wtorek, 10 stycznia 2012

Suplement.

Jakiś czas temu Jacek Sierpiński umieścił na swoim blogu obszerny fragment ciekawych rozważań prof. Leszka Nowaka o postępującej totalitaryzacji post-kapitalizmu [ na własny użytek nazywam to ''komunokapitalizmem'' ] od których to diagnoz zresztą autor odżegnywał się pod koniec życia - zaintrygowany jąłem sprawdzać kto zacz ten profesor i czytając spis jego prac w biogramie przypomniałem sobie że miałem kiedyś styczność z jego chyba opus magnum pt. ''Byt i myśl'', ale choć rzecz wyglądała na zajmującą odłożyłem ją na półkę zniechęcony  licznymi wykresami i specjalistyczną terminologią wymagającą ogromnej wiedzy nie tylko z zakresu filozofii, a nie dysponując nią nie mogłem przecież zweryfikować czy mam do czynienia z rewelacją czy też napuszoną hucpą. Ale w świetle tych rozważań pomyślanych jako dalszy ciąg poprzedniego wpisu demaskującego fałszerstwa socjalizmu mnie interesować będzie inny jego tekst, w którym pan profesor w osobliwy sposób broni marksizmu przekonując, że zbrodnie wynikające z praktycznej realizacji postulatów tej doktryny nie miały rzekomo nic z nią wspólnego a to przez jej programową impotencję, zacytujmy :

''Moc programowa marksizmu jest bowiem znikoma. Nie dlatego, że programował za wiele, a efekty praktyczne jego programu okazały się fatalne, lecz dlatego, że nie programował niemal w ogóle, a w każdym razie nic pozytywnego; co najwyżej tworzył programy walki, nie programy budowy. Marksizm programował zniesienie własności prywatnej, ale na temat "własności społecznej" nie mówił nic poza ogólnikami ("zrzeszenie wolnych producentów"). Programował zniesienie ograniczeń "demokracji burżuazyjnej", ale nie mówił nic na temat postulowanej formy ludowładztwa. I tak dalej. Programowo marksizm był negatywizmem, nie zaprojektował niemal nic.''

- nie jest to jednak żadne usprawiedliwienie a bodaj jeszcze większe, dobijające wręcz oskarżenie bo jak inaczej nazwać głoszenie teorii ''walki klas'', która jest niczym innym jak stosowaniem kategorii militarnych wobec procesów społecznych z wszystkimi tego konsekwencjami, podsycanie naturalnych dla każdej ludzkiej wspólnoty konfliktów aż do paroksyzmu  rewolucyjnej przemocy nie mając w zanadrzu praktycznie nic poza pozbawionymi jakiejkolwiek treści frazesami w rodzaju ''każdemu według zdolności, każdemu według potrzeb'' - jak to nazwać powtarzam jak nie zbrodniczą, monstrualną głupotą ?! Zasłanianie się  rzekomą ''naukowością'' wykluczającą niby snucie bardziej konkretnych wizji przyszłej społeczności jest tylko bezczelną hipokryzją mającą zamaskować własne niedołęstwo i brak wyobraźni w tej kwestii - nikt przecież nie wymaga tutaj dopracowanych do najdrobniejszego szczegółu projektów bo rzeczywistość jest na to zbyt nieprzewidywalna, ale jeśli już podejmuje się tak śmiałą próbę przebudowy społeczeństwa, ba nawet człowieka i to jeszcze z nieuchronnie towarzyszącym jej okrucieństwem i cierpieniem czego wizjonerzy są doskonale świadomi, to trzeba dysponować chociaż zarysem jakiegoś programu tymczasem jak to przyznaje nawet postmarksistowski uczony a więc gość, który poznał tą doktrynę dogłębnie od środka niczego takiego w niej nie ma, dosłownie nic !!! Jak więc widać nie ma tak wielkiej różnicy między Kononowiczem a Marksem - z tym że ten pierwszy był nieszkodliwym i chyba nieszczęsnym pajacem natomiast drugi niestety do dziś jest ''świętą krową'' [ raczej świnią ] wokół której różni uczeni głupcy wciąż odprawiają swe rytuały w coraz to innym wydaniu. Jest to kolejne potwierdzenie prawdy, że wszelcy ideolodzy to takie duże bobo, infantylni gówniarze, którzy w imię swoich aroganckich rojeń rozpieprzają mozolnie przez kogoś wznoszone zamki z piasku - tylko że tutaj zamiast piaskownicy mamy cały świat. Nóż w kieszeni sam się otwiera...

Plugawa szarówa panująca tej ''zimy'' [ wieeeelki cudzysłów ] nie zachęcała do wychodzenia na dwór, więc przesiadywanie w domu ''umilałem'' sobie min. lekturą wypocin różnych pojebów, w tym dwóch ''dzieł'' Włodka Lenina : ''Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu'' oraz ''Państwo a Rewolucja'' - zwłaszcza to drugie jest godne polecenia tym wszystkim, którzy widzą w Iljiczu sentymentalnego dziadunia głaszczącego dzieci [ i koty ] po główkach, któremu wstrętny Stalin ''ukradł rewolucję'' ewentualnie szlachetnego idealistę i wizjonera zmuszonego przez reakcyjne kanalie i ''socjalzdrajców'' do zbudowania machiny terroru w obronie ''klasy pracującej'' przed ''białym terrorem''. Najlepszą odpowiedzią na tego typu złudzenia i brednie będzie taki zaczerpnięty zeń cytat :

''Obalenie burżuazji może być urzeczywistnione jedynie przez przeistoczenie się proletariatu w klasę panującą, zdolną do zduszenia nieuniknionego, rozpaczliwego oporu burżuazji oraz do zorganizowania dla nowego układu gospodarczego całego ogółu mas pracujących i wyzyskiwanych. Proletariatowi niezbędna jest władza państwowa, scentralizowana organizacja siły, organizacja przemocy, zarówno w celu złamania oporu wyzyskiwaczy, jak dla kierowania [ podkr. samego Lenina ] olbrzymią masą ludności: chłopstwem, drobnomieszczaństwem, półproletariuszami, przy „uruchomianiu” gospodarki socjalistycznej. [...] proletariatowi potrzebne jest państwo, jako specjalna organizacja przemocy przeciw burżuazji [...] A dyktatura proletariatu, tj. zorganizowanie się awangardy mas uciskanych w klasę panującą w celu zdławienia ciemięzców, nie może dać po prostu tylko rozszerzenia demokracji. Łącznie z olbrzymim rozszerzeniem demokratyzmu, po raz pierwszy stającego się demokratyzmem dla biedoty, demokratyzmem dla ludu, nie zaś demokratyzmem dla majętnych, dyktatura proletariatu wprowadza szereg wyłączeń z zasad wolności w stosunku do ciemiężycieli, wyzyskiwaczy, kapitalistów. Musimy ich zdławić, aby uwolnić ludzkość od niewoli najemnictwa, opór ich trzeba złamać siłą - rzecz jasna, że tam, gdzie jest dławienie, istnieje przemoc, nie ma wolności, nie ma demokracji. Engels wyraził to doskonale w liście do Bebla, powiedziawszy, jak to sobie czytelnik przypomina, że „proletariatowi potrzebne jest państwo nie w interesie wolności, lecz w celu zdławienia swoich przeciwników, a gdy będzie można mówić o wolności, państwa nie będzie”. Demokracja dla olbrzymiej większości ludu i zdławienie przemocą, tj. wyłączenie z demokracji wyzyskiwaczy, ciemiężycieli ludu - oto jaka jest przemiana demokracji w okresie przejściowym od kapitalizmu do komunizmu.''

- warto dodać, że słowa te pisane były jeszcze przed październikowym przewrotem, gdy ówczesna sytuacja i nieporadne represje jakie spadły na bolszewików po ich nieudanym lipcowym puczu nie usprawiedliwiały tak ostrych sformułowań, zresztą wypada żałować iż w tamtym czasie w Rosji na czele rządu stał nieudolny i pozbawiony wystarczającej woli Kiereński a nie znalazły się żadne inne siły zdolne z całą należytą wobec podobnej uzurpacji bezwzględnością powstrzymać nadchodzące nieszczęście, mówiąc wprost zabrakło wtedy Pinocheta - narażę się pewnie tym co teraz powiem, ale choć nie należę bynajmniej do jego bezkrytycznych chwalców, których niestety sporo na prawej scenie naszej sceny politycznej to jednak jeśli nawet prawdą jest iż jego siepacze stosowali tortury seksualne do których używali ponoć psów, wprawdzie słyszałem że to ściema, ale jeśli nawet powtarzam były one faktycznie stosowane wobec moskiewsko-kubańskich sługusów [ wyłączam z tego rzecz jasna niewinne apolityczne ofiary, które naraziły się osobiście generałom jakie zapewne były ] to wielka szkoda, że i w tamtych warunkach nie pojawił się ktoś kto całą tą bolszewicką zgraję z Leninem na czele nie potraktował tak jak oni później innych jeszcze przy tym nieodwracalnie uszkadzając im odbyty za pomocą psich a najlepiej oślich kutasów ! Prawo do wypowiadania takich anatem dają mi niezliczone ofiary spowodowane monstrualną głupotą tej kanalii, co dalej postaram się wykazać. Otóż nasz Wołodia - co godne uwagi zwłaszcza antykorporacyjnych alterglobalistów szukających w jego i spółki Marks&Engels pismach inspiracji - widział w ślad za swymi mistrzami właśnie szansę w nowej, monopolistycznej i imperialistycznej fazie kapitalizmu, jak to ujął dobitnie Fryc : ''W trustach [ dzisiaj powiedzielibyśmy : korporacjach ] wolna konkurencja przechodzi w monopol, a bezplanowa produkcja społeczeństwa kapitalistycznego kapituluje przed planową produkcją nadciągającego społeczeństwa socjalistycznego'', przyszły komunistyczny ład miał wynikać z kapitalizmu, być poniekąd ''logiczną'' konsekwencją kierunku w którym zmierza jego rozwój tzn. dalszej centralizacji i globalizacji produkcji a raczej miało to przygotowywać warunki do rewolucyjnego skoku w komunizm, dlatego pod żadnym pozorem nie należało się temu sprzeciwiać ani ten proces powstrzymywać, myk miał polegać na czym innym - oddajmy głos niezrównanemu w topornym tłumaczeniu marksistowskich sofizmatów Włodikowi :

''Pewien dowcipny niemiecki socjaldemokrata, w ósmym dziesięcioleciu zeszłego wieku, nazwał pocztę wzorem gospodarki socjalistycznej. Jest to bardzo słuszne. Obecnie poczta stanowi gospodarstwo, zorganizowane według typu monopolu państwa kapitalistycznego. Imperializm przeistacza stopniowo wszystkie trusty w organizacje takiego typu. Nad „zwykłymi” pracownikami, którzy są zawaleni pracą i cierpią głód, stoi tu ta sama biurokracja burżuazyjna. Ale mechanizm gospodarki społecznej jest tu już gotowy. Obalić kapitalistów, zgnieść opór tych wyzyskiwaczy żelazną ręką uzbrojonych robotników, zdruzgotać machinę biurokratyczną współczesnego państwa - i oto mamy przed sobą uwolniony od „pasożyta”, znakomicie wyposażony pod względem technicznym mechanizm, który doskonale mogą uruchomić sami zjednoczeni robotnicy, wynajmując techników, dozorców, buchalterów, opłacając pracę ich wszystkich, podobnie jak wszystkich w ogóle urzędników „państwowych”, w wysokości zarobku robotnika.''

- Lenin podniecony swoimi masturbacyjnymi fantazjami przechodzi tutaj do porządku nad kwestią jak niby ma wyglądać ta ''demokratyczna kontrola'' robotników nad produkcją skoro jak to nawet zauważył Engels w przytoczonym przeze mnie w poprzednim wpisie artykule ''O autorytecie'' same wymogi nowoczesnego przemysłu niezależne od stosunków społecznych [ a więc danego ustroju ] powodują rosnącą specjalizację i istnienie hierarchicznej struktury koordynującej jej procesy - mówiąc wprost musi być k... jakiś szef czy kierownik a jego obieralność przez załogę danej fabryki i zależność od jej kaprysów nie sprzyja bynajmniej niezbędnej, wymuszonej przez samą naturę wielkoprzemysłowej produkcji dyscyplinie pracy [ zresztą wkrótce po bolszewickim przewrocie i Lenin obserwując opłakane w praktyce skutki tej ''pracowniczej demokracji'' rychło zastąpił ją ''jednoosobowym kierownictwem'' sprawowanym przez ''burżuazyjnych specjalistów'' a w końcu z braku innych, normalnych środków dyscyplinujących robotników po prostu terrorem i powszechną ''militaryzacją'' karzącą zwykłe spóźnienie się do pracy jak dezercję tzn. kulą w łeb ]. Problem wiedzy koniecznej do koordynowania tak złożonych zjawisk jak ogólnokrajowa gospodarka zbywa uwagą, że ''ewidencja pod tym względem i kontrola nad tym zostały niezwykle uproszczone przez kapitalizm, sprowadzone do zupełnie prostych, dla każdego piśmiennego człowieka dostępnych operacji nadzoru, zapisywania, znajomości czterech działań arytmetycznych i wydawania odpowiednich pokwitowań'' co zaowocowało później słynną ''kucharką mogącą rządzić państwem'' jak się jednak okazało nie jest ona do tego zdolna bowiem nie posiada np. znajomości języków obcych czy inteligencji niezbędnej w pracy jako dyplomata, natomiast umie za to dobrze obierać ziemniaki [ bynajmniej nie kpię - kiedy chodziłem do ''garów'' wsiowe ''bojcory'' nie raz uratowały mi tyłek pomagając obrać gar kartofli z czym sam nijak nie dałbym sobie rady bo gdy jako ''niedointeligent'' dłubałem się z jednym one w tym samym czasie kilkoma sprawnymi ruchami noża obrabiały z dziesięć za co im jestem dozgonnie wdzięczny ]. Ale pies pogrzebany jest jeszcze głębiej - sama wspomniana ''demokracja pracownicza'' to oksymoron, gdyż demokracja w jej mateczniku gdzie osiągnęła niemal doskonały i niedościgniony dotąd kształt czyli w starożytnych Atenach była możliwa - trzeba to wyraźnie podkreślić - dzięki niewolnictwu : to właśnie dzięki pracy niewolników i metojków [ takich jakby ''obywateli drugiej kategorii'' pozbawionych praw ] wykonywanej za wolnych obywateli miasta-państwa Aten mieli oni wystarczająco dużo wolnego czasu, który mogli przeznaczyć, poza rozrywkami i obrzędami religijnymi rzecz jasna, czy to na sprawowanie władzy czy choćby jej bezpośrednie i ciągłe kontrolowanie bez którego ustrój demokratyczny nie może się obyć jeśli ma nim być faktycznie. W świetle tego narzuca się oczywiście pytanie jak niby ma sprawować tą ''kontrolę nad procesem produkcji'' i to nie tylko na poziome swego zakładu, ale w skali całego kraju a może i globu robotnik zapierdalający po 8 czy nawet 10 godzin i marzący po tym, co najzupełniej naturalne, tylko o jakimś odpoczynku, aby zasiąść przed telewizorem ze szklanką piwa itp. - ? Postulowane w tym celu przez Kuronia i Modzelewskiego w ich ''Liście otwartym do partii'' wydzielenie ''w ramach ustawowego, płatnego czasu pracy pewnej ilości godzin tygodniowo na powszechną naukę robotni­ków'' podczas których ''robotnicy zgrupowani w zespołach produkcyjnych, będą dyskutowali nad zgłoszonymi przez poszcze­gólne partie wariantami planu gospodarczego kraju, zakładu, re­jonu'' a ''przedstawiciele poszczególnych partii politycznych [ oczywiście tylko tych, które reprezentują robotników w projektowanej przez nich ''demokracji proletariackiej'' ], biorąc udział w godzinach nauki robotniczej, będą zbliżać klasę robotniczą do swoich programów, a jednocześnie zbliżać swoje programy do klasy robot­niczej'' może budzić tylko śmiech - taa, już widzę tych ''uświadomionych robotników'' zażarcie dyskutujących o podziale swej wypracowanej w pocie czoła ''wartości dodatkowej'' i decydujących o ''celach, rozmiarach i kierunkach inwestycji, przeznaczeniu wydatków na świadczenia socjalne, służbę zdrowia, oświatę, naukę, kulturę'' etc., jednym słowem sprawujących ''władzę ekonomiczną, społeczną i polityczną w państwie'' : o ile ja znam obyczaje ''klasy pracującej'', a mam kilku ''sproletaryzowanych'' znajomych [ bez żadnej dla nich ujmy ] no i sam przecież wywodzę się z ''chłoporobotników'', to wołałaby ona raczej w tym czasie obalić kilka flaszek co bynajmniej nie budzi mojej pogardy bo nie jestem lewicowym świętoszkiem mającym jakieś wygórowane wymagania względem niej. Najśmieszniejsze, że ta autentyczna, niekłamana pogarda przebija właśnie z samego Lenina [ na jego przykładzie doskonale sprawdza się maksyma, że najgorszymi wrogami ludu są jego rzekomi ''przyjaciele'' ] - gość w ferworze udowadniania swojej [nie]świętej racji nie dostrzega nawet licznych sprzeczności w które co i rusz popada [ gdzie tu k... ta ''żelazna logika'' ? ], oto np. po powracających nieustannie niczym magiczne zaklęcia peanach na cześć ''hiperrobociarzy'' sprawujących już oczami jego wyobraźni ''hegemonię'' i ''żelazną wolą'' miażdżących wstrętne kapitalistyczne pijawki [ nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przy ich pisaniu musiał robić przerwy by zrobić sobie dobrze ] nagle niespodziewanie wyskakuje z jaśnie pańskimi fumami pod adresem rad robotniczych w których ''panowie ministrowie „socjalistyczni” okpiwają łatwowiernych kmiotków frazesami i rezolucjami'' i gdzie króluje ''rewolucyjno-demokratyczny frazes - dla ogłupiania wiejskich Maćków'' ! No to jakże, mógłby zapytać naiwny czytelnik, te głupie ''kmiotki'' i ''wsiowe Maćki'' mają sprawować tą nieszczęsna ''hegemonię'' zawiadując całym ''procesem produkcji'' skoro tak łatwo dają się dymać różnym ''socjalzdrajcom'' i innej burżuazyjnej kanalii ?! [ ale cicho sza, bo wyznawcy marksistowskiego polilogizmu już nam wytłumaczą, że mamy ''niewłaściwe klasowo pochodzenie'' - a więc i mózg pewnie - i to najlepiej kolbami, tak jak postulował jeden ''miszcz'' naszego noblisty i wieeelkiego poety, którego też kalać nie można ! ] A już apogeum absurdu osiąga, kiedy parę akapitów dalej stwierdza autorytatywnie z podniesionym miedzianym czołem :

'' My sami, robotnicy, zorganizujemy wielką wytwórczość [...] opierając się na swoim robotniczym doświadczeniu''

- k... mać, jacy ''MY'', co za ''robotnicze doświadczenie'' ?!? Jakie prawo ma mówić to ten bezczelny rosyjski szlachetka, który poza krótkim okresem prowadzonej na ''odpierdól się'' prawniczej praktyki w  rodzinnej Samarze praktycznie nie skalał sobie rączek pracą i przez całe dorosłe życie był ''zawodowym rewolucjonistą'' czyli nierobem i bandytą, infantylnym gnojkiem rojącym w swym chorym, może już wówczas przeżartym syfilisem umyśle i płodzącym te grafomańskie, koślawe, zbrodnicze bzdety ! Ta ''obszarnicza pijawka'' na utrzymaniu mamusi i partii, niedojrzały megalomański bubek żyjący z ''krwawicy'' należących do niego pańszczyźnianych chłopów czy tego, co udało się członkom jego ideowej mafii wyrwać uczciwym ludziom albo datków wyżebranych cwaniactwem od frajerów - pytam się, jakie ''MY'' ?!

Na końcu tego steku bredni szczytujący już najwidoczniej w malignie Wołodia rozsnuwa przed nami wizję swego upragnionego proletariackiego raju :

'' Wszyscy obywatele stają się tutaj najemnymi pracownikami państwa, którym są uzbrojeni robotnicy. Wszyscy obywatele są pracownikami i robotnikami jednego ogólnoludowego „syndykatu” państwowego. Rzecz cała polega na tym, żeby pracowali jednakowo, ściśle przestrzegając norm pracy, i by zarobki były jednakie.[...] Kiedy większość ludu zacznie wykonywać samodzielnie i wszędzie taką ewidencję i taką kontrolę nad kapitalistami (zamienionymi teraz w pracowników) i nad panami inteligencikami, którzy zachowali kapitalistyczne narowy, wtedy kontrola taka stanie się rzeczywiście uniwersalna, powszechna, ogólnoludowa, wtedy w żaden sposób nie podobna będzie uchylić się od niej, „nie będzie się gdzie podziać”. Całe społeczeństwo będzie jednym biurem i jedną fabryką z równą normą pracy i płacy. [...] Od chwili, kiedy wszyscy członkowie społeczeństwa, albo chociażby ogromna ich większość, nauczyli się sami zarządzać państwem, sami sprawę tę wzięli w swoje ręce, „zorganizowali” kontrolę nad znikomą mniejszością kapitalistów, nad paniczykami, pragnącymi zachować narowy kapitalistyczne, nad robotnikami, których kapitalizm głęboko zdeprawował - od tej chwili zaczyna znikać potrzeba jakiegokolwiek zarządzania w ogóle. [...] Albowiem, kiedy wszyscy nauczą się zarządzać i w rzeczy samej będą samodzielnie zarządzali produkcją społeczną, samodzielnie wykonywali ewidencję i kontrolę nad darmozjadami, paniczykami, oszustami i podobnymi im „opiekunami tradycyj kapitalizmu” - wówczas uchylanie się od tej ogólnoludowej ewidencji i kontroli stanie się siłą rzeczy tak niesłychanie trudne, tak rzadkim będzie wyjątkiem, pociągać będzie, prawdopodobnie, tak szybką i poważną karę (bo uzbrojeni robotnicy to ludzie praktycznego życia, a nie sentymentalne inteligenciki, i jest rzeczą wątpliwą, czy pozwolą kpić z siebie), że konieczność przestrzegania elementarnych, zasadniczych norm wszelkiego współżycia ludzkiego bardzo prędko stanie się przyzwyczajeniem.''

- od tych słów wieje przenikliwy ziąb chyba z samego dna piekła... W porównaniu z tą monstrualną manufakturą szczęśliwych niewolników, wszechogarniającym światowym kołchozem, ziemskim ogrodem koncentracyjnym dla cierpiących na pracofilię humanoidów nawet nasza marna, pełna banalnej krzątaniny, żenady i szczurzego strachu przed śmiercią egzystencja wygląda zachęcająco a nawet radośnie ! Nic mnie nie obchodzi, że dla Lenina ta ''fabryczna dyscyplina [...] nie jest bynajmniej ani naszym ideałem, ani naszym celem ostatecznym, lecz jedynie szczeblem, niezbędnym do radykalnego oczyszczenia społeczeństwa od nikczemności i ohydy wyzysku kapitalistycznego i do dalszego pochodu naprzód'' - to on właśnie był ''sentymentalnym inteligencikiem'' [ co bynajmniej nie wyklucza okrucieństwa ] kiedy roił, że ''ludzie oswobodzeni od kapitalistycznej niewoli, od niezliczonych okropności, potworności, niedorzeczności, nikczemności wyzysku kapitalistycznego, przywykną stopniowo do przestrzegania elementarnych, od wieków znanych, w ciągu tysiącleci powtarzanych we wszystkich przepisach, reguł współżycia, przestrzegania ich bez używania przemocy, bez przymusu, bez podlegania, bez specjalnego aparatu do przymuszania, który nazywa się państwem'' bowiem ''jedynie komunizm stwarza warunki, w których państwo staje się zupełnie zbędne, gdyż nie ma kogo dławić, - „nie ma kogo” w sensie Masy, w sensie systematycznej walki z określoną częścią ludności. Nie jesteśmy utopistami i bynajmniej nie negujemy możliwości i nieuchronności ekscesów poszczególnych jednostek, jak również konieczności tłumienia takich ekscesów. Ale, po pierwsze, do tego nie jest potrzebna specjalna machina, specjalny aparat dławienia, czynić to będzie sam uzbrojony lud z taką samą prostotą i łatwością, z jaką każde skupisko ludzi cywilizowanych, nawet w dzisiejszym społeczeństwie, rozłącza uczestników bójki lub nie dopuszcza do gwałtu nad kobietą. Po wtóre, wiemy, że podstawową przyczyną społeczną ekscesów, polegających na pogwałceniu zasad współżycia, jest wyzysk mas, ich ubóstwo i nędza. Wraz z usunięciem tej głównej przyczyny, ekscesy siłą rzeczy zaczną „obumierać”. Nie wiemy, jak szybko i w jakiej kolejności, ale wiemy, że zanikać będą'' - co de facto jest przyznaniem, że ''dyktatura proletariatu'' miała pełnić dlań rolę jakieś gigantycznej auto-tresury, okazało się jednak, że rewolucyjną przemoc trzeba było skierować właśnie przeciw ''klasom uciskanym'' bo to przede wszystkim chłopi i robotnicy, a nie ''biali'' generałowie, a także przedstawiciele pozaeuropejskich, skolonizowanych przez Rosję nacji stawili opór bolszewickiej tyranii : wystarczy wspomnieć, że tylko na pocz. lat 20-ych podczas tłumienia wewnętrznych buntów zginęło blisko ćwierć miliona czerwonoarmistów, największym z nich wówczas było powstanie w guberni tambowskiej w pacyfikacji którego Tuchaczewski posunął się do użycia gazów bojowych i zaganiania cywilnej ludności do obozów koncentracyjnych  [ walki na Syberii trwały zaś do poł. lat 20-ych a w Azji nawet jeszcze 30-ych ]. Jak więc widać komunizmu nie da się obronić nawet na jego własnych zasadach : dążenie do usunięcie państwa i przemocy zaowocowało niespotykaną w historii tyranią i terrorem, zniesienie wyzysku człowieka przez człowieka zastąpiono natomiast jeszcze straszniejszym wyzyskiem człowieka przez wszystkożerne, nienasycone państwo z nazwy ''ludowe'' ale faktycznie należące do kasty czynowników, partyjnych biurokratów coraz bardziej alienujących się od tych, których rzekomo mieli reprezentować i nad którymi sprawowali bezwzględną kontrolę w imię odsuwanego na ''święty nigdy'' nierealnego celu [ żadne nędzne wymówki w rodzaju ''stalinizmu'', ''kapitalistycznego okrążenia'' czy ''zaostrzania się walki w ramach postępu'' coś tam-coś tam tego nie usprawiedliwiają ]. Najgorsze zaś, że mimo oczywistego bankructwa doktryny opartej na fałszywych założeniach wciąż znajdują się nowe zastępy naiwniaków i potencjalnych morderców, którzy żerując na rzeczywistych czy urojonych mankamentach kapitalizmu widzą w tej kupie łajna złoto i przekonują że ''to nie tak'', ''mogło być inaczej'' itd. Dość mam tych kwaśnych, toksycznych pierdów wprost z cuchnącej, wypełnionej gazami czaszki Lenina, dlatego wołam - jeśli nie możemy już niestety wymierzyć mu sprawiedliwości to przynajmniej wydajmy jego mumię na pastwę nekrofilów !

Ponieważ widzę, że mimowiednie sprokurowałem kolejny wpis-monstrum gabarytami przypominający jakąś antyleninowską Godżillę więc tylko pokrótce zauważę iż co się tyczy wspomnianych wyżej rodzimych ''leninków'' Kuronia i Modzelewskiego, że praktyczna realizacja pomysłów tych ''humanistów'' zawartych w ich ''Liście otwartym do partii'' doprowadziłaby do lokalnej wersji ''rewolucji kulturalnej'' z właściwymi jej rzezią i zbrodniczym chaosem, gdyż postulowali tam min. ''militaryzację proletariatu'' oraz ''demokrację robotniczą'' [ ograniczoną właśnie tylko do stronnictw reprezentujących ''klasę pracującą'' bowiem jako ''przodująca'' reprezentuje właściwie wszystkie pozostałe i bez jej ''emancypacji'' nie jest możliwe ich wyzwolenie - ''logiczne'', nie ? ] nie zaprzątając sobie przy tym głowy, że tym samym powstaje z jednej strony niebezpieczeństwo terroryzowania przez uzbrojonych robotników pozostałych warstw społeczeństwa a z drugiej walka stronnictw politycznych choćby tylko w obrębie ''proletariatu'' wyposażonego w broń z samej militarystycznej i doktrynerskiej natury marksizmu musi doprowadzić do wojny domowej w której różne lewicowe sekty będą się wyniszczać za pomocą swych bojówek, milicji robotniczych tak właśnie jak to miało miejsce mniej więcej w tym samym czasie w Chinach, gdy maoistowscy hunwejbini, studenci i robotnicy, rychło podzielili się na wzajem zwalczające się zaciekle stronnictwa, na początku za pomocą pięści, noży i kamieni, później karabinów maszynowych a w końcu czołgów, dział przeciwpancernych a nawet samolotów i okrętów wojennych bo na taką skalę się to odbywało. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś złudzenia co do ''opozycyjności'' czy, o zgrozo, ''patriotyzmu'' Kuronia powinien przeczytać poświęcony mu świetny tekst Jacka Bartyzela - nie wierzę tylko w lustracyjną niewinność przyjaciela profesora Leszka Moczulskiego, dlatego radzę raczej pominąć początkowy poświęcony mu fragment, wkradła się tam też drobna nieścisłość : Kuroń nie tyle postulował ''czuwanie ''straży robotniczej'' nad wyrzutniami rakietowymi, umieszczonymi w zakładach przemysłowych'' ile prowadzenie w pozostawionych ''ze względów technicznych'' specjalnych jednostkach wojskowych [ rakietowych, lotnictwie, flocie etc. ] rekrutacji doń robotników z ''wielkich zakładów przemysłowych którzy przez czas służby wojskowej powinni zachowy­wać związek ze swą załogą, oraz wszelkie prawa robotników'', no chyba że pan Bartyzel usłyszał to z ust samego miszcza będącego zapewne pod wpływem ''herbaty'' ze swojego słynnego termosu. Oburzonym tym szkalowaniem w ich oczach ''św. Jacka'', który przecież ''tyle wycierpiał'' chciałbym przypomnieć, że taki Świtoń wycierpiał jeszcze więcej czy to jednak znaczy, że nie mogę go krytykować i muszę przymykać oko na jego ekscesy ? Na szczęście Kuroń jako materialista rozproszył się bezpowrotnie we Wszechświecie egzystując jedynie jako wspomnienie wśród swoich coraz bardziej zidiociałych akolitów, choć zadając się pod koniec życia z Debillamą być może będzie mógł liczyć na łaskę reinkarnacji ? [ wprawdzie dla każdego prawdziwego buddysty nie jest to bynajmniej pocieszająca perspektywa, ale to już insza inszość ] Ale jako kto - złota rybka ? A może jest możliwe odrodzenie się jako tylko pewna część ciała ? Patrząc na spracowane od wchłoniętych w pocie czoła trunków oblicze naszego ''świeckiego świętego'' myślę, że najodpowiedniejsza tutaj byłaby dupa pawiana... [ Czekam na listy protestacyjne z ''GW'' przeciwko tym'' nikczemnym, faszystowskim kalumniom''. ]

...dodam tylko na koniec, że następny wpis zamierzam poświęcić innemu wybitnemu przedstawicielowi socjalizmu, tym razem narodowego, ukrywającemu się pod pseudonimem A.H. ... Tak jak ten dedykowany jest ''burżuazyjnym anarchistom'' z ''Kretynyki'' i inszej neobolszewickiej chorobie skórnej, tak następny wszelakim NOP-owcom i fasziolom od Danka brandzlującym się ''euroazjatyzmami'' i ''trzeciopozycjonizmami'' [ a co to za pozycja ? - Wisłocka nic o tym nie wspominała ] i piejącym peany na cześć Kim Dzong Ila bo zamiast żreć McDonaldowe gówno w żydowskim kapitaliźmie ludzie pod jego rządami byli na zdrowej, głodowej diecie robotników przymusowych i więźniów obozów koncentracyjnych. Hail !