sobota, 8 marca 2025

Trump - grabarz Ameryki białych ludzi.

...i zarazem akuszer jej nowej, posteuropejskiej już postaci. Dosłownie, bo forsowane przezeń i Muska uwalenie słabych i bez tego jak na zachodnie standardy osłon socjalnych, publicznej ochrony zdrowia w USA uderzy głównie w tradycyjny elektorat Republikanów. Białych ludzi zazwyczaj o mocno podeszłym już wieku, co zapewne wywoła wśród nich istny pomór przyspieszając i tak nieuchronne. Na co jeszcze nakłada się nieodwracalna degeneracja amerykańskiego ''postproletariatu'' o europejskim pochodzeniu, zdeprawowanego dekadami globalistycznego turbokałpitalizmu, jaki pozbawił go pracy i w ogóle sensu życia. Oczywiście sam ''rozwolnościowiec'' Musk nie odejmie sobie miliardów dolarów z państwowego budżetu, za to próbował dołożyć kolejne setki milionów na ''pancerne'' Tesle [ brzmi jak oksymoron ]. Wreszcie to głównie republikańskie stany są odbiorcami rządowej pomocy, stąd w obliczu jej radykalnych cięć przyjdzie im gorzko zapłacić, iż dały wiarę bredniom jakoby ich największym problemem byli wyznawcy ''voodoo'' żrący psy i koty:). Niestety polska prawica śladem Fox News jęła szerzyć podobną chujnię, zwalając winę za świeży skandal dyplomatyczny w Ameryce na Zełeńskiego. Trzeba bowiem mieć zawartość koszarowej latryny pod czaszką zamiast mózgu, by kupować brednie iż to wszystko przez brak garnituru. Czepianie się o ubiór jest znamieniem mentalnego pedalstwa, stąd Trump i jego kamaryla wyszli na sfochowane cioty, istne ''drama queen'' wszczynające awanturę o przysłowiowe gówno. Zwłaszcza po tym co odstawił Vance nie można już żywić najmniejszych choćby wątpliwości, że spłacił ''w naturze'' swego protektora, niemieckiego pederastę Thiela. Owszem, Zełenski to cham i showman jak Trump, więc trudno by ich dwóch mógł pomieścić Gabinet Oralny, niemniej wersja z brakiem urzędowego stroju jest dla ubogich umysłem. Niestety głupków nie brakuje, stąd nie chce im się nawet poszukać informacji, że Amerykanie poczęli odcinać Ukrainę od wsparcia zbrojnego i finansowego jeszcze dobrze przed awanturą w Białym Domie. Zwyczajnie dlatego, że władające nim obecnie stronnictwo ''Israel first!'' chce kosztem Ukrainy i reszty Europy z Polską włącznie zaspokoić Rosję, by ta z kolei pomogła mu zmóc Iran. Ajatollahy są konkretnie zesrane, że ich kacapia sprzeda Jankesom i syjonistom za szekle, swoje też zrobiło wzięcie Ukrainy przez Turcję pod swój ochronny parasol [ dosłownie ]. Tak się zaś składa, że Izrael lobbuje w Waszyngtonie za pozostawieniem rosyjskich baz w Syrii, byle tylko nie dostały się Turkom, stąd specjalny wysłannik Satanjahu poleciał już do Moskwy, by knuć wspólną akcję przeciw Ankarze. PiSdusie i Kołtunofederaty dalej jednak będą wciskać swe farmazony, że to wszystko jakoby wina Zełeńskiego, który owszem jest gburem ale ''kiepełe'' to on ma, przeto wie do czego jest zdolny judenrat i żydowska policja wobec zwykłych mieszkańców getta. Na szczęście tym razem nie uda im się tak łatwo wepchnąć ich do bydlęcego wagonu, jadącego już nie do Auschwitz a prosto w czarną otchłań o nazwie ''Rosja''. W każdym razie obecne wypadki nie stanowią dla mnie żadnego szoku, bom od lat apeluję by nie wpierdalać się w żadne ''przedmurza Zachodu'', przewidując dla jego wyznawców niemiłą pobudkę z ryjem w nocniku. Co też i ma miejsce, niestety my ludzie rzadko mamy pretensje do naszych durnych przeważnie marzeń i pragnień, zwykle za to do rzeczywistości że im nie odpowiada. Tymczasem okropny moment otrzeźwienia stanowi również świetną okazję do nauki, właśnie dlatego że maski w końcu opadły możemy wreszcie układać się z USA jakimi one są, nie zaś tylko jak dotąd projektować na nie swe głupie zazwyczaj wizje. Gdyby zaś dotychczasowe zaślepienie Ameryką miało nad Wisłą przejść w jeszcze durniejszy antyamerykanizm, pozostanie mi stanąć okoniem wobec owej kretyńskiej tendencji. Bowiem wbrew stereotypom o jakoby ''głupich Amerykanach'' mają oni swą kulturę bynajmniej tylko popularną, a takoż filozofię - pragmatyczną jakżeby inaczej. Wprawdzie są one nam Europejczykom głęboko obce, nie czas i miejsce jednak teraz roztrząsać dlaczego, o tym więc innym razem. Wracając zaś do aktualiów dawnom już pisał w owym miejscu, że Rosja jest jak Hunter Biden, stąd Amerykanie będą ratować jej tyłek z każdego g... w jakie zalezie, niczym możny tatuś synalka degenerata. W gruncie rzeczy Trump z Vancem robią otwarcie to, co Biden i Sullivan czynili potajemnie i w oprawie ''prawoczłowieczych'' frazesów bez pokrycia, więc z dwojga złego lepsza już owa iście heideggerowska polityczna ''nieskrytość'' jaka nastała.

''Prześwit'' zieje niczym dziura w tyłku starego pedała - nie jest to oględnie zowiąc miły widok, acz wielu CZŁONKÓW administracji Trumpa jak Bessent czy Grenell miałoby pewnie odmienne zdanie. Wszakże nie kryję, iż cała chryja w Białasowym Domu przyniosła także i mi niejaką satysfakcję, okazała bowiem dowodnie spektakularny upadek dwóch kolosalnych bredni, jakich zwalczaniu poświęciłem ostatnie lata. 1. Stany Zjednoczone jakoby nadal są światowym ''supermocarstwem'' władnym rozwiązywać niemal wszelkie globalne problemy. 2. Ukraina jest rzekomo marionetką Zachodu, a szczególnie USA. Czemuż stąd wywierają one na nią tak chamską presję, ustami Rubio zwąc przy tym swym ''proxy''? Zarazem potrafię wyciągać wnioski z własnych pomyłek, gdyż w ostatnim tekście na drugim ''antyblogu'' zachodziłem w głowę cóż takiego Rosja może zaoferować Amerykanom, nie dostrzegając żadnych realnych przesłanek dla ''odwróconego Kissingera''. Wszakże mój błąd leżał w tym, iż rozważałem interesy USA, nie zaś Izraela... Cała nadzieja stąd w ''międzynarodowym Żydzie'', jaki wyraźnie poczyna mieć dość owej rakowatej narośli na diasporze za którą robi coraz bardziej jadowity syjonizm, oby dożywający swych ostatnich dni w pozornym triumfie. Na rodzimym gruncie zaś najnowsze wypadki potwierdziły tylko, że Memcen jest małą polityczną kurewką Izraela, Rosji i USA, kumając się z ''homoprawicą'' AFD boć przecie ''woli gejów niż podatki'' co sam przyznał, tak jak Bosak z kalwinem Orbanem. Typowym protestanckim syjonistą z którego wyparuje natychmiast cały jego niby ''turanizm'', jeśli Turcja z Izraelem wezmą się za bary niezależnie od ich gospodarczej współpracy, pobiegnie wówczas w te pędy całować dupę ''judeokrzyżakom''. Skądinąd pojąłem wreszcie czemu dla mojego ś.p. dziadka ''kalwin'' był obraźliwym epitetem, mądry był zeń polski chłop bez dwóch zdań i basta! Natomiast co się tyczy polityków PiS rozumiem ich chęć odwetu na Zełeńskim za jego niewątpliwe chamstwo, jakim popisał się bawiąc w układy z Niemcami ponad głowami samych Polaków. Należy mu się także osobny wpierdol za powtórkę z ingerencji Chmielnickiego w polskie wybory, naonczas królewskie a dziś prezydenckie, niemniej radziłbym powściągnąć emocje, gdyż flekowanie ukraińskiego przywódcy w obecnej sytuacji to iście samobójcza taktyka nad Wisłą. Rychło bowiem możemy znaleźć się w podobnych opałach, bezlitośnie obsobaczani przez Trumpa i jego kreatury typu Stephena Millera za rzekome ''polskie obozy koncentracyjne'', o ile nie przystaniemy na umowne ''447''. Wkrótce stąd wszystkim durniom skandującym tutaj na jego cześć język może stanąć kołkiem w gardle i będą świecić tylko oczami, natomiast rosyjskiej czy niemieckiej szczujni na miejscu da to pretekst do histeryzowania o rzekomej ''zdradzie''. Dlatego trzeba być na to gotowym, a najlepszym mym zdaniem sposobem zaradzenia owej aferze w razie jej wybuchu jest ''oddolna'' inicjatywa ''obywatelska'', uczczenia jakim pomnikiem wielkiego naszego rodaka Leona Czołgosza. Polskiego anarchisty przypomnę, który zastrzelił amerykańskiego prezydenta Williama McKinleya tak się akurat składa, że idola Trumpa na jakim niby wzoruje się za swej drugiej kadencji. Rzecz ma być odpowiednio nagłośniona, by dotarła do Muska oraz samego przywódcy USA i wywołać u nich oburzenie, co powinno dać politykom PiS okazję do publicznego potępienia takowych ''prowokacji'', najlepiej jeszcze obwiniając za nie tradycyjnie ''rosyjską agenturę''. Dobrze bowiem, aby za wszystko odpowiadał Jabłonowski, Pitoń czy inny Sykulenko, w ostateczności niechże poświęci się jaki nieznany zupełnie stronnik prezesa, robiąc z siebie ''ruską k...'' ku chwale Ojczyzny:). Zdaję sobie sprawę, że nie byłoby to ''na czasie'', jeśli Rosja znowu ma robić za naszego ''partnera'', ale przecież to nie my za to byśmy odpowiadali, ''prawda''? W sumie dziś podsrywanie ''sojusznika'' jest wręcz dobrze widziane, stąd dalejże gotujmy się na rzekomy powtórny ''reset'', a w istocie globalny dyktat jedynej prawdziwej anarchii - międzypaństwowej.

Albowiem USA niczym innym obecnie się nie zajmują, jak demontażem swej globalistycznej ''supermocarstwowej'' struktury panowania. Tym samym więc z gwaranta światowego ładu przedzierzgnęły w jego naczelnego destruktora, o czym świadczą sankcje nakładane przez nie na międzynarodowe trybunały prawoczłowieczyzmu, tudzież wyzbywanie się członkostwa w kolejnych ponadpaństwowych instytucjach. Przyjdzie stąd zapewne pora i na koniec z ONZ a może nawet samo NATO, kto wie? Od dawna zresztą wyraźnie sygnalizują niechęć do odgrywania roli ''światowego żandarma'', co nie oznacza bynajmniej pogrążenia się Ameryki w ''izolacjonizmie'' [ jaki w istocie nigdy nie miał miejsca ], lecz poszukiwanie nie ślepych wykonawców swej woli a pełnomocników, gotowych wziąć na siebie część ryzyka i związanej z tym odpowiedzialności w zamian za określone profity. Wszakże nie można dać się okpić Jankesom byle czym, a do tego chcieli przymusić ukraińskiego przywódcę, by im niemal za bezdurno oddał pół swego kraju bez udzielenia mu realnych gwarancji bezpieczeństwa. Gorzka nauka także i dla nas Polaków, stąd radziłbym Markowi Wróblowi nie pchać się z durnymi radami Ukraińcom, że ''lepiej przerobić się na amerykańskich wasali, niż rosyjskich czy niemieckich'', głupio wyłączając jeszcze przy tym z owej upiornej logiki samą Polskę. Bowiem lada moment powtórzę możemy znaleźć się w podobnej nieciekawej oględnie zowiąc sytuacji, dlatego przykro mi, ale inaczej jak podłym kurewstwem nazwać takowych nieczystych zagrań nie sposób. Zbiera mnie też na mdłości, gdy widzę jak w tv Republika Maciej ''hasbara'' Kożuszek firmuje ''rewelacje'' Mike'a Benza, opisywanego już tu izraelskiego prowokatora i wyjątkowo nędznej kreatury podlizującej autentycznym naziolom - pogratulować towarzystwa! Wygląda stąd, że PiSdusie śladem Kacfederatów postanowiły dołączyć do syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'': trumpowa MAGA-Izrael-Rosja, a w takim razie przyjdzie im niedługo kajać się nie tylko za ''proces brzeski'', czy nawet ''zamach majowy'' i samego Piłsudskiego, ale nade wszystko 500+:). Inaczej nie idzie, kiedy techlibertarianie wyhodowani przez Obamę i Bidena sprywatyzowali sobie prawicę czyniąc z niej parodię, gdzie ''konserwatystów'' zgrywają wolnorynkowe skurwysyny i wynarodowieni dewianci, byle proizraelscy i najlepiej jeszcze przy tym filorosyjscy. W kontrze nie oczekuję wiele, bynajmniej zaraz otwartej konfrontacji z Gudłajstanem, bo to oznaczałoby mieć przeciw sobie i Amerykę pod jej obecnym przywództwem, nigdzie też nie ma mowy o zapisywaniu się do islamistycznej międzynarodówki i pajacowaniu w kefiji z okrzykami ''za wolną Palestynę''. Wystarczyłoby zachować nieco zdrowej rezerwy do wrogiego nam wściekle syjonokrzyżactwa, nie trzeba więc suflować tak ochoczo szerzonych przez nie łgarstw, jakimi i nas może ono w końcu obrzucić, chociaż tyle. Zaprzedaną autorytarianom prawicę czeka stąd smutny los lewaków, jacy onegdaj podobnie dali zadu wielkiemu kapitałowi, wówczas opartemu na rozbestwionym konsumeryzmie. Dostarczając mu oprawy ideologicznej i marketingowej pieprzeniem o ''rewolucji seksualnej'', ''wyzwoleniu obyczajowym'' [ chyba z mózgu ], feminizmie, LGBT itp. bzdurach. Przyniosło im to konkretne profity w postaci triumfalnego ''marszu przez instytucje'' i prawdziwej ''hegemonii [kontr]kulturowej'', w efekcie jednak zamykając w pułapce hermetycznego getta uzależnionych od ''grantozy'' NGOsów, środowisk akademickich i mediów głównego ścieku. Rozpaczliwie bezużytecznych politycznie, szukając temu rady w rozmaitych ''zastępczych proletariatach'' Murzynów, kobiet, pederastów czy muzułmanów. Daremnie, bo w końcu i tak wychodzi, że na ten przykład ich ''solidarność'' z wyznawcami islamu jest nader wybiórcza. Obejmując Palestyńczyków, ale już nie ofiary reżimu Asada czy sudańskiej wojny, którą mają w głębokiej dupie, gdyż nie da się o nią winić Zachodu lecz arabskie i ''czarnoafrykańskie'' kraje, jakim owi rasiści z białej lewicy odmawiają podmiotowości także w czynieniu zła. Podobnie więc stanie się ze skurwiałą, zżeraną przez rak libertarianizmu prawicą, która porzuciła swój wspólnotowy charakter by przemienić w zabawkę tym razem nowej, techautorytarnej formy kapitalizmu zamiast próbować go okiełznać niczym Roosevelt swym ''Nowym Ładem''.

W istocie zaś idzie właśnie o tegoż zaprzeczenie, czego nie kryje nawet Marc Andreessen, jeden z głównych libtardów Doliny Krzemowej, jacy walnie przyczynili się do politycznego come backu Trumpa. Co tłumaczy nie tylko obecną rozbiórkę rękoma samych Amerykanów wzniesionego przez USA międzynarodowego porządku, ale i likwidację wszelkich niemal osłon socjalnych, standardów pracy i nawet ustawodawstwa antymonopolowego jeszcze z pocz. XX wieku. Opcje w takim razie możliwego rozwoju wydarzeń rysują się dwie: 1. albo ''niewidzialna ręka'' amerykańskiego rządu posługuje się ''cyberautorytarianami'' typu Musk czy Thiel niczym taranem pożądanych przezeń zmian, do tworzenia nieznanych jeszcze historii form swego władztwa. 2. albo też światowe mocarstwo faktycznie znalazło się w posiadaniu bandy dupków z kompleksem Pana Boga, którym odbiło od nadmiaru pieniędzy i nie tak znów wielkiej władzy, jak im się tylko wydaje. Co za tym idzie: ''Imperium Americanum'' zrzuca jeno skórę by opanować nowe terytoria, w tym również w przestrzeni wirtualnej sprokurowanej przez ''sztucznointeligenckie'' technologie - lub rzeczywiście wielki kapitał wyzbywa się niepotrzebnej mu już wielkomocarstwowej skorupy, aby tworzyć na jej gruzach wygodną tylko sobie ''anarchaiczną udystopię''. Bo na pewno nie ''rząd światowy'', gdyż z kim by on toczył negocjacje, handlował czy wojował obejmując cały glob - z ''kosmicznymi jaszczurami''? Owszem, przy obecnych technikach manipulacji jest całkiem możliwe wprawienie ludzkich rzesz w stan zbiorowej psychozy, tak że uwierzą serio w zagrożenie inwazją jakowegoś UFO, sądzę wszakże iż motywacje stojące za projektem Trump 2.0. są zdecydowanie bardziej przyziemne. W każdym razie będzie kolebało światem jak cholera, więc nie ma już co liczyć nie tylko na opiekę globalnego ''dobrego wujka'' z Ameryki, ale nawet i nowy ''koncert mocarstw'' o jakim pieprzy Rubio, wraz z sekundującymi mu swym chciejstwem ''multipolarności'' Rosjanami. Na placu boju ostały się jeno państwa, silniejsze lub słabsze, ale ostatnie jak Iran czy Ukraina także mają pewne, niechby liche karty w ręku wbrew temu co bełkocze Trump. Co więcej, stwarza to również szansę dla podmiotów dopiero pretendujących na rządy, jak choćby palestyński ruch oporu, który na przykładzie syjonistów przekonał się, że ledwie wczoraj mieli cię za terrorystę, dziś już dla nich jesteś bojownikiem, a jutro być może będziesz sprawować uznaną międzynarodowo władzę. Nie kto inny co sam Trump zdaje się to pojmować, skoro jego administracja poczęła za pośrednictwem Kataru negocjacje z Hamasem, wprawiając tym w lekki stupor izraelskie władze, które najwidoczniej sądziły, że obecny upadek ''prawoczłowieczyzmu'' będzie działał jedynie na ich korzyść, sankcjonując politykę brutalnego zaboru ziemi i eksterminacji zamieszkującej ją ludności pod syjonistyczny ''Lebensraum''. Dlatego mimo wszystko po cichu wciąż liczę, iż jednak w końcu ''old white nigga'' Donald T. potraktuje Satanjahu niczym onegdaj swego żydowskiego protektora Roya Cohna, pederastę jakiego ostawił na pastwę losu, gdy ów dogorywał trawiony AIDS. Wszakże póty co rzeczy mają się tak, że izraelski fuhrer mógłby zaleźć do Gabinetu Oralnego w malinowym garniaku z bazarów, hawajskiej koszuli czy nawet o gołym zadku, a Trump i zwłaszcza Vance wylizaliby mu go na glanc. Darując przy tym wszelką pomoc zbrojną bez żadnych limitów, wraz z miliardami dolarów bezzwrotnych funduszy z budżetu USA, co też i ochoczo uczynili nie kłopocząc się nawet zaklepaniem tego przez amerykański Kongres. Widać stąd, że nie o pochodzenie Zełeńskiego tu idzie a tym bardziej ubiór, gdyż Żyd nierówny Żydowi i przynajmniej na razie jedynie ci z ''ziemi świętej'' liczyć mogą na ''specjalne traktowanie'' ze strony protestanckich syjonistów, bo w nich tak naprawdę leży tutaj problem. Podobnie jak i stronnikach wrogiej islamowi [ oraz chrześcijaństwu ] ''hindutwy'', jacy tak się akurat składa opanowali właśnie amerykańską bezpiekę, co każe poważnie zadumać czy aby domniemana ''rosyjska agentura'' faktycznie ma być głównym zagrożeniem dla obecnej administracji Trumpa. Pora stąd aby decydenci w Polsce również pojęli wreszcie, iż my także stajemy się politycznie częścią Eurazji, przeto w obecnym świecie jedynie ''egzotyczne sojusze'' mają sens, wbrew majaczeniom ''niedorealistów''.

Niestety krajową opinię publiczną nadal kształtują tępe łby pokroju niejakiego Miłosza Lodowskiego, który do dziś nie wyciągnął głowy z własnej dupy, skoro nadyma się niczym posłaniec ''białego sahiba'' pouczający ukraińskiego ''kacyka'', by ten ukorzył przed rzekomym amerykańskim ''hegemonem''. Najgorsze zaś, że i samych Polaków ustawia w pozie ubogich kuzynów i petentów mających czekać pokornie w przedpokoju ''imperatora'', aż ów nas w końcu przywoła racząc paroma zdawkowymi komplementami bez znaczenia. Lodowski zachowuje się niczym alfons i to pośledniego typu, bo nawet dziwka winna się cenić a ten handluje Polską jako tanią kurwą, gotową dać tyłka za jakieś grosze czy choćby samą atencję ze strony byle zjeba! Przykro mi, ale jeśli tak ma wyglądać ''wstawanie z kolan'' przez podobne mu PiSdy lub inszych Kołtunofederatów, mam do nich prośbę więc, aby przynajmniej nie wycierali sobie gęby Piłsudskim i Dmowskim, bo ci wchodząc w agenturalne relacje z obcymi wywiadami mieli nieporównanie więcej godności. Memcen ze swymi żałosnymi antyukraińskimi prowokacjami, czy stronnicy Kaczyńskiego ślepo powtarzający za najgorszymi bredniami szerzonymi obecnie przez Białasowy Dom, jednako wychodzą na skończonych frajerów, gdyż trudno doprawdy liczyć się z pełzającym pod stopami robactwem. Co więcej, Trump wbrew popularnej o nim opinii docenia hardość, przeto swym wiceprezydentem zamianował typa wyzywającego go nie tak znów dawno od ''Hitlerów'', niesłychanie ważny zaś nadzór nad całością amerykańskiego wywiadu powierzył babie traktującej pogardliwie przełożonego jako ''Saudi's bitch'':). Zakompleksione ''polactwo'' tego nigdy nie ogarnie, operując wyłącznie w znanych mu okolicach czyjegoś odbytu, jak widać owa patologia nie tyczy jedynie tuskowych folksdojczy ale i rzekomych ''patriotów'', ba - ''suwerenistów''! Dlatego żadnego z nich nie będzie stać na krytykę Trumpa, bełkoczącego jakoby Ukraina nie wytrzymałaby ''dwóch tygodni'' rosyjskiej inwazji bez amerykańskiego wsparcia zbrojnego. Owszem, ''javeliny'' odegrały dość istotną rolę w jej pogromie, ale bez porównania ważniejszym było zachowanie przez Ukraińców poradzieckich systemów obrony przeciwlotniczej i rakietowej, niechby i w szczątkowym stanie. Pozwoliło im to bowiem na przeszkodzenie Rosjanom w opanowaniu nieba nad krajem, natomiast ostrzał artyleryjski lotniska w Hostomelu zapobiegł lądowaniu ciężkich transportowców z tysiącami żołnierzy blisko centrów władzy w Kijowie. Wreszcie krążownik ''Moskwa'' został posłany na przysłowiowy już chuj rakietą ukraińskiej produkcji, zaś sam Załużny wcale nie kryje, iż czerpie z doktryny wojennej wroga, tym bardziej jego następca Syrski - absolwent radzieckiego odpowiednika West Point. Poza tym Rosję zgubiła pycha nie dostrzegająca w Ukrainie państwa, a stąd i brak u niej gotowości na konfrontację z jego fundamentem, jaki stanowi regularna armia. Kremlowski tyran i jego gejnerałowie sądzili więc, że wykpią się kombinacją demonstracji zbrojnej z akcją pacyfikacyjną, co tłumaczy liczny udział oddziałów Rosgwardii i tego typu formacji w szeregach wojsk inwazyjnych, sposobnych do zwalczania najwyżej neobanderowskiej partyzantki i cywilnych demonstrantów, nie zaś na prawdziwą wojnę. Przeto okrążać największe wtedy zgrupowanie ukraińskich wojsk na Donbasie poczęli, gdy zebrali srogi łomot na przedpolach stolicy kraju i Charkowa, kiedy było już dla nich za późno, co mają więc do tego same USA? Mało tego: przytaczałem w owym miejscu artykuł z głównego wydania ''Newsweeka'' sprzed niemal dwóch lat będzie, który powinien wywołać polityczne trzęsienie ziemi a przeszedł niemal bez echa, albowiem wynikało zeń, iż UKRAIŃCY SPRAWILI NIESŁYCHANĄ PRZYKROŚĆ AMERYKANOM NIE POZWALAJĄC ROSJI WZIĄĆ SZTURMEM KIJOWA. Wszystko bowiem mało być już ugadane z Moskwą, Biden dał jakoby zielone światło Kremlowi na zajęcie sąsiedniego państwa, jedynie z zastrzeżeniem by dokonano tego bez użycia broni nuklearnej i wciągania innych krajów w wojnę. Pewnie stąd Białasowy Dom nie za bardzo wiedział co począć z tak nieoczekiwanym dlań przebiegiem zdarzeń podczas trwania pierwszych miesięcy walk, w końcu decydując się na udzielenie jakiegoś wsparcia, ale w dość ograniczonej formie by nie zaszkodzić specjalnie Rosjanom. Tak samo zresztą było z drugim Majdanem, nie wiem jakie miliardy włożone weń przez USA nic by nie dały, gdyby na miejscu nie istniał potężny opór przed reżimem Janukowycza, którego nieudolność i złodziejstwo daleko przekroczyły nawet miarę właściwą ukraińskim oligarchom. Niestety obserwując przed laty owe wydarzenia na gorąco nie miałem tego świadomości, traktując stąd jako li tylko wywołany przez Amerykanów na miejscu zamach stanu, wszakże drugi raz już podobnego błędu nie popełnię! Z perspektywy czasu jasno widać, że patriotyczni demonstranci mieli rację broniąc się zaciekle przed zamianą swego kraju w kloakę ''ruskiego miru'', jaką dziś jest Donbas oraz inne terytoria okupowane przez Moskali. Tak więc jeśli jacyś Ukraińcy rzeczywiście przegrali, to są nimi zdrajcy, którzy zaprzedali się Rosji traktującej ich zwykle gorzej niż śmiecie [ nauka i dla nas Polaków ].

Podsumowując: rozumiem trudną sytuację PiS, jakiemu Kacfederacja zieje nieświeżym oddechem na karku, zmuszając poniekąd do prześcigania się w antyukraińskiej retoryce. Doprawdy jednak jest o co bardziej dopieprzyć się realnie Ukraińcom, niż taki czy inny ubiór ich przywódcy, choćby do owego cwaniaczka z ''Kernela'', skądinąd byłego stronnika Janukowycza co przerobił się na ''banderowca'', który jął zalewać polski rynek zbożem przy okazji oszukując polskich, jak i ukraińskich inwestorów swej firmy. Tym śladem trzeba iść, a nie kpić głupio z Zełeńskiego, że był komikiem i showmanem strzelając tak sobie w stopę, bo kim w takim razie do cholery niby jest Trump?! Facet do dziś traktuje politykę niczym arenę wrestlingu czy telewizyjną dramę, pełną absurdalnych zwrotów akcji byle podbić emocje do zenitu, gdzie prawda nie ma większego znaczenia. Najlepszym dowodem, iż próbuje zastąpić Zełeńskiego całkiem skompromitowanym duetem z przeszłości: Tymoszenko/Poroszenko. Tymczasem realnie patrząc jedynym bodaj, kto mógłby zagrozić teraz przywódcy Ukrainy jest Załużny, ów jednak twardo oznajmił, że nie da się użyć w intrydze rodem z opery mydlanej, bo jest mężczyzną a nie Kałfederatą czy PiSdą jak Czarnek. Nikt również nie wymaga powtórzę, by stronnictwo Kaczyńskiego szło na otwartą konfrontację z Izraelem a przeto i USA obecnie, wystarczy jeno nie robić z siebie nadgorliwych ''szabes gojów'', naprawdę na zbyt wiele liczę? Przyznam bowiem, że nabieram przez to ochoty by skreślić wszystkich trzech głównych kandydatów w prezydenckich wyborach, przy każdym pisząc iż jednako robi za izraelską, rosyjską i amerykańską k... . Megalomanią zaś byłoby sądzić, żem jedyny taki i pewnie sporo stronników PiS mogłoby się pod mymi uwagami podpisać. Wszakże poprę jednak Nawrockiego, by nie wyrzucać sobie po tym, iż nie uczyniłem choć tak symbolicznego gestu, by powstrzymać Czaskosky'ego i bodaj jeszcze gorszego odeń Memcena. Niemniej przyjdzie mi pewnie rozstać się w końcu z formacją Matki Durki, Macieja ''hasbary'' Kożuszka czy nawet szanowanego przeze mnie dotąd Marka Wróbla, szczególnie dwaj ostatni dostali jakiegoś małpiego rozumu, gdyż po Kuraku od dawna już niczego się nie spodziewam. Bowiem nie zamierzam marnować głosu na drugą Kucfederację, a PiS takowy straceńczy dlań kurs najwidoczniej obrał, więc chuj z taką ''prawicą'' - jest wspólnotowa albo żadna. Inaczej ktoś typu Andrew Tate'a staje się ''więźniem sumienia'' i ofiarą ''florydzkiej komuny'':))). W każdym razie całe to pierdolenie, że Stanami Zjednoczonymi włada obecnie jakoby ruski agent ''Krasnow'' dowodzi jedynie głębokiego niezrozumienia fundamentalnych przemian samej Ameryki. Bowiem Trump to żaden eksces a symptom agonii jej euratlantyckiej formy do jakiej zwykliśmy, zarazem narodzin nowej już posteuropejskiej, oba zaś procesy są mało higieniczne oględnie zowiąc, stąd faktycznie wszystko to wygląda tak paskudnie...

ps.

Wszystko też wskazuje, że USrael wespół z Rosją stały za niedawną próbą zamachu stanu w Syrii. Celem była secesja alawitów a tak naprawdę nusajrytów, aktywizując pozostałych na miejscu niedobitych reżimowców Asada. Nieudanej na szczęście operacji towarzyszył istny dezinformacyjny sracz, który nie ominął nawet i polskich mediów głównego ścieku. Owszem, władający obecnie Syrią islamiści nie są cnotliwymi ''białorycerzami'' i to bardzo oględnie zowiąc, wszakże klęska ''neokalifatu'' dała im surową lekcję, że w kraju o tak licznych mniejszościach religijnych i etnicznych próba wzięcia ich wszystkich pod jeden strychulec musi skończyć się porażką. Nie obejdzie się więc bez jakich koncesji dla nich, nawet przy zachowaniu prymatu arabskich wyznawców sunny. Zresztą kto niby ma władać państwem z muzułmańską większością - tak jak dotąd gnostycka sekta nusajrytów, jacy tyle mają wspólnego z islamem co mormoni z chrześcijaństwem? W każdym razie Gudłajstan wcale nie kryje, że jest głównym siewcą zamętu na Bliskim Wschodzie, stąd bezczelnie ogłosił się protektorem syryjskich druzów, mimo iż zdecydowana większość z nich absolutnie sobie tego nie życzy, wspierając także na miejscu kurdyjską anarchokomunę. Bowiem dąży on jawnie do ''kantonizacji'' Syrii, zasilając w tym celu wszelkie możliwe ruchy separatystyczne, dokładnie tak samo jak czyniła to Rosja na Ukrainie. Nie tylko w tym zbieżna jest polityka obu agresorów, dopiero więc pod naciskiem uchodzącej administracji Bidena Izrael w końcu przekazał Ukraińcom dawno już niepotrzebne mu pociski do baterii ''Patriot'', gęsto przy tym tłumacząc się z tego gestu Rosjanom. Co wcale nie wyklucza, że jacyś izraelscy spece wojskowi mogą pomagać w zbijaniu irańskich ''szahedów'' na Ukrainie, bo nie pierwszy to raz w dziejach, gdy te same państwa ze sobą wojują a zarazem handlują. Tymczasem polscy [?] politycy i dziennikarzyny dalej będą duraczyć krajową publikę, iż Tricky Dicky potężny władca AmeryKKKi ciężko obraził się na ''UkroŻyda'', że ów nie założył garniaka na spotkanie z nim i grubiańsko sobie poczynał, zamiast paść na kolana przed ''imperatorem'', ech. Z całej afery przynajmniej taki pożytek, że do Ukraińców dotarło ostatecznie, iż liczyć mogą głównie na siebie, a nie latać wiecznie po prośbie za ocean. Podobnie co i reszta Europy, Trump wymusi na niej samodzielność i dobrze, bo niby gdzie toczy się wojna na Ukrainie - w Afryce?! Acz niewątpliwie świadczy o ''zmurzynieniu'' Starego Kontynentu... Tymczasem Amerykanie mieli wywrzeć presję na kurdyjską anarchokomunę, by poszła na historyczne porozumienie z nowymi władzami Syrii: wygląda stąd, że Trump robi Satanjahu z dupy Roya Cohna.

sobota, 8 lutego 2025

Homoseksualiści, komuniści i okultyści.

Wbrew lewackiej histerii spowodowanej zawłaszczaniem USA przez autorytarian pokroju Thiela czy Muska, celem ich nie jawi się wcale faszystowska statolatria a wręcz jej zaprzeczenie - i w tym właśnie leży problem! Ostawmy na boku czy aby nie posługuje się nimi jedynie amerykański ''deep state'', by radykalnie zmienić formy swego władztwa, załóżmy póty co iż głoszony przez nich ''anarchaiczny kałpitalizm'' jest na serio. Przewodnikiem po nim stanie się dla nas Hans-Hermann Hoppe - niemiecko-jankeski filozof libertariański, bliski uczeń i poniekąd następca Rothbarda, jeden z czołowych dziś ''misesologów''. Do inspiracji nim przyznaje się Curtis Yarvin: ''techfeudalny'' bękart talmudystów amerykańskiej ''żydokomuny'', jakiego można z kolei zwać mentorem nie tylko wspomnianych już Thiela i Muska, ale bodaj nade wszystko obecnego wiceprezydenta USA Vence'a. Na wpływ Hoppego powoływał się również argentyński prezydent Milei, póty nie rozgorzał między nimi publiczny spór, gdy Niemiec skrytykował ostro latynoamerykańskiego przywódcę za odejście od pryncypiów anarchokapitalizmu, na co ten w odpowiedzi nazwał go ''liberidiotą'':). Kończąc ów krótki rys biograficzny wypada jeszcze nadmienić, że imć Hans-Hermann niby to dystansując się od ''putinowskiego gangu'' w istocie przychylił się do jego kłamliwej argumentacji, jakoby to sama Ukraina ''sprowokowała'' rosyjską agresję swymi staraniami o przystąpienie do NATO. Mimo iż wiodące kraje członkowskie Paktu z Niemcami i Francją na czele stawiały im stanowczy opór, a i nawet USA nie były temu zbyt chętne tak w dobie umizgów Busha juniora do Kremla, co tym bardziej podczas obamowo-bidenowskiego ''resetu'', czyniąc faktycznie aspiracje Kijowa martwymi. W istocie bowiem spod ''ultralibertariaństwa'' Hoppego co i Yarvina wyłazi raz po raz ''antyimperialistyczne'' lewactwo, jakim obaj są podszyci i w którym tkwią ich prawdziwe ideowe korzenie, czego znamieniem żywiona przez tych psychopatów nienawiść do państwa - osobliwie głównie, jeśli nie wyłącznie amerykańskiego. Na dowód prawem cytatu przytoczę obszerny fragment bodaj najbardziej znanej pracy niemieckiego teoretyka anarchokapitalizmu ''Demokracja - bóg który zawiódł'', konkretnie z rozdziału pod znamiennym tytułem ''O współpracy, plemieniu, mieście i państwie'', gdzie snuje on wizję pożądanych przezeń zmian w duchu swoistego ''neotrybalizmu'' o eugenicznym charakterze:

''[...] Jednostka rasy ludzkiej kompletnie niezdolna do zrozumienia faktu wyższej produktywności podziału pracy opartego na własności prywatnej nie jest, ściśle rzecz biorąc, człowiekiem [ persona ], lecz podpada pod tą samą kategorię moralną do której należą zwierzęta - zwierzęta gatunków niegroźnych [ zdatnych do udomowienia, zatrudnienia przy produkcji, konsumpcji czy też używania jako ''dobra wolnego'' ], albo dzikich i niebezpiecznych [ które się zwalcza jako szkodniki ]. Z kolei te jednostki, które są w stanie pojąć wyższość podziału pracy i własności prywatnej, lecz brakuje im moralnej siły by pójść za swoimi przekonaniami, stają się albo niegroźnymi dzikusami żyjącymi poza społeczeństwem, albo mniej lub bardziej niebezpiecznymi przestępcami. Są to osoby, które świadomie postępują źle i które należy nie tylko poskromić lub unieszkodliwić, ale i ukarać proporcjonalnie do ciężaru ich przestępstw by pomóc im zrozumieć naturę własnych występków i dać nauczkę na przyszłość. [...] Konflikty rasowe mogą przerodzić się z wrogości w chęć współpracy [ handlu ], jednak nie bezpośredniej, takiej jak między sąsiadami lub wspólnikami, lecz pośredniej na dystans i w oddzieleniu od siebie. [...] W wyniku tego procesu i w związku z gwałtownym wzrostem ilości dóbr i rozwojem pragnień, które można nabyć i zaspokoić tylko niebezpośrednio, rozwinie się handel a wraz z nim powstaną także centra handlowe. Kupcy i miasta spełniają funkcję pośredników w niebezpośrednich wymianach zawieranych pomiędzy odrębnymi gospodarstwami i społecznościami, stając się dzięki temu socjologicznym i geograficznym sercem związków międzyplemiennych i międzyrasowych. To właśnie wśród kupców i handlarzy stosunkowo najwięcej jest małżeństw mieszanych - zawieranych przez przedstawicieli odmiennych grup rasowych, etnicznych czy plemiennych - a ponieważ związki takie będą z reguły potępiane przez obydwie grupy z których wywodzą się małżonkowie, to na taki luksus stać będzie tylko najbogatszych. Jednak nawet członkowie najbogatszych rodzin kupieckich będą w takich wypadkach niezwykle ostrożni. Aby nie narazić własnej pozycji kupca należy zadbać o to, by takie mieszane małżeństwo było przez rodziny obu stron uznane za związek między ''równymi''. A zatem mieszane małżeństwa w rodzinach kupieckich przyczynią się raczej do ''wzbogacenia'' niż ''zubożenia'' genetycznego [ ''pauperyzacji'' ]. To właśnie w wielkich miastach, będących ośrodkami handlu międzynarodowego, będą najczęściej mieszkać małżeństwa mieszane ze swoim potomstwem; tam również, nawet nie wchodząc w związki małżeńskie, będą się ze sobą bezpośrednio stykać przedstawiciele rożnych nacji, plemion czy ras [ dzięki temu, że oni właśnie obcują ze sobą, ich współplemieńcy nie muszą wchodzić w mniej lub bardziej nieprzyjemne kontakty z cudzoziemcami ] i to właśnie tam w największym stopniu wykształci się system fizycznej i funkcjonalnej integracji oraz segregacji. Wielkie miasta będą też miejscem narodzin najbardziej wyrafinowanych form życia osobistego i zawodowego oraz etykiety i stylu, będących odbiciem złożonego systemu alokacji przestrzenno-funcjonalnej. To miasto jest miejscem narodzin cywilizacji i cywilizowanego życia. [...]''

- czyli kosmopolityczna ''selekcja międzyrasowa'' tylko dla bogatych, segregacja zaś staje się w ''anarchaicznym kałpitalizmie'' znamieniem biedy. Chuj, brnijmy dalej w pierdolenie Hoppego:

''[...] Aby utrzymać prawo i porządek w wielkim mieście z jego zawiłymi strukturami fizycznej i funkcjonalnej izolacji lub integracji, oprócz form ochrony prywatnej i samoobrony powstanie także mnóstwo rozmaitych sądów, agencji arbitrażowych i ciał wykonawczych. Miasto będzie, można by powiedzieć, zarządzane a nie rządzone. [...]  Gdy nad danym terytorium, nad wsiami i miastami zaczyna sprawować władzę rząd centralny, tworzą się państwa i dokonuje podział na obywateli danego kraju oraz cudzoziemców. Nie ma to wpływu na sytuację jednorodnych na ogół etnicznie i rasowo wsi. Tymczasem w wielkich skupiskach handlowych, w których mieszają się ze sobą różne populacje, rozróżnienie prawne na obywateli danego kraju i cudzoziemców [ zamiast na etnicznie lub rasowo zróżnicowanych posiadaczy własności prywatnej ] będzie nieodmiennie prowadziło do jakichś form przymusowego wykluczenia i do rozluźnienia współpracy pomiędzy różnymi grupami etnicznymi. Ponadto istnienie centralnego aparatu państwowego zmniejszy fizyczny rozdział miast od wsi. W celu sprawowania swojej funkcji monopolisty sądowniczego rząd centralny musi mieć zagwarantowany dostęp do posesji każdego obywatela, będzie więc musiał przejąć kontrolę nad siecią wszystkich istniejących dróg, a nawet ją rozbudować. Poszczególne gospodarstwa zostaną więc siłą rzeczy zbliżone do siebie, być może bardziej niż by tego chciały, a fizyczna odległość miast od wsi zostanie wyraźnie zmniejszona. Nastąpi zatem wewnętrzna przymusowa integracja. Ta postępująca przymusowa integracja wynikająca ze zmonopolizowania dróg i ulic będzie oczywiście najbardziej widoczna w miastach. Zaznaczy się ona tym wyraźniej, jeśli - jak to się często zdarza - siedziba rządu znajduje się w mieście. Wybrany w powszechnych wyborach rząd nie może się powstrzymać od wykorzystania swojej pozycji monopolisty i prowadzenia redystrybucji na korzyść grupy etnicznej czy rasowej, którą reprezentują jego wyborcy. Grupa wyborców nieuchronnie powiększa się więc i wraz ze zmianami w rządzie coraz więcej ludzi z coraz to różnych plemion będzie ściągać ze wsi do miasta, by otrzymać tam rządową pracę i zasiłki. Wynikiem tego  będzie nie tylko relatywne ''przeludnienie'' stolicy [ w miarę jak skurczą się inne miasta i wsie ]. Monopolizacja dróg ''publicznych'' - po których każdy może teraz chodzić dokąd mu się podoba - doprowadzi do wzrostu wszelkiego rodzaju napięć i animozji etnicznych, plemiennych i rasowych. Co więcej, o ile wcześniej małżeństwa mieszane pod względem etnicznym, rasowym lub plemiennym były raczej rzadkie i ograniczały się do wyższej warstwy kupieckiej, wraz z przybyciem do stolicy biurokratów i wszelkiego rodzaju próżniaków o zróżnicowanym pochodzeniu etnicznym lub rasowym, wzrośnie liczba małżeństw mieszanych a międzyrasowe i międzyetniczne kontakty seksualne przestaną być domeną bogatych i staną się powszechne wśród niższych - a nawet tych najniższych, żyjących na garnuszku państwa - warstw społecznych. Materiał genetyczny zostanie więc ''zubożony'' a niewzbogacony [ - tu cię libertariańska kurwo boli! Seks z Murzynką czy Azjatką tylko dla zamożnych, a ty bidoku zwal se kunia - przyp. mój ]. Zubożeniu temu będzie dodatkowo sprzyjało wprowadzenie rządowych zasiłków socjalnych. Wśród pobierających świadczenia socjalne wskaźnik urodzeń będzie wyższy niż w innych grupach społecznych, zwłaszcza w grupach o wyższym statusie. Konsekwencją tego ponadproporcjonalnego rozrostu najniższych klas społecznych i rosnącej liczby potomstwa pod względem etnicznym, rasowym i plemiennym - szczególnie w niższych warstwach społeczeństwa - będzie też stopniowa zmiana charakteru rządu demokratycznego. Kwestie rasowe przestaną być wyłącznym narzędziem politycznym, a sama polityka będzie się stawać coraz bardziej ''klasowa''. Demokratyczni przywódcy nie będą już mogli zabiegać o poparcie wyłącznie na gruncie etnicznym, rasowym czy plemiennym, ale odwołując się do uniwersalnych, czytelnych ponad poddziałami rasowymi czy etnicznymi odczuć zawiści i egalitaryzmu, będą się starali pozyskać całe skonfliktowane klasy społeczne [ np. pariasi i niewolnicy przeciwko panom, pracownicy kontra kapitaliści, biedni przeciwko bogatym itd. ]. [...]''

- tak więc idąc tropem niemieckiej eugenicznej spierdoliny jaką jest Hoppe ''pińcset'', tudzież jak teraz ''łusiemset'' służy zubożeniu materiału genetycznego Polaków. Rozmnażać się i wchodzić w międzyrasowe związki mają rzekomo prawo jedynie bogacze - znamienne, iż podobną głupotę mógłby rzec tylko zakompleksiony nuworysz, bowiem arystokraci są zwykle świadomi negatywnych konsekwencji ''chowu wsobnego'' w obrębie własnej kasty skądkolwiek by ona nie pochodziła, stąd właśnie dla odrodzenia ''rasowej wyższości'' potrzebują od czasu do czasu ''świeżej krwi'' ambitnych plebejuszy. Być może mnie za to zamkną, ale muszę w owym miejscu poczynić uwagę jedynie z pozoru niezwiązaną z tematem: Hitler uczyniłby prawdziwą przysługę dla ludzkości, gdyby zamiast mordować miliony wschodnioeuropejskich Żydów zagazował tylko jedną jedyną Ayn Rand! Widać stąd jakiej to manipulacji dopuszcza się Hoppe - kreśli hobbesowski ''stan natury'' jako utopię Rousseau, gdzie ''dobre dzikusy'' dogadywały się ze sobą do czasu, aż wmieszało się między nich nie wiadomo skąd państwo, zarazem przedstawiając to jako pożądaną sytuację do której trzeba nam wrócić. Nie kryję, że zakute łby szerzące podobną chujnię, zwłaszcza w Polsce z naszą historią zaborów i okupacji, należałoby nakurwiać młotem na ''wagnerowskim'' kowadle. Dobra, przysięgam ostatni już fragment bełkotu Hoppego:

''[...] Wydawałoby się, że gorzej już być nie może. Tymczasem rząd, posłużywszy się w swych destrukcyjnych działaniach kwestiami rasowymi i klasowymi, zwraca się ku problemom płci. Polityka ''równości'' rasowej i społecznej zostaje uzupełniona o ''równość płci''. Powstanie rządu - monopolisty sądowniczego - oznacza nie tylko, że przymusowemu połączeniu ulegną wcześniej oddzielne jurysdykcje [ jak w przypadku fizycznie oddzielonych społeczności etnicznych czy rasowych ], ale także iż w pełni dotąd zintegrowane jurysdykcje [ jak w przypadku gospodarstw domowych i rodzin ] zostaną osłabione lub nawet rozwiązane. Zamiast uznać sprawy rodzinne lub domowe [ włącznie z kwestią aborcji ] za prywatny interes domowników podlegający wewnętrznemu osądowi przez głowę rodziny lub innych jej członków, nowopowstały monopolista sądowniczy uczyni swoich agentów [ którzy w naturalny sposób będą dążyć do ekspansji swojej władzy ] ostatecznymi sędziami i arbitrami we wszystkich sprawach rodzinnych.  Aby uzyskać poparcie dla swoich działań na tym polu rząd będzie ponadto [ oprócz skłócania ze sobą jednych plemion, ras czy grup społecznych przeciwko innym ] podżegał do podziałów wewnątrz rodziny: pomiędzy płciami - mężami i żonami - oraz pokoleniami - rodzicami i dziećmi. Podobnie jak kiedyś, będzie to szczególnie widoczne w wielkich miastach. [...] Wraz z wprowadzeniem rządowej polityki rodzinnej wzrośnie liczba rozwodów, samotnych matek, takichże ojców, nieślubnych dzieci, więcej będzie przypadków złego traktowania dzieci przez rodziców i nawzajem, a także osób praktykujących ''nietradycyjny'' styl życia [ homoseksualistów, komunistów i okultystów ]. [...] Jest to szczególnie dobrze widoczne w wielkich miastach. To właśnie tam rozpad rodziny jest posunięty najdalej, najwięcej osób pobiera świadczenia socjalne, pauperyzacja społeczeństwa postępuje najszybciej, a dodatkowo rasowe i plemienne napięcia będące wynikiem przymusowej integracji przybierają najostrzejsze formy. Miasta z ośrodków cywilizacji stały się ośrodkami dezintegracji społecznej i rynsztokiem wypełnionym zgnilizną moralną, korupcją, bestialstwem i przestępczością. Co z tego wynika? Nie ulega wątpliwości, że cywilizacja zachodnia zmierza od pewnego czasu ku samozagładzie, czy jednak proces ten da się jeszcze odwrócić, a jeśli tak to w jaki sposób? Naprawdę chciałbym być optymistą, ale nie wiem czy są jeszcze ku temu powody. Rzecz jasna o biegu historii decydują ostatecznie idee, które w zasadzie mogłyby zmienić go w każdej chwili, nie wystarczy jednak do tego że ludzie zdadzą sobie sprawę, iż coś jest nie tak. Przynajmniej znacząca ich część musi także być dostatecznie inteligentna, by zrozumieć co jest nie tak, to znaczy pojąć wyłożone tu podstawowe prawa na których opiera się społeczeństwo - współpraca międzyludzka i zdobyć się na odwagę, by tymi prawami się kierować. To właśnie spełnienie tego ostatniego warunku jest najbardziej wątpliwe. Cywilizacja i kultura są do pewnego stopnia uwarunkowane genetycznie [ biologicznie ]. Jednak w wyniku etatyzmu - przymusowej integracji, egalitaryzmu, polityki socjalnej i destrukcji instytucji rodziny - jakość genetyczna populacji niewątpliwie się obniżyła. Czy mogło zresztą być inaczej, jeśli każdy sukces jest nieodmiennie karany a błąd nagradzany? Niezależnie od tego czy było to jego świadomym zamiarem czy nie, państwo opiekuńcze sprzyja rozwojowi ludzi intelektualnie i moralnie gorszych, a skutki byłyby jeszcze bardziej opłakane niż są obecnie, gdyby nie to iż to właśnie wśród takich ludzi wskaźniki przestępczości są najwyższe i często ludzie ci eliminują się nawzajem. [...]''

- dlatego takie pasożyty korzystające z rządowego ''socjalu'' jak Peter Thiel czy Elon Musk powinny być trzebione do spodu, tu pełna zgoda:). ''Afrykanerzy do Afryki!'':

''[...] Choć nie pozwala to optymistycznie patrzeć w przyszłość, nie wszystko jeszcze stracone. Wciąż istnieją wyspy cywilizacji i kultury - nie w miastach i metropoliach, ale na wsiach w sercach kraju. Aby je zachować należy spełnić kilka warunków. Państwo czyli monopolista sądowniczy, musi zostać uznane za źródło regresu cywilizacyjnego - państwa nie tworzą prawa i porządku, ale je niszczą - zaś rodzina musi odzyskać swoje dobre imię kolebki cywilizacji. Konieczne jest także, by głowy rodzin z powrotem przejęły swą funkcję ostatecznych sędziów we wszystkich sprawach rodziny [ gospodarstwa domowe muszą uzyskać status jednostek eksterytorialnych, takich jak ambasady ]. Dobrowolna segregacja przestrzenna i dyskryminacja muszą zostać uznane nie za coś złego, ale dobrego bo to one właśnie umożliwiają  pokojową współpracę pomiędzy różnymi grupami etnicznymi i rasowymi. Świadczenie zasiłków powinno stać się okazją do czynienia dobra dla ludzi czujących taką potrzebę, lub wewnętrzną sprawą każdej rodziny a wszelka państwowa pomoc socjalna winna być uznana za nic innego, co tylko subsydiowanie nieodpowiedzialności. [...]''

- jak widać z powyższego ideałem nie jest tu faszystowskie totalitarne państwo, którym było choćby dla włoskich futurystów, a na odwrót: archaiczne wspólnoty odseparowanych wzajem plemion, klanów i rodów rządzonych przez biblijnych patriarchów i starorzymskich ''pater familias'', władnych jak przed wiekami karać śmiercią domowników. Wyjątek stanowi jedynie kosmopolityczna z natury klasa kupiecka, tylko jej będzie dozwolone w wymarzonym przez niemieckiego filozofa świecie zawierać mieszane rasowo małżeństwa, a i to pod surowym wymogiem ''porozumienia stron'' tj. ojców rodzin. Wszystko zaś w imię zachowania jak najlepszej ''substancji biologicznej'' i jej doskonalenia, zagrożonego jakoby przez demokratyczny ''motłoch'' i samo państwo. Gwoli uczciwości należy dodać, iż Hoppe średnio nadaje się jako intelektualny wzór dla jankeskich autorytarian, nie tylko swym gromkim potępieniem amerykańskiego imperializmu [ przy jednoczesnym usprawiedliwianiu rosyjskiego ]. Idzie nade wszystko o niedopuszczalną dla nich jego spolegliwość wobec islamu, bowiem zakłada naiwnie iż konkurencja między prawem koranicznym a na ten przykład kanonicznym rzymskiego katolicyzmu ''sprzyjałaby wykształceniu się i doskonaleniu kodeksów obejmujących możliwie najszerszy zakres rozstrzygnięć prawno-moralnych - międzygrupowych, międzykulturowych itd.'' wspólnych dla obu nieprzystających poza tym do siebie systemów i religii. Tak jakby nieuniknione tu konflikty można by rozstrzygnąć li tylko na drodze arbitrażu, a wojna była jedynie sprawą rządu i oczywiście ''nieopłacalną'' dla libertariańskiego handełesa, jakże by inaczej. Sądzę wszakże, iż ów sentyment do muzułmaństwa jest prozaicznej natury, otóż Hoppe ma żonę z Turcji i sam tam żyje, acz nie słyszałem by jako gorący zwolennik secesjonizmu popierał kurdyjski separatyzm - siedzi cicho obawiając się pewnie ataku służb Erdogana, albo ''Szarych Wilków'':))). Yarvin stąd posłużył się tylko jego konceptem rozbicia państwa na patriarchalne tyranie do stworzenia własnej utopii zdecentralizowanego imperium ''techfeudałów'', władających swymi korporacjami niczym udzielnymi satrapiami bez dozoru jakichkolwiek zewnętrznych instytucji. Wprawdzie podzielam szerzoną przezeń intelektualną prowokację, iż Amerykanie [ i nie tylko oni ] powinni wyzbyć się swej brzydkiej fobii wobec dyktatury - w istocie arcyrepublikańskiej formy rządów stworzonej dla zachowania swobód obywatelskich przed obcą przemocą i poszerzenia ich zakresu. Sam apeluję od dobrych paru lat o ustanowienie takowej na rodzimym gruncie, wszakże rozumiemy przez to zupełnie inne sprawy - mnie idzie bowiem o ocalenie państwa, jemu zaś jego unicestwienie ew. ''prywatyzację'' na rzecz biznesowej oligarchii pokroju Thiela czy Muska. Zasadniczy ich błąd leży w tym, iż roją jakoby rządem można było władać niczym własną prywatną firmą czy korpo, wystarczy usprawnić jego działanie zajazdem hunwejbinów nasłanych przez Elona na oficjalne instytucje. Tymczasem państwo to nie tylko biurokracja, ale cały kompleks złożonych relacji społecznych, historyczna postać bytu narodowego mówiąc wprost, dlatego libertariańskich idei do których odwołują się autorytarianie nie należy traktować dosłownie, a jako oręż w walce politycznej i nade wszystko pretekst do radykalnych zmian w działaniu machiny administracyjnej USA. Przyznaje to poniekąd sam Yarvin w jednym z ostatnich wywiadów, acz póty co lekarstwo okazuje się raczej trucizną niż sposobem rewitalizacji amerykańskiego mocarstwa, na rezultaty wszakże owego procesu wypadnie jeszcze poczekać, stąd wstrzymam się z ostatecznymi wnioskami. Pewnym jest tylko, iż wstrząs jaki przeżywają obecnie Stany Zjednoczone nie jest byle przypadkową anomalią, lecz mimo pozoru chaosu stanowi objaw znacznie głębszych przemian tak oto zdiagnozowanych przez innego, niemiecko-holenderskiego tym razem filozofa Petera Sloterdijka w jego eseju ''Co się zdarzyło w XX wieku?'':

''Gdyby więc zapytać o oś wokół której obraca się przewartościowanie wszystkich wartości w rozwiniętej cywilizacji komfortu, odpowiedzią mogłoby być tylko wskazanie na zasadę obfitości. Bez wątpienia obecna obfitość, która chce być ciągle przeżywana w horyzoncie wzrostów i znoszenia granic, pozostanie dobitnym wyróżnikiem przyszłych stosunków, nawet jeśli za sto lat lub więcej cykl energii z paliw kopalnych dobiegnie końca. Można dziś przewidzieć, jakie nośniki energii umożliwią erę postkopalną - będzie to przede wszystkim spektrum technologii solarnych i paliw odnawialnych. Wraz z systemem solarnym następuje nieuchronnie przewartościowanie konsumpcyjnego ''przewartościowania wszystkich wartości'', a ponieważ zwrot ku aktualnej energii słonecznej kładzie kres rauszowi spożycia minionej, można by mówić o warunkowym powrocie do ''dawnych wartości'' - ponieważ wszelkie dawne wartości były pochodnymi imperatywu gospodarowania energią odnawialną w cyklu rocznym. Stąd ich ścisłe powiązanie z kategoriami stabilności, konieczności i braku. O zmierzchu drugiego przewartościowania zarysowuje się pewien cywilizacyjny stan pogodowy wykazujący z niejakim prawdopodobieństwem postliberalne cechy - wyniesie do władzy hybrydową syntezę technicznego awangardyzmu z ekokonserwatywnym umiarkowaniem. [ Mówiąc językiem politycznej symboliki barw: czarno-zieloną; uważanie jej tylko za ''restaurację'' byłoby poważnym błędem ]. Przelewający się ekspresjonizm rozrzutności we współczesnej kulturze masowej straci w dłuższym okresie rację bytu. Jeśli w erze postkopalnej pozostaną żywe aspiracje obudzone przez zasadę obfitości w erze przemysłowej, postęp techniczny będzie musiał najpierw zatroszczyć się o źródła alternatywnej rozrzutności. Co do przyszłych doświadczeń obfitości: akcent nieuchronnie przesunie się ku niematerialnym strumieniom, ponieważ racje ekosystemowe zabraniają ciągłego ''wzrostu'' w sferze materialnej. Przypuszczalnie dojdzie do jakiegoś zawężenia przepływu surowców - a w tym samym do rewitalizacji gospodarek regionalnych. W tych warunkach nadejdzie pora potwierdzenia dziś jeszcze przedwcześnie powoływanego ''globalnego społeczeństwa informacyjnego lub społeczeństwa wiedzy''. Kluczowe obfitości będzie się wtedy postrzegać nade wszystko w obszarze prawie niematerialnych strumieni danych. Tylko im będzie przysługiwał charakter globalistyczny. W obecnej chwili można najwyżej niejasno przewidywać w jaki sposób postkopalność wpłynie na aktualne pojęcia przedsiębiorczości i swobody wyrazu. Jest prawdopodobne, że romantyzm eksplozji, czy mówiąc ogólniej: psychiczne, estetyczne i polityczne derywaty nagłego uwolnienia energii, będzie się retrospektywnie oceniać od strony przyszłych ''łagodnych'' technologii solarnych jako świat wyrazu zglobalizowanego w kulturze masowej ''faszyzmu''. Jest on odbiciem bezradnego witalizmu, który wyrasta z ubóstwa perspektyw  systemu światowego opartego na energii paliw kopalnych. [...] Po końcu reżimu energii z paliw kopalnych mógłby nastąpić tak zwany przez dzisiejszych geopolityków shift od przestrzeni atlantyckiej ku pacyficznej. Zwrot ten spowodowałby przede wszystkim przejście od rytmu wybuchów do cyklu odnowień. Styl pacyficzny musiałby rozwinąć kulturowe derywaty przejścia do techsolarnego reżimu energii. Przyszłość pokaże czy spełni to zarazem oczekiwania na światowe procesy pokojowe, na planetarne wyrównanie potencjałów i przezwyciężenie ''globalnego apartheidu.'' [...]''

- dziś mądrzejsi o tragedię wojny na Ukrainie, tudzież czystki etnicznej dokonywanej przez Żydów w strefie Gazy pojmujemy, iż ''prorokowana'' przez Sloterdijka epoka ''techsolaryzmu'' wcale nie będzie aż tak ''pacyfi[sty]czna'' jak to się jemu tylko wydawało. Nie jest również konsekwentny w swych wywodach, gdy w innym z esejów traktującym o ''filozoficznych aspektach globalizacji'' prognozuje nieuchronny kres ''państwa opiekuńczego''. Tymczasem diagnozowana przezeń ''rewitalizacja gospodarek regionalnych'' tyczy także rządów i narodów, tyle że w innym niż dotąd ich wydaniu. Z pozoru bieg wydarzeń przeczy wizji Sloterdijka, bo już tylko skończony dureń nie widzi jak wielki kapitał zdaje się porzuca definitywnie swą ''tęczawą'' skórę. Inwestycje w rasową i płciową ''różnorodność'' nie przyniosły mu oczekiwanych profitów, a nade wszystko skok technologiczny wymaga olbrzymich zasobów energii, jakich z solarów i wiatraków nie starczy. Wszakże nie oznacza to całkowitego powrotu do paliw kopalnych, udział energetyki odnawialnej w gospodarce rośnie wykładniczo nie tylko na Zachodzie, ale bodaj w jeszcze większym stopniu tyczy postkomuszych Chin czy nawet bogatych muzułmańskich emiratów, które trudno doprawdy posądzić o uleganie ''politpoprawnemu lewactwu'' i ''ekooszołomom''. Sam Musk również nie odejmie sobie zysków czerpanych ze sprzedaży ''elektryków'' Tesli, co jak co ale o własne interesy to on akurat umie zadbać, a że kosztem amerykańskiego państwa to już inny problem. Pewnikiem jest więc, że w ''techsolarnej ekonomii'' wzrost gospodarczy może być głównie wirtualny, stąd grzanie kryptowaluciarstwa i szał spekulacji shitcoinami czy ''sztuczno inteligencjo''. Na ołtarzu cyfrowego Molocha zostanie pewnie złożona niemała część ludzkości, może nie dosłownie acz spustoszony Donbas czy ruiny Gazy martwym dowodem realnej dystopii. Wprawdzie wzrosła przy tym skokowo emisja gazów cieplarnianych, ale za to o ileż ubyło ''śladu węglowego'' po niepotrzebnych już ludziach! Wszak kto powiedział, że niczego tam nie będzie, skoro wystawiono izraelskim żołdakom luksusowe spa w strefie przyfrontowej, może i faktycznie pobuduje się kasyna i lunaparki czy domy na kościach pomordowanych niczym w Mariupolu. Ba, jak dobrze pójdzie ocaleli z zagłady doznają łaski pozostania na miejscu w charakterze obsługi hotelowej. Semiccy ''podludzie'' usługiwać będą semickim ''nadludziom'' - a tyle histerii było z powodu rzekomej karuzeli przy płonącym warszawskim getcie... Chodziło przecież o ambitny projekt osadniczy i budowlany, a przy tym ''zeroemisyjny'', bo inaczej - ''Palestyńczycy na Madagaskar!''.

poniedziałek, 30 grudnia 2024

Maciej Kożuszek - hasbara, Wielgucki - durny goj.

...i tłusta łysa larwa, zaś ceniona przeze mnie dotąd para Marek Wróbel i Aleksandra Rybińska przybierają nadto spolegliwą postawę wobec Kucfederacji, a nawet AFD. Wspieranej otwarcie przez Muska, nachodźcę z RPA pasożytującego na amerykańskim budżecie, gigantyczne zeń sumy topiąc w zazwyczaj poronionych projektach. Za wyjątkiem bodaj Starlinka, bo już Tesla choćby to - mimo rynkowego przeszacowania - jedna tragedia jeśli idzie o awaryjność i wypadki ''inteligentnych inaczej'' samochodów. Musk odkrył na dniach przysłowiową Amerykę, że jednak pewne kategorie imigrantów okazuje się przydatne są dla ekonomii kraju, choć dopiero co sam nakręcał chujnię, iż wszyscy oni nic tylko jakoby żrą psy i koty. Mówiąc wprost: ''Murzyn dziki wypierdalaj do Afryki'', ale już ''ciapaty'' informatyk z Indii jest dlań mile widziany, byle godził się na pół-niewolnicze warunki pracy za nędzną zwykle stawkę. Inwestowanie zaś w krajowe uczelnie techniczne, by wyszkolić na miejscu wystarczającą ilość potrzebnych specjalistów to już wedle niego rzecz ''przegrywów''. Jasne, lepiej żerować na cudzych systemach edukacyjnych, a że stwarza to zagrożenie dla bezpieczeństwa USA nie martwi ''Janusza cyber-biznesu'' ani trochę, najważniejsze by jego interesy z chińskimi ''towrzyszami'' dalej się kręciły [ zgrozę więc budzi uzależnienie Pentagonu od usług owego zdrajcy ]. Zawsze przecież można se ponarzekać tradycyjnie na ''głupotę Amerykanów'', oczywiście bez wskazania jej realnych przyczyn, w ostateczności winą obciążając telewizyjne seriale lansujące patologiczne wzorce zdzirowatych królowych balu i cheerleaderek, oraz tępych osiłków-''Chadów'', zamiast ambitnych kujonów zdolnych do poświęceń dla osiągnięcia życiowego sukcesu. W takowym duchu jął prawić morały obywatelom USA inny nachodźca i trumpista dość świeżej daty Vivek Ramaswamy, o ironio zalety ciężkiej pracy zachwala w jego osobie bezczelny oszust, który zbił majątek okradając rzesze inwestorów, jakim wcisnął przysłowiowy ''olej z węża'' reklamowany przezeń jako rzekomy lek przeciw Alzheimerowi. Synalek pary zamożnych migrantów z Indii, absolwent najbardziej do dziś prestiżowych amerykańskich uczelni Harvard i Yale dzięki stypendium od fundacji Sorosa... czyli ''antyglobalista'' i ''populista'' całym ryjem. Na pewno też rynek pracy w Stanach ochroni przed zalewem taniej konkurencji z Azji wiceprezydent ''DJ'' Vance, dobry kumpel ze studiów Ramaswamy'ego i sam żonaty z Hinduską, stąd jego syn takoż nosi imię Vivek:))) - jednym słowem ''America first!'' co się zowie! Dowcip również leży w tym, iż bodaj jedyna sensowna inwestycja Muska jaką jest Starlink, doskonale obywa się bez orientalnych specjalistów, a to przez względy bezpieczeństwa narodowego USA. Ostatecznie jednak dwóch krętaczy i nachodźców z Indii oraz Afryki zyskało poparcie samego Trumpa, który oświadczył iż darzy sympatią proceder masowego sprowadzania obcej siły roboczej do kraju. Mimo że ledwie niecałą dekadę temu słusznie głosił, iż godzi to w amerykańskich pracowników, stąd obiecywał zakończenie owej praktyki wygodnej tylko wielkiemu kapitałowi dbającemu jedynie o własny interes, a nie narodowy. Potwierdzając tym samym moje gorzkie przewidywania, że jego następna kadencja w niczym już nie będzie przypominać pierwszej, gdyż bez reszty zaprzedał się globalistycznej oligarchii finansowej i ''tech-biznesowi'' z Doliny Krzemowej. Kładąc przez to kres krótkotrwałej epopei ''prawicowego populizmu'' jaką sam zapoczątkował, stając się de facto ''Killary'' Clinton 2.0. w męskim wydaniu.

Niczego istotnie pod tym względem nie zmieni nieuchronna zapewne niełaska Elona, jaki poczyna sobie już zanadto grubo sugerując niechby żartem niby to, iż jest realnym prezydentem USA, bo se wykupił rząd bezprecedensowo gigantyczną donacją wyborczą. Pozostanie wtedy Vence, który w przeciwieństwie do Muska posiada instynkt dworaka a jest przecież kreaturą pedzia Thiela, bodaj czy nie znaczniejszej figury ''cyber-korpo'' związanej ściśle z amerykańską bezpieką i wojskiem, albo inny bogaty cwel jaki zyska posłuch u imperatora sutymi darowiznami. Amerykańska ''afera wizowa'' stanowi objaw fundamentalnego problemu o jakim trąbię już od dobrych kilku lat: otóż patologią polskiej - i nie tylko jak się okazuje - sceny politycznej jest, iż hardkorowi liberałowie ekonomiczni uchodzą za prawicę i to skrajną! Daje to podstawy do ich nieudacznego mariażu z nacjonalistami, co nie może dobrze skończyć się dla tych ostatnich, o czym właśnie przekonują się zagorzali stronnicy programu ''America First!'' zdradzeni przez swego przywódcę, tym razem powolnego globalistycznej agendzie finansowej perfidnie ubranej w patriotyczne frazesy. Pogląd o drugiej kadencji Trumpa daje stąd hołubiony przez Muska argentyński prezydent Milei, którym głęboko gardzę, gdyż jako zadeklarowany ''anarchokapitalista'' gardzi on wszelkim rządem, mimo iż sam go sprawuje. Najchętniej więc opyliłby Brytolom falklandzki archipelag, gdyby nie sprzeciw zastępczyni - córki jednego z generałów byłej junty, która przegrała z Thatcherową bój o owe wyspy, czego wagi ultralibek nie pojmuje, gdyż w jego sprzedajnym łbie ''interes narodowy'' brzmi niczym herezja. Dlatego Kucfederacja stanowi na rodzimym gruncie istną ''potworność gówna i ognia'' przywołując ''klasyka'' [ nie mojego! ], pokraczną i niemożliwą na dłuższą metę koalicję liberałów gospodarczych i nacjonalistów. PiS zaś jeśli pójdzie ich śladem czeka go niechybnie smutny los stronnictwa Trumpa, rozdzieranego autentycznym konfliktem między tymi co wzięli sobie do serca hasło ''America first!'', a wielmożami kapitału mającymi je ledwie za wabik na leszczy. Innymi słowy biały Murzyn z jankeskiej ''głubinki'' zrobił swoje, więc można się już bez niego obejść, sam jest zresztą sobie winien poniekąd, skoro był na tyle głupi by uwierzyć, że banda zdeprawowanych nadmiarem pieniędzy cynicznych skurwysynów autentycznie stanie w obronie rodzimych ludzi pracy, narażając tym na szwank własny interes. Państwo zaś w USA właśnie abdykuje z mediacji pomiędzy nimi, wyrównywania szans za pomocą choćby nieśmiałych prób redystrybucjonizmu, w miejsce nieuchronnie powiększającej i tak ogromną już przepaść w dochodach społeczeństwa gospodarczej ''deregulacji''. Mimo uszu puścić można zwyczajowe pitolenie libertarian, iż to żaden ''wolny rynek'' - owszem, gdyż podobnie jak komunizm stanowi li tylko beznadziejną i niemożliwą do realizacji utopię, trzeba bowiem wyjątkowej dozy infantylnego kretynizmu, aby serio brać pod uwagę możliwość, że konsument będzie kiedykolwiek władny dyktować posiadaczom kapitału swe warunki. ''Konkurencja jest dla przegrywów'', jak trafnie spostrzegł Thiel, czynny przedsiębiorca i jeden z największych obecnie jakby nie było, nikt z takowych nie będzie więc zabiegał o klienta i płaszczył się przed nim, jak to sobie wyobrażał nieudacznik Mises i jego pomiot do dziś zasmradzający swymi wysrywami różne ''akapowe'' fora - nawet jeśli zdobędzie cudem realną władzę, co stało się udziałem nieszczęsnej Argentyny.

Wprawdzie wielki kapitał zawsze szedł pod rękę z wielkim rządem, sęk w tym wszakże kto w owej relacji dominuje, dziś zaś wygląda pierwszy wyraźnie zyskuje przewagę w USA, przez co państwo staje się faktycznie ''komitetem zarządzającym wspólnymi interesami burżuazji'' wedle formuły samego Marksa. Co oczywiście sprzyja wszelkim rewolucyjnym wichrzycielom, a czego najwidoczniej nie pojmuje debil Musk i jemu podobne bogate spierdoliny, ufne w potęgę swych wpływów i majątku, bardzo iluzoryczną w istocie. Pozostaje im stąd życzyć by skończyli na jakowejś ''cyfrowej gilotynie'', którą sami poniekąd sobie prokurują sprzyjając swą pazernością tworzeniu nowych jakobinów. Żadnym wytłumaczeniem dla nich nie może być, iż kapitał sam z siebie, niezależnie od rządowych regulacji lub ich braku, ma tendencję do koncentrowania się w rękach stosunkowo nielicznej grupy jego posiadaczy. Wszakże czyni różnicę czy państwo stara się ustanowić choćby znośną dla ogółu ową przepaść majątkową jakimiś formami redystrybucji, czy też służy wzmocnieniu jeszcze tejże patologii grożącej chaosem społecznym i naruszając przez to fundamenty solidaryzmu narodowego. Dlatego powtarzam libkostwa i nacjonalizmu pogodzić nie sposób, Bosaka stąd chyba ciężko popierdoliło jeśli sądzi, że może być ''wolnorynkowym narodowcem'' - niechybnie więc skończy niczym sekciarze MAGA, którym szefostwo ich stronnictwa właśnie napłuło w twarz, albo wzorem obecnego Trumpa jako polityczna dziwka globalistów [ to prędzej ]. Bowiem u nacjonalisty wspólnota definiowana dlań etnicznie ew. kulturowo poprzedza jednostkę, natomiast dla liberała zupełnie na odwrót i przeto jest źródłem fundamentalnego w liberalizmie mitu ''umowy społecznej''. Gotowy jest on tym samym każdy rodzaj społeczności rozpatrywać jako fenomen ustanowiony sztucznie na mocy kontraktu, jaki dowolny człowiek może w każdej chwili wypowiedzieć bez większych konsekwencji dla siebie, gdy nacjonalizm widzi we wspólnocie narodowej efekt procesu dziejowego, stąd obdarzonego własną unikalną historią, tradycją kulturową i językiem, których nie sposób ot tak wyrzec się arbitralną decyzją byle indywiduum. Co najwyżej zostać typowym niestety zakompleksionym ''polaczkiem'', jaki wymyśla sobie lub przyjmuje urojoną tożsamość ''unijczyka'' czy inszego ''obywatela świata'', bo realnej nienawidzi cierpiąc na monstrualną wprost ''ojkofobię''. Nie dziwota stąd, że ślepa i egoistyczna pochwała masowego sprowadzania z Azji taniej siły roboczej, jaką przedsięwziął we własnym interesie Musk ściągnęła nań prawdziwą furię użytkowników jego własnego portalu, którzy poczęli go za to ostro łajać w imię hasła ''America first!'' a przecież dureń sam je dopiero co głosił! O ironio ich nieformalną rzeczniczką stała się izraelska prowokatorka Laura Loomer, pyskata Żydówa dosłownie starła w proch niebotyczną psychopatię Elona, dostało się również przy tym od niej sekundującej mu i głupiej jak but Marjorie Taylor Green. Bowiem od pewnego już czasu można obserwować w USA, krajach UE a nawet Rosji pokraczny alians syjonistycznej frakcji żydostwa ze skrajną prawicą, jaki mimo bywa trwającej wciąż między nimi wzajemnej odrazy łączy nienawiść do islamu i pospólna obawa przed chińską dominacją. Innym tegoż przykładem jest niejaki Mike Benz, podobnie co Loomer mętny typ szerzący jak ona prorosyjską a zarazem antyukraińską chujnię, biorąc rzecz jasna stronę ''Gudłajstanu'' i samego Satanjahu. Podlizuje się prawdziwym neonazistom wypisując na alt-right blogu, że jako Żyd znajduje wiele zadowolenia w lekturze ''Mein Kampf''... w sumie nie dziwota, gdyż hitlerowskie ludobójstwo faktycznie może przypominać mu fragmenty Tory traktujące o ''świętej wojnie z Amalekitami'' itp. 

Obrzydzenie takowymi kanaliami nie czyni mnie w pozornej tylko kontrze ślepym na podłość muzułmanów, prześladujących choćby krwawo chrześcijan w wielu krajach Azji i Afryki. Niemniej znać dobrze głównie komu służy podsycanie nienawiści do wyznawców islamu, co nie kryję budzi mój sprzeciw, bowiem z dwojga ZŁEGO wolę już ''tradycyjny polski antysemityzm'' nawet i w lewackim wydaniu, byle z właściwym tj. wrogim podejściem do Izraela co i Rosji, niż jakowychś prawackich ''judeokrzyżaków'', którym syjonizm popierdzielił się z ruchem krucjatowym! Dlatego nie pojmuję czemu służyć mają dość mętne sugestie Marka Wróbla i jego małżonki, zdaje się powielające absurdalną wersję Muska na temat niedawnego zamachu podczas bożonarodzeniowego jarmarku w Niemczech. Głosi on bowiem jakoby sprawca był muzułmańskim fanatykiem uprawiającym ''takijję'', czyli udawać miał jedynie islamożercę i prosyjonistę, by aż niemal dekadę szykować się do ataku na ''kafirów''. Prędzej już rzecz w tym, iż jak przystało na ''sajkoterapeutę'' cierpiał większe problemy z głową niż jego pacjenci, dość częsta przypadłość u praktykujących ową dziwną profesję, bez względu na ich światopogląd czy pochodzenie. Nie widzę też powodu by nie dawać wiary twierdzeniom, że saudyjski apostata o jakim tu mowa faktycznie obwiniał Niemcy o ''islamizację Europy'' i był autentycznym sympatykiem AFD, skoro to ichnia ''endekomuna'' skrojona na miarę b. NRD? Karykatura antyimigranckiej ''prawicy'', jakiej przewodzi lesba żyjąca z ''nachodźczynią'' ze Sri Lanki:))) - gdybyż przy tym okazała się Tamilką, znaczyłoby kuźwa znowu te Hindusy! Wypadałoby również zwrócić uwagę, że w Chinach doszło ostatnio do całej serii podobnych zamachów, gdzie rozbestwieni kierowcy rozjeżdżali tłumy ludzi. Bodaj w żadnym z nich motywem nie był islamski terroryzm, za to anomia społeczna i spierdolenie umysłowe sprawców owszem już tak. Przypominam także, iż krwawej masakry w Pradze pod koniec zeszłego roku nie dokonał jakiś nachodźca a rodowity czeski psychopata, wśród jego ofiar zaś była co najmniej dwójka obywateli Zjednoczonych Emiratów. Najbardziej jednak mierzi zignorowanie przez ''gówne'' media sympatii, jaką saudyjski zamachowiec żywił do ''Gudłajstanu'', tak jakby syjoniści nie poczynali swej działalności politycznej od skrytobójstw i podkładania bomb, wierni zresztą owej tradycji do dziś tyle że na znacznie większą skalę. Albowiem Izrael jest wrogiem Polski i cichym sojusznikiem Rosji, tymczasem zdaje się niepomny tegoż faktu pozostaje red. pro-PiSowskiej ''Republiki'' Maciej Kożuszek, skoro dość regularnie czyni publicznie uwagi biorące w obronę parapaństwo okupujące Palestynę. Wszakże nie ma co insynuować mu żydowskie pochodzenie, czy nawet bycie płatnym agentem hasbary, gdyż sądzę jest z nim znacznie gorzej - facet zapewne robi to za darmochę i z przekonania. Ponieważ nie można zaś odmówić mu sporej dozy inteligencji, humoru i talentu jest tym bardziej godny [po]tępienia, jako szczególnie groźny bo całkiem subtelny izraelski propagandzista. 

Wszakże nie sposób posądzić o podobne cechy Piotra Wielguckiego, znanego tudzież jako Matka Kurka vel Kurak, bo to głąb jakich mało a do tego polityczny szkodnik na szeroko pojętej rodzimej prawicy. Strasznie mnie wkurwił ostatnio nazywając ''banderowskim cyrkiem'' rosyjski mord w Buczy, acz żaden ze mnie ukrainofil i będzie równo rok temu jak pisałem dobitnie w tym miejscu co sądzę o ''krwawym Stepanie'' czy Szuchewyczu. Tuman nie pojmuje więc znaczenia owej zbrodni rozbestwionego kacapstwa na przedmieściach Kijowa, gdyż nie była to zwykła stołeczna dzielnica lecz ichni odpowiednik Wilanowa, zamieszkany podobnie przez tamtejszych ''obywateli świata'' wybudzonych dosłownie gwałtem ze snu o liberalnym ''końcu historii''. W tym rzecz a nie sentymentalnych histeriach, jakie owszem wokół tragedii narosły, wszak remedium nie stanowi konspirologia powielająca schematy propagandowe ''teatrzyku dla gojów'' kremlowskich gudłajów pokroju Sołowjowa-Szapiro. Czyni zaś to Kurak wypisując podobne bzdury, mniejsza już świadomie lub nie, zasługuje stąd by obrzucić go za to najgorszymi słowy co też i właśnie robię z nieskrywaną przyznaję satysfakcją. Należałoby mu w ramach kuracji zaordynować ostrą dawkę przymusowej lektury telegramowych kanałów rosyjskich Z-patridiotów, wypełnionych jednym wyciem z powodu dowódców-rzeźników posyłających swych żołnierzy na pewną śmierć w masowych i beznadziejnych zwykle szturmach, byle tylko zyskać za to awans i order. Samo kacapstwo dostarcza niezliczonych dowodów swych zbrodni popełnianych tak na Ukraińcach co i swoich, a tacy jak Kurak dalej będą pierdolić bez opamiętania, że to wszystko jakoby ''banderowski cyrk''! Ot choćby niedawno rosyjska prokuratura wojskowa aresztowała jednego z dowódców własnej armii, który podległych sobie żołnierzy przetrzymywał w klatkach dla psów, torturując ich i zamęczając do zgonu byle tylko wycisnąć z nich ostatni grosz. Kacapskimi ''Zetowcami'' wstrząsnęła też parę miesięcy temu głośna sprawa dwóch ''separów'' o arcyruskich pseudonimach ''Ernest'' i ''Goodwin'', walczących na Donbasie jeszcze od 2014 roku, jakich szef jednostki gdzie służyli posłał na ''mięsny szturm'' bez powrotu, bo wadzili mu kraść wojskowe mienie i sprawować ''kryszę'' nad handlem narkotykami w oddziale. Podobne wypadki w ukraińskiej armii zdarzają się o wiele rzadziej co przyznają sami Rosjanie, skala patologii jest nieporównywalna, bowiem obnaża obmierzłą naturę kremlowskiej tyranii zwykłej traktować poddanych sobie ludzi jak gówno. Dobrze byłoby stąd, gdyby ktoś nakazał Wielguckiemu zamknąć wreszcie gębę, albo niech przynajmniej zastopuje nieco jego ''antybanderowskie'' żydłaczenie. Co z tego bowiem, że facet legenduje się wypisując różne ''Berki'', skoro wspiera mocno proizraelskich do amoku Le Penową czy Trumpa? Przez niego poczynam wątpić czy aby dobrym wyborem będzie głosowanie na ''obywatelskiego'' kandydata PiS jakim jest Nawrocki, skoro ma takich żarliwych popleczników co Kurak. Dotąd było to dla mnie oczywistym, byle zapobiec objęciu prezydentury przez Czaskosky'ego i stojącą za nim stołeczną mafię kamieniczników, najpewniej zleceniodawców mordu Jolanty Brzeskiej, ale teraz sam już nie wiem... Pozostaje więc tylko ustalić czy Matka Kurka robi dobrze syjonistycznym prawakom za pieniądze, czy też daje im darmo niczym red. Kożuszek? Z tą oto kwestią ostawiam Stary Rok i witam Nowy.

ps.

Muzy zaś tym razem nie załączam, gdyż brak mi karnawałowego nastroju, mimo iż wygląda że spędzę Sylwestra w zacnej kompanii, czego i życzę wszystkim poza obojgiem ''antybohaterów'' niniejszego tekstu, bowiem powiadam mam ich za politycznych szkodników do wypędzenia z publicznej działalności, podobnie jak Muska i resztę trumpowych libtardów. Co też i postaram się czynić w miarę skromnych możności, nawet jeśli narazi to na słowne szykany ze strony własnego obozu ideologicznego, konkretnie prawicy z jaką wciąż jakoś tam się identyfikuję, acz nie kryję od widoku sporej części jej stronników poczyna zbierać mi się na wymioty... Dlatego wbrew zarzekaniu się, by nie kończyć rok tak gorzką uwagą dorzucam jednak kawałek nastrojowej muzyki na uspokojenie, gdyż mało on sylwestrowy jak to u Frippa:


sobota, 7 grudnia 2024

Krucjata prorosyjskich judeofaszystów.

''Tyrani to ludzie, którzy przeprowadzają doświadczenia, przez cały czas posuwają się naprzód, idą aż do końca, aż do momentu w którym wszystko się wali.''

Cioran ''Rozmowy''.

Rumunia na naszych oczach stała się obiektem agresji syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'': trumpowa MAGA-Izrael-Rosja. Ufundowanej na pokracznym sojuszu syjonistycznego żydostwa i prorosyjskich neonazistów, których mimo wzajemnej odrazy łączy nienawiść do muzułmanów i obawa przed chińską dominacją. Wyłącznie tym wytłumaczyć można poparcie przez Kennedy'ego juniora i Suckera Carlsona, wespół z izraelskim ministrem ds. diaspory filokacapskiego kandydata na prezydenta Rumunii. Trump i jego otoczenie, ani też Netanjachuj nie są żadnymi ''moskiewskimi szpiegunami'', jedynie szukają na gwałt porozumienia z Kremlem ws. Iranu. Doskonale znać to po obecnej zwycięskiej ofensywie islamistów w Syrii, gdzie w interesie żydowskiego parapaństwa nie leży ich całkowity triumf i powstanie u granic kraju agresywnego neokalifatu, ale również pełne ocalenie reżimu Asada bez wsparcia którego Hezbollah pewnie już dawno czekałaby zagłada. Acz syryjski tyran nie kiwnął nawet palcem w palestyńskiej sprawie, przez co zwalczających go rebeliantów poparł Hamas, w przeciwieństwie do konkurencyjnego Fatahu lojalistycznego wobec Izraela. Bowiem mocodawcą arabskiej rabacji w strefie Gazy jest Katar i on też głównie stoi za antyasadowskim blitzkriegiem dżihadystów, nie zaś stanowczo przeceniana w owej roli Turcja. Ostawmy jednak ''Bliski Wzwód'' i powróćmy do rodzimej nam ''gejropy'' - Călin Georgescu, bo tak zwie się prowokator, jaki nastawał na stanowisko rumuńskiego prezydenta, to nie tylko prorosyjski faszysta, ale i zdeklarowany judeofil. Zapewnił stąd w rozmowie z Amichaiem Chikli, izraelskim politykiem odpowiedzialnym za kontakty z diasporą żydowską, że jeśli tylko obiorą go na przywódcę kraju zrobi wszystko co w jego mocy, by wzorem Trumpa przenieść ambasadę do Jerozolimy, a takoż naśladując Orbana zignoruje międzynarodowy nakaz aresztu Satanjahu. Uczynił to zapewne szczerze, bo dlaczegóż by nie skoro w wielu krajach zachodniej Europy od dawna mamy do czynienia z fenomenem prosyjonistycznych czarnosecińców. Znać to choćby po skrajnie prawicowych partiach Holandii, Austrii czy Francji, natomiast w Niemczech nie ma bardziej zarazem pro-trumpowej, filoizraelskiej i rusolubnej formacji politycznej jak AFD. Do tego Georgescu to nie tylko kremlowski ''nazisyjonista'', ale i mason z Klubu Rzymskiego, oraz były spec ONZ ds. ''zrównoważonego rozwoju'', odpowiedzialny za wdrażanie na lokalnym poziomie globalistycznej Agendy 21. Wyznający przy tym mocno New Age'owe ''duposławie'', jakże by inaczej, taki zeń ''mesjanista''. Idealnie stąd pasuje do profilu lucyferian, jak mianowany przez Trumpa na Sekretarza Skarbu USA Scott Bessent - pederasta i były partner finansowy Sorosa, który odegrał wiodącą rolę onegdaj w ataku tegoż spekulanta na brytyjską walutę. Zamężny jak przystało na ''homokonserwatystę'', podobnie co Peter Thiel jakiego polityczną kreaturą z kolei jest ''ultrareakcyjny'' Vence, nigdy dość o tym przypominać. Albowiem mamy do czynienia w ich postaci z szajką globalistów perfidnie udających przeciwników ''rządu światowego'', libertarian z bezpieki przyzwyczajonych tym samym do permanentnego działania w ''szarej strefie'', zadeklarowanych wrogów państw narodowych za wyjątkiem bodaj jedynego - Izraela. Trzeba więc było aż pospiesznego unieważnienia wyborów przywódcy Rumunii, aby zapobiec przejęciu rządów w kraju frontowym NATO przez cieszącego się ich wsparciem filorosyjskiego ''judeokrzyżaka''.

Znać po tym tajemnicę niepojętą ''biedarealistom'', iż wielka polityka jest zawsze irrealna, stąd kształtującym ją niestety zwykle tyranom konieczna bywa ekstremalna przemoc, by nagiąć rzeczywistość ku swej woli. W każdym razie przypadek Călina Georgescu pozostanie niezrozumiały póty nie wspomnimy, że reżim Ceausescu obaliła de facto KGB z pełnym błogosławieństwem ''wolnego świata'' Zachodu. Tylko tak stanie się jasne, jakim to ''cudem'' ów ''antysystemowy'' kandydat jako młody student mógł wyjeżdżać z kraju za późnej rumuńskiej komuny ''na stypendia'' w Wlk. Brytanii i USA, mimo iż sam nie był w partii ani nikt z jego rodziny. Później zaś robić całkiem błyskotliwą karierę w międzynarodowych organizacjach, nie on jeden zresztą, gdyż bodaj czy nie bardziej spektakularnym przykładem jest pod tym względem życiorys niejakiego Bartolomeu Săvoiu. Gejnerała-masona i potomka rumuńskiego weterana hitlerowskiej wojny z ZSRR o ''Lebensraum'', męczonego przez to za terroru stalinowskiej ''żydokomuny'', jaki zapanował w Bukareszcie po upadku III Rzeszy i kolaborujących z nią rodzimych faszystów od Codreanu. O dziwo, nie przeszkodziło to jego synowi w podjęciu studiów i uczestnictwie na oficerskich kursach akademii wojskowej rezerwy, a następnie pracy w państwowym przedsiębiorstwie działającym przy ministerstwie handlu zagranicznego. Rumuńskie władze komunistyczne nie broniły również Săvoiu emigrować na pocz. lat 70-ych do Francji, gdzie podejrzanie gładko znalazł zatrudnienie w wielu tamtejszych firmach, oraz filiach amerykańskich a takoż państwowej administracji, wszędzie jako ''spec od eksportu''. Tak więc jeśli z faceta nie był ichni ubek to ja nazywam się Putin, do tego aktywnie infiltrował gaullistowskie stronnictwo, zaś po dramatycznym upadku Ceausescu, ale bynajmniej samej rumuńskiej i filosowieckiej komuny, jaka stała za jego śmiercią wespół z radzieckim politbiurem, powrócił ów ''syn marnotrawny'' na ojczyzny swej łono. Przyjęty ochoczo włączył się w życie polityczne kraju, gdzie jął pełnić kierownicze funkcje w rozlicznych centroprawicowych formacjach, uhonorowany także stopniami wojskowymi do generała włącznie. Zarazem nie zaniedbał również kariery w masonerii, pnąc się po kolejnych szczeblach ''wtajemniczeń'' aż do uzyskania tytułu Wielkiego Mistrza rumuńskiej ''loży narodowej''. Co więcej, na swego ''ideowego następcę'' miał naznaczyć go sam Licio Gelli - faszysta i mason, ''czcigodny mistrz'' niesłynnej loży P2 skupiającej włoską generalicję i bezpiekę, oskarżanej o mordy polityczne i udział w aferze finansowej Banku Watykańskiego. Kontynuując jego ''dzieło'' Săvoiu pragnie zjednoczyć ''judeochrześcijańską'' masonerię przeciw ekspansji islamu, oraz jakoby wspierającej ją ''ateistycznej i libertyńskiej'' frakcji lożowej braci. Groteskowo przy tym wygląda, gdy ubrany w rytualny strój ''wielkiego mistrza'' pomstuje na tyranię ''New World Order'', mając przez to na myśli... nałożony dekretem Zełeńskiego zakaz działalności rosyjskiej agentury wpływu, jaką w istocie jest moskiewska cerkiew. Bowiem jak przystało na obrońcę ''syfilizacji judeołacińskiej'' wielbi Izrael, Ukrainą zaś gardzi w czym rumuńskiemu ubekowi przebranemu za masona nie wadzi, że jej przywódcą jest takoż Żyd.

Pieje stąd peany na cześć syjonistycznej armii nazywając ją wręcz ''najsilniejszą w świecie'', wszakże nie potrafi przy tym wytłumaczyć jakim to cudem owe ''mocarne'' wojsko nie jest w stanie poradzić sobie od ponad roku z bandą terrorystów. Mimo wprost miażdżącej przewagi nad nimi, jeśli idzie o potencjał zbrojny wykorzystywany do masowego bombardowania absurdalnymi ilościami pocisków marnego spłachetka ziemi, nie szczędząc nawet szkół ni szpitali wraz z chroniącą się w nich cywilną ludnością. Zarazem powiela wszystkie najbardziej ordynarne formaty rosyjskiej propagandy, zwąc Ukrainę ''amerykańską kolonią'' i ''państwem teoretycznym'', wszak nie żywi podobnych obiekcji wobec żydowskiego reżimu okupacyjnego w Palestynie. Boleje nad miliardami dolarów pomocy wojskowej USA dla władz w Kijowie, nie ma jednak nic przeciwko by słać je Satanjachujowi na eksterminację przezeń arabskich ''gojów'', pod pretekstem zwalczania islamskiego terroryzmu. Uznaje przy tym Rosję za jakoby ''niezwyciężoną'' - cóż, muzułmańscy rebelianci w Syrii gromiąc właśnie marionetki Kremla, czy ukraińscy żołnierze dzielnie odpierający nieustanne szturmy kacapstwa na kurszczyźnie, jednako dowodzą jak fatalnie co do tego się myli. Nawet sam Hamas, abstrahując od jego muzułmańskiego fanatyzmu, wszakże dobitnie świadczy o sensowności przeciwstawiania się wrogowi z jakim konfrontacja teoretycznie nie ma najmniejszych szans powodzenia. Generalnie więc rzeczony Săvoiu to wyjątkowo nędzna, syjononazistowska i tajniacka kanalia, nie dziwi stąd obecność tegoż farmazona na niedawnym pogrzebie Mihai Caramana - generała rumuńskiej bezpieki [post]komunistycznej, a za młodu promonarchicznego faszysty. Stojąc na czele paryskiej rezydentury wywiadu zorganizował siatkę szpiegowską, jakiej udało się przeniknąć do Kwatery Głównej NATO i wykraść istotne tajemnice wojskowe Paktu [ ''wielki mistrz'' Bartolomeu mógł więc wchodzić w jej skład ]. Współpracował przy tym ściśle z KGB, bodaj jako jedyny agent rumuńskiej bezpieki nagrodzony przez Sowietów za wspomnianą akcję, co wzbudziło uzasadnione podejrzenia u Ceausescu i jego niełaskę, odstawienie Caramana na boczny tor. Powrócił stąd do aktywności politycznej dopiero po obaleniu ''Geniusza Karpat'', wskutek zamachu stanu dokonanego rękoma funkcjonariuszy Securitate i armii, a kierowanego z Moskwy i przy wsparciu propagandowym ''wolnych mediów'' Zachodu. Ustanowiony tym sposobem reżim Iona Iliescu, skądinąd kolejnego agenta KGB, powierzył Caramanowi kierowanie zagranicznym wywiadem kraju, dzięki czemu mógł on likwidować świadków swych kłopotliwych powiązań ze służbami poradzieckiej Rosji. Trzeba było aż ultimatum postawionego w '92 roku przez ówczesnego szefa NATO, by wymusić na postkomunistycznych władzach Rumunii dymisję ''towrzysza Mihai'', acz na pocieszenie obdarzyły go jeszcze stopniem generała bezpieki. Podsumowując: Călin Georgescu jawi się więc kreaturą miejscowego ''deep state'' o bolszewicko-faszystowskim rodowodzie, umocowanego wszakże dobrze w masońskiej i globalistycznej międzynarodówce wspierającej na równi Izrael co Rosję, z przywódczą rolą szemranych typów pokroju Caramana czy Săvoiu. Wyłącznie tym objaśnić można aprobatę kandydatury rumuńskiego ''antysystemowca'' jednako przez ochujałego od gnozy Dugina, izraelskich zbrodniarzy wojennych i zapatrzonego w nich ślepo RFK, jakiemu ćpana za młodu hera ostawiła w mózgu wirtualne robale, wreszcie byłego gwiazdora medialnego stacji Fox, obecnie zaś ordynarnego propagandzistę Trumpa, którego w rzeczywistości ma on za podleca.

- aby jednak uniknąć jednostronnego obrazu Rumunii, jako kraju li tylko pierdolniętych ''judeokrzyżowców'', na koniec umieszczam w kontrze antyizraelską satyrę tamtejszej vlogerki Nicole Jenes, bo rzecz wybornie demaskuje syjonistyczne łgarstwo:

Od dawna też powiadam, że żydostwo nie jest kwestią rasy ni religii, ale przypadłością umysłu jaką się leczy - wcale nie mówię, iż gazem! Chyba że rozweselającym, niczym tu:

- podobnie jak ewangelikalny protesrantyzm mieniący się bezczelnie ''chrześcijaństwem'', popierając zarazem mordowanie współwyznawców przez Żydów nie tylko w Palestynie, ale i Libanie. Wznosząc modły za gudłajskich żołdaków profanujących tamtejsze kościoły, barbarzyńców obracających w ruiny starożytne mnisze eremy, obrońcy ''syfilizacji judeołacińskiej'' psia ich mać! Zmóc owe głębokie schorzenie ludzkości może jedynie ostra lekcja pokory, jaką rumuńska komediantka daje syjonistom wprost brawurowo. Nawet jeśli sama tępi żydoruskie krzyżactwo bynajmniej z humanitarnych pobudek, gdyż mocno promuje ją Al Jazeera - medialna tuba propagandowa Kataru, wspierającego antyizraelską dywersję zbrojną Palestyńczyków, jak i syryjskich islamistów spuszczających wpierdol wojskom Asada [ patrz wstęp ]. Albowiem wpływ na transnacjonalną sieć organizacji Bractwa Muzułmańskiego pozwala emiratowi znad Zatoki Perskiej zrekompensować własną słabość jako państwa, ujść przed fatalnym zakleszczeniem między Saudami a Iranem. Zwracam uwagę, że mowa o kraju z bodaj największą bazą wojsk USA poza samym NATO... acz wstrzymałbym się z pochopnymi wnioskami. Trump wyraził się na ów temat jednoznacznie i przyznaję całkiem trafnie, pytanie tylko co na to mianowana przezeń szefową amerykańskiego wywiadu Tulsi Gabbard, która lizała tyłek Asadowi popierając zarazem rosyjską interwencję zbrojną w jego obronie? Niepokoi również, czy aby Waszyngton nie dobił targu z Kremlem na eliminację irańskich wpływów w Syrii kosztem Ukrainy, wówczas bowiem stronnictwo MAGA dowiedzie jedynie, iż za hasło winno mieć prędzej ''Israel first!'' i to ceną żywotnych interesów Ameryki. Tym bardziej, że kacapskie wojska niby to wspierające reżim Asada na południu kraju, za porozumieniem z USA faktycznie broniły żydowskie parapaństwo przed atakiem Teheranu od strony wzgórz Golan. Ostatnie doniesienia zaś głoszą, iż jakoby Rosjanie dobrowolnie odstąpili swe obiekty militarne na pograniczu z Izraelem oddziałom syjonistycznej armii, jakie wkroczyły tam właśnie by ustanowić na owych terenach ''strefę buforową'', eufemizm dla okupacji. W każdym razie za to pewnym jest kto antyasadowskim dżihadystom zrobił tak profesjonalnie wizerunkowy rebranding - spece z katarskiego emiratu:).