polskim ''Razem'' i anarchistami Inicjatywy Pracowniczej, jego bojownicy zaś walczą na froncie z rosyjskimi okupantami i wielu już poległo min. pod Bachmutem, by wymienić tylko Jewgienija Osiewskiego czy Dmytro Pietrowa. Polskawa dupoprawica sra się neobanderowcami, ale współcześni machnowcy z karabinami w rękach jakoś nie budzą u niej grozy - a kurwa powinni! Prędzej debile pomylą czarno-czerwone flagi anarchistów ze sztandarami OUN, dlatego cokolwiek sądzę o tych lewakach robią przynajmniej o tyle dobrą robotę, że jebią równo kacapofili od których wciąż roi się na zachodniej lewicy co i pozaeuropejskiej. W każdym razie prospołeczna lewica ma potencjał do rozwoju na Ukrainie, wprawdzie po 2014 roku znalazła się w defensywie, gdyż nie bez podstaw kojarzono ją powszechnie z ruskimi kurwiszczami, a też wielu z jej działaczy skompromitował ordynarny lobbing moskiewskiego kapitału, ubrany tylko w poradzieckie resentymenty. Dziś jednak rzecz wygląda inaczej, w dobie ostrego kryzysu społecznego wywołanego wojną i upadkiem ekonomii kraju zniszczonej przez rosyjskiego wroga. Swoje też dokłada polityka finansowa ekipy Zełeńskiego, która przynajmniej gospodarczo jest ukraińskim odpowiednikiem Konfederacji, gdyż to właściwie nacjonałliberałowie reprezentujący interesy swej narodowej burżuazji niechętnej, by nie rzec wprost wrogiej prawom rodzimych pracowników. Na owym tle więc będą narastać napięcia i konflikty, gdy tylko zagrożenie ze strony Moskali zelżeje, oby jedynie nie przybrały zbrojnej formy, się obaczy. Kogo to jednak interesuje nad Wisłą, lepiej przecież pierdolić ciągiem o Banderze i Wołyniu aż do zarżnięcia tematu, nomen omen. Babrzących się tym gównem dziwnie nie oburzał wcześniej kult Dzierżyńskiego na posowieckiej Ukrainie i mundury NKWD na niemal każdym tamtejszym komisariacie, jak trafnie zauważył ukraiński działacz Paweł Bobołowicz. Cóż...

Podsumowując: Rosja jest Zachodowi niezbędna - zupełnie niepotrzebnie, bo to nieudacznik i ''pasożyd'' niczym synalek Bidena, który potrafi jedynie przepierdalać kasę tatuśka pakując go ciągiem w kłopoty. W dodatku jest niebezpieczny, lobbując dla zysku za podejrzanymi typami w służbie obcych mocarstw. Jednak być może idzie o to, że jebiąc tabuny dziwek, tudzież wydając fortunę na crack napędza mocno ekonomię, bowiem ''szara strefa'' stanowi przecież istotny dział gospodarki. Podobnie Rosja, która znowu przedawkowała dziejowy ''parmezan'' i Okcydent z USA na czele kolejny raz zmuszony jest wyciągać ją z biedy, w której znalazła się wyłącznie z własnej winy. Nie ma więc co histeryzować o ''zdradzie Zachodu'', lecz maksymalnie wykorzystać ów fakt, póty co otoczywszy kacapską melinę eurazjatyckim kordonem sanitarnym, od Skandynawii po Azję Centralną. Rosja jest jak stary narkoman - nie do zdarcia, paradoksalnie zbyt amorficzna, by się rozpaść, niczym rozlazłe g... jak Hunter Biden. Pozostaje więc tylko uzbroić się w cierpliwość oczekując na ''złoty strzał'' w jej wykonaniu, byle tylko nie na nasz koszt!

niedziela, 2 lipca 2023

Bunt Prigożyda.

Cóż można rzec - jaki kraj taki pucz, lub też parafrazując Rękasa: to Rosja, więc co miało pójść źle to poszło. Mówiąc zaś poważniej, groteskowa rebelia Prigożyna stanowi widome potwierdzenie, że Rosja to systemowy chaos, czysta anarchia skryta za fasadą mocarstwowości. Dowiedzeniu czego poświęciłem dwa ostatnie teksty na drugim [anty]blogu, tak przypominam. Kuriozum już w tym choćby, iż zbrojny bunt wszczął gang wyjęty spod prawa w Rosji, a uzbrojony przez nią w ciężką broń pancerną i futrowany miliardami rubli z państwowego budżetu, co przyznał oficjalnie sam Putin! Co więcej, w ogóle ''specoperacja'' na Ukrainie jest de facto nielegalna wedle rosyjskiego prawa, gdyż takowa kategoria w nim nie występuje, stąd biorący w owej kabale żołnierze mogą być sądzeni wedle krajowych przepisów, nie trzeba by do tego haskiego trybunału. Teoretycznie oczywiście, bo wiadomo jak ma się kwestia legalności i obowiązywania przepisów w Moskowii - straszliwe zagrożenie dla ''bezpieczeństwa wewnętrznego'' stanowi dziewczynina, która napisała nieprawomyślny post w kacapskich soszialach. Dlatego rosyjski aparat opresji, jak przystało na przegrywów wyżywających się na słabszych, nasłał na nią antyterrorystów, by zrobili nieszczęsnej wjazd na chatę wraz z drzwiami, rzuciwszy ją na glebę niczym zwykłego bandytę na oczach matki. Natomiast kiedy urządzisz zbrojny rajd na stolicę, niszcząc parę helikopterów wojskowych i takiż samolot zabiwszy przy tym kilkunastu pilotów, możesz liczyć na amnestię i jeszcze mnóstwo forsy od rządu. W sumie to jednak logiczne, gdyż u władzy jak moskiewska opartej li tylko na przemocy jedynie siła budzi respekt, słabi zaś w jej oczach godni są pogardy. Bowiem niczym żydowski Jahwe, plemienne bóstwo dzikich koczowników, nie respektuje ona żadnych praw, nawet własnych, kierując się kapryśną i okrutną wolą a nie rozumem czy potrzebą zaprowadzenia ładu, jakiemu sama winna podlegać. Nie dziwota stąd, iż za buntem Prigożyna stoi ponoć współczesna inkarnacja sekty ''żydowinów'', jaka położyła fundamenty ideowe rosyjskiego samodzierżawia, com ostatnio wykazał. Tworzyć ją mają oligarchowie z najbliższego kręgu Putina: bracia Kowalczukowie, jakich matuli było Miriam Abramowna, oraz Siergiej Kirijenko, który po ojcu winien zwać się Izraitiel. Również gejnerał Armagedonowicz-Surowikin, rzekomo wtajemniczony w plany zamachu, ma być Żydem i jak przystało na przedstawiciela ''rasy kupieckiej'', mimo tępej mordy kacapskiego czynownika, całkiem obrotny i łebski zeń gość. O czym świadczy sprytna kombinacja finansowa, dzięki której ukrył dochody ze zdobytych przezeń złóż syryjskich fosforytów, a to za pomocą tartaku na syberyjskim zadupiu należącego formalnie do firmy jego żony, taki numer. Wojna to biznes, także dla konkurencyjnej sitwy Szojgu, którego zastępca Timur Iwanow na potęgę ''odbudowuje'' czyt. grabi Mariupol, pospołu z ''achmatowcami'' Kadyrowa. Wiceminister obrony Kacapii ma zaś duże potrzeby, bowiem prowadzi wystawne życie wraz z małżonką obywatelką Izraela, która podczas kiedy podwładni mężusia obracali w perzynę ukraińskie miasta, poleciała jak gdyby nigdy nic do Paryża, by obkupić się u żydowskiego jubilera. Rozpatrując więc stopień ''zażydzenia'' reżimu Putina tylko skończony tuman może weń upatrywać ''katechona'', biorącego Polskę w obronę przed u-roszczeniami Koszer Nostry [ Mosze Kantor lubi to ]. Wszakże wspominam o pochodzeniu niedoszłych zamachowców głównie z powodu milczenia na ów temat mediów głównego ścieku, obawiających się posądzenia o straszliwy ''antiszemitizmus''. Natomiast rosyjskie kurwiszcza propagandowe, zwykle z lubością rozpisujące się o domniemanej lub rzeczywistej ''żydowskości'' czołowych polityków PiS, tym bardziej nie mają interesu w przytaczaniu faktów świadczących, jak bardzo ich ukochana Moskowia zasługuje na miano ''Nowej Jerozolimy'', której powstania tak się niby obawiają. Wszakże główną siłą sprawczą rebelii Prigożyda jawi się dawne GRU, czyli rosyjski wywiad militarny, nie przepadający oględnie zowiąc za Gierasimowem i Szojgu. Bowiem chcieli oni najwidoczniej położyć łapę na ''czarnej kasie'' skorumpowanych wojskowych, obejmującej zyski czerpane z krwawego afrykańskiego złota, diamentów, handlu bronią i przemytu narkotyków etc. idących ponoć w miliardy dolarów, było się więc o co bić. W tym sensie można śmiało rzec, iż jednak bunt czy raczej demonstracja zbrojna Prigożyda przyniosła zakładany efekt, gdyż jej celem nie było najwidoczniej obalenie samego kremlowskiego satrapy, lecz tylko neutralizacja konkurencyjnej mafii ''siłowików'', co też i miało miejsce. Wprawdzie tandem Szojgu/Gierasimow nie został do reszty rozgromiony, póki co przynajmniej, ale za to skutecznie ich ośmieszono a przy okazji także nieudolnego zwierzchnika obu pajaców w mundurach rosyjskiej armii. Sedno bowiem w tym, iż za owym ''puczem'' stali ludzie z samej kremlowskiej wierchuszki, obojętnie ''żydowini'' czy insi resortowi sekciarze. Co tłumaczyłoby wstrzymanie ofensywy ''wagnerowców'' na przedpolach stolicy, gdyż nikt z moskiewskich oligarchów nie chciał przecież wyciągać sobie spod tyłka zajmowanego przez się kremlowskiego stołka, na którym pospólnie zasiadają. Paradoksalnie tym oto sposobem obnażyli jednak totalną nicość swej władzy, bowiem wyszło na to, że próby wojskowego przewrotu dokonała armia-widmo, formalnie nie istniejąca i zakazana w samej Rosji, choć przez nią finansowana z rządowego budżetu. Cóż, jakie państwo takiż i wymierzony weń zamach stanu - jednako atrapy, rzekłbym.

Dlatego skutki groteskowej rebelii wykraczają daleko poza utarczki między kacapskimi nababami, w rezultacie bowiem i tak już mocno nadwątlony wojenną porażką autorytet Putina legł całkiem w gruzach. Z ''silnego człowieka'' u władzy na jakiego wykreowały go reżimowe i przychylne mu zachodnie media, niepostrzeżenie przedzierzgnął się w niekumatego dziadygę o rozbieganych oczkach, żałośnie jąkającego na wspomnienie gen. Załużnego. Pogrążył się zaś całkiem odwołaniem srogiej rozprawy ze ''zdrajcami'', jaką przecież gromko dopiero co zapowiedział. Do tego jeszcze posądziwszy o sprawstwo buntu ''kijowską juntę'', by następnie przyznać otwarcie, iż to podległe mu władze finansowały rzekomych ''dywersantów'' Ukrainy. Wypłacając im z rosyjskiego budżetu tylko za ostatni rok wojny okrągły miliard licząc w dolarach. Okazał więc tym samym dowodnie, jaki zeń nędzny mały krętacz, gdyż jeszcze w przededniu zbrojnej inwazji bezczelnie zaprzeczał jakimkolwiek związkom władz Rosji z ''prywatną'' kompanią Wagnera, zresztą kłamiąc tak nie pierwszy raz w owej sprawie. Dlatego na desperacką próbę ratowania przed oczywistą kompromitacją zakrawa bredzenie o rzekomo ''chytrym planie Putina'', acz przyznaję na samym początku nie wiedząc jak się to wszystko potoczy również miałem pewne wątpliwości. Teraz wszakże tylko skończony tuman pokroju gejnerała Różańskiego może wciąż trzymać się owej wersji, podobnie co i gadania, że przerzuceniem ''wagnerowców'' na Białoruś ''zimny czekista'' stworzył jakoby zagrożenie dla Kijowa - prędzej Moskwy, do której jest stamtąd bliżej niż z Rostowa czy nawet Woroneża. Raczej nam w Polsce grozi to intensyfikacją nachodźczej inwazji, biorąc afrykańskie powiązania bandy Prigożyda i niestety całkiem niezłe w porównaniu z rosyjską armią operowanie przez tychże gangusów prowokacjami. Dlatego koniecznym jest wzmocnienie muru i obrony przestrzeni powietrznej na granicy z Białorusią, a także obwodem królewieckim, bowiem w najbliższych miesiącach będzie tam zapewne gorąco, nie tylko z powodu upałów. Niemniej jakiekolwiek zyski by nie wyciągnęły co poniektóre kremlowskie sitwy z generalnej próby przewrotu w wykonaniu ''wagnerytów'', żadną miarą nie pokrywają one gigantycznych strat wizerunkowych i politycznych, które wskutek niej poniósł nie tylko sam Putin, ale nade wszystko rosyjska władza jako taka. Jesteśmy oto świadkami epokowego bankructwa mitu Rosji, odgrywającej dotąd fałszywie rolę mocarstwa niezbędnego jakoby dla zabezpieczenia europejskiej, a w końcu globalnej równowagi. Dlatego w krajach Okcydentu mimo ich liberalnej gadaniny panowało ciche przyzwolenie na kacapski zamordyzm, jako środek konieczny niby dla zdyscyplinowania wschodnioeuropejskiej ''dziczy'', w tym również rzekomo ''anarchicznych'' Polaków. Tymczasem okazuje się właśnie, że z racji tyrańskiej natury rosyjskiej władzy stawiającej ją ponad własnym państwem i ustanawianym przez siebie prawem, anarchizuje ona jedynie zajmowane terytorium i sąsiednie kraje, żadną miarą nie zabezpieczając przed grozą chaosu a siejąc jeszcze wokół zamęt. Jeśli więc po tym do czego doszło z winy Rosji w ciągu ostatniego półtora roku Zachód dozwoli jej posiadać wciąż broń atomową, dowiedzie tym samym rzeczywistego upadku swej pozycji i nade wszystko kompletnej bezmyślności rządzących nim obecnie polityków. Obawiam się zaś, iż może do tego dojść, gdyż ''Rosja jest dupą Zachodu'' i stąd dlań niezbędna, no bo jak tu żyć bez tyłka? Wprawdzie rzecz to wstydliwa i nikt rozsądny nie będzie się z nią obnosił, chyba że jest cwaną typiarą żerującą na atencji spermiarzy, a nie da się ukryć Moskale potrafili duraczyć tym sposobem zachodnią publikę w przeszłości. Ostatnio jednak na szczęście dość słabo im idzie, ale to raczej nie tyle z racji własnej nieudolności, co ogólnej mizerii cywilizacyjnej współczesnego Okcydentu, wobec którego Rosja robiła za krzywe zwierciadło jarzące się tylko odbitym światłem. Mówiąc wprost nie ma dziś czego kraść z Zachodu, jak to kacapy miały dotychczas we zwyczaju, bowiem zaczerpnięte stamtąd żałosne relikty monarchicznego imperializmu kręcą już tylko skretyniałe fanki skurwiałej księżniczki Diany i spuszczających się nad Franzem Josefem nabzdyczonych dupków. Komunizm okazał za to zbrodniczym majaczeniem na jawie, wolny rynek robi za ideowe plewy dla niedojebanych kuców, jakich prawdziwi kapitaliści nie traktują serio, zaś gender i aborcjonizm są konwulsjami doprowadzonego do ostateczności liberalnego indywidualizmu, czyniąc własną płeć czy zabicie przyszłego dziecka li tylko kwestią ''osobistego wyboru''. Pozostało więc jedynie pokrywać bełkotem ''ruskiego miru'' ordynarną grabież i mordy, niemniej fałsz owej chucpy został obnażony na tyle, że nikogo już poza skończonymi debilami nie da się nań nabrać.

Celnie rzecz ujął portugalski dyplomata Bruno Maçães pisząc w znakomitym eseju, iż ''prawda wyszła na jaw: państwo rosyjskie nie istnieje - jest tylko spektakl teatralny o tej nazwie, ile wszakże będzie on jeszcze trwał rychło się okaże''. Zresztą nie mogło być inaczej, skoro u jego podstaw legła ''żydowińska'' chucpa... i może stąd dalecy pogrobowcy pedała Zosimy i Fiodora Kuricyna, przypominam twórców ideowych fundamentów samodzierżawia, postanowili ją zakończyć na naszych oczach, kto wie? Zabójczą dlań próbą okazała się wojna, z jej realnym koszmarem i całą ohydą, która obnażyła nicość rosyjskiej państwowości, jakiej nie sposób już dłużej skrywać za mocarstwową fasadą i coraz obrzydliwszym bełkotem moskiewskiej propagandy. Czyniącej histeryczne wysiłki zamaskowania oczywistej kompromitacji rosyjskiej władzy np. odkrywając nagle, że ''wagneryci'' nie są takimi ''gierojami'' na jakich dopiero co ich lansowała, lecz wojskowymi nieudacznikami prawie rok zdobywającymi miasto wielkości Ostrowca. Nie tłumacząc wszakże skretyniałej publice łykającej owe plewy, jakimże to cudem podobne ofermy omal nie wzięły szturmem samej Moskwy w jeden dzień, zajmując bez trudu za to główny obecnie sztab rosyjskich wojsk w Rostowie nad Donem. Zrozumiałe więc, że w obliczu takowej sprawności bojowej, lecz nie na tym froncie co należy z kremlowskiej perspektywy, Putin okazuje niemal całkowitą bezradność w rozprawie z buntownikami wyżywając się co najwyżej na płotkach, jak na typowego przegrywa przystało. Nie możesz bowiem rano zapowiadać gromko zmiażdżenia rebeliantów, by wieczorem oznajmić zdumionym tłumom poddanych: ''Rosjanie nic się nie stało''. Śmiało można więc rzec o ''śmierci mózgowej'' władz Kremla, kompletnym niemalże paraliżu jej centrum decyzyjnego, a miarą tegoż upadku jest zdyskontowanie sytuacji przez groteskowego tyrana Łukaszenkę, jako rzekomego ''negocjatora'' i ''zbawcy'' wspólnej, biało-ruskiej już teraz ojczyzny. Rzecz jasna kartoflany bufon zajmuje się wyłącznie tym, co mu zawsze wychodziło najlepiej, czyli kreowaniem propagandowej chucpy wokół swej osoby, niemniej to on jawi się teraz ''mocnym człowiekiem'' i ''rządcą'' na tle pogubionego niemal ze szczętem Putina. Widomy objaw jego słabości stanowi decyzja o przekazaniu broni pancernej buntowników nie regularnej armii, lecz ''RoSSgwardyjcom'' czyniącej z nich kompanię Wagnera 2.0 i kolejne potencjalne zagrożenie dla reżimu wyhodowane na własnej piersi. Bowiem ''pretorianie Putina'', a na takowych zaprogramowani zostali podwładni gen. Denaturowa, nie popisali się odwagą i determinacją w zwalczaniu rebelii, bardzo oględnie zowiąc a żałosne wymówki i puszenie pawiego ogona przez ich dowódcę jedynie ów fakt potwierdzają. Wszystko też pozostałoby w mafijnej ''rodzinie'', gdyby jak zapowiadano farmę trolli Prigożina przejął po nim jeden ze wspomnianych na wstępie braci Kowalczuków, Jurij. Bankier Putina i właściciel z połowy zagarniętego przez Rosję Krymu, nade wszystko zaś medialnej szczujni kreującej ''teatrzyk dla gojów'', to jemu bowiem tak naprawdę podlegają Żyd Sołowjow czy lesba Skabiejewa wciskający zdurniałym Moskalom chucpę o ''biolaboratoriach NATO'', ''bojowych komarach'' itd. Kremlowskim ''żydowinom'' pozazdrościł chyba muzułmański deputowany ''Jednej Rosji'' Sułtan Chamzajew, postulując zakaz opuszczania kraju przez czynowników na wypadek zamachu stanu. Nie zaprzątając sobie przy tym głowy któż ów absurdalny przepis będzie egzekwował, gdy w rezultacie rebelii sparaliżowane zostaną struktury państwa. Zresztą już wcześniej głosił potrzebę zaczipowania wybranych urzędników, najwidoczniej nie dowierzając ich lojalności wobec Kacapii, a także gorąco popiera przywrócenie łagrów dla bezdomnych, by neostalinowskimi metodami zaradzić narastającej pladze społecznej. Lansowanie przezeń mocnego ograniczenia sprzedaży, a w perspektywie zakazu w ogóle alkoholu i papierosów, czy branie w obronę uczennic noszących muzułmańskie chusty, wreszcie postulat zastąpienia języka angielskiego nauczaniem arabskiego, wskazuje jednoznacznie na pełzającą ''szariatyzację'' putinowskiej Rosji [ temat jaki tu jedynie sygnalizuję, wart osobnego potraktowania ].

W każdym razie widać jak na dłoni, że Moskowia to państwo-zombie, owszem budzące nadal grozę, ale już tylko niczym żywy trup, stąd Ukraińcy trafnie ochrzcili jej żołnierzy mianem ''orków''. Zresztą tak naprawdę zawsze taka była, skrywając własną nicość za mocarstwową fasadą służącą owej ''maskirowce'' dla durnych gojów i pożytecznych idiotów z innych krain. Bowiem Rosja to sztuczny projekt imperialny, pozbawiony jakiejkolwiek pozytywnej treści, państwowej czy też narodowej. Nie stanowi zresztą pod tym względem żadnego kuriozum, to samo wszakże z pewnymi zastrzeżeniami można by rzec o Chinach dajmy na to, czy nawet do pewnego stopnia i USA. Jednak ogrom terytoriów zajmowanych przez Moskowię czyni z niej szczególnie wdzięczne pole eksperymentów społecznego konstruktywizmu, ''technicznego'' poniekąd wytwarzania zbiorowej tożsamości. Rosji jako takiej więc zasadniczo nie ma, to jedynie olbrzymia pustota wypełniona majakami, zaludniona zombie i władana przez szarlatanów. Dlatego jest krajem, gdzie najwięksi zboczeńcy mogą uchodzić za ''homofobów'', a Żydzi faszystów w panującym tam totalnym symulakrum. Jeśli coś w ogóle definiuje Rosjan, to jest nim paradoksalnie ich rozproszenie, stanowią bowiem diasporę nawet we własnym kraju. Charakterystycznym dlań jest ''wyspowe'' rozmieszczenie ludności, skoncentrowanej w bywa milionowych często metropoliach pośród bezludnej niemal głuszy. I stąd ''ruski mir'' jako żydowski koncept ''diasporycznego imperializmu'' ponad granicami państw, rosyjska wersja globalizmu. Rosjanie bowiem nigdy tak naprawdę nie mieli w swych dziejach państwa, tylko zinstytucjonalizowaną anarchię, czyli tyranię. Rosja jako struktura zapewniająca ład społeczny na swym terenie to jedna wielka katastrofa. Dlatego imperialny ekspansjonizm i przemoc stanowią nieodzowny środek kompensacji fundamentalnej rosyjskiej słabości, a nie żaden dowód ''cywilizacyjnej turańskości'' kraju i zamieszkującej go biomasy. Stawiałbym raczej na jej rozrzucenie pośród bezludnej głuszy, ogromu tamtejszych przestrzeni jako sprawstwo ogólnej niemocy państwowej i narodowej, która tam panuje. Doświadczył tego sam Napoleon po rozgromieniu carskich wojsk, gdy rozwarła się przed nim terytorialna otchłań ziejąca aż po Kamczatkę, jakiej nie miał sił ani nade wszystko najmniejszej ochoty zdobywać. Nie on też ponosi odpowiedzialność za spalenie Moskwy, lecz zbuntowane rosyjskie żołdactwo i tacyż chłopi, jacy korzystając z upadku imperialnej tyranii jęli zarzynać na masową skalę czynowniczą kastę. Przy czym obie grupy nie łączył przeważnie język ni pochodzenie, bowiem szlachta mówiła zazwyczaj po francusku lub niemiecku, posługując się nawet polskim czy gruzińskim, zaś zniewoleni plebejusze z kolei byli często Mordwińcami albo innymi Czuwaszami. Obce sobie całkiem ludy Europy i Azji mógł więc połączyć jedynie polityczny mit i wcielająca go w życie despotyczna przemoc, nic innego, stąd nie wiadomo właściwie po co jeszcze ów widmowy byt ma wciąż egzystować? Stanowi przecież wyłącznie utrapienie dla sąsiednich krain, jakie potrafi tylko rujnować i nieustanne źródło destabilizacji światowego ładu, istne zeń państwo-terrorysta. Prawda wygląda tak, że Rosja nikomu nie jest potrzebna, szczególnie zaś samym Rosjanom, czy raczej zlepkowi etnosów i ras o takowej nazwie, spojonych wyjątkowo nikczemną propagandą i nade wszystko mocą odgórnie narzuconej tyranii. Uzyskana tym sposobem biomasa ''rabów'' idzie pokornie na rzeź, bowiem tylko na wojnie może być ''wolna'' na swą niewolniczą modłę tj. móc swobodnie grabić i mordować do woli. Bunt więc do jakiego owszem jest zdolna, może odbyć się jedynie na kolanach, przybierając formę całkiem anarchicznej przemocy, gdyż ''głubinny narod'' stać co najwyżej na zorganizowanie się w gang. 

Ukraińscy żołnierze, jacy mieli do czynienia z ''wagnerowskimi'' jeńcami zgodnie podkreślają, iż zwerbowani rosyjscy skazańcy nie mają najmniejszych złudzeń co ''NATO-wskich biolaboratoriów'' itp. podobnych bredni, jakimi karmić może się tylko syta tłuszcza na ogłupionym Zachodzie, lub skretyniałe od demencji emerytki stanowiące żelazny elektorat Putina. Główną ich motywacją, poza oczywiście wojennym złodziejstwem i pieniędzmi, jest wyrwanie się z piekła kolonii karnych, gdyż Rosja to kraj systemowego bezprawia, gdzie nawet za pospolite rozboje grożą wieloletnie wyroki. 25 lat za takowe przestępstwa to wybitnie nieciekawa perspektywa, zwłaszcza dla mężczyzny w średnim wieku, stąd i desperacja więźniów gotowych ryzykować własne zdrowie i życie, byle tylko uzyskać choć pozór swobody, co kacapska tyrania cynicznie wykorzystuje sama poniekąd tworząc ów problem. Biorąc więc stopień deprawacji i skryminalizowania obecnego rosyjskiego pospólstwa, wręcz pewnym można być objęcia następstwa po Putinie przez typa po odsiadce, jakiegoś Prigożyda tyle że bardziej odeń inteligencko wygadanego i przeto strawniejszego dla polityków Zachodu. Na ich użytek bodajże sprokurowano ''operację Nawalny'', osadzenia go w więzieniu także pewnie by ''zalegendować'' pana ''opozycjonera'' w oczach bandyckiej ferajny, jaka wygląda całkiem już obejmie we władanie Kreml. Nie ulega bowiem dla mnie żadnej wątpliwości, iż w Rosji jaka wyłoni się z rozpadu putinowskiej decydującą rolę odgrywać będą kreatury z rękoma po łokcie unurzanymi we krwi, nie tylko zresztą na Ukrainie, ale i Bliskim Wschodzie oraz Afryce. Zbrodnicze konsorcjum Prigożyda, niezależnie jaki będzie jego dalszy los, posłużyło za matrycę owego monstrum, które ''pasożyduje'' na moskiewskim trupie. Obejmując nie tylko zrekrutowanych morderców i złodziei, oraz politycznych awanturników pod dowództwem profesjonalnych wojskowych i tajniaków, ale także oddziały internetowych trolli i operatorów dronów bojowych. Komercyjne przedsiębiorstwo na które państwowy budżet Rosji łoży ciężkie miliardy, dysponujące własną marką odzieżową, klubami sportowymi dla indoktrynacji gówniażerii, a nawet siecią gastronomiczną jak na rzeźników przystało. Stanowiąc przeto zbójecką kompanię handlową, niczym Ruś u swych pierwocin tyle, że nie ograniczającą się już do dawnego szlaku ''od Waregów do Greków'', lecz działającą na globalną skalę sięgając brudnymi interesami Afryki i dalej za ocean. Ponura perspektywa i nie kryję, że wolałbym widzieć nową Rosję jako skupione na Powołżu i za Uralem centrum równowagi pomiędzy Europą a Azją, Tartarię bardziej niż Moskowię. Wszakże budowana w Tatarstanie fabryka dronów bojowych pozbawia mnie w tym względzie wszelkich złudzeń, prędzej będziemy mieli do czynienia nie tyle nawet z orientalizacją, co wprost ''afrykanizacją'' poradzieckiego ''Lebensraumu'', gdzie najemnicy ''Wagnera'' i im podobna swołocz przeniesie bestialskie metody zwalczania przeciwników, jakie praktykowali dotąd głównie na ''dzikusach''. Zresztą od początku kacapskiej inwazji na Donbas towarzyszyły jej brutalne lincze Ukraińców, okaleczanie jeńców i obcinanie im głów, a jeden z prowodyrów owej inwazji sam Girkin przyznał dopiero co otwarcie, iż na skutek głodu i z braku opieki medycznej zmarło wówczas na miejscu wielu starców i kalek. Zapaść cywilizacyjna i neokolonialny wyzysk, a także nieprawdopodobnie brutalna przemoc z jakimi kojarzymy nie bez podstaw czarną Afrykę, stały się z winy Rosji udziałem mieszkańców peryferii Europy, sądzę jednak przyjdzie tego doświadczyć i jej centrum. W perspektywie może nie najbliższych lat, ale dekad prawie na pewno, a to ze względu na postępujące błyskawicznie ''zmurzynienie'' pod każdym możliwym względem krajów niegdyś białych ludzi. Czego paradoksalnym zwiastunem finansowana przez Kreml banda żydowskiego gangusa Prigożyna, pod wodzą rosyjskiego neonazisty Utkina [ urodzonego na Ukrainie, by dopełnić miary dziejowej makabry ]. Nie byłbym jednak sobą, gdybym na koniec nie odwołał się do pewnej lektury, jak ulał pasującej w omawianym kontekście. Idzie o pracę włoskiego badacza Alessandro Campi pod jakże wymownym obecnie tytułem: ''Niccolo Machiavelli o spiskach'', z której to pozwolę sobie przytoczyć nieco dłuższy fragment na prawie cytatu:

''Prawdą jest, że Machiavelli żywił awersję do spisków. Pod względem zawodowym, jako biurokrata można rzec, banalizując nieco problem, że był człowiekiem uporządkowanym, który obserwował wydarzenia polityczne z punktu widzenia władzy, której instytucje i ośrodki zarządzania stawały się coraz bardziej scentralizowane, a wkrótce miała stać się Państwem w nowoczesnym znaczeniu, scentralizowanym i ekskluzywnym, jedynym prawowitym. Spiski natomiast rodzą się z chaosu i tworzą chaos. Są owocem wewnętrznych walk społecznych, które zamiast je rozwiązywać przyczyniają się do ich trwania, a kiedy zmierzają do stworzenia bądź odrodzenia bardziej sprawiedliwego i spójnego ładu, niezależnie czy kończą się powodzeniem lub porażką doprowadzają w rezultacie do powstania jeszcze bardziej opresyjnego i despotycznego aparatu władzy. [...] Wszystko to nie przeszkodziło mu w wykorzystaniu umiejętności prowadzenia intelektualnego dyskursu odnośnie teorii spisków i dokonaniu złożonej analizy zagadnienia, pomimo dystansu czy wręcz wrogości z jaką podchodził do owego fenomenu, w przekonaniu - które dojrzało w nim w ciągu wielu lat studiów i doświadczeń - że spiski stanowią jeden ze sposobów, o wcale nie drugorzędnym znaczeniu, w jaki dokonuje się w każdym miejscu i czasie walka o władzę. Z tego właśnie względu był przekonany, iż zasługują one przy całej ich złożoności a zarazem jedności na ujęcie globalne, całościową analizę jaka mogłaby uchwycić ich cechy wspólne i władające nimi mechanizmy, swoistą ''technologię spiskową'' można by rzec. [...] Naszym dotychczasowym celem było przedstawienie syntezy odnośnie pozycji jaką przyjął Machiavelli w kwestii spisków, z punktu widzenia ''teoretyczno-analitycznego'', takiej zatem z jaką mamy do czynienia głównie w Rozważaniach... oraz Księciu, natomiast w Historiach florenckich należy poszukiwać exempla [ przykłady ], które podtrzymują wizję uczonego i odnosząc się do zdarzeń historycznych bliższych jego bezpośredniemu doświadczeniu politycznemu, oraz znajomości dworów książęcych Italii w XV wieku, wzbogacają w pewnej mierze autorską interpretację dramatycznych wypadków. W dziele tym zaznacza się wyraźnie, w świetle dynamiki konfliktów, jakie naznaczyły historię Florencji od początków jej istnienia, zdecydowanie niszczący i deprawujący charakter spisków. W istocie, biorąc pod uwagę specyficzną zasadę ''sekciarską'' ich funkcjonowania, z podobnych praktyk nie powstaje nigdy nowy ład polityczny, rodzi się natomiast trwały brak stabilności, wywołany istniejącym między frakcjami i partiami uczuciem nienawiści, oraz pragnieniem zemsty, które mogą trwać długo i nieustannie zagrażać życiu społecznemu: są one zatem typowe dla tych kontekstów historycznych [ takich jak system panujący w Italii XIV i XV wieku ], które nie miały jeszcze swej równowagi instytucjonalnej ani określonych stałych ośrodków władzy, lecz gdzie sekciarstwo i podziały wewnętrzne stały u podstaw walki politycznej. [...] W istocie nastąpiła zmiana, jakiej Machiavelli nie przewidział i nawet jej sobie nie wyobrażał. Wraz z nadejściem nowożytnego sposobu ujmowania spraw, do spisku z politycznego punktu widzenia opartego na żądzy władzy i obawie o jej utratę ze strony tego kto ją sprawuje, posiadającego zatem określony cel i wprowadzanego w czyn przez określone podmioty, dochodzi nowy wymiar walki politycznej. Opartej na podświadomych obawach i domysłach, które władza - stając się wielkością coraz bardziej abstrakcyjną i niedoścignioną, oddzieloną od konkretnej osoby jaka ją sprawuje - budzi u podporządkowanych jej ludzi, lub pozostających z dala od niej. Nieporozumienia wewnętrzne w kręgu władzy były zawsze - i zawsze pozostaną - źródłem spisków, również tych, które należą do polityki współczesnej, może już nie prowadzonych przy użyciu broni, ale za pomocą rozpowszechniania tajnych akt czy przy zastosowaniu wyjątkowo podstępnego, lecz zawsze skutecznego środka, jakim jest oszczerstwo publiczne czy prywatny szantaż. Mroczne fantazje na temat władzy, jakimi karmi się społeczeństwo, kiedy już stało się podmiotem autonomicznym politycznie, posłużyły za matrycę paranoi spiskowej stanowiącej jedną z charakterystycznych cech kultury współczesnej. Jeśli spiski, tak jak je Machiavelli poddał analizie i opisał, należą do mikrofizyki władzy i dotyczą sfery walki politycznej, nowoczesne zmowy przynależą już do metafizyki władzy wchodząc w zakres filozofii historii, w obrębie której działania pojedynczych ludzi poczynają zanikać i tracą sens, zostawiając przestrzeń na decyzje i wolę podmiotów kolektywnych i bezosobowych. Przed spiskami rzeczywistych przeciwników można się bronić, w odróżnieniu od zmowy wroga absolutnego, bez imienia ni twarzy. Machiavelli opowiadając o spiskach mówił nam o ludziach trawionych pasjami, żywiących ambitne plany wcielane przez nich z mniejszym bądź większym powodzeniem w sferze historii i polityki. Powszechne życzenie nam współczesnych, by objaśnić całą rzeczywistość i znaleźć sekret dziejów przy pomocy elementarnych mechanizmów działania, uciekając się do mrocznych planów zmierzających wręcz do podboju planety i kontroli całej ludzkości, wywołałoby u niego najwyżej uśmiech politowania, lub też mógłby go nawet nie pojąć, tak pozbawione znaczenia i infantylne mogłoby mu się wydawać.''

- wszak zasadne dziś, jak widzimy. Co prowadzi nas do paradoksalnej konkluzji, iż władza nabierając z czasem bezosobowego i anonimowego charakteru, nieuchronnie uległa tym samym skretynieniu:). Sprawujący ją współcześni tyrani w typie Putina, na równi z zawiązywanymi przeciw nim zmowami muszą więc z konieczności zamieniać się w groteskę, jak opisany tu niedoszły ''bunt'' Prigożyda i zapewne kierujących nim ''żydowinów'' z Kremla. Wygląda zaś na to, że ich celem jest uczynienie z Rosji bandyckiej ''Nowej Jerozolimy''...

ps.

Poniewczasie wyszło na jaw, że Putin jak zawsze łgał. Bowiem na interesy Prigożyda poszło z rosyjskiego budżetu nie kilkadziesiąt miliardów, jak podawał, lecz niemal okrągły BILION rubli! Opisany tu ''żydowiński'' rokosz okazał więc dowodnie, że Rosja to państwo teoretyczne. Niestety ''praklatyj Zapad'' nie chce wciąż owego faktu uznać, nie tylko zresztą Niemcy lecz i na żal część Amerykanów. Bowiem wbrew bredzeniu różnych Girkinów, wedle jakich nic tylko wiecznie knuje on przeciw Moskowii, w rzeczywistości jego przywódcom upierdoliło się we łbie, jakoby ów bandycki kraj stanowił konieczny element europejskiej a nawet światowej równowagi. Tymczasem zajmuje się on właśnie sianiem wokół jedynie chaosu i zniszczenia, mimo to Niemcy wraz z Jankesami pewnie znowu poczną wyciągać kacapskich psychopatów z bagna, w jakie sami tamci zaleźli, eh...