poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Chu iz Gerard Pedrycz?

A jednak nie musiałem zatkać nos, by oddać głos! Bowiem dzięki niespodzianemu, tym razem prawdziwemu pogromowi kieleckiemu w I -ej turze wyborów ''bezpartyjnego'' Suchańskiego, nie potrzebowałem zmuszać się by poprzeć w kontrze do Wojdyszcza synalka komucha, ciągnącego za sobą ogon nieudacznych Kucfederatów pokroju Dawida Lewackiego. Typa co gładko przeszedł od postulatów ''uczczenia'' srajku bab nazwaniem jego mianem jednego z miejskich rond, do takich samych tym razem na cześć ''Hubala''. Wycierającego se gębę polskim papieżem i nawet święcenie jajek wielkanocnych w miejskiej katedrze wykorzystując na użytek wyborczej kampanii, nie odcinając się wszakże publicznie od deklaracji małżonki nadal popierającej skrobanki. Zresztą nie tylko ja jeden byłem zaskoczony [ pozytywnie ] wyborczym wpierdolem, jaki zebrał ''bezpartyjny'' - również jego obecny rywal Bursztein junior, z którym jeszcze niedawno wspólnie zwalczali koszmarną wręcz dla miasta prezydenturę Wenty. Dobrze też, że to nie z nim Agatyszcze musiało konkurować, gdyż jak sam szczerze przyznał bliżej mu do PO niż PiS, a także wprowadził do miejskiej rady ''cudownego człowieka'' rzekomo wedle swego określenia, w istocie zaś tłustą larwę Gacka. Kierującego lokalną szczujnią portalu ''scyzoryk się otwiera'', gdzie ten nie krył nawet poparcia dla Mochonia, szefa Targów Kielce startującego z list KO, na szczęście bez rezultatu. Przejście więc do drugiej tury wyborów na prezydenta Kielc kandydata PiS Marcina Stępniewskiego sprawiło przynajmniej, że nie musiałem ryzykować raka sprzeciwiając się jego ''niebinarnopłciowej'' rywalce z PO, a co najwyżej zgagę. Bowiem uczciwie należy przyznać, iż PiS ponosi współodpowiedzialność za katastrofalny niemalże stan finansów miasta, przez kilka kadencji wspierając zadłużającego je prezydenta Lubawskiego. Owszem, był zeń przydupas Gówina, stąd trzeba było tak robić póty jego pryncypał siedział w rządzie, niemniej przez to PiS właściwie zrezygnował z prowadzenia samodzielnej polityki na miejscu. Na hańbę zakrawa, że dopiero teraz doczekał się własnego kandydata w miejskich wyborach na prezydenta Kielc, dochodziło przez to nawet do tak kuriozalnych sytuacji, iż wszelkie próby wystawienia takowego czynione sumptem lokalnych działaczy były dotąd bezwzględnie tłumione przez partyjną centralę! Wyróżniał się pod tym względem zwłaszcza poseł Lipiec [ Krzysztof ] i nie będzie mu to zapomniane przez miejscowych, podobnie co i samemu Kaczyńskiemu, jaki musiał na pewno dawać owym brutalnym działaniom swe ''błogosławieństwo'' kierując się doraźną koniunkturą polityczną. Poza tym Stępniewski zawdzięczał poparcie nawet co poniektórych ''ośmiogwiazdowców'' między innymi temu, że stawał okoniem nie raz wobec samobójczego dla lokalnego PiS wsparcia martwej praktycznie dla miasta prezydentury Wenty. Biorąc więc skalę zaniedbań i fatalnych błędów popełnionych w kieleckiej polityce, jakie na koncie ma formacja do niedawna rządząca, uzyskany przezeń wynik podczas wyborów można uznać za wręcz rewelacyjny. W każdym razie jestem nim pozytywnie zaskoczony, bo i nie spodziewałem się wiele uznając zwycięstwo Agate za raczej z góry przesądzone, licząc jedynie na jak najmniejszą jej przewagę co też miało miejsce, gdyż 6 i pół procenta więcej dupy nie urywa, zwłaszcza przy dość niskiej frekwencji. Niech se Wojdyszcze nie myśli, że teraz będzie posiadało komfort władzy, o nie!

Co nie zmienia faktu, że jako kielczanie będziemy mieć przejebane, ale też skoro większość z nich pragnie najwidoczniej, by srano im do gęby ''tęczawym'' kałem nie należy im tego wzbraniać. Sam dałem jasno przy nomen omen urnie znać, że nie mam ochoty na udział w miejskiej orgii postpolitycznych koprofagów, a kto tego nie uczynił będzie teraz poniekąd na własne życzenie musiał pływać w LGBTariańskich fekaliach, jakie z pewnością zaleją Kielce. Przy czym rzecz nie tyle w obecnie jedynie słusznej orientacji ideolo-seksualnej nowej ''prezydentynii'', tudzież jej/jego wybitnie niebinarnopłciowej ''osobopostaci'', gdyż to są didaskalia acz istotne. Wszakże jedynie w kontekście unijnej postpolityki, jaką sobą reprezentuje w lokalnych realiach, do czego nie można mieć już żadnych wątpliwości po publicznej deklaracji nadprokurwatora Bodnara, który specjalnie przybył do Kielc, by osobiście wesprzeć Wojdynię podczas wyborów. Tak więc w mym wypadku nie idzie o estetyczną ''pedofobię'', wstręt żywiony do ''paskudnej lesby'' dajmy na to, lecz jej/jego doskonałe wpasowanie się w ultraliberalny format UE, którego szczerze nie cierpię. Czyni on zeń ''polityczkę'' właśnie a nie polityka serio, to nie kwestia płci - mocno zresztą tu nieokreślonej - lecz oderwania od realiów, gdzie kolejne ''tęczawe'' ławki miejskie i uliczne ''parady bezradności'' pokrywać mają rozpadającą się w oczach lokalną infrastrukturę, kiepskie zarobki większości mieszkańców, ogólny brak perspektyw rozwoju Kielc. Nie zaradzi mu sama polityka miejska, trzeba by ją wpiąć w pewien szerszy projekt, na wzór formuły industrializmu późnego PRL, jakiej stolica regionu zawdzięcza swój obecny kształt, podobnie co i reszta Świętokrzyskiego. W owym kontekście dość intrygująco wyglądają deklaracje niejakiego Gerarda Pedrycza, który objawił się niedawno w otoczeniu małej Agatki uwięzionej w ciele dużego chłopca. Wespół z bezpieczniackim ekspertem, doktorem masonem Sokałą jął prawić o ''wyżynie zbrojeniowej'', czyli rodzaju konsorcjum regionalnego przemysłu z kielecką Politechniką, jako jej intelektualnym i kadrowym zapleczem. Faktem jest bowiem, że gdyby nie etatystyczny interwencjonizm gospodarczy w Świętokrzyskiem nadal byłyby chyba ''ino piochy'' - jeszcze w XVII stuleciu na północ od Kielc działały odlewnie armat pracujące na rzecz państwa, gdyż to monarsze w dawnej Rzeczpospolitej podlegały arsenały. Na dobre kilkanaście lat przed COP, już u zarania odrodzonej z zaborów Polski, kluczowe inwestycje zbrojne rządu koncentrowały się w świętokrzyskiej części ''trójkąta bezpieczeństwa''. Kielce były wprawdzie na uboczu tegoż programu, poza bodaj głównie Hutą Ludwików czyli ówczesną SHL-ką, ale Starachowice czy Skarżysko zawdzięczają rozwój przemysłu jeszcze przedsanacyjnym władzom, choć to z kręgów bliskich Piłsudskiemu wyszła owa inicjatywa [ motywowana względami bezpieczeństwa państwa i narodu, nie zaś ekonomicznymi przypominając tak dla porządku ]. Gomułkowsko-gierkowska komuna rozwijała więc jedynie przedwojenne projekty, dokonując ofensywnej industrializacji regionu z Kielcami na czele w przełomie lat 60/70-ych. Rzecz jasna nie liczę na tegoż obecną powtórkę, skoro imć Pedrycz reprezentuje formację uwalającą strategiczne dla kraju inicjatywy typu CPK. Do sceptycyzmu skłania też jego widok na dostępnych w publicznej domenie zdjęciach, gdzie siedzi tuż obok Bartka ''alkopiromana'' Sienkiewki i Romana Gejtycha, czyli dwóch ''jąder ciemności'' przy chujowym Tusku. Niemniej znaczy to, iż jest w kręgu ścisłych władz PO i najwidoczniej przejął od Artura Gierady, obrońcy rolkarzy i penisosceptyczek, funkcję ''oficera prowadzącego'' Wojdychy. Ono bowiem zdolne jest głównie do lansowania pierdół, w typie ''młodzieżowej rady miasta'' czy inszych psów/kotów obszczywających miejskie biblioteki z jego/jej nakazu, no i oczywiście fuhrerowania ''tęczawym'' paradom zamiast karlicy Zapały, bez tego się już chyba teraz nie obędzie. Na owym tle pan Gerard daje choć cień szansy na namiastkę niechby rzeczywistej polityki przemysłowej państwa w regionie, gdyż nastały takie czasy, że dla zachowania przysłowiowej ''ciepłej wody w kranie'' koniecznym jest zadbanie o należytą obronność kraju. Oby więc rację miał Marek Wróbel z Fundacji Republikańskiej, ogłaszając koniec postpolityki rozumianej jako czysty PR, gdyż wymuszają to obecne dziejowe realia. Dlatego jak utrzymuje przynajmniej część inicjatyw strategicznych podjętych za rządów PiS będzie kontynuowana, nawet jeśli w mocno okrojonej postaci, bowiem zaciekłe debaty wokół CPK i polskiego atomu jasno okazały, iż nie sposób uczciwie sprowadzić ich do ''fanaberii'' poprzedniej władzy. Czy zaś faktycznie tak będzie wkrótce się przekonamy - również tu na miejscu w Kielcach.

ps.

Zachęcam jeszcze na koniec do wysłuchania smutno-zabawnej rozmowy z Rafałem Zamojskim, formalnie pełniącym czysto wirtualną funkcję ''śródmiejskiego menadżera'' Kielc. Oglądając ją miałem wrażenie, jak przy lekturze ''Zamku'' Kafki, albo którejś ze sztuk Mrożka dobrze opisując nierząd Wenty nad Kielcami. Imposybilizm, czyli ogólna niemożność, wszechobecna ''spychologia'' miejskiej biurokracji i trawiąca ją ''sektorowość'', czyli patologia urzędowej ''wsobności'', braku koordynacji działań i organizacji między poszczególnymi wydziałami tego samego magistratu. Przez co pan ''menadżer śródmieścia'' okazał się ze swą nikomu niepotrzebną we władzach Kielc funkcją w stanie zawieszenia, zmuszony do uprawiania swoistej ''partyzantki'', by przeforsować choć co poniektóre ze swych inicjatyw w przestrzeni miasta, wobec braku ich wsparcia ze strony zwierzchników. Nie stało im jednak zarazem nawet tej odrobiny woli, by go zwyczajnie wypierdolić z roboty, olewali to jak zresztą całe administrowanie Kielcami właściwie nie wiadomo po co zajmując miejsca w urzędzie, chyba tylko dla wypłaty, ale przecie marne raczej tam pensje? Dodam od siebie, że już teraz choćby system zarządzania miejskim transportem publicznym całkiem leży, zaś obiór Agatyszcza na ''prezydentkę'' Kielc stanowi gwarancję jego ''prywatyzacji'', czyli rozpierdolu miejskiej komunikacji, acz bardzo chciałbym się w tym mylić, obaczymy. Na zupełny już finał korzystając z okazji zwrócę uwagę na pewną intrygującą wieść, jaką napotkałem w opracowaniu dokumentów pozostałych po wywiadzie naukowo-technicznym PRL, których wyboru dokonał historyk IPN Mirosław Sikora. Otóż na stronach 186 i 221 zawiera ono wzmianki o Kielcach z których wynika, iż lokalne zakłady ''Chemar'' były profilowane już wtedy na produkcję systemów chłodzenia dla projektowanego reaktora jądrowego w Żarnowcu. Wytwarzanie na miejscu, jak i obsługa równie złożonych technologii wymagałoby zapewne wysokiej klasy fachowców tak spośród robotników, co kadry inżynierskiej. Czyż więc nie byłoby zbyt przesadnym stwierdzenie, iż upadek programu atomowego w Polsce u progu III RP przekreślił w znaczącym stopniu szanse rozwojowe Kielc? Pozostawiam kwestię otwartą...


niedziela, 24 marca 2024

Kacap znaczy rezun.

Ledwie z miesiąc temu przypominałem w tymże miejscu, ''iż ''kacap'' znaczy z turkijskiego rzeźnik, bowiem dla ludów turańskich Rosjanie to jeno dzikie rezuny''. Brzmi jakże aktualnie w kontekście bestialstw, jakich dopuszczają się Rosjanie wobec złapanych terrorystów rodem z Azji Centralnej, którzy dokonać mieli zamachu w podmoskiewskim centrum rozrywki. Oto rosyjski naziol z ''Rusicza'' RaSSakazow ps. ''Topaz'' [ ten co to mu stawało od zabijania Ukraińców ] chełpi się, że jeden z konsumentów jego trollingu oderżnął ucho zatrzymanemu przezeń tadżyckiemu zamachowcowi. Z kolei drugi znany Z-vloger, niejaki ''Trzynasty'' sra w portki ze szczęścia, publikując materiał na którym inny z terrorystów zmuszany jest przez kacapstwo do zjedzenia własnego ucha. Reporter wojenny, pracownik rosyjskiej telewizji państwowej, nie kryje wcale swego orgazmu tymże bestialstwem, zaś jeden z głównych patronów ruskiego naziolstwa Rogozin już nawołuje do odwetu na Ukraińcach. Mimo, iż zamachowcy nie byli nawet Czeczeńcami co jeszcze od biedy można by jakoś powiązać ze zbrojną opozycją przeciw tyranii Kadyrowa, jakiej przedstawiciele właśnie teraz wojują na terenie Rosji wraz z bojownikami RDK. Skądinąd ciekawym, jakim to kurwa cudem owi tadżyccy przeważnie terroryści zamierzali przedostać się do Kijowa byle cywilną ''renówką'', skoro całe niemalże pogranicze Rosji z Ukrainą ogarnięte jest obecnie walkami już na masową skalę? Rosjanie nie dbają wcale o uwiarygodnienie swej wersji wypadków, bo też i po co skoro przysłowiowy ''durak Wania'' i tak wszystko łyknie, podobnie co i niestety całkiem spora rzesza ''pożytecznych idiotów'' na Zachodzie. Dlatego Putinowi w oficjalnym wystąpieniu po owej tragedii nie chciało się nawet powtórzyć słynnej niegdyś frazy o ''dopadaniu terrorystów choćby i w kiblu'', poza tym jest stary i pewnie nie ma ochoty wysilać się niepotrzebnie. Acz nie tylko on jeden spośród Rosjan ma na to wyjebane, wspomniany na wstępie kacap co urżnął ucho zamachowcowi z Tadżykistanu, z dumą wskazuje okrwawionym nożem na ewidentnie nazistowski symbol ''czarnego słońca'', który nosi na przedramieniu. Nie przeszkadza to jednak rosyjskiej propagandzie obwiniać za ów akt terroru ''ukraińskich nazistów'', najlepiej tych rosyjskojęzycznych z ''Azowa'', bowiem nie istnieje dla niej granica bezczelności, do jakiej mogłaby się jeszcze posunąć. Dlatego na ten przykład RaSSkazow zajmuje się obecnie działalnością ''humanitarną'', oraz zwalczaniem ''rusofobii'' panującej na Zachodzie a jakże, odżegnując przy tym żarliwie od niegdysiejszego naziolstwa, bo to wiecie był jedynie taki yntelygentny ''trolling wroga''. Rasowy kacap wszakże zeń wyłazi jak widać przy nadarzającej się okazji, gdyż swych korzeni i rodowodu nie sposób się zaprzeć, jest więc moskalskim rezunem choćby nie wiem co. Rzecz nie w litowaniu się nad sfanatyzowanymi mordercami, acz rażenie prądem ich genitaliów i obnoszenie się z tym przez Moskali dowodzi zbydlęcenia owej populacji postępującego w zatrważającym tempie. Degradacja Rosji, czy raczej obnażenie jej prawdziwej natury jest obecnie faktem tak dojmującym, iż unieważnia cały bełkot o ''wielkiej kulturze'' i Tołstojewskim. Ukraińcy zaś owszem zabijają także murzyńskich ''czornożopców'', ale jedynie tych co przyleźli z bronią na ich ziemię i w mundurze rosyjskiego sołdata. Wątpię stąd, by wspólną sprawę z nimi mieli islamiści wrzeszczący ''Allahu akbar'' podczas mordowania przerażonych moskwian, a też i pewne wątpliwości budzą niektóre relacje świadków zamachu, gdzie nie sposób dostrzec zbytniej paniki mimo huku wystrzałów, no i co na litość robią widoczni tam, przyglądający się biernie rzezi ludzie?

Nie będę wszakże brnął w jałowe spekulacje o ''inscenizacji'' jakoby i ''aktorach kryzysowych'', na które onegdaj trawiłem czas, wystarczy mi bowiem wspomnienie afery z ''riazańskim cukrem'', tak naprawdę zaś workami z heksogenem i zapalnikiem, podrzuconymi do piwnic jednego z bloków mieszkalnych przez funkcjonariuszy FSB. Natomiast inny aspekt owych wydarzeń przykuł mą uwagę: otóż dziwnym trafem przez ostatni tydzień YouTube w polecanych materiałach podsyłał mi klip rosyjskiej grupy ''Piknik'', na której koncercie doszło do zamachu. Mimo, iż dotąd ani razu o niej nie słyszałem, ani tym bardziej teraz nie zamierzam, gdyż nie wiadomo co gorsze - islamiści czy rosyjski rock. Co ciekawe i może nader istotne, lider zespołu jest z pochodzenia Polakiem, acz wspierającym zbrojną napaść Rosji na Ukrainę. Do tego jak głosi biogram grupy, odbył on na pocz. lat 90-ych pieszą pielgrzymkę do Częstochowy na spotkanie z Janem Pawłem II, po czym wróciwszy do Rosji wziął udział wraz z kolegami z zespołu w koncercie pod hasłem ''Rock przeciw czołgom''... Zorganizowanym w proteście przeciw puczowi Janajewa, a ze wsparciem ówczesnego mera Petersburga Sobczaka i jego zastępcy, niejakiego Putina - stąd opowiedzenie się ''piknikowców'' po stronie ''specoperacji wojskowej'' jest w sumie jednak logiczne. W każdym razie podstarzali rosyjscy rock'and'rollowcy celebrują ''tradycyjne rosyjskie wartości'' na koncertach w oprawie ewidentnie okultystycznej i neoszamańskiej symboliki, ot ''konserwatywna'' Rosja w pigułce. Lider grupy Edmund Szklarski aktywnie praktykuje jogę, co nie przeszkadza mu uważać się za ''katolika'', maluje obrazy przepełnione mroczną ezoterią a również dba o takąż scenerię swych występów jako się rzekło i jest fanem Niemena. Dodać wypada, iż jego dziad polski inżynier zasłużony dla carskiej Rosji a szczególnie ZSRR, nie powrócił przeto do odrodzonej Polski, za to przeżył pomyślnie antypolskie czystki w trakcie stalinowskiego ''wielkiego terroru''. Powstaje więc pytanie jakim kosztem, czy aby nie donosicielstwa na swych rodaków, jak wówczas zazwyczaj bywało, co bodaj tłumaczyłoby wiele z obecnej postawy wnuka, gdyż niedaleko pada zgniłe jabłko od zżeranej zarazą jabłoni. Bynajmniej nie twierdzę, iż powyższe fakty świadczą na korzyść tezy o rzekomej ''inscenizacji'' zamachu w podmoskiewskiej hali koncertowej, prędzej już sprokurowaniu go przez rosyjskie tajne służby, po co jednak by to im było przekonamy się zapewne wkrótce. Istotne na teraz, że w osobie zrusyfikowanego rockmena o polskich korzeniach możemy obaczyć ''prawosławną, konserwatywną'' Rosję zwalczającą ''satanistyczny'' reżim ''ukronazistów'' na jednym obrazku:


- powstrzymująca zło ręka katechona, czy raczej jego demonicznej odwrotności siejącej na Ziemi spustoszenie? Niewątpliwie prędzej to drugie!

ps.

Nie zdzierżę jednak, okazuje się bowiem, iż w przeddzień zamachu na miejscu zjawiła się spora grupa rosyjskich kiboli. Przybyli tam na umówioną bójkę ze swymi kaukaskimi odpowiednikami, lecz zastali jedynie gliniarzy, którzy ich aresztowali. Rosję od dawna zresztą rozdziera narastający konflikt na tle etnicznym i religijnym, do czego wydatnie przyczynia się reżim Putina masowo sprowadzając migrantów i wykorzystując nachodźców jako narzędzie prowokacji granicznych przeciw Polsce, krajom bałtyckim czy ostatnio Finlandii. Poniekąd więc można rzec, iż własne łajno wylądowało mu na twarzy, tak się bowiem kończą umizgi władz w Moskwie do islamistów z Hamasu czy Hezbollahu. Wojna pustosząc nie tylko mniejszości etniczne Rosji, ale i samą ruską większość ludności kraju sprzyja zastępowaniu jej przez muzułmańskich migrantów, jak to ma już miejsce w ''Mariupolbadzie''. Nic w tym z przypadku, lecz jest systemową polityką rosyjskiego nierządu usankcjonowaną prezydenckim dekretem Putina jeszcze z 2007 roku, który nakazuje sprowadzanie co najmniej 300 tysięcy migrantów rocznie. Ostatnie zaś rekomendacje kremlowskich demografów zalecają dla podtrzymania jedynie populacji kraju dopełnianie jej nawet milionem obcej ludności każdego roku! Reżim jest przez to w pułapce: musi polegać na migrantach, by zastępować nimi ginących na froncie wojny z Ukrainą rodzimych pracowników, wszakże nie sposób ich zintegrować, gdyż przeważnie to biedni i niewykształceni mężczyźni wyznający zazwyczaj islam. Wcielić ich do wojska w większej liczbie również nie sposób, mogą bowiem wtedy obrócić broń przeciw rosyjskim przełożonym, nawet specsłużby nie dadzą im rady. Dlatego poczynam wątpić jednak, czy aby faktycznie stały one za owym zamachem, gdyż oznacza on ich totalną kompromitację. Rosgwardyjcy i Specnaz przeszło godzinę przypatrywali się biernie, jak giną ludzie w podpalonym przez terrorystów budynku, zamiast go szturmować woleli rozganiać kopniakami i razami zgromadzoną wokół ciżbę dziennikarzy, do tego bowiem są zdatni: gnojenia bezbronnych. Sam Putin jawnie zlekceważył ostrzeżenia Amerykanów przed zamachem, niemalże w przeddzień ataku nazywając je podczas spotkania z funkcjonariuszami FSB ''prowokacją'' i próbą ''wywołania smuty'' w Rosji. Jeśli zaś faktycznie stały za nim tajne wywiady Zachodu, tym bardziej należało wzmóc czujność, nie zaś okazywać tak bezczelnie pogardę i zatrważającą wprost niefrasobliwość! Próby obwinienia Ukraińców wyglądają bardziej na desperackie zakłamanie problemu, niż powzięty z góry plan, gdyż skoro faktycznie uszykowali oni jakoby ''okienko'' dla uciekających zamachowców, to przebić się doń można było tylko dzięki niedołęstwu rosyjskich pograniczników i takichże wojskowych, których jest tam teraz co niemiara. Nic się tu kupy nie trzyma jednym słowem i nawet wspomniana na wstępie głupota kacapskiego Wańki, oraz pożytecznych idiotów z Zachodu tego nie tłumaczy. Natomiast jeśli rzeczywiście islamiści zorganizowali ów akt terroru, znaczy chcą skorzystać na obecnym konflikcie między imperiami ''niewiernych'', zapewne wzorem samego Mahometa i jego następców, którzy przecież zyskali dzięki osłabieniu Bizancjum i Persji wskutek wyniszczającej obie potęgi długotrwałej wojny. W wersji zaś bardziej ''spiskowej'' można w tym upatrywać próby pojednania zwaśnionych mocarstw powrotem do zwalczania muzułmańskiego terroryzmu, jaki stanowi zagrożenie tak dla Izraela i USA co Rosji oraz Chin. Wątpię jednakże by to wystarczyło, sprawy bowiem zaszły już pod tym względem za daleko, aby znowu udawać ''koniec historii''.

ps. 2

No i ''się stanęło''! Dugin objaśnił kto stoi za ''krokusowym'' zamachem - któż by inny, jak nie Żydy z Mosadu:) [ skądinąd podobną wersję na rodzimym gruncie lansuje Kurak, nie zdziwiłbym się jeśliby Michalkiewicz również ]. Mówiąc zaś serio powtórzmy: rzecz nie w litowaniu się nad sfanatyzowanymi zbrodniarzami, lecz postępowaniu z nimi samych kacapów. Otóż stosowanie tortur jest w samej Rosji NIELEGALNE, nie kto inny co Putin zatwierdził ustawę zaostrzającą sankcje karne dla dopuszczających się ich funkcjonariuszy, o ironio czyniąc to ledwie parę miesięcy po rozpoczęciu agresji zbrojnej na Ukrainę. Cóż to więc za ''państwo'' nie szanujące własnych praw, którego urzędnicy mający stać na ich straży ostentacyjnie je łamią? Owszem, ''dojrzałe demokracje'' także odwołują się czasem do ''ekstraordynaryjnych'' metod zwalczania terroryzmu np. nie wierzę w ''samobójstwa'' przywódców lewackiego RAF, USA jak wiadomo obcesowo obchodziły się z zatrzymanymi przez nie islamistami. Wszakże ci z Amerykanów co przekroczyli swe uprawnienia zabawiając się z przesłuchiwanymi w sado-maso lądowali później często w więzieniach, tymczasem u Rosjan rzadko kiedy przestępcy w mundurach ponoszą równie srogie konsekwencje swych czynów, choć problem trwa od lat i ma tam charakter systemowy. Otóż sednem ''ruskiego miru'' jest anarchia i bezprawie władzy stojącej ponad państwem i jego przepisami, bez większej różnicy czy uosabianej przez prawosławnego cara, komunistyczne politbiuro, lub liberalnego tyrana, jakim w istocie jest Putin. Czymże więc owa jaczejka kremlowskich terrorystów odróżnia się od islamistycznej konkurencji, bo póty co rzecz wygląda li tylko na porachunki gangsterów, jedna banda bierze srogi odwet na drugiej i to z ostentacyjnym okrucieństwem na jakie nie pozwalał sobie nawet Stalin [ jego siepacze zwykle maskowali ślady tortur ofiar ''procesów moskiewskich'' ]. Lansowana zaś przez reżim Putina wersja wydarzeń jest dlań zwyczajnie kompromitująca, jeśli bowiem Ukraina wespół z ''przeklętymi Anglosasami'', lub izraelscy szpiedzy jak chciałby Dugin, mieli jakoby stać za ''krokusowym'' zamachem, znaczy rosyjskie tajne służby kompletnie spierdoliły sprawę pozwalając obcej agenturze panoszyć się na przedpolach stolicy! Pogardzane tak ''chachły'', a niechby wspierane przez wywiady państw NATO, wymierzyłyby solidnego kopniaka w dupę aroganckim Moskalom urządzając takowy numer całkiem niedaleko od Kremla. Czegóż się jednak spodziewać po rosyjskim nierządzie, który za przestępstwa wojenne nagradza wolnością morderców kobiet i dzieci, karząc jednocześnie wieloletnimi zsyłkami do kolonii karnych o zaostrzonym rygorze udział w nieprawomyślnych demonstracjach i skandowanie podczas nich politycznych haseł? Źródła zaś owego despotyzmu nie tkwią bynajmniej w dziedzictwie ''mongolskiego jarzma'', co prędzej tyranii starotestamentowego jahwizmu z którego inspirację czerpała sekta ''żydowinów'', jaka opanowała elity moskiewskie u progu nowożytności kładąc wówczas zręby rosyjskiego ''samodzierżawia''. Dugin stąd zamiast tropić mocodawców ''krokusowego'' aktu terroru aż w dawnej Judei, powinien raczej poszukać ich na Kremlu obojętnie czy faktycznie za nim stoją, lub też przyzwolili nań swym rażącym niedołęstwem. Zamiast bowiem zajmować się zwalczaniem realnych zagrożeń dla kraju, znęcali się głównie nad bezsilną opozycją, tudzież posyłali masowo rosyjskich ''zbywateli'' na frontową rzeź. Przeto Rosja to żadne państwo, a jedynie zbiurokratyzowana anarchia - jak UE...

niedziela, 10 marca 2024

Agatyszcze.

...Wojda jest uosobieniem ''niebinarnopłciowej'' postpolityki UE w wydaniu lokalnym. Wprawdzie nie ma co w Kielcach i okolicy liczyć raczej na godziwą pracę i dobre zarobki, bo zwykle tu jest ona marna i takoż opłacana. Zatrudnienie na ciepłej posadce w instytucjach publicznych głównie dzięki kumoterstwu, perspektyw rozwoju miasta praktycznie żadnych, ale za to jakie mamy ''europejskie'' ławki w kolorach ruchu LGBT i jego ''parady bezradności'' w miejskim parku! Można też wykonać publicznie rytualne hołubce w proteście przeciw ''dyktaturze kobiet'' czy jakoś tak, albo przyjść do lokalnej biblioteki z ulubionym zwierzakiem. Najlepiej owczarkiem niemieckim, po egzemplarz krytycznego wydania poradnika motywacyjnego pt. ''Moja walka'', autorstwa pewnego słynnego ''przedsiębiorcy idei''. Owym inicjatywom ''aktywiszcza'' Wojdy basuje nieudolnie kandydat Lewycy na prezydęta Kielc Marcin Chłodnicki, patronując ''spacerom HERstorycznym'' feministek po opustoszałym z handlu śródmieściu. Niestety dla niego nie posiada mile widzianej obecnie ''orientacji seksualnej'', co skazuje go na wieczne bycie ''tym drugim'' po Wojdzie, bo żona i dzieci to dziś raczej obciążenie wizerunkowe dla polityka lewicy, czy raczej tego co z niepojętych zupełnie powodów wciąż określane jest owym mianem. Dlatego kielecka stara/nowa komuna prędzej powinna wystawić w tychże wyborach kandydaturę towarzysza Jaskierni... Na obecne czasy byłby w sam raz, o ile tylko wyjdzie wreszcie na jaw z ubeckiej szafy. Natomiast z Chłodnickim mimo różnic partyjnych Agate poczuwa się do ''mentalnego pokrewieństwa'', czemu doprawdy nie sposób dziwić biorąc powyższe. 

Akurat miałem okazję obserwować na sesjach miejskiej rady jeszcze za prezydentury Lubawskiego, jak w praktyce wyglądała działalność Wojdy. Tworzyły wtedy wraz z Katarzyną Zapałą ''frakcję nieheteronormatywną'' w kieleckim PO, potrafiąc godzinami z pianą na ustach gardłować za ''młodzieżową radą miasta'' i tego typu pierdołami, po czym godzić się potulnie na kolejne pożyczki brane przez magistrat rok w rok, każda po 100 milionów złotych. Z czego jedna część szła na spłatę poprzednio zaciągniętych zobowiązań, czyli klasyczne ''rolowanie długu'', resztę zaś przeznaczano na niezbędny dla uzyskania unijnych dopłat tzw. ''wkład własny'' miasta - na kredyt:). Szczytem zaś było przyklepanie min. przez Wojdyszcze rekordowej w historii Kielc pożyczki o wysokości 250 milionów zł [ właściwie zaś blisko 300 ], udzielonej przez unijny ''bank inwestycyjny'' z siedzibą w Luksemburgu, znanej na świecie pralni lewych pieniędzy. Nie przeszkadzało to zarazem owej ''osobopostaci'' gromko bóldupić o np. setki tysięcy przeznaczane z budżetu miasta ''na promocję'' dla klubu piłkarskiego Korony Kielce. Bezczelność bowiem i absolutny brak samokrytycyzmu cechuje jej/jego charakter, czyniąc idealnym kandydatem na ''prezydentynię'' z ramienia tak kaprawej formacji co PO, gdzie wprost roi się od podobnych ''niebinarnych'' politycznie kreatur. Przy czym sam poziom zadłużenia miejskich finansów, do którego ochoczo przyłożyło rękę ''państwo'' Agata, nie byłby aż takim problemem, gdyby choć było czym to spłacać. Sęk w tym wszakże, iż baza podatkowa na miejscu sukcesywnie kurczy się od lat, zaś Kielce do dziś nie otrząsnęły z upadku formuły PRL-owskiego industrializmu, na jakiej ufundowano je w obecnym kształcie. Przykro mi, ale nie zaradzą temu ślepe uliczne ''woonerfy'', kolejne ścieżki rowerowe, czy nawet potrzebne skądinąd nasadzenia drzew akurat tam, gdzie ledwo co dopiero je wycięto. Cóż, długo można by wymieniać mętne sprawki Wojdy w urzędzie miasta czy jeszcze wojewódzkim, gdzie onegdaj rzecznikowała, ale są w Kielcach osoby bardziej ode mnie kompetentne, by np. opowiedzieć z detalami o jej udziale w dewastowaniu lokalnego transportu publicznego, sygnalizuję stąd jedynie sprawę. 

Osobiście nie daruję jej wszakże pogardy z jaką potraktowała kielczan i resztę mieszkańców Świętokrzyskiego podczas pierwszego ''kryzysu nachodźczego'', będzie już prawie z dekadę temu. Przyjmując wobec nich wtedy postawę ohydnego protekcjonizmu, typową zresztą dla cierpiącej na kompleks prowincjusza i stąd aspirującej do statusu ''eurokratki'' zwykłej chamki. Dla niej problem więc leżał głównie w ''zmianie mentalności związanej z postrzeganiem uchodźców szczególnie, gdy reprezentują całkowicie odmienną kulturę czy religię''. Hołubiony bowiem przez takich jak ona mityczny ''Inny'' nie może być sam z siebie rasistą, traktującym podle kobiety mizoginem, czy wyznaniowym lub ideologicznym fanatykiem. Najwidoczniej w obranej przez nią optyce wina leży wyłącznie po stronie tych, którzy nie chcą przyjąć nachodźcy w swe progi, nawet gdy ów nie ma zamiaru uszanować praw obowiązujących w gościnnym domu. Wedle małej Agatki uwięzionej w ciele dużego chłopca, o ile tylko ''okażemy solidarność'' byle swołoczy z drugiego końca świata, ta na pewno odpłaci nam się tym samym. Postpolityczny infantylizm Wojdy wyłazi też z jej postawy wobec wojny na Ukrainie - zebrane pod jej patronatem odpady do produkcji świec okopowych na pewno zmogą rezunów Putina. Typu neonazisty Milczakowa z ''Rusicza'', chełpiącego się preparowaniem makabrycznych ''trofeów wojennych'' z odciętych przezeń kończyn pomordowanych wrogów: jak by nie patrzeć, to też recykling... Bliźniaczo podobne jej ukraińskie feminazistki i działaczki LGBT zajmują się de facto ideologiczną dywersją w ogarniętym wojną kraju, zwalczając wydumany ''patriarchat'', a nie realną rosyjską agresję, wszystko zaś za pieniądze niemieckiej fundacji im. Róży Luksemburg. Pasuje to jednak doskonale do UE, która nie może wywiązać się z zadeklarowanych ilości amunicji dla walczących Ukraińców, gdyż wyzbyła się niemal całkiem swej produkcji zbrojnej w tym względzie, bowiem przeczy ona obranej przez jej władze strategii ''zrównoważonego niedorozwoju''. W praktyce samobójczej dla Europy, nie dziwota stąd, że Agate stanowi powiadam uosobienie takowej postpolityczności w jej miejscowym wydaniu, równie pustym aktywizmem pokrywając brak realnych efektów.

Dzieje się zaś tak, gdyż UE nie jest ani nigdy będzie państwem, bo od swego zarania stanowi zanegowanie samej jego istoty. Cóż to za ''państwo'', które nie chroni własnych granic przed ''nachodźcami'', czy swego bezpieczeństwa żywnościowego pozwalając na zalew rynku wewnętrznego produkcją nie tylko z Ukrainy, ale i Rosji czy Latynoameryki? Projektowana zaś ''Unia Obronna'' prędzej służyć będzie zgodnie z zamysłem Spinellego do pacyfikacji samych Europejczyków, niż obronieniu ich przed zagrożeniem ze strony Azji, Afryki lub którejś z Ameryk. Nie pojmują tego Kucfederaci i niestety większość krajowych przeciwników ''unionizmu'', myląc rozbuchaną brukselską administrację z jakowymś ''etatyzmem''. Tymczasem anarchia może przybrać i biurokratyczną postać, tym przecież trudni się obecny nadwiślański nierząd, siejąc chaos w polskim państwie mnożeniem jego urzędów i wzajem znoszących się funkcjonariuszy, wszystko to zaś z pełnym błogosławieństwem ''uniokratów''. Prędzej więc mamy do czynienia w przypadku UE z rakowatą naroślą na europejskich państwach narodowych, rodzajem trawiącej je instytucjonalnej huby, wręcz monstrum ustrojowym bez precedensu w dziejach ludzkości, stąd i pozbawionym odpowiedniej dlań jeszcze nazwy. Dlatego przypomina wielką piaskownicę dla dużych dzieci, lub azyl neurotyków pełen ''ostatnich ludzi'' Nietzschego, jak celnie ujął to ukraiński filozof Andrij Baumeister. Formuła UE oznacza w praktyce dogasanie i marazm, gdyż oparto ją na zanegowaniu historii utożsamionej z tragizmem wojen i konfliktów politycznych. Wyłoniła się bowiem z gruzów dawnego Okcydentu, który sczezł w obu wojnach światowych i na opustoszałym po nim miejscu, stąd w istocie jest Unią Antyeuropejską dążąc do ostatecznego zniweczenia nawet tych resztek przeszłego świata, jakie tutaj jeszcze ocalały z dziejowej pożogi. Docelowo idealnym ''zbywatelem'' UE może więc być chyba już tylko jakaś ''niebinarnopłciowa'' postludzka ameba, wyzbyta własnej woli, rozumu i osobowości, której bohaterka niniejszego tekstu stanowi ledwie mocno niedoskonały wciąż prototyp. Bowiem póty co rozsadza ją wręcz ''wola mocy'' i stanowczy przerost ambicji nad realnie posiadanymi możliwościami, niemniej cel uosabianych przez nią wzorcowo, jak na obecne uwarunkowania, zmian jest jasny - i straszny.

Dlatego choć nie wierzę szczerze powiedziawszy, aby w ramach lokalnych wyborów można istotnie zmienić smutny los regionalnych ośrodków jak Kielce, wezmę w nich udział jedynie by zagłosować przeciw Wojdzie, gdyż niemal każdy inny kandydat będzie od niej lepszy - niemal, bo z wymienionych przyczyn nie dotyczy to Chłodnickiego. Poza tym jednak powtarzam KAŻDY: nawet, o zgrozo, ''bezpartyjny'' syn partyjnego, w pokracznej koalicji z porażonymi ekonomicznym ''januszyzmem'' kucerzami, jakich serdecznie nie cierpię jako zadeklarowany państwowiec, czyli nienawistny im ''etatysta''. Skądinąd cieszy mnie wściekle ewolucja ''bezideowej prawicy'', gdyż im prędzej dotrze do wszystkich, że tworzący ją karierowicze są liberałami także obyczajowymi tym lepiej. Odgrywający performens ''Polaka-katolika'' Braun już teraz omal nie narobił w portki z radości, witając w samorządowej koalicji małżonkę ''bezpartyjnego'', jaka ledwie parę lat temu wespół z miejscową komuną postulowała nazwanie jednego z miejskich rond ulicznych na cześć ''srajku bab''. Uczciwie należy też przy tym rzec, iż to Suchański wespół z Burszteinem ponoszą współodpowiedzialność za martwy praktycznie dla Kielc okres nierządu Wenty w magistracie. Oni przecież pomogli go tam umieścić, po czym pożarli się między sobą wskutek czego uczyniono z kadencji trenera pośmiewisko, pozbawiając go na starcie jego politycznej podpory, którą była Danuta Papaj. Faktyczna naonczas ''nadprezydent'' miasta, zaszczuta wściekłą nagonką w lokalnych mediach, wprawdzie nie mam dowodów, że stali za nią wspomniani miejscowi wielmoże, ale na pewno prym w niej wiódł Dariusz Gacek z lokalnego portalu ''scyzoryk'', startujący teraz do miejskiej rady z rekomendacji Burszteina. Życzę stąd owej paradziennikarskiej świni, aby własne łajno jakim tak lubi obsrywać innych, w końcu wylądowało jej samej na ryju. Wszakże nawet takowe kreatury jakoś wyglądają na tle ohydy unijnej postpolityki ucieleśnionej w ''osobopostaci'' Wojdyszcza. Cóż, przyjdzie więc zatkać nos i oddać przeciw niemu głos - dla spokojności sumienia, tudzież z pragmatycznych powodów niniejszym spisanych. Do czego i zachęcam, acz bez złudzeń: ktokolwiek zwycięży w owych wyborach i tak mamy jako kieleccoki przejebane, od nas zależy tylko jak bardzo...

ps.

Poniewczasie spotkałem się z zarzutami jakoby ''nadmiernego krytycyzmu'' i braku przy tym ''pozytywnego programu'' dla Kielc. Bynajmniej, wręcz gryzłem się w język, skoro jednak zostałem wywołany dopowiem rzecz do końca. Otóż Kielce umierają wraz z Polską i całą Europą, nie mamy przyszłości, bowiem demografia jest pod tym względem bezlitosna. Brutalna prawda wygląda tak, iż dogorywamy w zbiorowej umieralni majacząc przy tym na głos o ''prawach reprodukcyjnych'', LGBT i ''woonerfach'', a owe przedagonalne halucynacje podsyca morfina unijnych dopłat. UE stąd nie zbawi nas, gdyż stanowi poroniony od swego zarania postpolityczny projekt oparty na utopii ''bezdziejowości'', liberalnego ''końca historii'' tworzącego alternatywną nierzeczywistość, gdzie jakoby można obrać sobie płeć itp. bzdury. Pełniąc w praktyce rolę przysłowiowej orkiestry na Titanicu, która tym mocniej hałasuje, im bardziej zdążamy na dno jako Europejczycy, byle zagłuszyć krzyki tonących. Tak więc rzecz nie w jałowych mrzonkach o jakowychś ''pozytywnych programach'', lecz trzeźwym widzeniu realnego wyboru, jaki nam kieleccokom jeszcze pozostał: między lokalną sitwą uosabianą przez ''bezpartyjnego'', a tą całkiem już ''uniopejską'' wcieloną w ''osobopostać'' Agatyszcza. Za co serdecznie ''podziękuję'' jej/jemu przy urnie, nie mógłbym bowiem darować sobie takowej okazji:).

niedziela, 25 lutego 2024

Komentarz nt. sporu Polski z Ukrainą, tudzież rolniczych protestów.

...o iście barokowym jak widać tytule:). Mam ten komfort, że moje wsparcie dla walczącej Ukrainy ani przez moment nie było powodowane idealistycznym frajerstwem, co sugerują obleśnie wszelcy ''niedorealiści'' i polityczne przegrywy typu Warzechy czy Piotra ''Kuraka'' Wielguckiego. Bowiem od samiuśkiego początku kacapskiej inwazji na Kijów pisałem, że na poziomie państwowym nie mamy do czynienia ze starciem między ''banderowcami'' a jakowymiś ''katechonami'', tylko krwawym konfliktem dwóch posowieckich mafii politycznych. Rozgrywającym się niestety u granic Rzeczpospolitej, stąd nie możemy pozwolić sobie na zachowanie wobec niego sławetnej ''splendid isolation'', jakby nasz kraj stanowił wyspę bezpiecznie odgrodzoną morską cieśniną od ''mas lądowych Eurazji'', mówiąc językiem ''gejopolityki''. Dlatego w żywotnym interesie Polski było wsparcie w nim mniej dla nas groźnej postkomuszej bandyterki u władzy, gdyż słabszej i do tego pozbawionej broni nuklearnej. Acz nie za wszelką cenę, na pewno nie kosztem polskiego rolnika, wszakże zajęcie co nie daj Ukrainy przez Rosję tylko pogorszyłoby sprawę pod tym względem, gdyż i tak zachodnie sankcje nie obejmują importu kacapskich zbóż i nawozów, wręcz ich volumen wzrósł od wybuchu konfliktu na pełną skalę. Zarazem z perspektywy zwykłego Ukraińca nie jest to już żadna ''wojna oligarchów'' tocząca się gdzieś na obrzeżach kraju, lecz wprost egzystencjalny bój o przysłowiową ciepłą wodę w kranie, gdyż ''ruski mir'' to w praktyce 3D: dezindustrializacja, dezurbanizacja i depopulacja, generalnie jedna wielka d... W niej bowiem Rosja ma tak naprawdę Ruskich w kraju i zagranicą, używając tylko jako mięsa armatniego, oraz karty przetargowej w swych zmaganiach o mocarstwową pozycję w Europie i na tzw. Zachodzie. Ukraińcy więc nie mają wyboru, tak przeciętni mieszkańcy kraju co ich władcza oligarchia, muszą walczyć do upadłego o zachowanie dotychczasowego poziomu cywilizacji technicznej i przemysłowej, jeśli nie chcą stoczyć się w otchłań barbarzyństwa i materialnej tudzież człowieczej nędzy, którą realnie grozi im rosyjska okupacja kraju. Nawet sami Z-patridioci poczynają to przyznawać, wszakże nie przestając przy tym nieść własny ''sracz'' i chujnię bratniej jakoby ruskiej nacji. Nikt zaś patrząc uczciwie nie może posądzać mnie o bezkrytyczne uleganie zachodniej propagandzie, naprawdę chciałem poznać punkt widzenia Rosjan czynnie zaangażowanych w wojnę. Oczywiście nie mam przez to na myśli oficjalnej propagandy reżimu, gdyż oglądanie jej grozi demencją, jako iż obliczona jest głównie na stare baby stanowiące żelazny elektorat Putina. Pełni przez to rolę ''teatrzyku dla gojów'' odgrywanego przez kremlowskich Żydów pokroju Sołowjowa-Szapiro, z bredniami o ''biolaboratoriach NATO'' tudzież ''bojowych komarach'' itp. Mowa natomiast o wypowiedziach przedstawicieli sił ''pasjonarnych'' we współczesnej Rosji, takich jak naziol z ''Rusicza'' Milczakow, donbaski grafoman i bandyta Wladlen Tatarski, Proswirin - kacapski Ator tylko bardziej ogarnięty intelektualnie, czy choćby mętne jak zwykle wywody Dugina na temat ''ruskiej teologii wojny''. Wniosek jaki narzuca się wprost z owych ekskursji po ''mapach mentalnych'' stronników ''ruskiego miru'' może być tylko jeden: im wszystkim należy się kara śmierci...

...jaka też część z nich już spotkała. Miejmyż zaś nadzieję, iż reszta wkrótce dołączy do niejakiego ''Murza'', rosyjskiego nacjonalstalinisty zaangażowanego zbrojnie w ''ruską wiosnę'' od jej pierwszych dni, który dopiero co popełnił samobójstwo zaszczuty medialnie przez ukraińską kolaborantkę wespół z Ormaninem, napuszczonych nań z rozkazu ''koszernego'' goebbelsa Putina i dowództwa kacapskiej armii. Nie w smak bowiem im były ujawnione przez niego informacje o potwornych wprost stratach rosyjskiej armii, poniesionych podczas szturmu Awdiejewki, psując tym propagandowy wydźwięk ''sukcesu'' jakoby zdobycia przedmieść Doniecka pod sam koniec drugiego roku pełnoskalowej wojny. Moskiewskich agresorów trzeba zwyczajnie mordować, nic innego nie należy się psychopatom pokroju wspomnianego Milczakowa, przechwalającego się wprost bestialskim traktowaniem jeńców, tudzież pastwieniem nad ciałami zabitych wrogów i prokurowaniem z ich odciętych kończyn barbarzyńskich trofeów. Akurat żaden dziw u mnie jako zadeklarowanego polskiego eurazjaty, gdyż mam przez to świadomość, iż ''kacap'' znaczy z turkijskiego rzeźnik, bowiem dla ludów turańskich Rosjanie to jeno dzikie rezuny. Należy stąd odpowiednio ich traktować, a niestety my Polacy utraciliśmy sporo z naszej zdrowej ''sarmackości'' ulegając zanadto okcydentalizacji, aby dziś skutecznie przeciwstawić się Moskalom. Potrzebujemy stąd nowej kozaczyzny, póty sami nie dochowamy się współczesnych odpowiedników Stefana Czarnieckiego - mój krajan skądinąd rodem z Czarncy spod Włoszczowy, który wprawdzie srogo wojował z Tatarami, ale i przejął od nich metody walki podjazdowej niegodnej ''judeołacińskiego białorycerza'' z rojeń Konecznego. Pewien jestem, iż bezlitosny nacisk dziejowych okoliczności wymusi przynajmniej na części Polaków [ i Polek ] otrząśnięcie się z oczadzenia Zachodem, który wcale nie pragnie upadku Rosji. Mowa nie tylko o liczących po cichu na powrót do ''wandel durch handel'' Niemczech, tudzież Francuzach z ich kontynentalną ''osią zła'' Paryż-Berlin-Moskwa, ale i amerykańskich ''reseciarzach'' z Bidenem na czele, na równi niestety ze sporą częścią, o ile już nie większością nawet stronników Trumpa. W obliczu takowej prokacapskiej koalicji Rzeczpospolitą może ocalić jeno kombinacja obudzonej w nas turańszczyzny z klasycznym dziedzictwem europejskiej cywilizacji, przyobleczona w formę technologicznego progresu - innej szansy ocalenia dla Polski nie widzę. Oczywiście nieodzowność takowych rozwiązań nie determinuje jeszcze ich konieczności, inaczej rzeczywiście byłoby to oddawaniem się ''politycznym fantasmagoriom'' biorącym swe postulaty za rzeczywistość. Wszakże historia nie toczy się ze względu na moje czy twoje czytelniku tychże słów dobro, postępując dosłownie po naszych kościach. Innymi słowy nie jesteśmy w sytuacji jakiegokolwiek wyboru a dziejowego musu, albo więc utrzymamy się jako państwo i naród w nowej już zupełnie formie, albo też bieg historycznych wypadków nas pochłonie. Nie mam przez to na myśli tylko groźbę kacapskiej agresji na nasz kraj, co bardziej nawet podstępne zło ''unijnej integracji'', mylnie niestety branej przez jej przeciwników za budowę jakowegoś paneuropejskiego ''hiperpaństwa''. Oczywiście stanowiłoby to horrendum dla każdego polskiego patrioty, ale przynajmniej zachowano by zasadę suwerenności przeniesionej na poziom ponadnarodowy, lub jednego wiodącego państwa - rzecz jasna Niemiec ew. w tandemie z Francją. Tymczasem sprawy mają się tu znacznie gorzej, albowiem wspólnotę ''europejską'' jedynie z nazwy od swego zarania projektowano jako strukturę globalistyczną, opartą na zanegowaniu wszelkich granic: państwowych, narodowych, rasowych, cywilizacyjnych a nawet różnicy między człowiekiem i zwierzęciem, rośliną oraz materią nieożywioną. Dlatego UE nie jest ani nigdy będzie państwem, gdyż nie spełnia jego podstawowych wymogów, jak ochrona własnych granic, stąd niedawno szef Frontexu pełniącego rolę unijnej straży granicznej oświadczył, że nie ma sensu bronić europejskich rubieży przed nachodźcami - nawet Niemcy poczęli więc głośno pytać, od czego w takim razie ów pacan jest i za co bierze niemałe przecież pieniądze? Wychodzi stąd bezsprzecznie, iż Unia ''Europejska'', podobnie jak Rosja, jednako nie mają granic...

...przed pospólnym zmiażdżeniem przez oba globalistyczne monstra ocalić Polaków może chyba tylko obudzona w nas turańska przebiegłość - broń słabych, jak u Scytów umykających od Dniestru pod Don przed przeważającymi siłami perskiej armii Dariusza Wielkiego. Rzecz jasna nie mówię, iż mamy chyżo wsiadać na koń chwytając za łuki koczowników, tylko o postawie życiowej chytrości, obcej tak białorycerskiemu przegrywizmowi, co i tchórzostwu biedarealizmu między jakimi zwykle miota się krajowa publika. Nie należy również mylić tego z dość rozpowszechnionym niestety u nas polaczkowatym cwaniactwem, gdyż nie staje mu dalekowzrocznej inteligencji koniecznej, aby wyjść poza wąsko pojmowany interes osobisty, skazując przeto w dłuższej perspektywie na zagładę. Apeluję do ostatnich rozsądnych rodaków: bądźmy niczym Władek Drakula, którego romańscy przodkowie nie wyrzekając się swego łacińskiego dziedzictwa, przejęli wszakże od ludów stepowych z którymi wojowali turańskie imiona, tudzież sposoby walki! Dowodem, iż to nie mrzonki wspomniany już Stefan Czarniecki, nawet jeśli wiedziony ambicją uzyskania buławy hetmańskiej, dał się pod koniec żywota wmanewrować w narzucanie siłą rzeszom szlachty monarszego absolutyzmu na francuską modłę, gdy władzę królewską można było wzmocnić jak najbardziej w ramach ustroju Rzeczpospolitej. W pewnych aspektach zaś należało ją wręcz ukrócić np. jeśli idzie o stosowanie liberum veto, bowiem stanowiło ono również prerogatywę koronowanych władców rwących sejmy ile wlezie, a jakoś dziwnie nie przylgnęło do nich stąd miano ''warchołów'', osobny temat. Niemniej innej drogi jak rodzimy i autentyczny ''eurazjatyzm'' sądzę dla nas nie ma, inaczej zwyczajnie sczeźniemy i rzecz nie w groteskowej wizji ''sarmatyzmu'' powiadam, sprowadzonej przez rodzimych okcydentalistów do ''rubasznego czerepu'' oraz wyzysku chłopstwa, co nie wadzi im jak widać gardzić współczesnymi rolnikami, jako rzekomo ''roszczeniową hołotą''. Czy zaś okażemy się do tego zdolni to już zupełnie insza inszość - tak więc na koniec miejmyż baczenie, iż choć Wołyń pamiętamy a za ''chachłami'' niezbyt przepadamy, każdy zabity przez nich ''kacap'' to dla nas Polaków czysty zysk. Dopóty nie otrząśniemy się z prookcydentalnej manii, obojętnie mając przez to na myśli unijny ''grossraum'' Niemców, ciążących ku neomperialnym strukturom globalistycznym podobnie co i Rosjanie, gdyż jednako zawsze byli żadnymi narodami, czy też jankeskich ''reseciarzy'' oraz ich trumpowych wrogów, nie popadając przy tym w równie cielęcy zachwyt nad Orientem. Kiedy potrzebna nam synteza tego co najlepsze u obu: Europy i Azji - z nieuniknioną w obliczu zmian demograficznych na świecie domieszką Afryki, czy nam się podoba to lub nie. Co wszakże nie oznacza zgody na niekontrolowaną niczym migrację, wręcz przeciwnie - tym bardziej należy choć powstrzymywać ów proces dla uzyskania możliwie jak największego jego uporządkowania, uniknięcia groźby chaosu społecznego jaki z sobą niesie. Każdego zaś kto nie posłucha tegoż apelu o konieczne przebudzenie polskiej ''sarmarckości'', niesprowadzalnej żadnej miarą do szlacheckich herbów i pańskiej wzgardy dla chamów powiadam, którą grzeszy akurat dziś antypolska patointeligencja, tego sądzę czeka istny horror rodem z kompozycji Diamandy Galas. Uprzedzam, że oznacza to przerzynanie dźwiękową piłą otwartego mózgu, prawdziwie upiorną symfonię, ale też właśnie taką ma ona dla słuchacza być! Po miłe dla ucha śpiewki o demoliberalnym ''końcu historii'' niechże uda się gdzie indziej, tu nie będzie dlań litości:

 


I jak tam fajnopolacy, ładnie brzmi owo przebudzenie z waszej słodkiej dziejowej drzemki, w jakiej chcieliście desperacko utwierdzić się narodowym zaprzaństwem? He he he...

niedziela, 4 lutego 2024

Dziejowy przegryw.

...abo elegia na cześć Z.-eta'' - tak dziwacznie z pozoru postanowiłem zatytułować niniejszy tekst, a czemuż dowiedzie zaraz mój wywód. Niedawno dotarła do mnie smutna wieść o śmierci znajomego kieleckiego pisarza - spóźniona i okrężną drogą, gdyż dla zachowania higieny umysłowej niemal całkiem odciąłem się od lokalnych mediów. Nazwę go właśnie Z., nie wymieniając z imienia ni nazwiska, aby uszanować uczucia jego najbliższej rodziny, która ledwie parę miesięcy temu pochowała męża i ojca, jak i by nie powstało fałszywe wrażenie, że kierowany prywatą rzekomo załatwiam osobiste porachunki z człowiekiem, jaki przecież nie może już stawać w swej obronie. Dlatego zmilczę nad powodami zerwania z nim znajomości na dobre kilka lat przed jego śmiercią, tym bardziej skoro nic strasznego za tym się nie kryje, ani żywię doń z tego tytułu urazę. Zwyczajnie jeśli ktoś nie jest w stanie powściągnąć swych słabości, od jakich nikt nie jest wolny włącznie z niżej podpisanym, zaś cierpliwie ponawiane tłumaczenia nie skutkują, należy w stosunku doń odwołać się do nieco bardziej stanowczych metod postępowania, tyle. Natomiast po lekturze bodaj ostatniego, przedśmiertnego tomiku poetyckiego Z., którego tytuł nieco złośliwie przechrzczę na ''Butelka wieczności'' [ rzekłbym nawet ''smoczek'', ale to już byłoby okrutne z mej strony ], widzę dopiero teraz, że różnica między nami była znacznie głębsza, niż przeczuwałem to jeszcze za jego życia. Otóż w jednym z pomieszczonych tam wierszy obwinia on człowieczą historię o ''nieludzkie'' bestialstwo, stąd czuł odrazę do owego przedmiotu szkolnego jeszcze w dzieciństwie [ ja wręcz przeciwnie, był zawsze mym ulubionym ]. Poeta skarży się więc żałośnie, czemuż z tego powodu ''nikt nie protestuje, krzyczy z przerażenia i obrzydzenia'' - przykro mi, ale z takowym apelem mogła wystąpić jedynie infantylna osoba, cóż bowiem podobny wrzask by dał? Hippisi gromko występowali przeciwko wojnie w Wietnamie i niczego dobrego tym nie wskórali, za to czyniąc się pożytecznymi idiotami zarówno komuchów, jak i amerykańskich globalistów. Gdyby zaś zsumować ofiary kontrkulturowej ''rewolucji psychodelicznej'' zmarłe z przedawkowania, zapewne ich liczba co najmniej zrównałaby się z żołnierzami poległymi na froncie wietnamskiej wojny, o ile wręcz przewyższyłaby jeszcze skalę tejże hekatomby. Krzyk i protesty nie robią żadnego wrażenia na socjopacie z karabinem w ręku, prędzej sprawiają mu wyraźną satysfakcję, pozwalając napawać się władzą nad wydanym na jego pastwę bezbronnym człowiekiem. Dlatego jedynym sensownym postępowaniem zeń jest zabicie go, lub w razie braku takowej możliwości wspieranie tych, którzy w naszym imieniu to sprawią, nie zaś żałosne skarżenie się właściwie nie wiadomo do kogo, jak uczynił to w rzeczonym wierszu Z. Pojmuję wprawdzie jego odrazę do życia, jako beznadziejnej w istocie ''walki o stołki pieniądze i wczasy/ nad morzem samochody i dziewczyny/ na jedną noc''. Wszakże remedium na to nie jest chowanie się w ''dziecinnym pokoiku z papierowymi żołnierzykami'' i wieczne przeżuwanie osobistych strat i porażek, któremu Z. obsesyjnie wręcz się oddawał. Czego bowiem zdaje się nie chciał przyjąć do wiadomości to, iż NIE DA SIĘ ABDYKOWAĆ Z HISTORII człowieczeństwa, jaką by ona okrutną i krwawą nie jawiła się dla nas. Możemy wprawdzie udawać przed sobą, że żyjemy na jakowymś ''bezpaństwowym stepie'', ale od otaczających realiów nijak to nie wyzwala. Należy więc skonfrontować się z nimi i dobrze, iż Z. wreszcie taką próbę podjął godząc na koniec życia z własnym kalectwem i słabością, przed którymi uciekał dotąd w nałogi i oszustwo życiowych póz, jakie w tym celu przybierał. Żałować jedynie wypada, że trzeba było dopiero widma śmierci i cierpień, jakie ze sobą ono dlań niosło, aby zdobył się na ów czyn, niemniej choć tyle wystarczy na planie jednostkowym. Wszakże do pełni konieczne jest wyjście poza osobistą perspektywę i osadzenie jej w przerastającym nas wymiarze, doczesnym czy też wiecznym acz z ostrą świadomością, że gnoza nie jest dana nam śmiertelnym. Niestety tego już u Z. akurat zabrakło, stąd ty co czytasz owe słowa nie bądź jak on, inaczej skończysz jako dziejowy przegryw...

...w tym stwierdzeniu nie ma za grosz pogardy wobec zmarłego, a jeno przestroga przed zajmowaną przezeń za życia postawą. Niestety dość rozpowszechnioną w Polsce, rzekomą ''abdykacją'' z historii i scedowaniem odpowiedzialności za nią na jakowychś ''starszych i mądrzejszych'' poza granicami kraju. Bynajmniej nie sugeruję obleśnie, iż Z. był tchórzem - wręcz przeciwnie: trzeba było sporej dozy cywilnej odwagi, by znieść konfrontację z gorzką prawdą o sobie, na jaką każdy człowiek jest skazany, ale niewielu może ją unieść. Poczucie życiowej klęski jest wbrew pozorom zdrowym objawem u byle rozumnej jednostki, mającej pełną świadomość do czego wiedzie nieuchronnie ludzki żywot. Szkoda tylko, że u Z. brakło sił a może i refleksji, by wznieść się ponad to w szerszą perspektywę historii, czy nawet czegoś już poza nią, ale danym jako obiekt wiary nie zaś jakoby ''boskiej wiedzy''. Inaczej nie załamywałby rąk żałośnie, niczym Chrystus boleściwy, nad faktycznym skądinąd bestialstwem [nie]ludzkich dziejów człowieczeństwa. Obym jednak oceniał go tu zbyt surowo, niechaj więc ziemia lekką mu będzie i jak ów ''dzidziuś'' z jego wierszy spał odtąd wiecznym snem między aniołkami. Bynajmniej nie szydzę, nie w obliczu czyjejś śmierci, bo nie można sobie z nią pogrywać. Bez względu na wszystko Z. pozostanie dla mnie pisarzem, który pozostawił daleki od komuszych resentymentów opis lokalnych realiów PRL, gdy Kielce jawiły się gierkowską Nową Hutą z wszystkimi tego odrażającymi wprost konsekwencjami. Ku memu żalowi nie mogę rekomendować konkretnych tytułów z podanych na wstępie przyczyn, wszakże jeśli czyta to kielczanin, lub sam dowie się jaki to z twórców zmarł tutaj w ostatnich miesiącach, domyśli się o kim mowa. Bez wątpienia też Z. stokroć bardziej zasługuje na upamiętnienie, nazywając jego imieniem miejscową placówkę kultury, niż takie literackie zero co wiecznie zapijaczony Pilch. Nawiasem uczynienie tegoż bydlaka patronem lokalnej biblioteki, świadczy jedynie o straszliwym wprost zakompleksieniu kieleckich pożal się ''elyt'', które gdyby posiadały choć rozum powinny wstydzić się raczej, że ów lansujący się na swym alkoholizmie grafoman obrał nasze miasto na miejsce własnego zgonu. Bowiem znaczy to, iż najwidoczniej zdatne jest ono pełnić już tylko rolę zsypu na kości takowych śmieci, co pan Jerzy... Czego żadną miarą nie można rzec o zmarłym Z., mimo wszystkich jego wad i słabości, dlatego racz mu dać wieczne dlań odpoczywanie, niech spoczywa w pokoju.

...

ps.

Poniewczasie zajrzałem na pejs-zbukowy profil kieleckiego ''lyterata'' Grzegorza Kozery, czy aby choć kilka zdań poświęcił upamiętnieniu znanego mu kolegi po piórze - ani słowem nie wspomniał o jego śmierci, KODziarz złamany...

sobota, 20 stycznia 2024

Nowa sanacja, czyli turanizm polski.

Nie czarujmy się: mamy do czynienia nad Wisłą z faktycznym zamachem stanu, wspieranym nie tylko przez Niemcy, ale i USA. Rzekłbym wręcz, iż to Jankesi cisną bardziej niż Berlin na zdławienie PiS, o czym świadczy zaangażowanie Hołowni, Czaskosky'ego, rzeczywistego przywódcy Trzeciej Nogi Koboski, no i rzecz jasna Bodnara, przebijającego w proamerykańskim ''zmurzynieniu'' nawet Zdradka Sikorskiego. Bezpośrednio jednak poselskie mandaty Kamińskiego i Wąsika ''wygasił'' Jacek Cichocki - prawdziwy ''szyfrant'' z jankeskiej cyberbezpieki, min. koordynator projektu DELab na UW, na moje oko stanowiącym nadwiślański przyczółek jaczejki zza oceanu. Wystarczy lektura biogramu ''członka honorowego'' zarządu tegoż cyberforum Jamesa A. Lewisa, czy kierownictwa ''partnerów głównych'' przedsięwzięcia firm Asseco i Comp. W tle zaś występuje tu Instytut Kościuszki, na którego pejszbukowym profilu natrafić można na wysrywy o ''gender disinformation'' - rzekomo seksistowskiej ''mowie nienawiści'', jaka oczywiście winna być zabroniona [ co innego rzecz jasna jad, jaki wylewa się ze strony rozeźlonych samic pod adresem mężczyzn, szczególnie tych białych i heteroseksualnych ]. Nie dziwi stąd, iż za ''eksperta'' uchodzi tam taki cioł, jak Witold Repetowicz, ale co na Boga w owym gronie robi też Żurawski/Grajewski?! Skądinąd przyznać należy, iż amerykańscy ''reseciarze'' nie mogli obrać sobie lepszego patrona niż Kościuszko, skoro stary już były Naczelnik powstania, a przy tym polski bohater wojny o niepodległość kolonii od ''brytyjskiego jarzma'', z entuzjazmem powitał stworzenie kongresowego ''królestwa'' pod berłem cara... Zastanawiając się nad motywami politycznego przywództwa USA doszedłem do wniosku, że kluczową rolę odgrywają tu realia polityczne byłych ''demoludów'' jak Polska, czy posowieckich quasi-państw powstałych na gruzach ZSRR, na czele z Rosją. Otóż należy pamiętać, że jedynie dla skończonego debila, czyli korwinowca socjalizm równa się etatyzmowi. Bowiem w realnym socjalizmie państwo miało czysto fasadowy charakter, podobnie zresztą jak prawo, co wynikało z marksistowskiego przesądu, jakoby stanowiły one jednako ''narzędzie opresji klasowej'' w rękach kapitalistycznej burżuazji. Powodowało to instrumentalne traktowanie ich przez komunistów, działających na modłę mafii i sekty zarazem, polegającej raczej na nieformalnych układach między jej zwolennikami i preferowaniu tajnych metod działań. W efekcie kiedy sama bolszewia ogłosiła niepodległość swych ''państw'' tuż przed upadkiem ZSRR i już na jego zgliszczach, naznaczone one zostały od swego zarania piętnem gigantycznej ''szarej strefy'', gdzie ubecja i jej konfidenci najlepiej się czują, niczym przysłowiowa ryba w wodzie. Biorąc powyższe, postawmy się na miejscu Amerykanów - jeśli myślą serio o zakorzenieniu się w Europie Wschodniej, kogo mają wesprzeć: formację deklaratywnie wprawdzie projankeską, acz hołdującą mirażowi Stanów Zjednoczonych rodem z propagandy Urbana, o jedynie dodatnim znaku? Rzekomą ''neosanację'', jaka ustami jednego ze swych przywódców kaja się publicznie za ''proces brzeski'' Piłsudskiego, czyniąc to przed pomiotem wsiowej ubecji, który stanowi współczesny PSL [ jaki k... Witos, panie prezydencie?! ]. A może spierdolonych z definicji kucerzy pokroju Memcena, biorących za prawdę książkowe dyrdymały Misesa, Rothbarda czy inszego Hayeka, jednako nie mające związku z kapitalizmem nawet epoki ''rewolucji przemysłowej'', i przecwelonych przez nich wolnorynkowo ''beznarodowców'' Bosaka? Czy też ową postkomunę i jej kapusiów, znakomicie radzących sobie w miejscowych realiach ustrojowych, jakie przecież pod nich były tworzone? No właśnie... Dlatego Jankesi niemal zawsze preferowali układy z jakimiś ''Czerwonymi Khmerami'' czy inszymi mudżahedinami, niż otwarcie proamerykańskimi siłami politycznymi, polegając bardziej paradoksalnie na swych byłych, lub nawet teraźniejszych wrogach. Pomnijmy zaś, iż niezależnie jak to wygląda z formalnoprawnego punktu widzenia, faktycznie III RP jest następczynią PRL, a nie przedwojennej Polski. Dlatego jej pożal się ''elyty'' tak ochoczo przyjęły neoliberalizm, jako ''heglizm dla ubogich'' równie tępy co marksizm, z jego pogardą dla rządu i ''przegrywów'' ekonomicznej transformacji.

Ostatecznie można by jeszcze przystać na ów fasadowy charakter postkomuszego ''niedopaństwa'', gdyby nie tocząca się w sąsiednim kraju prawdziwa wojna. Kwestionuje ona bowiem dramatycznie sam jego byt, oraz narodu jaki w teorii przynajmniej dany rząd ma reprezentować. Dlatego suwerenność państwowa jest koniecznością w realiach XXI stulecia, nie zaś mrzonką jakichś anachronicznych fantastów, hołdujących jakoby ''romantycznym mitom''. Żadne kurwa jebane w dupę ''organizacje pozarządowe'', czy insze globalistyczne ścierwa w rodzaju WHO, nie zastąpią narodowej armii na placu boju. Ukraińcy boleśnie doświadczają tego dosłownie na własnej skórze: ci z nich, jacy zdradzili własny kraj na rzecz Rosji, zostali przez nią ordynarnie wydymani, czego opisowi poświęciłem niedawno cały obszerny tekst na drugim antyblogu [ pomijając z konieczności od groma przykładów ]. Natomiast zachowujący lojalność wobec swego państwa właśnie przekonują się, co znaczy wisieć na klamce Zachodu - nawet jeśli kryzys polityczny w USA zostanie zażegnany i amerykański Kongres przyzna w końcu następny pakiet pomocy finansowej i militarnej Ukrainie, podobna sytuacja nie może się już powtórzyć. Rząd w Kijowie winien więc polegać w jak największym stopniu na sobie, lokując o ile to możliwe produkcję zbrojną na miejscu, co nie wyklucza regionalnych porozumień, jak choćby owo zawarte dopiero co z Brytyjczykami. Wsobność i daleko posunięta autonomia stanowią dziejowy wymóg chwili, nie zaś li tylko chwytliwe propagandowo hasło. Dlatego beznadziejnej narodowej demokracji PiS i takiemuż liberalizmowi Konfederacji, przeciwstawić należy rzeczywistą nową ''sanację'', czyli na teraz republikańską dyktaturę - i wieszanie, zaś w dalszej nieco perspektywie polski turanizm, czyli palowanie... Póty nie znajdą się nad Wisłą radykalne zbiorowości gotowe do bezlitosnej rozprawy z politycznymi wrogami idei niepodległości Polski, trudno mówić o nadaniu realnej suwerenności owemu postPRL-owi, jaki stanowi niestety do dziś III RP. PiS przekonał się właśnie, iż nie sposób dokonać tego demokratycznymi metodami i z zachowaniem wszelkich procedur, a nawet naginając je wszakże bez pójścia na rympał, niczym jego przeciwnicy. Co prawda nie widać dotąd znaczącej alternatywy, niemniej jestem pewien, iż sam rozwój wypadków wymusi wręcz powstanie takowej, inaczej zwyczajnie przepadniemy jako kraj i państwo. TuSSk i Bartuś ''piroman'' Sienkiewicz, wespół z pomienionymi na wstępie jankeskimi agentami wpływu bardzo starają się swym ''terrorem praworządności'', by nastąpił ów moment historycznego przesilenia, po którym z układu władającego III RP nie zostaną nawet strzępy. W tym wszystkim zastanawia mnie jeszcze jedno: o ile mam rację, że Polska jest obecnie pacyfikowana w imię ''resetu 2.0.'', jak niby elity rządzące USA i Europą Zachodnią wyobrażają sobie nowe, trwałe tym razem porozumienie z Rosją? Przecież dowiodła ona swą zbrojną agresją przeciw Ukrainie, że nie sposób obłaskawić jej żadnym ''wandel durch handel'', ani czynionymi na jej rzecz dotąd przez Zachód politycznymi koncesjami! Jedynie skończony dureń wierzyć może, iż coś zmieni pod tym względem usunięcie, lub nawet śmierć kremlowskiego satrapy - to Putin niby w pojedynkę masakruje ukraińskich cywilów i żołnierzy? Wojnę przeciw ''bratniej nacji'' popiera nawet jeśli mniejszość, to znacząca wśród Rosjan, obejmująca jakieś 1/4 populacji kraju, co najmniej drugie tyle zaś gotowe rezać bestialsko kogo popadnie za pieniądze i z rozkazu naczalstwa. Reszta biernie się podporządkowuje, albo nawet jeśli jest przeciw to zwykle siedzi cicho wystraszona represjami, w obawie przed karami finansowymi i srogim więzieniem. Mniejsza zaś popularność wojny niż u jej początku jest efektem li tylko braku wyraźnych sukcesów zbrojnych na froncie, rosnącej liczby ofiar po stronie wojsk agresora, a nade wszystko pogarszania się materialnej kondycji społeczeństwa, gdyż sankcje jednak działają acz nie w tempie, jakiego można by sobie życzyć. Wystarczy zresztą przywołać obserwację rosyjskiego blogera, jaką umieściłem pod koniec ostatniego tekstu na drugim antyblogu, że gdyby w Rosji panowała realna demokracja, kacapskie czołgi szturmowałyby Kijów jeszcze tuż po aneksji Krymu

Paradoksalnie więc reżim Putina, cynicznie wykorzystując do własnych celów i podsycając ślepy szowinizm swych poddanych, zarazem jawi się jako jedyny realny bezpiecznik przed co bardziej krewkimi wyznawcami ''ruskiego miru''. O czym świadczy choćby nie tylko areszt Girkina, ale i zatrzymanie niedawno neostalinisty Siergieja Udalcowa. Rzecz jasna moskiewska satrapia czyni to we własnym interesie, gdyż niepotrzebni jej właśni entuzjaści, gotowi swym fanatyzmem zagrozić jeszcze stabilności biurokratycznej machiny kremlowskiej tyranii. Niemniej pozostaje kwestia, co w razie obalenia Putina, lub jego naturalnej śmierci ze starości czy choroby, gotowy jest przedłożyć Zachód armii ''siłowików'' władających tradycyjnie Rosją? Nigdzie przecież nie znikną nagle rzesze mundurowych, tak czekistów co i kadry oficerskiej, oraz służby więziennej zatrudniających razem setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzi w całym kraju. Wszyscy oni żyją z brutalnego pacyfikowania reszty Rosjan, a także mieszkańców innych krain padających ofiarą ich agresji, kto więc niby ma ową swołocz zmitygować - Nawalny? A może Maksymka Katz, moskiewski judeoliberał nawijający swej rosyjskojęzycznej publice krzepiące brednie, że ona niczemu winna, bo za wszystko ponosi odpowiedzialność wyłącznie Putin i jego szajka takich jak on zbrodniarzy. Podobnie Jekateryna Szulman i w ogóle cała kacapska ''opizdycja'', zdolna jedynie pełnić rolę przysłowiowego ''listka figowego'', o ile nie kwiatka do kożucha dla faktycznie rządzących Moskowią resortów mundurowych. Obawiam się, że Zachód gotów obłaskawić je głównie kosztem Polski, jak i Ukrainy, co tyczy nie tylko spierdolonej UE, czy nawet post-obamowych ''reseciarzy'' z administracji Bidena, ale również zwolenników Trumpa włącznie z nim samym. Obym się mylił, inaczej bowiem Polska ma przesrane, gdyż niezwykle trudno będzie walczyć o nie tyle zachowanie, co zdobycie niekłamanej suwerenności kraju, mając przeciw sobie nie tylko Rosję i Niemcy, ale również USA i nawet znakomitą większość tak zwanych rodaków... Wszakże innego wyjścia nie widać, podołają zaś temu jedynie naprawdę bezwzględni ludzie, do których nie kryję wcale się nie zaliczam. Kreślę niniejsze słowa z pełną świadomością, że nie wyżyłbym po zaprowadzeniu postulowanego przez mnie polskiego turanizmu, chyba że jako szaman, neoplemienny wróż, boży opętaniec:). Nie ma to jednak większego znaczenia, gdyż taki jest w mym najgłębszym przekonaniu dziejowy wymóg chwili, miażdżący w proch liberalny indywidualizm [ czego najlepszym dowodem zwłoki jednostek, gnijące na polach boju Ukrainy ]. Natomiast neoendecki w istocie PiS, co i beznadziejnie liberalna Konfederacja niech idą się pierdolić, bowiem jednako przynależą do świata, który już przeminął na naszych oczach. Wojna na Ukrainie zaś zwiastuje nadejście nowego, gdzie na podobne formacje zwyczajnie nie będzie miejsca, chyba że przejdą one radykalną przemianę. Wątpię jednakże, aby tacy kucerze przeprosili się z państwem - no chyba, że za kasę, przy czym nie mam oczywiście na myśli marnych raczej urzędniczych pensji, a prędzej sute wypłaty dla zarządów strategicznych spółek, ale nie o to przecież tu idzie. Tymczasem sąsiednia Ukraina jest państwem granicznym, jak sama jej nazwa wskazuje, o ironio przez swą peryferyjność znajdującym się w centrum globalnych zmian, jako położona na rozstaju kultur i cywilizacji. Polsce więc przyszło egzystować na skraju geopolitycznego wulkanu, dlatego nie ma bodaj głupszego hasła, niż ''to nie nasza wojna''. Durniem jest kto sądzi, że może uchronić się przed konsekwencjami brutalnego konfliktu w sąsiednim kraju, chowając za plecami Niemiec, czy nawet USA. Ostatecznie nikt bowiem nie wyręczy go przed konfrontacją z egzystencjalnym wrogiem, prącym bezwzględnie po trupach do uzyskania wymarzonego przezeń statusu europejskiego, nie zaś azjatyckiego mocarstwa. Podołać temu może więc jedynie postulowany tutaj polski turanizm, jakiego uosobieniem w swoim czasie był Stefan Czarniecki, nawet jeśli nie wszystkie wybory polityczne owego hetmana były dlań i Rzeczpospolitej zbyt szczęsne. Inne wyjście twardo obstawiam realnie nie istnieje. Dodajmy na koniec dla porządku, iż nie mam przez to na myśli pajacowania w ''maciejówkach'' a la Słomka, ni pozowania na Marszałka w grupach rekonstrukcyjnych, lecz zaadaptowanie piłsudczykowskiego radykalizmu do zupełnie nowych wyzwań, niż te przed jakimi Polska stała przeszło wiek temu.

ps.

Poniewczasie przyszło mi jeszcze na myśl, ale już tylko żartem, iż USA wspomagają Niemcy w dławieniu Polski, gdyż owym sposobem równają grunt dla... swych przenosin nad Wisłę! Takowe farmazony głosi serio nie kto inny, co sam Patruszew - jeden z głównych czynowników Putina i podobnie jak on czekista, a ponoć też faktyczny rządca Kremla. Bowiem wedle niego Jankesom lada chwila wybuchnie pod tyłkiem ''superwulkan'' Yellowstone, z wywołanej zaś przezeń apokalipsy ocaleją jakoby tylko Europa Wschodnia i Syberia... Tak więc o ile Ukraina w zamyśle ''anglosaskich globalistów'' ma zostać ''niebiańską Jerozolimą'' i ''nowym Izraelem'', to najwidoczniej w dorzeczu Wisły powstaną ''Stany Zjednoczone Polski'', o których tyle prawił Max Golonko - prawdziwy zeń wieszcz narodowy! W sumie dlaczego by i nie, z dwojga złego wolę to niż ''ruski mir'', albo niemiecki ''grossraum'', byle tylko nie wciskano nam lewackiej Kalifornii, a jeśli już prawicowy Teksas. Mówiąc zaś poważnie: być może Amerykanie forsują tak antyPiSowski zamach stanu, albowiem uznali lepiej, kiedy Julkom i Oskarkom przyjdzie wojować za ''uśmiechniętą Polskę'' z aborcją na pełnej i bez Czarnka, gdyż nie będzie już wtedy dla nich wymówek. Nikt im jeszcze nie wytłumaczył niebożętom, że naród ni państwo nie stanowią przedmiotu kontraktu, ''umowa społeczna'' jest przecież liberalnym mitem. Nawet pasujące najbardziej do owego wzorca pierwsze wspólnoty amerykańskich kolonistów nie powstały li tylko wolą swych członków, lecz działały na mocy przywileju nadanego przez władzę monarszą królów Anglii i jedynie w zakreślonych przez nich ramach. Pomijając jednak problem, jak z wynarodowionej swołoczy nadwiślańskich abderytów zrobić żołnierzy swego kraju, nie pasuje to do tezy o klarującym się nowym ''resecie''. Chyba, że nie idzie wcale na zawarcie trwałego pokoju, a coś w rodzaju zbrojnej równowagi sił na podobieństwo obu Korei, wymagającej przeto permanentnej mobilizacji wojennej [ acz wygląda, iż nadchodzi jej kres! ]. Tak więc jankeskie intencje pozostają dla mnie wciąż niejasne do końca np. jeśli amerykańskie firmy utracą sute kontrakty na budowę elektrowni atomowych w Polsce, winić za to mogą jedynie własny rząd, który najwidoczniej poświęcił interesy swych przedsiębiorców dla mętnych układów z Niemcami - i może Rosją...