sobota, 30 sierpnia 2025

''Druga Jałta'' - a weźta z tym wypierdalajta.

Dawnom tu nie komentował bieżącej polityki, bo też i robi ona za brudną dezinformacyjną pianę, kryjącą mechanizm realnej mobilizacji wojennej. Przeto ominęły mnie histerie o tym jak to nami kupczą i nie szanują ''we świecie całem'', o ironio szerzone głównie przez bełkoczących, iż to ''nie nasza wojna'' toczy się na Ukrainie. W czym więc problem, winni przecież być zadowoleni, a nie tak wyć głąby jedne!? Tym bardziej, że przywództwo Polski ominął przynajmniej udział w upokarzającym rytuale dogadzania ego starego pedofila i politycznego kundla Izraela, jakim niestety jawi się Trump w świetle jego nieudolnych prób zniweczenia afery Epsteina. Obaj pod pretekstem prowadzenia ''agencji modelek'' byli alfonsami burdeli z mocno nieletnimi dziwkami, obsługując władcze angloamerykańskie elity i zbierając nań ''kompromaty'' dla tajniactwa. Epstein i jeszcze bardziej odeń zwyrodniała Maxwellowa ewidentnie służyli za przynętę izraelskiego wywiadu, pytanie więc dla kogo pracował Trump? Nie sądzę, by to były rosyjskie służby, prędzej krajowe tj. amerykańskie, co tłumaczyłoby szerzoną przezeń do dziś dezinformacyjną chujnię, w jakiej oddajmy mu wykazuje nieprzeciętny talent. Owszem, główną rolę gra tu charakter urodzonego chucpiarza, a też pewnie i galopująca wprost demencja, niemniej odpowiednie przeszkolenie również mogło odegrać niebagatelną rolę. Zarazem gwoli uczciwości trzeba przyznać, że mianowany przez Trumpa amerykańskim pełnomocnikiem na Bliski Wschód Tom Barrack, skądinąd arabski chrześcijanin, twardo obstaje przy zachowaniu rządów ''dżihadystów w garniturach'' i jedności Syrii. Brużdżąc tym samym planom jej rozbioru czynionym przez Izrael, stąd przy całym prosyjonistycznym lizusostwie obecnej prezydenckiej administracji USA, nadal są widoki by Trump zrobił z dupy Roya Cohna Netanjachujowi, podobnie ostawiając go na pastwę losu, jak swego niegdysiejszego żydowskiego protektora. Najwyższa pora, bo rozbestwione syjonofilstwo poczyna sobie nadto już bezczelnie, jak ów izraelski PDFil molestujący amerykańskie nastolatki podczas służbowego wyjazdu za ocean, któremu pozwoliła umknąć z kraju żydowska prokurwator Nevady... Skądinąd jeśli spec od cyberbezpieki o jakim tu mowa, i to z otoczenia Satanjahu dał się zwieść standardowej policyjnej prowokacji łowiącej w sieci miłośników ''międzypokoleniowej intymności'', znaczy kiepsko mają się rzeczy pod tym względem w bliskowschodnim Gudłajstanie. W sumie o tyle dobrze, że jeszcze parę takowych numerów, a do najbardziej zagorzałych stronników Zesraela dotrze, iż syjonizm równa się obronie pedofilii - tudzież mordom rytualnym mającym jakoby przybliżyć Apokalipsę, czy ''licencji na zabijanie'' nawet i chrześcijan, jaką cieszyć ma się ''naród wybrany'' wedle szabesgoja Mike'a Huckabee. Przeto sam ''Bibi'' porzucił wszelkie skrupuły i nie kryje już swego oddania idei ''żydowskiej przestrzeni życiowej'', za jaką robi wizja ''Wielkiego Izraela'' aż po Eufrat i Nil. Praktyczną jej realizacją w tym co zostało ze strefy Gazy zajmuje się niejaki Jehuda Vach, koszerny rzeźnik z wojskowej szkoły Bnei David, przysposabiającej takich jak on żydowskich kolonialistów do roli ''judeo-sonderkommando''. Zasłynęła owa akademia militarna wykładowcami, jak rabin Giora Redel twierdzący, iż jakoby ''Hitler miał rację, ale stał po złej stronie'' tj. zabijał nie tych Semitów co trzeba, Żydów zamiast Arabów i ogółem muzułmanów. Wtórował mu pełniący funkcję jej rektora inny rabin Eliezer Kasztiel, gardłując iż Żydzi są rzekomo ''rasą panującą'', jakiej goje winni służyć za niewolników, w pierwszej kolejności ci z mniej szczęsnych, bo nie obdarzonych ''wybraństwem'' przez Jahwe semickich plemion. Teraz zaś wychowanek obu wciela plany swych ''duchowych mistrzów'' z iście krwawą bezwzględnością, oraz błogosławieństwem Satanjahu a też i Trumpa, co by tam kto o tym nie gadał. Wygląda stąd, jakby rzeczywiście miał on powiązania z Kremlem, ale poprzez nader specyficzne żydostwo...

Nam w Polsce trzeba wziąć sobie to do serca, bo Izrael jest naszym wrogiem a jego nieskrywanym sojusznikiem Rosja, o czym dopiero co przekonał się Iran. Przyznał to na dniach jeden z najbliższych doradców ajatollaha Ali Chujmeneji, w udzielonym przezeń wywiadzie jawnie oskarżając Rosjan o współpracę z Mosadem podczas niedawnej izraelskiej agresji zbrojnej! Stawia to w istocie jedynie przysłowiową kropkę nad i, bowiem już w Syrii za Asada owa kolaboracja gudłajsko-kacapska szła pełną parą, o czym niejednokrotnie w tym miejscu i na drugim ''kontrblogu'' wspominałem. Nie dziwota stąd, że szczwany Chinol nie ufa zdradzieckiej kurwie z Kremla, wykorzystując ją bezlitośnie niczym albański alfons ruską sukę, ciągnąc odeń ropę i gaz po kosztach za to nie biorąc węgla [ przez co Kuzbas zdycha ], wykańczając dziką konkurencją Kamazy i Łady, wreszcie testując jej kosztem nowe rodzaje broni na polu boju. Bowiem paradoks dziejowy obecnej Rosji zasadza się w tym, że jest ona bardziej potrzebna Amerykanom, ale sama bardziej zależy od Chin. Zwyczajne dlatego, iż Jankes nie chce by Chińcyki pchały swe brudne żółte paluchy w strategicznie ważny dlań rejon polarnej Hyperborei, przeto w jego interesie jest istnienie jakowejś bariery za jaką robi Kacapstan. Dlatego wbrew wyjcom od ''drugiej Jałty'' w rzekomo ''historycznym spotkaniu'' Fiutina z Trumpenką, które skończyło się dosłownie NICZYM, nie tyle chodziło o Ukrainę i w ogóle Europę wschodnią czy zachodnią, jeśli już to północną, ile Arktykę i dostęp do niej Chin jaki dzierży Rosja. Stąd i na miejsce negocjacji obrano Alaskę, gdyż u jej wybrzeży od kilku lat kacapy i kitajce wspólnie urządzają prowokacyjne manewry zbrojne. W podobnym duchu Putin mianował szefem ''Rady Morskiej'' odpowiedzialnej min. za rosyjską Daleką Północ swego starszego towrzysza z KGB Patruszewa, by ten nadał owej instytucji zdecydowanie wojskowo-bezpieczniacki charakter. Rosjanom z trudem i opóźnieniami wywołanymi przez sankcje, jednak udało się ostatnio demonstracyjnie zwodować dwa okręty podwodne, acz musieli przy tym zrezygnować z budowy atomowych lodołamaczy, zaś ich polarne wojska wykrwawiają się na Ukrainie. Być może jednak Kreml uznał, iż specyfika ewentualnej wojny na biegunowym froncie nie wymaga zaangażowania licznej armii, przeto sił na to mu jeszcze starczy, kto wie. Zarazem Rosjanie nie chcą już całkiem popaść w zależność od Chin, stąd choć podczas ostatniej wizyty Xi Jinpinga w Moskwie urządzono dlań tak wystawną fetę, iż wyglądało jakby to on odbierał defiladę ''pabiedy'', niemniej uważna lektura podpisanych wtedy umów wyraźnie świadczy, że nie wpuścili Chińczyków w swą Arktykę wiedząc, że dla Amerykanów byłby to ''casus belli''. Oby więc miał rację Wojczal i jemu podobni co prognozują zawarcie ugody przez Waszyngton i Pekin w stylu ''drugiego Kissingera'', a wtedy - dopowiem od siebie - Rosja stanie się chińsko-amerykańskim kondominium pod ukrożydowskim zarządem powierniczym:) [ parafrazując ''klasyka'' ]. Niemniej przykro mi, ale sam nie podzielam owego optymizmu, bliżej mi do takich jak Taylor Fravel: amerykański znawca strategii militarnej komuszych Chin, który słusznie mym zdaniem wskazuje na fakt, iż towrzysze z Pekinu wszczynali dotąd wojny kierując się poczuciem własnego zagrożenia, słabości a nie siły. Dlatego poszli do walki z Amerykanami w Korei panicznie obawiając się perspektywy ich wojsk na granicach swego kraju, czemu postanowili za wszelką cenę zapobiec. Mimo iż Chiny były wtedy spustoszone dekadami wojen domowych i japońskiej okupacji, a wciąż na miejscu walczyły niedobitki armii Kuomintangu, posłali masy niewyekwipowanych odpowiednio żołnierzy do boju w trudnych górskich warunkach, przez co marli oni potem chmarami zimą wskutek odmrożeń. Podobnie w konflikcie z Indiami chińskie politbiuro obawiało się, że wykorzystają one słabość jaką same sobie zafundowało ludobójczą polityką ''Wielkiego Skoku'', forsownej industrializacji i kolektywizacji oraz wywołanej przez nie klęski głodu, który pochłonął kilkadziesiąt milionów ofiar. Wreszcie pograniczne starcia zbrojne z ZSRR i sojuszniczym wtedy dlań Wietnamem były podyktowane grozą otoczenia przez ''bratnią'' sowiecką kompartię, co ostatecznie pchnęło Chiny do ugody z amerykańskim ''papierowym tygrysem'', a do czego Mao skłonili dowódcy podległej mu armii. Wszystko to nie przesądza jeszcze o możliwości wojny z USA obecnie, ale...

...należy ją traktować poważnie, a nie brać własnych oczekiwań za rzeczywistość, powszechny i jakże tragiczny w skutkach błąd. Śmieszą mnie przeto różni ''eksperci'' wykluczający perspektywę zbrojnej konfrontacji między Pekinem a Waszyngtonem, powołując się na fakt braku gotowości chińskich wojsk do walki, a to przez szkolenia ideologiczne jakich przymusowi podlegają, zabierających im niemal połowę czasu niezbędnego na bojowy trening. Głosić coś takiego może jeno skończony bałwan nie pojmujący istoty armii Chin, która tak naprawdę jest gigantyczną bojówką partyjną, tylko zamiast pał i kastetów posługującą się bronią pancerną. Doskonale znać było to po stłumieniu przez nią protestów na placu Tian'anmen, gdy rozjechała przeciwników reżimu czołgami, mimo iż spokojnie można było dokonać tego siłami ichniego ZOMO, paramilitarnych formacji policyjnych na miejscu, ale taka była wola chińskiego politbiura. Obierając podobne kryterium za niezdolne do boju należałoby również uznać Armię Czerwoną czy SS, które przejęło od komuchów instytucję politruka adaptując ją do własnej ideologii. W każdym razie wiele wskazuje na idące pełną parą przygotowania nie tyle nawet do III wojny światowej, co raczej I globalnej a to przez możliwość zastosowania w niej na bezprecedensową skalę nowych technologii wojskowych [ acz nie wyklucza to wcale sporej dozy archaiki, walki na Ukrainie okazały przecież, że drony i osły sobie nie przeczą:) ]. Świadczy o tym choćby skokowy wzrost w ostatnich latach zelektryfikowania motoryzacji i udziału ''energii odnawialnych'' w gospodarce Chin, błyskawicznie doganiając nadal dominujący w niej węgiel. Oczywiście gensekami z Pekinu nie powoduje troska o ''dobro planety'', lecz względy strategiczne: obawa przed morską blokadą kraju odcinającą główny dostęp do ropy i gazu. Acz równie dobrze może to być sztuczne nakręcanie koniunktury, w desperackiej próbie ocalenia chińskiej ekonomii przed upadkiem spowodowanym zapaścią bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości, której pokłosiem stały się upiorne miasta-widma, oraz miliony ludzi pozbawionych widoków na własne mieszkanie i życiową stabilizację. Wszakże problem leży w tym, iż podobne względy powodują za oceanem odejście od ''zielonej energetyki'' nazbyt uzależniającej USA od potencjalnego wroga, tudzież porzucenie motywowanych ideologicznie obostrzeń na paliwa kopalne, niezbędnych okrętom wojennym i bojowym myśliwcom. Pisze o tym w raporcie sporządzonym dla Heritage Foundation, jednego z głównych zapleczy intelektualnych obecnej administracji Trumpa, wychowanek akademii US Navy z doświadczeniem służby na atomowych okrętach podwodnych Brent Sadler, z żołnierską dosadnością twierdząc, że idzie o wymogi możliwej wojny powietrzno-morskiej z Chinami. Wreszcie amerykańską ekonomię napędzają obecnie nie tyle wydatki konsumpcyjne, jak dotąd zwykle bywało, co wzrost nakładów na budowę gigantycznych baz danych pod tzw. ''sztuczny intelekt'' - technologię w istocie militarną, gdzie trwa już swoisty ''wyścig zbrojeń'' na tym polu z Chińczykami. Znowu: wszystko również może okazać się dętym szwindlem, niosącym wprost katastrofalne skutki dla innych branż gospodarki USA i dosłownie pustoszącym całe połacie kraju. Z dwojga złego lepszy zaś już wywołany tym kryzys, niż światowa pożoga wojenna, odnoszę wszak wrażenie jakbym desperacko usiłował obalić narzucającą się mi wprost tezę o wojskowej mobilizacji Stanów Zjednoczonych co i Chin. Przykładów można znaleźć więcej, także czysto politycznych by wspomnieć choćby zeszłoroczny wyrok Sądu Najwyższego USA, przyznający amerykańskiemu prezydentowi nie tylko właściwie nieograniczony immunitet, ale nade wszystko prawdziwie imperialne prerogatywy w sprawowaniu władzy wykonawczej, godne dyktatury czy konsulatu w starorzymskiej republice [ a podyktowanych wtedy wymogami militarnymi właśnie ]. Z czego Trump rzecz jasna nie omieszkał skorzystać, poddając miękkiej - póty co - okupacji wojskowej kolejne amerykańskie metropolie ze stolicą kraju włącznie, acz należy przypomnieć, że w przeszłości Eisenhower czy Kennedy również nasyłali armię na niepokorne władze poszczególnych stanów. Tyle że czynili to głównie by złamać ich opór przed desegregacją rasową Murzynów, w imię przyznania im praw obywatelskich, stąd wówczas ów ''faszyzm'' bardzo progresywistom odpowiadał, nie wyli jak teraz o ''groźbie totalitaryzmu'', gdy są w odwrocie. Niemniej skala powziętych działań jest bezprecedensowa w najnowszych dziejach USA, nawet uwzględniając towarzyszącą wszystkiemu sporą dozę chucpy, medialnej ''pokazuchy'' jak to u Trumpa zwykle bywa i niesprowadzalnej do li tylko rozgrywki z polityczną opozycją.

Zresztą i ona nosi militarny aspekt, bo przecież w razie starcia z Chinami Kalifornia nabrałaby absolutnie fundamentalnego znaczenia, jako de facto stan frontowy i zapewne miejsce dyslokacji głównych sił wojskowych. Co tłumaczyłoby ostatnie przepychanki Białego Domu z gubernatorem Newsomem, obecność żołnierzy i gwardzistów na ulicach Los Angeles pod pretekstem tłumienia dość niemrawych jak na to miasto zamieszek, brutalne naloty służb antymigracyjnych oraz demonstracyjne przemarsze mundurowych, jakby testowali możność narzucenia mieszkańcom zbiorowej psychozy strachu. Acz ponownie, wobec powyższego można wysunąć kontrargument, że Republikanie chcą jedynie zneutralizować potencjalnego rywala w przyszłych wyborach prezydenckich dla Vance'a, szykowanego już na następcę Trumpa w obliczu jego pogarszającego się stanu zdrowia, każącego wątpić czy w ogóle doczeka on końca drugiej kadencji, a cóż dopiero mówić o jakowejś ''trzeciej''. Świadectwem ostatnie deklaracje amerykańskiego przywódcy o sprowadzeniu do kraju aż ponad pół miliona chińskich studentów, które zbulwersowały tylko zagorzałych stronników MAGA, przecząc kompletnie fundamentalnym hasłom programowym tegoż stronnictwa. Przy ogromnej dozie życzliwości można upatrywać w tym przejawu słynnej ''strategii negocjacyjnej'' Trumpa, inaczej wypadałoby bowiem uznać, że stary dziad pieprzy już od rzeczy. Obym się mylił w tej sprawie, gdyż nie uśmiecha mi się perspektywa wojny i to jeszcze na taką skalę, acz należy dodać dla spokojności, iż nawet inwazja wojsk Pekinu na Tajwan nie musi oznaczać zaraz bezpośredniej konfrontacji USA z Chinami. Bynajmniej nie idzie o żadne ''porzucanie sojuszników'' przez Waszyngton, lecz obraną przezeń tzw. ''strategię odmowy'' polegającą na udzielaniu im amerykańskiego wsparcia w razie ataku z baz na tyłach, w rodzaju wysp Guam, archipelagu Marianów czy wreszcie Australii, gdzie daleko mniej podlegałyby ciosom chińskich rakiet, niż stacjonując w Korei Płd. lub Japonii. Pozwalałoby to na utrzymanie militarnych rezerw niezbędnych w razie dłuższego konfliktu, szczególnie mierząc się z wyzwaniami dla logistyki wojskowej narzucanymi przez ogrom Pacyfiku. Problem z ową taktyką polega na jej wybitnie defensywnym charakterze, tudzież założeniu o racjonalności przeciwnika, który porzuci zbrojną agresję w obliczu niemożności dalszego jej prowadzenia. Niestety jak dowiodła wojna na Ukrainie, napastnik będzie nadal bił głową o mur nawet jeśli wykrwawi go to w znacznie większym stopniu niż jego potencjalną ofiarę, prędzej już rozbije sobie tępy łeb niż zrezygnuje z ponawiania beznadziejnych prób pokonania urojonego wroga. Inaczej być nie może, gdyż w Rosji nic się nie zmieni dopóty wśród jej elit władzy, a też sporej rzeszy samych Rosjan, będzie panowała zgoda co do tego, że jedynym sposobem na to, aby ich kraj coś znaczył w świecie jest ŚWIADOME uprawianie mocarstwowej fikcji i konieczny do tego despotyzm. Tyran bowiem tym różni się od zwykłego mitomana lub wariata co ma zwidy, albo byle psychopaty mogącego terroryzować co najwyżej własne otoczenie, że stoi za nim zorganizowany aparat przemocy pozwalający mu naginać rzeczywistość do swej woli i przeto narzucać ją rzeszom ludzi, dosłownie wymuszając na nich posłuszeństwo choćby najbardziej absurdalnym nakazom, jakie czyni mocą swej arbitralnej władzy. Innymi słowy Rosjanie zawsze kompensowali sobie brak materialnych podstaw własnej potęgi systemową bezwzględnością i sadyzmem, co rzecz jasna nie stanowi żadnego ich usprawiedliwienia, bo rozumieć nie znaczy akceptować. Kwestią otwartą natomiast pozostaje czy chińskie przywództwo na tyle różni się pod tym względem od kremlowskiego, że nie pójdzie na całość w możliwej [ chyba jednak ] konfrontacji z USA, nawet jeśli toczonej przez pośredników typu Korea Płd., Tajwan czy dajmy na to Indie-? Zresztą wcale nie jest powiedziane, że Pacyfik ani tym bardziej Arktyka staną się zaraz polem owego boju, prędzej Meksyk pod pretekstem zwalczania tamtejszych karteli narkotykowych, bo produkujących fentanyl na bazie komponentów z Chin. Trump usankcjonował w tym celu operacje amerykańskich wojsk specjalnych odpowiednim dekretem, nie kryje się też z przemianowaniem swego Departamentu Obrony na ''ministerium wojny'', więc sprawa wydaje nabierać realnych kształtów, acz jak w wypadku tegoż prezydenta nie wiadomo ile z tego jest na serio, czy podobnie jak w oszukańczych ''negocjacjach'' z Iranem aby tylko ordynarnie zwodzi.

Co jednak najbardziej niepokoi w perspektywie omawianego tu wojennego scenariusza wydarzeń, to formowanie się na jego tle już od jakiegoś czasu pokracznej koalicji syjonistycznej frakcji żydostwa z okcydentalną skrajną prawicą, bywa że nawet autentycznymi naziolami, których mimo wzajemnej odrazy łączy nienawiść do islamu i właśnie obawa przed chińską dominacją. O ironio do owego sojuszu dołączają także stronnicy ''hindutwy'', ostatecznie jakby nie było ''Aryjczycy'' a ich świętym symbolem jest przecie swasta:). Żarty jednak na bok, acz trudno zachować powagę w obliczu groteskowych zarzutów o ''antysemityzm'', czynionych przez amerykańskiego ambasadora w Paryżu francuskim władzom jedynie z tego tytułu, iż dążą one do uznania palestyńskiej państwowości. Bezdyskusyjnie Macron jest globalistą i polityczną kreaturą Rotszyldów, a w jego otoczeniu wprost roi się od mętnych i bywa wręcz zboczonych degeneratów. Niemniej owe wyrzuty śmie prawić mu ojciec ''koszernego'' zięcia Trumpa i podobnie jak cała rodzina Kusznerów hojny donator Lubawiczerów - żydowskiej sekty rodem z Rosji, której wyznawcą jest główny rabin Putina Berel Lazar: ten sam co błogosławił izraelskich rezunów ze strefy Gazy i rytualnie celebrował wzniesienie ''Kaukaskiej Jerozolimy'' w Dagestanie, mającej pomieścić jednako synagogę, cerkiew i meczet. Czyżby więc był to dowód na wspominaną już tu nieraz groźbę syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'': trumpowa MAGA-Izrael-Rosja? Ewidentnie jej eksponentem jest Vance, który cuchnie mi amerykańskim Putinem, podobnie jak tamten zakłamany do cna, a przy tym kryjąc mroczną skłonność ku złu w nijakiej postaci byle dupka. Niemal wszystko w tym człowieku jest skłamane, począwszy od imienia i nazwiska jakie zmieniał kilkakrotnie niby to z powodów rodzinnych, bodaj tylko zżerający go od środka zapiekły resentyment ma realny charakter, reszta jest perfidnie i na zimno czynioną dezinformacją. Za grosz nie zasługuje na zaufanie, niemniej jeśli zostanie w końcu amerykańskim prezydentem trzeba będzie się z tym mierzyć, na pewno nie jak głupi troll i pospolity zdrajca Tusk, ale też i bez ohydnego płaszczenia się, jak czyni to Matka Durka wobec Trumpa. Śliniąc się obleśnie, iż ten jakoby ''wychował'' Zełeńskiego, bo ów założył na ''odpierdol się'' marynarkę podczas wizyty w Białasowym Domu [ ale jeśli to miało robić za ''garnitur'' to ze mnie jest sułtan Brunei ]. Co się zaś tyczy samej Ukrainy, nasze polskie relacje z nią niewątpliwie wymagają przeformułowania, wszak jeśli ktoś bierze to za maniakalne ujadanie o rzekomej ''UPAdlinie'' z pianą na ustach, winien natychmiast zanurzyć swój rozpalony ryj w zimnej wodzie i trzymać go tam aż do szczęsnego finału. Podobnie nie zamierzam trwonić czasu na kolejne wygłupy Gerszona Klauna, bom aż dwa obszerne teksty na obu kontrblogach poświęcił wykazaniu, że świadomie czy nie gra on rolę izraelskiego prowokatora [ acz nie przeczy to, że i rosyjskiego biorąc wspomniany kacapsko-gudłajski sojusz ]. Mnie akurat bulwersuje jedynie, że negacjonizm niemieckich zbrodni wojennych wypomina Braunowi durak Wielgucki, sam uprawiając go wobec rosyjskich na Ukrainie, stąd trzeba medialnie tępić owego karalucha żerującego na ''antychachłackich'' nastrojach. Wreszcie - i niech to posłuży za podsumowanie niniejszych wywodów - wszystko com tu opisał ma za tło i przyczynę nieuchronny upadek wszelkiej mocarstwowości. Rosja, Stany Zjednoczone, Chiny, nie wspominając już o wiodących krajach UE z Niemcami na czele, wszystkie one jednako implodują, acz każde na swój sposób. Głównie z powodu kurczenia się materialnej bazy swej potęgi i naczelnego zasobu, jaki stanowi ludność - wprawdzie USA ratował dotąd masowy napływ migrantów, ale polityka Trumpa położyła mu kres. Nie widać, by nawet utrata władzy przez prawicę w Waszyngtonie mogła coś zmienić pod tym względem w amerykańskiej strategii, biorąc ochoczy akces techoligarchii z chowu Obamy i Bidena do obozu MAGA, bynajmniej podyktowany jedynie względami koniunkturalnymi. Dość wspomnieć, iż to jeszcze za rządów ''afroprezydenta'' zwalczający nielegalną migrację ICE jął zawierać kontrakty z militarno-szpiegowskim ''Palantirem'' na systemy gromadzenia danych, korzystając przy tym obficie z baz ''Amazona'' Bezosa. W ogóle tzw. ''prawicowy populizm'' posłużył jeno amerykańskim elitom władzy do radykalnego przeformułowania własnej polityki, podobnie jak w swoim czasie lewacka ''kontrkultura'', zaś Red MAGA stała się na naszych oczach Dark MAGA, przybierając mroczniejsze barwy ochronne właściwe epoce ołowiu i żelaza, jaka sądzę nadciąga [ acz dałbym wiele za to, by nie mieć tu racji ]. Paradoksalnie owa sytuacja zapaści wszelkich mocarstw sprzyja ich agresji wojennej, bo dyktuje ją poczucie własnego zagrożenia - niechby urojonego jak w przypadku Rosji - jest objawem słabości a nie siły. Kamil Galijew, Tatar jaki zasłynął tłumaczeniem na TT/X ludziom Zachodu specyfiki rosyjsko-ukraińskiego konfliktu, niedawno stwierdził na pewnym ''sinoznawczym'' forum, że może nawet i uznałby w Chinach ''wschodzące mocarstwo'', gdyby nie jeden drobny szczegół: one wymierają i to w tempie szybszym niż ''upadły Okcydent''. Dotąd zaś imperialnej ekspansji towarzyszyła zazwyczaj eksplozja demograficzna, gwałtowny rozrost miast i kolonizatorski zapał, czego relikty możemy jeszcze obserwować w okupowanej przez Żydów Palestynie, ich groteskowych zmaganiach o byle spłachetek zwykle jałowej ziemi. Tymczasem wedle Galijewa przyjdzie nam mierzyć się z kurczącym ilościowo, a nade wszystko starzejącym mocno światem, jakiego nie poratują mnożące się i to wykładniczo rzesze czarnych Afrykanów [ nie będę tłumaczył dlaczego, bo nawet ja w swej mniszej celi na końcu internetu zmuszony jestem czasem gryźć się w język ]. Bredzenie stąd o ''nowej Jałcie'' i rzekomym ''koncercie mocarstw'' a choćby i nieeuropejskich, stanowi w obecnych realiach symptom postępującego bezmózgowia, cerebralnej agonii - przeto: jak stoi w tytule!

sobota, 14 czerwca 2025

Iran ma prawo się bronić!

...i teraz wręcz MUSI posiadać broń nuklearną [ a czy jeszcze będzie mógł to się dopiero okaże ], zaś sam Izrael winien sczeznąć. Trump więc postanowił spektakularnie nasrać na swe ''epokowe'' jak się tylko wydawało deklaracje, złożone dopiero co podczas niedawnej wizyty u Saudów, gdzie odżegnywał się głośno od prawoczłowieczego i neokoszerwatywnego mesjanizmu poprzednich amerykańskich prezydentów. Okazując tym samym polityczną kurewką Izraela, syjonistycznym cwelem i małym krętaczem czyniącym Amerykę karłowatą, trudno bowiem serio brać łgarstwa jego przydupasa Rubio, który rżnie głupa jakoby USA nie miały nic wspólnego z agresją kraju polegającego na nich bez reszty zbrojnie i finansowo. Sam Trump przyznaje, że wiedział o planowanym ataku Izraela, nie dostrzegając na jakiego durnia wychodzi nadal oferując Iranowi rzekomą ''ugodę'', faktycznie zaś bezwarunkową kapitulację - w imię czego? Na przykładzie Ukrainy doskonale przecież znać ile warte są amerykańskie ''gwarancje bezpieczeństwa'' w zamian za zrzeczenie się praw do posiadania własnej broni nuklearnej: ano za przeproszeniem g... Tylko bez syjonistycznych bredni o ''muzułmańskiej bombie atomowej'', bo takową już posiada Pakistan władany przez islamistyczną juntę, w dodatku sprzymierzoną wojskowo z Chinami, których broń pozwoliła jej zadać poważne straty Indiom podczas niedawnych walk o Kaszmir. Tak więc to ów kraj winien paść ofiarą ataku USA w pierwszej kolejności, gdyby kierowały się one rzeczywiście własnym interesem a nie okupującej je syjonistycznej mafii. Najwidoczniej stąd wzięła górę opcja ''Israel first!'' kosztem Ukrainy, gdyż jak ujawnił na dniach jej przywódca zakontraktowane już dla Kijowa rakiety do zbijania ''szahedów'' Amerykanie przekazali na Bliski Wschód, w domyśle Gudłajstanowi. Nie o żaden naród rzekomo ''wybrany'' się rozchodzi, biorąc pod uwagę pochodzenie Zełeńskiego i znacznej części jego podwładnych, gdyż lobby izraelskie w USA stoi protestanckimi syjonistami zarzucającymi wściekle ''antysemityzm'' propalestyńskim Żydom. W każdym razie należy z tej okazji powtórzyć com tu pisał nieraz jak i na drugim ''antyblogu'': jeśli Ameryka ruszy nie we własnym a Izraela interesie na już bezpośrednią konfrontację z Iranem, wypada życzyć jej zebrania dokładnie takiego samego wpierdolu co putinowska Rosja na Ukrainie. Bowiem czasy kiedy można było posłać kanonierki na drugi koniec świata, aby spacyfikować ''dzikusów'' winny minąć bezpowrotnie, na szczęście dziś można relatywnie tanim kosztem sprowadzić na ziemię różnych dętych ''mocarzy''. Dowodem wojna w północnym Sudanie, totalnie zmarginalizowana w naszych mediach, a kto wie czy w perspektywie może nie ważniejsza od toczącej się między Rosją a Ukrainą, czy konfliktu o Palestynę. Ostatnie bowiem tyczą czegoś co jedynie siłą bezwładu wciąż jeszcze zwie się ''Zachodem'', hegemonii syjonistycznego lobby i sprzęgniętego z nim kompleksu militarno-przemysłowego za oceanem i nie tylko. Natomiast w afrykańskiej wojnie ów nie odgrywa praktycznie żadnej roli, acz są czynione próby obwinienia go o nią przez białe lewactwo, które jest strasznie rasistowskie, gdyż nie mieści mu się w głowie, że podmioty spoza szeroko pojętego Okcydentu również mogą być drapieżnymi kolonizatorami. Tak zaś jest w tym wypadku, gdzie z grubsza stanowi on konflikt zastępczy między Egiptem i Turcją a Zjednoczonymi Emiratami, choć z drugiej można rzec, iż jedynie pasożytują na morderczym starciu sudańskiej junty z miejscowymi rebeliantami. Co istotne w owej wojnie z państw Europy biorą udział tylko Rosja i Ukraina, rzecz jasna wspierające przeciwne strony, ale wyłącznie na drugorzędnych pozycjach jako de facto biali najmici Arabów i czarnych Afrykanów. Najważniejsze jednak, że wódz sudańskich rebeliantów niejaki Hemeti, typowy dzikus z buszu i analfabeta, bestialski nawet jak na murzyńskie zwyczaje, jest świetny w media społecznościowe. On i jego horda prowadzą swój profil na TT/X i Tik Toku, bo ludzie w Afryce mogą żyć w przysłowiowej chatce z gówna i patyków, lecz ''ajfona'' zwykle to oni w łapie mają. Przyszło nam więc żyć w epoce, gdy pierdolony ludojad dysponuje cyfrową platformą, niechby użyczoną mu przez Jankesów i Chinoli, zamiast zatrutych strzał używa dronów i rakiet dalekiego zasięgu, kontrolując przy tym większość światowych zasobów tzw. ''gumy arabskiej''. Kluczowego składnika napojów gazowanych i jogurtów, stąd takie koncerny jak Pepsi czy Coca Cola muszą mu się opłacać przez pośredników by kontynuować produkcję, dlatego wszystkich co bełkoczą, że ''wojna na Ukrainie to ustawka'' sprokurowana przez władające jakoby światem korporacje lub mocarstwa dobrze byłoby posłać, aby sadzili swe farmazony przed obliczem wspomnianego Hemetiego. Pewien jestem, iż gdyby tylko wiernie mu je przetłumaczono serdecznie by się obśmiał, po czym owych białych głupów zeżarł, bo też i każdy taki dureń winien skończyć jako pokarm dzikusa:).

Niestety płynie stąd i dla nas mieszkańców rzekomo ''gorszej'' Europy przykra refleksja, że nie ma co liczyć na jakoby ''cywilizowane'' potęgi dawnego Zachodu z USA na czele, o ''dobrej woli'' ze strony Rosji czy Chin w ogóle już nie wspominając. Przekonali się o tym już Ukraińcy jak ichni vloger Sternenko, który słusznie przeklinając Iran za lecące takim jak on na głowy ''szahedy'', zarazem ma ostrą świadomość faktu, iż jego rodacy to dla władz Okcydentu ludzie ''drugiego sortu'' w porównaniu z tak drogim im Izraelem. Nie zaryzykują więc jak w jego wypadku bezpośredniego wystąpienia w ich obronie, rzecz nie tylko w groźbie odwetowego ataku rosyjską bronią nuklearną, ale nade wszystko strategicznych priorytetach, jakim hołduje to co pozostało jeszcze z Zachodu. Dobrze więc abyśmy i w Polsce wzięli sobie do serca ową gorzką lekcję najnowszej historii, zamiast pokładać wiarę w syrenich zawodzeniach miejscowych bałwanów, co to mamią nas jakoby ''pewnym'' sojuszem z USA, albo Niemcami czy Francją, bez różnicy. Każdy co wyzwie mnie z tego tytułu od ''ruskich agentów'' sam cuchnie onucą, bo nawet się nie obejrzy jak pocznie bredzić, iż Kreml jest nam rzekomo ''naturalnym sojusznikiem'' w obronie przed ''muzułmańską nawałą''. Trudno bowiem nie dostrzec w obecnych wypadkach krystalizacji nowego globalnego układu w miejsce zużytych euratlantyzmu i NATO: syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'' tworzonej przez trumpową MAGA wespół z Izraelem i Rosją. Nic bowiem nie znaczy, że Fiutin miał zadzwonić do Satanjahu i ponoć wyrazić w rozmowie oburzenie ''łamaniem prawa międzynarodowego'' przez Gudłajstan, co nad wyraz bezczelne ze strony kacapskiego tyrana. Liczą się czyny a nie gesty, faktycznie zaś Rosja porzuciła Iran ograniczając się podobnie jak Chiny do pustych deklaracji, najwidoczniej stąd umizgi Trumpa i jego ludzi do Kremla rzeczywiście go obłaskawiły. Zresztą i bez tego atak Izraela na Iran jest korzystny dla Putina, bo wywołana przezeń zwyżka cen ropy pozwala mu uratować kulejący ostatnio budżet, dając środki na kontynuację wojny przeciw Ukrainie. Wiązałbym z tym wizytę na dniach ojca Muska w Moskwie, gdzie może czuć się znakomicie pośród licznych tam sadystów, jeśli za najlepszą metodę wychowawczą uznaje bicie dzieci. Skądinąd i odpał jego synalka Elona ostatnio był zapewne nieprzypadkowy, skoro zagroził otwarcie Trumpowi ujawnieniem ''kompromatów'' nań gromadzonych przez Epsteina na użytek izraelskiego tajniactwa. Musk przecież jest prosyjonistycznym naziolem, któremu z tej racji ''żydowska liga przeciw zniesławieniom'' wystawiła koszerny glejt na publiczne hajlowanie. Wszystko to stanowi i dla mnie srogą nauczkę, bo niepotrzebnie kombinowałem z oceną Trumpa, gdy jest zeń tylko polityczny kundel Izraela, oby więc irański wywiad wrzucił do dark netu ''teczki Epsteina'' jeśli je posiada, by owo szambo wybuchło staremu pajacowi w ryja. Niech piekło pochłonie Izrael i jego popleczników, naprawdę świat będzie nieco lepszym miejscem bez tego zbójeckiego parapaństwa siejącego tylko zamęt i terroryzującego wszystkich wokół, choć jak typowy psychopata winiącego za to innych. Wbrew pozorom ta krypa tonie, a krajowym politykom PiS i Kałfederacji upierdzieliło się we łbach pchać na jej pokład akurat, gdy jęła gwałtem nabierać wody! Cóż, w takim razie pójdą wraz z nią na dno, lecz beze mnie, podziękuję... Co się zaś tyczy samego Iranu to atak nań z pozoru wygląda na element strategii opisanej w poprzednim tekście, gdyż pacyfikacja strefy Gazy nie tyle rozjątrza, co wręcz cementuje sojusz Izraela i USA z muzułmańskimi państwami regionu skrycie radymi, że same nie muszą kalać sobie rąk tłamszeniem Palestyńczyków. Iran podobnie jak oni robi za pariasa świata islamu, acz z innych powodów: głównie przez swe szyickie sekciarstwo obmierzłe sunnickiej większości współwyznawców. Przeto musi polegać na dwóch największych obok Izraela prześladowcach muzułmanów - Rosji i Chinach, zresztą daremnie jak właśnie się okazało. Islamiści jacy objęli władzę nad Syrią po obaleniu Asada nie będą płakać nad zabitym głównodowodzącym irańską armią, gdyż ten miał ręce unurzane we krwi ich towarzyszy broni, jako odpowiedzialny za bombardowania Aleppo. Podobnie Ukraińcy mają pełne prawo radować posłaniem do piekła typa, jaki z rozkazu ajatollahów sprawował pieczę nad przekazywaniem Rosji bojowych dronów, siejących później terror i zniszczenie w ich kraju. Niemniej ważna różnica leży w tym, iż Iran jest państwem zaś Palestyńczycy dopiero nań pretendują, w dodatku zdatnym wciąż do odwetu mimo spektakularnych ciosów, jakie początkowo zadał mu Izrael ze wsparciem USA. Dlatego nawet jeśli uda im się go zmiażdżyć w końcu i obalić samych ajatollahów, następcy i tak będą zmuszeni już niechby w perspektywie dekad do odbudowy z ruin własnego programu nuklearnego, skoro ich kraj ma w ogóle jeszcze istnieć. Wprawdzie dotąd pozostawało wciąż dyskusyjnym, jak państwo niezdatne do zapewnienia dostaw prądu własnemu przemysłowi i zwykłym obywatelom może myśleć o swojej broni jądrowej, ale teraz względy bezpieczeństwa muszą wziąć górę nad podobnymi obiekcjami. Przeto oby syjoniści zostali rzuceni na kolana, bo jak krwawym i despotycznym nie byłby reżim ajatollahów, sam Iran ma pełne prawo suwerennie decydować o własnym losie bez względu czy to się podoba tym lub innym dętym ''mocarzom''. Dokładnie tak samo jak Ukraina czy nasza Polska, a więc precz z WSZELKĄ tyranią!

W owym kontekście nie żałuję głosu przeciw Czaskosky'emu, gdyż byłby on żadną alternatywą jako polityczna kreatura Michaela Bloomberga - żydowskiego miliardera reprezentującego liberalną frakcję syjonistycznej ''Koszer Nostry''. Przeto lansuje on na burmistrza Nowego Jorku skompromitowanego bydlaka ''Endrju'' Cuomo, byle tylko rządów nad największym amerykańskim miastem nie objął jego rywal, szyicki muzułmanin Zohran Mamdani. Wspierany z kolei przez latynoską lewaczkę Ocasio Cortez, popularną wśród nowojorskiego żydostwa tak jak Cuomo u lokalnych Murzynów, więc to nie kwestia starcia ''białej Ameryki'' z rasowymi i wyznaniowymi mniejszościami, a raczej konfliktu między nimi samymi. Nie jest stąd przypadkiem, iż nieformalnym przebojem tego lata za oceanem jest kawałek ''Nigga Heil Hitler'' całkiem porąbanego czarnego rapera, co jedynie dobrze okazuje, że - poza wszystkim innym - [neo]nazizm to dziś totalna żenada. Natomiast co się tyczy Nawrockiego życzyłbym sobie, aby zajmował równie asertywną postawę wobec Izraela jaką przybiera do Ukrainy. Zresztą nie można mu pod tym względem czegoś specjalnie zarzucić, skoro słusznie przypomina, że obóz koncentracyjny w Oświęcimiu został założony wpierw dla eksterminacji Polaków a nie Żydów. ''Ośmielił się'' również polemizować w swoim czasie z szefem dyplomacji syjonistycznego reżimu na tematy historyczne. Wystarczyło tego by czołowe izraelskie media obwołały go ''antyunijnym'' i konserwatywnym ''negacjonistą Holocautu'', co żywię nadzieję zostanie przezeń dobrze zapamiętane. Wszak nie mam złudzeń, iż jakieś cyrografy zostały podpisane w związku z obiorem Nawrockiego na prezydenta RP i brak poważnego oporu przeciw temu ze strony UE, poza błaznowaniem Gejtycha. Mam tu na myśli przede wszystkim spęd amerykańskiego prawactwa w Rzeszowie, pod przewodem bushowej neokoszerwatywnej skamieliny co tłumaczy obecność nań ''tęczawego rebe''. Nie dość, że jadowitego syjonisty popierniczającego z flagą Zesraela na paradach LGBTQcośtam, to jeszcze prowadzącego koszerny sex shop wraz z rodziną, idealny wprost ''judeokonserwatysta''! Faktycznie trzeba było jeszcze doprosić mu tego Żyda od Orbana, co to spierdalał po rynnie z gejowskiej orgii w trakcie covida, byłaby z nich wymarzona para znamienitych gości wspierających kandydaturę pana Karola:). Mówiąc zaś serio można wprawdzie argumentować, że taka była cena za brak bóldupienia o ''praworządności'' ze strony Ursuli i reszty brukselskiego pomiotu, sęk jeno w tym, iż podobne zagrania nijak nie pomogły a wręcz zaszkodziły antyunijnej prawicy w Rumunii. W każdym razie nie oczekuję od Nawrockiego, że pocznie otwarcie atakować Izrael zwłaszcza w obecnych dziejowych okolicznościach, od tego jest Braun i niech tak pozostanie, wystarczy jeśli nowy prezydent RP nie przyjmie roli nadgorliwego szabes goja dla syjonistów, a będzie już nieźle. Przede wszystkim zaś oby z czasem nabrał daleko idącej rezerwy do Trumpa i samej MAGA, bo skoro tacy jej czołowi politycy jak Vance czy Hegseth otwarcie gardzą ''Starym Kontynentem'' i nie mają zamiaru spieszyć na pomoc jego mieszkańcom, również nie powinniśmy żywić względem nich jakichś specjalnych sentymentów. Owszem, aby Europa stanęła na nogi musi wyzwolić się z okowów UE, która jako twór poczęty z ducha neoliberalnego globalizmu jest całkiem już anachroniczna, wszakże amerykańskie wzorce i wsparcie szkodzą raczej owej sprawie, niż przynoszą jakikolwiek pożytek. Na koniec dodam tylko, że na czas trwania kampanii prezydenckiej w Polsce w ogóle odciąłem się od krajowych mediów, a to dla zachowania higieny psychicznej i jak widać słusznie postąpiłem, przeto docierały do mnie jedynie strzępy jakich głupich kłótni o kawalerki czy koperty. Na tle tego co dzieje się za wschodnią granicą RP, w USA czy jak teraz między Iranem a Izraelem wyglądamy niczym pieprzony ''barbieland'', kiepski teatrzyk cieni, jakieś pokraczne kabuki. Doprawdy nie stać nas już na podobne bzdury, bo to jakby urządzać tęczawą ''paradę bezradności'' pod huraganowym ostrzałem artylerii i rakiet, pora by więc stąd wreszcie się obudzić! Przeto nie chciało mi się nawet sprawdzać kim zacz jest ów Nawrocki, bo jedyne na czym mi zależało to powstrzymanie zamiany Polski w jedną wielką ''Wszawę'' pod nierządem Czaskosky'ego, i to na szczęście się udało. Dopiero więc po wygranej pana Karola jąłem badać na kogo w ogóle głosowałem, takim sposobem natrafiłem na wywiad z nieprzychylnym mu wielce prof. Dudkiem [ Antonim ], który wbrew jego intencjom przekonał mnie o dobrze podjętym wyborze. Nie idealnym, lecz optymalnym w obecnych okolicznościach, bo takie czasy nastały, iż tylko ktoś potrafiący przyłożyć a przy tym żaden prymityw, lecz ogarnięty może robić za przywódcę RP. Stwarzając przy okazji szansę na ożywienie stetryczałego PiS, gdyż żadną miarą nie zastąpi go formacja Memcena i Bosaka, ewidentnie dążąca by stać się tym, czym jawiła Platforma Obywatelska u swego zarania: partią stricte liberalną a nie lewacką jak teraz. Dlatego Tusk jest tak zesrany, bo doskonale wie, iż Kałfederacja po przejęciu rozczarowanego elektoratu Hujowni złożonego z zawiedzionych stronników PO, z czasem przyjdzie i po nią samą, a wtedy ostaną mu się już tylko ludzkie spady pokroju Krysi Jandy, KODerastów czy inszych soków z bydlaka. Przeto jest potencjał by PiS pod nowym przywództwem przestał robić za parodię ''narodowej demokracji'' a nie sanacji, gdyż podoba się to komu czy nie kurs na autorytaryzm jest przesądzony. Wybór jedynie jaki się ostał to między tyranią a dyktaturą w jej pierwotnym, republikańskim znaczeniu, więc nie jakichś junt wojskowych lub bezpieczniackich, faszyzmów albo inszych bolszewizmów. Armia bowiem ma stanowić fundament państwa, nie zaś mu przewodzić, służby natomiast służyć a nie brać się za rządy, inaczej kończymy niczym w pierdolonej Rosji - albo Izraelu z opłakanym skutkiem, jaki możemy właśnie obserwować, o teokracji i jej despotyzmie na przykładzie Iranu w ogóle szkoda strzępić ozór, ale: patrz tytuł.

sobota, 24 maja 2025

ISISrael - państwo islamskie.

Zacnym było obserwować jak syjonistyczna agentura wpływu w USA srała żarem z powodu triumfalnego objazdu Trumpa po dworach bliskowschodnich monarchów. Izraelska prowokatorka Laura Loomer nie mogła przeboleć, że semicka konkurencja z Kataru przebiła ofertę Koszer Nostry fundując amerykańskiemu prezydentowi latający pałac za blisko pół miliarda dolców. Przecie korumpować go mieli dotąd ''prawo'' jedynie bogaci żydowscy donatorzy, jak była żołnierz Izraela Miriam Adelson łożąc tylko ona jedna sto milionów baksów na pokrycie kosztów kampanii wyborczej Trumpa. Wszak nie w pieniądzach tu rzecz: ''old white nigga'' Donald T. goszcząc u Saudów wygłosił bez mała epokową mowę, gdzie przepięknie zaorał neokoszerwatywne sekciarstwo pospołu z liberalnym prawoczłowieczym globalizmem. Pozwoliło mu to na bezprecedensową deklarację zdjęcia sankcji z Syrii, oraz spotkanie z władającym nią dżihadystą zwalczającym onegdaj Amerykanów w Iraku, wreszcie podjęcie bezpośrednich negocjacji z islamistycznym Hamasem, na co nigdy nie poważyłby się Biden czy nawet Obama, o Bushach już nie wspominając. Oczywiście jak to u Trumpa wiele w tym zwykłej chucpy, stąd z zyliardów podpisanych z emirami kontraktów pewnie sporo pozostanie na papierze. Z kolei ostateczny kres sankcji na Syrię będzie wymagał zgody amerykańskiego Kongresu, gdzie zapewne napotka opór wciąż silnego za oceanem syjonistycznego lobby, nie tylko wśród Republikanów ale i Demokratów. Wreszcie rozłam jakoby między Trumpem a Satanjahu wygląda raczej na klasyczną grę w ''dobrego i złego policjanta'', środek nacisku jeno na Iran w toku negocjacji z ajatollahami. Niemniej i tak mamy do czynienia z iście dziejowym przełomem, akurat nie sposób posądzić mnie o zaślepienie obecną prezydenturą USA, przeto stać w owej kwestii na rzeczową ocenę. Pojmuję obrzydzenie jakie budzą interesy z arabskimi satrapiami, ale cóż takiego dotąd zwojowali prawoczłowieczyści tudzież syjonokrzyżacy, by poprawić los więźniów politycznych tychże reżimów? Biden odgrażał się srogimi sankcjami na saudyjskiego władcę za zlecenie okrutnego mordu swego oponenta, a do tego amerykańskiego obywatela i dziennikarza Kashoggiego, no i co z tego? Gówno za przeproszeniem, podobnie co do wojny w Sudanie północnym, gdy nieproszony zresztą publicznie zadeklarował się ją rozwiązać, z równie żałosnym skutkiem. Bez złudzeń: Ahmad asz-Szara rządzący teraz Syrią nadal jest dżihadystą, tyle że ubranym w garnitur i bardziej rozgarniętym od swych dawnych towarzyszy broni, którzy utknęli beznadziejnie w islamistycznym ''antysystemie'' [ co de facto czyni ich najmitami Gudłajstanu ]. Kto jednak niby miał pokonać bestialskich siepaczy Asada - finansowane przez liberalne NGOsy ''aktywiszcza'', bliskowschodnie odpowiedniki zjeba Kocjana z Akcji Dupokracji? Na pewno dokonaliby tego długopisami, bez dwóch zdań:). Kurdyjska anarchofeminokomuna zaś nie liczy się, jako praktycznie zbrojna agentura Izraela i do niedawna jeszcze USA, co bez reszty kompromituje owych rzekomych ''antyimperialistów''. Mam w głębokiej pogardzie stojącego obecnie na czele Pentagonu Hegsetha, ale co do jednego zgadzam się z nim w pełni, iż deklarowane gromko wartości nie poparte siłą i czynami są jeno nędznymi frazesami bez pokrycia, czas więc położyć kres prawoczłowieczemu biciu piany. Insza inszość, że srogie militarystyczne napinki podobnych mu syjonokrzyżaków również niosą żałosny efekt, czego dowiodła faktyczna porażka wojsk USA w niedawnym starciu z jemeńskimi Huti i to mimo niemal miażdżącej przewagi, jaką posiadały one nad nimi. Dlatego chwali się akurat Trumpowi, że odżegnał publicznie od neokoszerwatywnego co i liberalnego interwencjonizmu, oby też przy tym został w sprawie Iranu nie dając wciągać swego kraju do wojny głównie w interesie Izraela.

Wszak stanowi on jeno żydowski wrzód ustrojowy na islamskiej dupie i albo zostanie raz na zawsze zeń usunięty, albo też przez nią wchłonięty. Wbrew pozorom idzie raczej na to drugie, gdyż mimo syjonistycznego mitu o ''muzułmańskim okrążeniu'' arabskim państwom Bliskiego Wschodu nigdy specjalnie nie leżał na sercu los swych pobratymców w Palestynie. Co więcej, po cichu rade były możności ich brutalnego spacyfikowania rękoma izraelskich Żydów, zamiast brudzić tym swoje. Bowiem poza jedynym Katarem reszta monarchii regionu widzi w Palestyńczykach niebezpiecznych wichrzycieli, politycznych radykałów zagrażających ustalonym w ich domenach hierarchicznym porządkom. Władcom Jordanii trzeba było sprawić im rzeź ''czarnego września'', aby nie dopuścić do przejęcia przez nich rządów w kraju, z kolei egipskiej juncie nie zależy na wzmocnieniu militarnego skrzydła wrogiego jej Bractwa Muzułmańskiego, którego rolę mimo formalnego zerwania więzi pełni Hamas. Szyicki Iran hołubi Palestyńczyków jedynie z daleka, sam prześladując u siebie sunnicką mniejszość arabską. Za to stowarzyszeni z nim Huti biją rakietami po Izraelu w zemście za masakry w strefie Gazy, wszak pozwala im to wyjść z politycznej izolacji niezależnie od srogiej ceny jaką za to płacą. Poza tym uprawiane przez nich piractwo na Morzu Czerwonym leży w interesie USA, bo torpeduje plany Chin przejęcia kontroli nad Kanałem Sueskim czyniąc je nieopłacalnymi. Pośrednio zaś uderza w Europę wydłużając drogę przesyłu towarów wokół Afryki i przeto zwiększając koszta, co budzi podejrzenie nieformalnego układu między Waszyngtonem a szyickimi islamistami z Półwyspu Arabskiego. Turcy są mocni w gębie jeśli idzie o potępienie Izraela, ale po cichu nadal prowadzą z nim dochodowe transakcje, tym bardziej że bliski im Azerbejdżan łączą znakomite relacje z Gudłajstanem. Mówiąc wprost pacyfikacja strefy Gazy nie tyle rozjątrza, co faktycznie cementuje sojusz USA i Izraela z muzułmańskimi państwami Bliskiego Wschodu. Dlatego właśnie szykują się do zajęcia jej amerykańskie ''prywatne'' agencje zbrojne, które pod pozorem ''misji humanitarnej'' mają tam pobierać masowo dane biometryczne mieszkańców w zamian za głodowe racje żywnościowe. Iście dystopijny scenariusz realizujący się niemal na oczach świata, wszak z poparciem Egiptu, Zjednoczonych Emiratów i co bodaj najważniejsze Kataru, gdyż ten ostatni pełni rolę głównego protektora Hamasu. ''Belial'' Smotricz, jeden z czołowych obok Ben-Gwira judeonazistów Izraela, już pociesza stronników ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w kraju, że to jedynie dla picu by duraczyć opinię publiczną na Zachodzie. Wszakże nie dał się na to nabrać były parlamentarzysta Knesetu Mosze Feiglin, stąd jął głośno nawoływać do zabijania arabskich dzieci w strefie Gazy jako wedle niego ''urodzonych terrorystów''. Najwidoczniej więc przepaliła mu łeb marycha za której legalizacją gardłuje, bo jest zeń zadeklarowany libertarianin. Mowa przy tym o żadnym tam marginalnym polityku, gdyż onegdaj rywalizował nawet o przywództwo w Likudzie z samym Netanjahu. Onże zamianował właśnie nowym szefem wojskowej bezpieki Szin Bet swego stronnika Dawida Ziniego, wojennego zbrodniarza i fanatycznego wyznawcę rasowej supremacji Żydów. Podobnym mu jest przyboczny wspomnianego Ben-Gwira Hanamel Dorfman, który bez ogródek przyznał, że jedyny problem jaki ma z hitlerowcami, iż odrzucali takich jak on gudłajskich szowinistów, przeto nie jest przesadą określanie ich mianem ''judeonazioli''. Degenerat zasłynął ostentacyjnym wyszczaniem się na miejsce zabicia kilku palestyńskich Arabów, nic sobie nie robiąc z obecności zbulwersowanej owym czynem publiki oraz przyglądających się temu biernie policjantów, którym szefuje obecnie jego przełożony w randze ministra. Dobrze stąd, iż tym samym dobiega kresu fikcja Izraela jako ''demokratycznego państwa prawa'' rzekomo ''broniącego cywilizację Zachodu'' przed ''muzułmańskim barbarzyństwem''. Gadka dla durnych prawackich gojów pokroju Orbana czy Hegsetha, ale krajowej publice Gudłajstanu jego przywódcy na czele z Satanjahu prawią już wprost, że idzie o kolejną odsłonę ''świętej wojny'' ze współczesnymi ''Amalekitami'' aż do ich wytępienia, czyli sakralizację ludobójczego rasizmu jaki legł u podstaw żydowskiej tożsamości.

O ironio ich postępki niosą przeciwne do zamierzonych skutki, gdyż potwierdzają gwałtownie postępującą orientalizację Izraela, szykując go do roli getta dla ''koszernych'' przy islamskiej ''ummie'', integralnie weń wkomponowanego. Obecnie największą grupą ludności kraju są tzw. Mizrachijczycy - zarabizowane nieeuropejskie żydostwo, które przejęło od muzułmanów religijny fanatyzm i brzydki zwyczaj ''cwelenia'' wrogów. Wielu Palestyńczyków służy w syjonistycznej armii i służbach bezpieczeństwa, niejeden też oddał życie za swój kraj walcząc z Hamasem, stąd całkiem możliwe, że ich dążenia niepodległościowe mogą znaleźć swe paradoksalne spełnienie: być może nie będzie im już potrzebne własne państwo, albowiem stanie się nim... sam Izrael? Dobrze też byłoby, gdyby przeciwna mu niby współczesna lewica przyznała wreszcie, iż ów judeonazistowski twór okupujący Palestynę powstał głównie dzięki wsparciu zbrojnemu stalinowskiej Rosji. Szkolącej tuż po II wojnie w specjalnych obozach na Dolnym Śląsku syjonistycznych terrorystów, posyłając im na pomoc ciężką broń wraz z wojskowymi instruktorami do jej obsługi. Póty więc nie rozliczy się z tymże faktem, żaden pierdolony sierpomłot nie ma prawa wołać dziś gromko o ''wolną Palestynę!''. Na razie jeden z owych idiotów miał zamordować dopiero co młodą parę izraelskich dyplomatów w USA, tym samym dając wyśmienity pretekst do ustanowienia tam prawackiej odmiany ''wokeismu'', piętnującej zamiast ''transfobii'' wszelką krytykę Izraela jako rzekomy ''antysemityzm'' [ nie zamierzam brnąć w jałowe rozważania czy to aby nie ''ustawka'' syjonistów, liczy się bowiem efekt całej akcji ]. Szczerze powiedziawszy miałbym gdzieś to wszystko, gdyby pośrednio nie wpływało i na los Polski zależąc od rozstrzygnięcia wreszcie kwestii, iż skoro Izrael pretenduje na miano ''państwa narodowego'' Żydów, tym samym może reprezentować wyłącznie żyjących w ich ''ziemi świętej''. Nie zaś rościć sobie prawo do całej diaspory, również tej znad Wisły, co pozwala mu sięgać łapskami po tzw. ''mienie bezdziedziczne'' obmyślone dla zalegalizowania bezczelnej grabieży. Na Żydach lojalnych wobec Polski ciąży obowiązek jej obrony przed zakusami syjonistycznej ''Koszer Nostry'', reszcie z nich zaś należy twardo oznajmić: ''aj waj, to nie wasz kraj!'' i traktować niczym V kolumnę wrogiego państwa, jaką i jest w istocie. Żadną miarą nie sposób zrobić ze mnie stronnika zaangażowanego politycznie wiedeńskiego akcjonisty, który zasłynął z krwawych performansów na masową skalę. Wystarczy choćby zaznajomić się z bełkotem jaki serwował o rzekomo ''niepełnowartościowym rasowo'' polskim narodzie [ krajowym ''biedarealistom'' a la Zychowicz czy Cenckiewicz do sztambucha ]. Niemniej tu akurat zdarzyło mu się trafnie spostrzec, gdy w swym podręczniku motywacyjnym traktującym o ''jego walce'' poczynił takowe uwagi: ''Albowiem jeśli syjonizm próbuje wmówić pozostałemu światu, że narodowościowe uświadomienie Żyda znajdzie swe spełnienie w utworzeniu palestyńskiego państwa, to Żydzi w sposób najprzebieglejszy nabierają gojów po raz wtóry. Zupełnie nie myślą o tym, aby utworzyć w Palestynie żydowskie państwo w celu jego zasiedlenia, lecz życzą sobie tylko wyposażonej we własne najwyższe prawo, odseparowanej od innych państw centrali organizacyjnej dla ich międzynarodowych oszustw na skalę światową, miejsca ucieczki zdeklarowanych lumpów i wyższej szkoły przyszłych szalbierzy''. Otóż to, przy czym autor owych słów nie zauważył jakby, że sam małpuje znienawidzone tak przezeń żydostwo swą morderczą pychą rasową, co akurat dobrze przejrzał Koneczny. Przysłowiowego chuja wprawdzie wiedział o ''cywilizacji bizantyjskiej'' a jeszcze mniej turańskiej, za to miał pełną rację traktując hitleryzm jako paradoksalny wyraz ''judejskiego ducha'', tak o tym pisząc: ''Całkiem po żydowsku uważają także Niemcy wszelką posiadłość podbitych za ''pustynię'', lub ''wolne jezioro'' na którym wolno Niemcowi dokazywać co mu się żywnie podoba. Czy dla Żyda czy dla Niemca własność ''obcych'' jednako jest res nullius [ rzeczą niczyją ] i primi occupantis [ pierwszeństwem zawłaszczenia - jakoby im przynależnego ]. Ściśle i dokładnie przejęli od Żydów przykazanie dwojakiej etyki, innej dla współwyznawców a dla gojów odmiennej, polegającej na zwolnieniu od wszelkiej etyki. [...] Pogardy względem obcych nauczyli się od Żydów, jak gdyby recytowali lekcję z Talmudu; zrównali się też z Żydami w maksymalnej nienawiści. Podobni są Żydom w tym, że pycha bez miary stanowi najbardziej znamienny rys jednych i drugich. Człowiekiem naprawdę i zupełnym jest dla Żyda tylko Żyd, dla Niemca tylko Niemiec. Prosta konsekwencja wybraństwa!'' - nic dodać ni ująć, widać stąd pan Feliks minął się z powołaniem, zamiast snuć historiozoficzne fantazje bez pokrycia winien był zostać typowo polskim żydożerczym publicystą:).

Przytaczam owe słowa Konecznego, gdyż stanowi on najlepszy dowód, że konsekwentny ''antysemityzm'' musi wieść także do odrzucenia nazizmu we wszelkiej jego postaci, ''judaizującej'' również. Syjonistycznej prawicy bardzo przydałaby się takowa nauka, albowiem bez niej co i rusz wypierdziela się na ryj, czego doświadczył właśnie niedoszły prezydent Rumunii niejaki Simion. Okazuje się, że jest zeń proizraelska kurew żarliwie deklarująca podczas jednej z wyborczych debat poparcie dla Satanjahu, zamiast aresztować gada zgodnie z prawnym nakazem jak by należało! Hołubienie co najmniej ''kontrowersyjnego'' dziedzictwa rodzimych faszystów nie wadziło mu stąd wyrażać podziw dla żydowskiego ''Lebensraumu'' w Palestynie przed ambasadorem Gudłajstanu. Zadawanie się więc z takową kreaturą przez Nawrockiego wygląda na poważną wtopę, której spokojnie można by uniknąć, gdyby tylko PiS uparcie nie małpował najgłupszych zagrań stronnictwa MAGA, jakie odebrały już pewne wydawałoby się zwycięstwo prawicy w Kanadzie czy Australii, a teraz i bliskiej Polsce nie tylko geograficznie Rumunii. Błędnie tym samym odczytując intencje Amerykanów, którzy wbrew stosowanej przez nich obecnie buńczucznej retoryce wcale nie oczekują ślepych wykonawców swej woli, ani nawet wasali a pełnomocników zdolnych do samodzielnego działania bez oglądania się wiecznie na ''wielkiego tatuśka'' zza oceanu. Dlatego Trump oficjalnie namaścił na rządcę odzyskanej z łapsk Asada Syrii islamistę, nieledwie dwie dekady temu zwalczającego wojska USA w Iraku, a i Zełeński całkiem dobrze wyszedł na awanturze w Białasowym Domu, gdyż ostateczny kształt umowy podpisanej z Waszyngtonem jest o niebo korzystniejszy dla Ukrainy od przedłożonych jej pierwotnie warunków. Niech mi więc mentalni kastraci spośród krajowych ''biedaekspertów'' nadal trują, że nie warto stawiać się Amerykanom:))). Nikt przecież nie wymaga, byśmy zaraz jęli miotać obelgi pod adresem ''Wielkiego Szejtana'' niczym zdemenciały Ali Chujmeneji, wystarczy zachować powiadam zdrową wstrzemięźliwość przed nadgorliwym szabesgoizmem dla Izraela, jedynie tyle. Serwilizm wobec Trumpa również nie popłaca, dlatego czujący pismo nosem Farage zdystansował się odeń, zarzucając mu słusznie min. zbytnią spolegliwość wobec Putina, i dobrze na tym wyszedł. Ukraińcy zaś od dawna rozumieją, że nie ma co liczyć na ''dobrego wujka z Ameryki'', stąd najlepszym sposobem ''negocjacji'' z najeźdźcą jest zabijanie go na przemysłową już skalę - okrutne, ale takie są prawidła wojny. Natomiast co się tyczy władców Kremla należy w końcu to pojąć, iż Rosja nie kieruje się racjonalną kalkulacją sił, lecz kontrfaktycznym mitem własnej mocarstwowości poświęcając w tym celu zarówno niegdyś ''bratni naród'', jak i własny kraj bo to jedyny sposób, który jej pozostał aby coś jeszcze znaczyć w świecie. Nie przeciwstawimy się temu mając za przywódcę miernotę pokroju Czaskosky'ego, uosabiającego globalistyczną i prawoczłowieczą Amerykę odchodzącą w niebyt jak poprzedni umierający właśnie prezydent USA. Bowiem wbrew usilnym staraniom PiS, by uczynić z obecnego kandydata PO na prezydenta RP niemieckiego lokaja, to możne fundacje zza oceanu głównie finansowały służący jego lansowaniu ''Campus Polska przyszłości''. O ironio stanowiący tak naprawdę już przeszłość, geriatrię progresywną niczym rak toczący krocze Bidena... Wszakże budzi niepokój spolegliwość Nawrockiego wobec formatów MAGA, nijak mających się do wyzwań przed jakimi staje Polska i nasza część Europy, co jednak nie daje powodu do uprawiania żałosnego ''symetryzmu'' zrównując obu kontrkandydatów w obecnych wyborach. Bynajmniej - Czaskosky to ''czyste zło'' niczym jedyna na szczęście fabuła Brauna o tym samym tytule, należy stąd zdecydować się na korzystniejsze dla nas wszystkich rozwiązanie, zamiast uprawiać życiową fikcję własnej ''bezpaństwowości'' w imię utrzymania pozycji rzekomo ''najprawicowszej'' prawicy nad Wisłą. Kogo to nie przekonuje może zmieni zdanie obserwując jak niejaki Portnikow, ''unijczyk'' zza wschodniej granicy RP a do tego żydowski pederasta i medialny klakier Poroszenki, jął łajać Nawrockiego za to, iż ten jakoby ''zdradził'' Ukrainę! Tak więc choćby dla okazania podobnym mu należnego im wała trzeba nam Polakom zagłosować na kandydata PiS, oczywiście zachowując przy tym zdrową rezerwę, bo nie o wybory ''królowej balu'' rzecz idzie.

ps.

Poniewczasie naszła mnie refleksja, że powyższe uwagi mogą być błędnie odebrane jako rzekome potwierdzenie bredni rosyjskiej propagandy, iż pochodzenie Zełenskiego nie wadzi mu w byciu jakoby ''nazistą''. Bynajmniej choćby z tego tytułu, że wiele wskazuje na to, iż cieszy się on wsparciem tej części diaspory, jaka ma dość jeśli nie samego Izraela to na pewno już Satanjahu i jego czeredy, o czym chodzą słuchy wśród kaukaskich muzułmanów na Ukrainie. Fakt zaś, iż sakralizacja ludobójczego rasizmu legła u podstaw żydowskiej tożsamości nie znaczy jeszcze, że należy całkiem ją do niej sprowadzać, ni przeczy możności porzucenia owego barbarzyństwa. Wszakże nie tyczy to syjonistów, jacy przez nawrót do bezpośredniej konfrontacji z innymi Semitami stali się im podobni bardziej, niż sami chcą to przyznać przed sobą i resztą świata.

ps. 2

W PiS chyba całkiem już zdurnieli, jeśli sądzą, że pomoże Nawrockiemu sprowadzanie na promujący jego kandydaturę spęd tak podejrzanej kreatury co rabin Szmulej Boteach! Wściekły syjonista, znany także z prowadzenia rodzinnego biznesu jakim jest koszerny sex-shop, oraz bagatelizowania pedofilii swego niegdyś bliskiego znajomego Michaela Jacksona - wymarzony wprost gość ''konserwatywnej'' konferencji. I tak wolę być już oskarżany o ''antysemityzm'' za Nawrockiego, niż o ''transfobię'' za Trzaskowskiego, tym bardziej że ostatni również ma możnego żydowskiego protektora w osobie Michaela Bloomberga, miliardera i byłego burmistrza Nowego Jorku z ramienia Demokratów. Świat to nie pole manichejskiej bitwy światła i ciemności, realnie pozostaje nam zwykle wybór między złym a naprawdę fatalnym, przeto srać na gnozę polityczną Gerszona Klauna i jemu podobnych. Niemniej powielanie najgłupszych zagrań MAGA srogo może zemścić się na PiS, tak jak to już miało miejsce z prawicą w Kanadzie i Australii, a ostatnio całkiem pobliskiej Rumunii, więc jakby co ostrzegałem. Zakrawa to na straceńczy wprost idiotyzm, kiedy nawet wśród stronników Trumpa za oceanem lawinowo narasta ''judeosceptycyzm'', a i on sam na szczęście nie okazał się tak ''syjonofilski'' jakim prezentował podczas wyborczej kampanii. Oby więc tym razem było inaczej, bo nie chcę obaczyć triumfu POlactwa, ale tak czy owak na pewno wybory prezydenckie RP wygrają [judeo]Amerykanie, gdyż bez względu na wynik zwycięży ich kandydat, pytanie jedynie który?

sobota, 8 marca 2025

Trump - grabarz Ameryki białych ludzi.

...i zarazem akuszer jej nowej, posteuropejskiej już postaci. Dosłownie, bo forsowane przezeń i Muska uwalenie słabych i bez tego jak na zachodnie standardy osłon socjalnych, publicznej ochrony zdrowia w USA uderzy głównie w tradycyjny elektorat Republikanów. Białych ludzi zazwyczaj o mocno podeszłym już wieku, co zapewne wywoła wśród nich istny pomór przyspieszając i tak nieuchronne. Na co jeszcze nakłada się nieodwracalna degeneracja amerykańskiego ''postproletariatu'' o europejskim pochodzeniu, zdeprawowanego dekadami globalistycznego turbokałpitalizmu, jaki pozbawił go pracy i w ogóle sensu życia. Oczywiście sam ''rozwolnościowiec'' Musk nie odejmie sobie miliardów dolarów z państwowego budżetu, za to próbował dołożyć kolejne setki milionów na ''pancerne'' Tesle [ brzmi jak oksymoron ]. Wreszcie to głównie republikańskie stany są odbiorcami rządowej pomocy, stąd w obliczu jej radykalnych cięć przyjdzie im gorzko zapłacić, iż dały wiarę bredniom jakoby ich największym problemem byli wyznawcy ''voodoo'' żrący psy i koty:). Niestety polska prawica śladem Fox News jęła szerzyć podobną chujnię, zwalając winę za świeży skandal dyplomatyczny w Ameryce na Zełeńskiego. Trzeba bowiem mieć zawartość koszarowej latryny pod czaszką zamiast mózgu, by kupować brednie iż to wszystko przez brak garnituru. Czepianie się o ubiór jest znamieniem mentalnego pedalstwa, stąd Trump i jego kamaryla wyszli na sfochowane cioty, istne ''drama queen'' wszczynające awanturę o przysłowiowe gówno. Zwłaszcza po tym co odstawił Vance nie można już żywić najmniejszych choćby wątpliwości, że spłacił ''w naturze'' swego protektora, niemieckiego pederastę Thiela. Owszem, Zełenski to cham i showman jak Trump, więc trudno by ich dwóch mógł pomieścić Gabinet Oralny, niemniej wersja z brakiem urzędowego stroju jest dla ubogich umysłem. Niestety głupków nie brakuje, stąd nie chce im się nawet poszukać informacji, że Amerykanie poczęli odcinać Ukrainę od wsparcia zbrojnego i finansowego jeszcze dobrze przed awanturą w Białym Domie. Zwyczajnie dlatego, że władające nim obecnie stronnictwo ''Israel first!'' chce kosztem Ukrainy i reszty Europy z Polską włącznie zaspokoić Rosję, by ta z kolei pomogła mu zmóc Iran. Ajatollahy są konkretnie zesrane, że ich kacapia sprzeda Jankesom i syjonistom za szekle, swoje też zrobiło wzięcie Ukrainy przez Turcję pod swój ochronny parasol [ dosłownie ]. Tak się zaś składa, że Izrael lobbuje w Waszyngtonie za pozostawieniem rosyjskich baz w Syrii, byle tylko nie dostały się Turkom, stąd specjalny wysłannik Satanjahu poleciał już do Moskwy, by knuć wspólną akcję przeciw Ankarze. PiSdusie i Kołtunofederaty dalej jednak będą wciskać swe farmazony, że to wszystko jakoby wina Zełeńskiego, który owszem jest gburem ale ''kiepełe'' to on ma, przeto wie do czego jest zdolny judenrat i żydowska policja wobec zwykłych mieszkańców getta. Na szczęście tym razem nie uda im się tak łatwo wepchnąć ich do bydlęcego wagonu, jadącego już nie do Auschwitz a prosto w czarną otchłań o nazwie ''Rosja''. W każdym razie obecne wypadki nie stanowią dla mnie żadnego szoku, bom od lat apeluję by nie wpierdalać się w żadne ''przedmurza Zachodu'', przewidując dla jego wyznawców niemiłą pobudkę z ryjem w nocniku. Co też i ma miejsce, niestety my ludzie rzadko mamy pretensje do naszych durnych przeważnie marzeń i pragnień, zwykle za to do rzeczywistości że im nie odpowiada. Tymczasem okropny moment otrzeźwienia stanowi również świetną okazję do nauki, właśnie dlatego że maski w końcu opadły możemy wreszcie układać się z USA jakimi one są, nie zaś tylko jak dotąd projektować na nie swe głupie zazwyczaj wizje. Gdyby zaś dotychczasowe zaślepienie Ameryką miało nad Wisłą przejść w jeszcze durniejszy antyamerykanizm, pozostanie mi stanąć okoniem wobec owej kretyńskiej tendencji. Bowiem wbrew stereotypom o jakoby ''głupich Amerykanach'' mają oni swą kulturę bynajmniej tylko popularną, a takoż filozofię - pragmatyczną jakżeby inaczej. Wprawdzie są one nam Europejczykom głęboko obce, nie czas i miejsce jednak teraz roztrząsać dlaczego, o tym więc innym razem. Wracając zaś do aktualiów dawnom już pisał w owym miejscu, że Rosja jest jak Hunter Biden, stąd Amerykanie będą ratować jej tyłek z każdego g... w jakie zalezie, niczym możny tatuś synalka degenerata. W gruncie rzeczy Trump z Vancem robią otwarcie to, co Biden i Sullivan czynili potajemnie i w oprawie ''prawoczłowieczych'' frazesów bez pokrycia, więc z dwojga złego lepsza już owa iście heideggerowska polityczna ''nieskrytość'' jaka nastała.

''Prześwit'' zieje niczym dziura w tyłku starego pedała - nie jest to oględnie zowiąc miły widok, acz wielu CZŁONKÓW administracji Trumpa jak Bessent czy Grenell miałoby pewnie odmienne zdanie. Wszakże nie kryję, iż cała chryja w Białasowym Domu przyniosła także i mi niejaką satysfakcję, okazała bowiem dowodnie spektakularny upadek dwóch kolosalnych bredni, jakich zwalczaniu poświęciłem ostatnie lata. 1. Stany Zjednoczone jakoby nadal są światowym ''supermocarstwem'' władnym rozwiązywać niemal wszelkie globalne problemy. 2. Ukraina jest rzekomo marionetką Zachodu, a szczególnie USA. Czemuż stąd wywierają one na nią tak chamską presję, ustami Rubio zwąc przy tym swym ''proxy''? Zarazem potrafię wyciągać wnioski z własnych pomyłek, gdyż w ostatnim tekście na drugim ''antyblogu'' zachodziłem w głowę cóż takiego Rosja może zaoferować Amerykanom, nie dostrzegając żadnych realnych przesłanek dla ''odwróconego Kissingera''. Wszakże mój błąd leżał w tym, iż rozważałem interesy USA, nie zaś Izraela... Cała nadzieja stąd w ''międzynarodowym Żydzie'', jaki wyraźnie poczyna mieć dość owej rakowatej narośli na diasporze za którą robi coraz bardziej jadowity syjonizm, oby dożywający swych ostatnich dni w pozornym triumfie. Na rodzimym gruncie zaś najnowsze wypadki potwierdziły tylko, że Memcen jest małą polityczną kurewką Izraela, Rosji i USA, kumając się z ''homoprawicą'' AFD boć przecie ''woli gejów niż podatki'' co sam przyznał, tak jak Bosak z kalwinem Orbanem. Typowym protestanckim syjonistą z którego wyparuje natychmiast cały jego niby ''turanizm'', jeśli Turcja z Izraelem wezmą się za bary niezależnie od ich gospodarczej współpracy, pobiegnie wówczas w te pędy całować dupę ''judeokrzyżakom''. Skądinąd pojąłem wreszcie czemu dla mojego ś.p. dziadka ''kalwin'' był obraźliwym epitetem, mądry był zeń polski chłop bez dwóch zdań i basta! Natomiast co się tyczy polityków PiS rozumiem ich chęć odwetu na Zełeńskim za jego niewątpliwe chamstwo, jakim popisał się bawiąc w układy z Niemcami ponad głowami samych Polaków. Należy mu się także osobny wpierdol za powtórkę z ingerencji Chmielnickiego w polskie wybory, naonczas królewskie a dziś prezydenckie, niemniej radziłbym powściągnąć emocje, gdyż flekowanie ukraińskiego przywódcy w obecnej sytuacji to iście samobójcza taktyka nad Wisłą. Rychło bowiem możemy znaleźć się w podobnych opałach, bezlitośnie obsobaczani przez Trumpa i jego kreatury typu Stephena Millera za rzekome ''polskie obozy koncentracyjne'', o ile nie przystaniemy na umowne ''447''. Wkrótce stąd wszystkim durniom skandującym tutaj na jego cześć język może stanąć kołkiem w gardle i będą świecić tylko oczami, natomiast rosyjskiej czy niemieckiej szczujni na miejscu da to pretekst do histeryzowania o rzekomej ''zdradzie''. Dlatego trzeba być na to gotowym, a najlepszym mym zdaniem sposobem zaradzenia owej aferze w razie jej wybuchu jest ''oddolna'' inicjatywa ''obywatelska'', uczczenia jakim pomnikiem wielkiego naszego rodaka Leona Czołgosza. Polskiego anarchisty przypomnę, który zastrzelił amerykańskiego prezydenta Williama McKinleya tak się akurat składa, że idola Trumpa na jakim niby wzoruje się za swej drugiej kadencji. Rzecz ma być odpowiednio nagłośniona, by dotarła do Muska oraz samego przywódcy USA i wywołać u nich oburzenie, co powinno dać politykom PiS okazję do publicznego potępienia takowych ''prowokacji'', najlepiej jeszcze obwiniając za nie tradycyjnie ''rosyjską agenturę''. Dobrze bowiem, aby za wszystko odpowiadał Jabłonowski, Pitoń czy inny Sykulenko, w ostateczności niechże poświęci się jaki nieznany zupełnie stronnik prezesa, robiąc z siebie ''ruską k...'' ku chwale Ojczyzny:). Zdaję sobie sprawę, że nie byłoby to ''na czasie'', jeśli Rosja znowu ma robić za naszego ''partnera'', ale przecież to nie my za to byśmy odpowiadali, ''prawda''? W sumie dziś podsrywanie ''sojusznika'' jest wręcz dobrze widziane, stąd dalejże gotujmy się na rzekomy powtórny ''reset'', a w istocie globalny dyktat jedynej prawdziwej anarchii - międzypaństwowej.

Albowiem USA niczym innym obecnie się nie zajmują, jak demontażem swej globalistycznej ''supermocarstwowej'' struktury panowania. Tym samym więc z gwaranta światowego ładu przedzierzgnęły w jego naczelnego destruktora, o czym świadczą sankcje nakładane przez nie na międzynarodowe trybunały prawoczłowieczyzmu, tudzież wyzbywanie się członkostwa w kolejnych ponadpaństwowych instytucjach. Przyjdzie stąd zapewne pora i na koniec z ONZ a może nawet samo NATO, kto wie? Od dawna zresztą wyraźnie sygnalizują niechęć do odgrywania roli ''światowego żandarma'', co nie oznacza bynajmniej pogrążenia się Ameryki w ''izolacjonizmie'' [ jaki w istocie nigdy nie miał miejsca ], lecz poszukiwanie nie ślepych wykonawców swej woli a pełnomocników, gotowych wziąć na siebie część ryzyka i związanej z tym odpowiedzialności w zamian za określone profity. Wszakże nie można dać się okpić Jankesom byle czym, a do tego chcieli przymusić ukraińskiego przywódcę, by im niemal za bezdurno oddał pół swego kraju bez udzielenia mu realnych gwarancji bezpieczeństwa. Gorzka nauka także i dla nas Polaków, stąd radziłbym Markowi Wróblowi nie pchać się z durnymi radami Ukraińcom, że ''lepiej przerobić się na amerykańskich wasali, niż rosyjskich czy niemieckich'', głupio wyłączając jeszcze przy tym z owej upiornej logiki samą Polskę. Bowiem lada moment powtórzę możemy znaleźć się w podobnej nieciekawej oględnie zowiąc sytuacji, dlatego przykro mi, ale inaczej jak podłym kurewstwem nazwać takowych nieczystych zagrań nie sposób. Zbiera mnie też na mdłości, gdy widzę jak w tv Republika Maciej ''hasbara'' Kożuszek firmuje ''rewelacje'' Mike'a Benza, opisywanego już tu izraelskiego prowokatora i wyjątkowo nędznej kreatury podlizującej autentycznym naziolom - pogratulować towarzystwa! Wygląda stąd, że PiSdusie śladem Kacfederatów postanowiły dołączyć do syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'': trumpowa MAGA-Izrael-Rosja, a w takim razie przyjdzie im niedługo kajać się nie tylko za ''proces brzeski'', czy nawet ''zamach majowy'' i samego Piłsudskiego, ale nade wszystko 500+:). Inaczej nie idzie, kiedy techlibertarianie wyhodowani przez Obamę i Bidena sprywatyzowali sobie prawicę czyniąc z niej parodię, gdzie ''konserwatystów'' zgrywają wolnorynkowe skurwysyny i wynarodowieni dewianci, byle proizraelscy i najlepiej jeszcze przy tym filorosyjscy. W kontrze nie oczekuję wiele, bynajmniej zaraz otwartej konfrontacji z Gudłajstanem, bo to oznaczałoby mieć przeciw sobie i Amerykę pod jej obecnym przywództwem, nigdzie też nie ma mowy o zapisywaniu się do islamistycznej międzynarodówki i pajacowaniu w kefiji z okrzykami ''za wolną Palestynę''. Wystarczyłoby zachować nieco zdrowej rezerwy do wrogiego nam wściekle syjonokrzyżactwa, nie trzeba więc suflować tak ochoczo szerzonych przez nie łgarstw, jakimi i nas może ono w końcu obrzucić, chociaż tyle. Zaprzedaną autorytarianom prawicę czeka stąd smutny los lewaków, jacy onegdaj podobnie dali zadu wielkiemu kapitałowi, wówczas opartemu na rozbestwionym konsumeryzmie. Dostarczając mu oprawy ideologicznej i marketingowej pieprzeniem o ''rewolucji seksualnej'', ''wyzwoleniu obyczajowym'' [ chyba z mózgu ], feminizmie, LGBT itp. bzdurach. Przyniosło im to konkretne profity w postaci triumfalnego ''marszu przez instytucje'' i prawdziwej ''hegemonii [kontr]kulturowej'', w efekcie jednak zamykając w pułapce hermetycznego getta uzależnionych od ''grantozy'' NGOsów, środowisk akademickich i mediów głównego ścieku. Rozpaczliwie bezużytecznych politycznie, szukając temu rady w rozmaitych ''zastępczych proletariatach'' Murzynów, kobiet, pederastów czy muzułmanów. Daremnie, bo w końcu i tak wychodzi, że na ten przykład ich ''solidarność'' z wyznawcami islamu jest nader wybiórcza. Obejmując Palestyńczyków, ale już nie ofiary reżimu Asada czy sudańskiej wojny, którą mają w głębokiej dupie, gdyż nie da się o nią winić Zachodu lecz arabskie i ''czarnoafrykańskie'' kraje, jakim owi rasiści z białej lewicy odmawiają podmiotowości także w czynieniu zła. Podobnie więc stanie się ze skurwiałą, zżeraną przez rak libertarianizmu prawicą, która porzuciła swój wspólnotowy charakter by przemienić w zabawkę tym razem nowej, techautorytarnej formy kapitalizmu zamiast próbować go okiełznać niczym Roosevelt swym ''Nowym Ładem''.

W istocie zaś idzie właśnie o tegoż zaprzeczenie, czego nie kryje nawet Marc Andreessen, jeden z głównych libtardów Doliny Krzemowej, jacy walnie przyczynili się do politycznego come backu Trumpa. Co tłumaczy nie tylko obecną rozbiórkę rękoma samych Amerykanów wzniesionego przez USA międzynarodowego porządku, ale i likwidację wszelkich niemal osłon socjalnych, standardów pracy i nawet ustawodawstwa antymonopolowego jeszcze z pocz. XX wieku. Opcje w takim razie możliwego rozwoju wydarzeń rysują się dwie: 1. albo ''niewidzialna ręka'' amerykańskiego rządu posługuje się ''cyberautorytarianami'' typu Musk czy Thiel niczym taranem pożądanych przezeń zmian, do tworzenia nieznanych jeszcze historii form swego władztwa. 2. albo też światowe mocarstwo faktycznie znalazło się w posiadaniu bandy dupków z kompleksem Pana Boga, którym odbiło od nadmiaru pieniędzy i nie tak znów wielkiej władzy, jak im się tylko wydaje. Co za tym idzie: ''Imperium Americanum'' zrzuca jeno skórę by opanować nowe terytoria, w tym również w przestrzeni wirtualnej sprokurowanej przez ''sztucznointeligenckie'' technologie - lub rzeczywiście wielki kapitał wyzbywa się niepotrzebnej mu już wielkomocarstwowej skorupy, aby tworzyć na jej gruzach wygodną tylko sobie ''anarchaiczną udystopię''. Bo na pewno nie ''rząd światowy'', gdyż z kim by on toczył negocjacje, handlował czy wojował obejmując cały glob - z ''kosmicznymi jaszczurami''? Owszem, przy obecnych technikach manipulacji jest całkiem możliwe wprawienie ludzkich rzesz w stan zbiorowej psychozy, tak że uwierzą serio w zagrożenie inwazją jakowegoś UFO, sądzę wszakże iż motywacje stojące za projektem Trump 2.0. są zdecydowanie bardziej przyziemne. W każdym razie będzie kolebało światem jak cholera, więc nie ma już co liczyć nie tylko na opiekę globalnego ''dobrego wujka'' z Ameryki, ale nawet i nowy ''koncert mocarstw'' o jakim pieprzy Rubio, wraz z sekundującymi mu swym chciejstwem ''multipolarności'' Rosjanami. Na placu boju ostały się jeno państwa, silniejsze lub słabsze, ale ostatnie jak Iran czy Ukraina także mają pewne, niechby liche karty w ręku wbrew temu co bełkocze Trump. Co więcej, stwarza to również szansę dla podmiotów dopiero pretendujących na rządy, jak choćby palestyński ruch oporu, który na przykładzie syjonistów przekonał się, że ledwie wczoraj mieli cię za terrorystę, dziś już dla nich jesteś bojownikiem, a jutro być może będziesz sprawować uznaną międzynarodowo władzę. Nie kto inny co sam Trump zdaje się to pojmować, skoro jego administracja poczęła za pośrednictwem Kataru negocjacje z Hamasem, wprawiając tym w lekki stupor izraelskie władze, które najwidoczniej sądziły, że obecny upadek ''prawoczłowieczyzmu'' będzie działał jedynie na ich korzyść, sankcjonując politykę brutalnego zaboru ziemi i eksterminacji zamieszkującej ją ludności pod syjonistyczny ''Lebensraum''. Dlatego mimo wszystko po cichu wciąż liczę, iż jednak w końcu ''old white nigga'' Donald T. potraktuje Satanjahu niczym onegdaj swego żydowskiego protektora Roya Cohna, pederastę jakiego ostawił na pastwę losu, gdy ów dogorywał trawiony AIDS. Wszakże póty co rzeczy mają się tak, że izraelski fuhrer mógłby zaleźć do Gabinetu Oralnego w malinowym garniaku z bazarów, hawajskiej koszuli czy nawet o gołym zadku, a Trump i zwłaszcza Vance wylizaliby mu go na glanc. Darując przy tym wszelką pomoc zbrojną bez żadnych limitów, wraz z miliardami dolarów bezzwrotnych funduszy z budżetu USA, co też i ochoczo uczynili nie kłopocząc się nawet zaklepaniem tego przez amerykański Kongres. Widać stąd, że nie o pochodzenie Zełeńskiego tu idzie a tym bardziej ubiór, gdyż Żyd nierówny Żydowi i przynajmniej na razie jedynie ci z ''ziemi świętej'' liczyć mogą na ''specjalne traktowanie'' ze strony protestanckich syjonistów, bo w nich tak naprawdę leży tutaj problem. Podobnie jak i stronnikach wrogiej islamowi [ oraz chrześcijaństwu ] ''hindutwy'', jacy tak się akurat składa opanowali właśnie amerykańską bezpiekę, co każe poważnie zadumać czy aby domniemana ''rosyjska agentura'' faktycznie ma być głównym zagrożeniem dla obecnej administracji Trumpa. Pora stąd aby decydenci w Polsce również pojęli wreszcie, iż my także stajemy się politycznie częścią Eurazji, przeto w obecnym świecie jedynie ''egzotyczne sojusze'' mają sens, wbrew majaczeniom ''niedorealistów''.

Niestety krajową opinię publiczną nadal kształtują tępe łby pokroju niejakiego Miłosza Lodowskiego, który do dziś nie wyciągnął głowy z własnej dupy, skoro nadyma się niczym posłaniec ''białego sahiba'' pouczający ukraińskiego ''kacyka'', by ten ukorzył przed rzekomym amerykańskim ''hegemonem''. Najgorsze zaś, że i samych Polaków ustawia w pozie ubogich kuzynów i petentów mających czekać pokornie w przedpokoju ''imperatora'', aż ów nas w końcu przywoła racząc paroma zdawkowymi komplementami bez znaczenia. Lodowski zachowuje się niczym alfons i to pośledniego typu, bo nawet dziwka winna się cenić a ten handluje Polską jako tanią kurwą, gotową dać tyłka za jakieś grosze czy choćby samą atencję ze strony byle zjeba! Przykro mi, ale jeśli tak ma wyglądać ''wstawanie z kolan'' przez podobne mu PiSdy lub inszych Kołtunofederatów, mam do nich prośbę więc, aby przynajmniej nie wycierali sobie gęby Piłsudskim i Dmowskim, bo ci wchodząc w agenturalne relacje z obcymi wywiadami mieli nieporównanie więcej godności. Memcen ze swymi żałosnymi antyukraińskimi prowokacjami, czy stronnicy Kaczyńskiego ślepo powtarzający za najgorszymi bredniami szerzonymi obecnie przez Białasowy Dom, jednako wychodzą na skończonych frajerów, gdyż trudno doprawdy liczyć się z pełzającym pod stopami robactwem. Co więcej, Trump wbrew popularnej o nim opinii docenia hardość, przeto swym wiceprezydentem zamianował typa wyzywającego go nie tak znów dawno od ''Hitlerów'', niesłychanie ważny zaś nadzór nad całością amerykańskiego wywiadu powierzył babie traktującej pogardliwie przełożonego jako ''Saudi's bitch'':). Zakompleksione ''polactwo'' tego nigdy nie ogarnie, operując wyłącznie w znanych mu okolicach czyjegoś odbytu, jak widać owa patologia nie tyczy jedynie tuskowych folksdojczy ale i rzekomych ''patriotów'', ba - ''suwerenistów''! Dlatego żadnego z nich nie będzie stać na krytykę Trumpa, bełkoczącego jakoby Ukraina nie wytrzymałaby ''dwóch tygodni'' rosyjskiej inwazji bez amerykańskiego wsparcia zbrojnego. Owszem, ''javeliny'' odegrały dość istotną rolę w jej pogromie, ale bez porównania ważniejszym było zachowanie przez Ukraińców poradzieckich systemów obrony przeciwlotniczej i rakietowej, niechby i w szczątkowym stanie. Pozwoliło im to bowiem na przeszkodzenie Rosjanom w opanowaniu nieba nad krajem, natomiast ostrzał artyleryjski lotniska w Hostomelu zapobiegł lądowaniu ciężkich transportowców z tysiącami żołnierzy blisko centrów władzy w Kijowie. Wreszcie krążownik ''Moskwa'' został posłany na przysłowiowy już chuj rakietą ukraińskiej produkcji, zaś sam Załużny wcale nie kryje, iż czerpie z doktryny wojennej wroga, tym bardziej jego następca Syrski - absolwent radzieckiego odpowiednika West Point. Poza tym Rosję zgubiła pycha nie dostrzegająca w Ukrainie państwa, a stąd i brak u niej gotowości na konfrontację z jego fundamentem, jaki stanowi regularna armia. Kremlowski tyran i jego gejnerałowie sądzili więc, że wykpią się kombinacją demonstracji zbrojnej z akcją pacyfikacyjną, co tłumaczy liczny udział oddziałów Rosgwardii i tego typu formacji w szeregach wojsk inwazyjnych, sposobnych do zwalczania najwyżej neobanderowskiej partyzantki i cywilnych demonstrantów, nie zaś na prawdziwą wojnę. Przeto okrążać największe wtedy zgrupowanie ukraińskich wojsk na Donbasie poczęli, gdy zebrali srogi łomot na przedpolach stolicy kraju i Charkowa, kiedy było już dla nich za późno, co mają więc do tego same USA? Mało tego: przytaczałem w owym miejscu artykuł z głównego wydania ''Newsweeka'' sprzed niemal dwóch lat będzie, który powinien wywołać polityczne trzęsienie ziemi a przeszedł niemal bez echa, albowiem wynikało zeń, iż UKRAIŃCY SPRAWILI NIESŁYCHANĄ PRZYKROŚĆ AMERYKANOM NIE POZWALAJĄC ROSJI WZIĄĆ SZTURMEM KIJOWA. Wszystko bowiem mało być już ugadane z Moskwą, Biden dał jakoby zielone światło Kremlowi na zajęcie sąsiedniego państwa, jedynie z zastrzeżeniem by dokonano tego bez użycia broni nuklearnej i wciągania innych krajów w wojnę. Pewnie stąd Białasowy Dom nie za bardzo wiedział co począć z tak nieoczekiwanym dlań przebiegiem zdarzeń podczas trwania pierwszych miesięcy walk, w końcu decydując się na udzielenie jakiegoś wsparcia, ale w dość ograniczonej formie by nie zaszkodzić specjalnie Rosjanom. Tak samo zresztą było z drugim Majdanem, nie wiem jakie miliardy włożone weń przez USA nic by nie dały, gdyby na miejscu nie istniał potężny opór przed reżimem Janukowycza, którego nieudolność i złodziejstwo daleko przekroczyły nawet miarę właściwą ukraińskim oligarchom. Niestety obserwując przed laty owe wydarzenia na gorąco nie miałem tego świadomości, traktując stąd jako li tylko wywołany przez Amerykanów na miejscu zamach stanu, wszakże drugi raz już podobnego błędu nie popełnię! Z perspektywy czasu jasno widać, że patriotyczni demonstranci mieli rację broniąc się zaciekle przed zamianą swego kraju w kloakę ''ruskiego miru'', jaką dziś jest Donbas oraz inne terytoria okupowane przez Moskali. Tak więc jeśli jacyś Ukraińcy rzeczywiście przegrali, to są nimi zdrajcy, którzy zaprzedali się Rosji traktującej ich zwykle gorzej niż śmiecie [ nauka i dla nas Polaków ].

Podsumowując: rozumiem trudną sytuację PiS, jakiemu Kacfederacja zieje nieświeżym oddechem na karku, zmuszając poniekąd do prześcigania się w antyukraińskiej retoryce. Doprawdy jednak jest o co bardziej dopieprzyć się realnie Ukraińcom, niż taki czy inny ubiór ich przywódcy, choćby do owego cwaniaczka z ''Kernela'', skądinąd byłego stronnika Janukowycza co przerobił się na ''banderowca'', który jął zalewać polski rynek zbożem przy okazji oszukując polskich, jak i ukraińskich inwestorów swej firmy. Tym śladem trzeba iść, a nie kpić głupio z Zełeńskiego, że był komikiem i showmanem strzelając tak sobie w stopę, bo kim w takim razie do cholery niby jest Trump?! Facet do dziś traktuje politykę niczym arenę wrestlingu czy telewizyjną dramę, pełną absurdalnych zwrotów akcji byle podbić emocje do zenitu, gdzie prawda nie ma większego znaczenia. Najlepszym dowodem, iż próbuje zastąpić Zełeńskiego całkiem skompromitowanym duetem z przeszłości: Tymoszenko/Poroszenko. Tymczasem realnie patrząc jedynym bodaj, kto mógłby zagrozić teraz przywódcy Ukrainy jest Załużny, ów jednak twardo oznajmił, że nie da się użyć w intrydze rodem z opery mydlanej, bo jest mężczyzną a nie Kałfederatą czy PiSdą jak Czarnek. Nikt również nie wymaga powtórzę, by stronnictwo Kaczyńskiego szło na otwartą konfrontację z Izraelem a przeto i USA obecnie, wystarczy jeno nie robić z siebie nadgorliwych ''szabes gojów'', naprawdę na zbyt wiele liczę? Przyznam bowiem, że nabieram przez to ochoty by skreślić wszystkich trzech głównych kandydatów w prezydenckich wyborach, przy każdym pisząc iż jednako robi za izraelską, rosyjską i amerykańską k... . Megalomanią zaś byłoby sądzić, żem jedyny taki i pewnie sporo stronników PiS mogłoby się pod mymi uwagami podpisać. Wszakże poprę jednak Nawrockiego, by nie wyrzucać sobie po tym, iż nie uczyniłem choć tak symbolicznego gestu, by powstrzymać Czaskosky'ego i bodaj jeszcze gorszego odeń Memcena. Niemniej przyjdzie mi pewnie rozstać się w końcu z formacją Matki Durki, Macieja ''hasbary'' Kożuszka czy nawet szanowanego przeze mnie dotąd Marka Wróbla, szczególnie dwaj ostatni dostali jakiegoś małpiego rozumu, gdyż po Kuraku od dawna już niczego się nie spodziewam. Bowiem nie zamierzam marnować głosu na drugą Kucfederację, a PiS takowy straceńczy dlań kurs najwidoczniej obrał, więc chuj z taką ''prawicą'' - jest wspólnotowa albo żadna. Inaczej ktoś typu Andrew Tate'a staje się ''więźniem sumienia'' i ofiarą ''florydzkiej komuny'':))). W każdym razie całe to pierdolenie, że Stanami Zjednoczonymi włada obecnie jakoby ruski agent ''Krasnow'' dowodzi jedynie głębokiego niezrozumienia fundamentalnych przemian samej Ameryki. Bowiem Trump to żaden eksces a symptom agonii jej euratlantyckiej formy do jakiej zwykliśmy, zarazem narodzin nowej już posteuropejskiej, oba zaś procesy są mało higieniczne oględnie zowiąc, stąd faktycznie wszystko to wygląda tak paskudnie...

ps.

Wszystko też wskazuje, że USrael wespół z Rosją stały za niedawną próbą zamachu stanu w Syrii. Celem była secesja alawitów a tak naprawdę nusajrytów, aktywizując pozostałych na miejscu niedobitych reżimowców Asada. Nieudanej na szczęście operacji towarzyszył istny dezinformacyjny sracz, który nie ominął nawet i polskich mediów głównego ścieku. Owszem, władający obecnie Syrią islamiści nie są cnotliwymi ''białorycerzami'' i to bardzo oględnie zowiąc, wszakże klęska ''neokalifatu'' dała im surową lekcję, że w kraju o tak licznych mniejszościach religijnych i etnicznych próba wzięcia ich wszystkich pod jeden strychulec musi skończyć się porażką. Nie obejdzie się więc bez jakich koncesji dla nich, nawet przy zachowaniu prymatu arabskich wyznawców sunny. Zresztą kto niby ma władać państwem z muzułmańską większością - tak jak dotąd gnostycka sekta nusajrytów, jacy tyle mają wspólnego z islamem co mormoni z chrześcijaństwem? W każdym razie Gudłajstan wcale nie kryje, że jest głównym siewcą zamętu na Bliskim Wschodzie, stąd bezczelnie ogłosił się protektorem syryjskich druzów, mimo iż zdecydowana większość z nich absolutnie sobie tego nie życzy, wspierając także na miejscu kurdyjską anarchokomunę. Bowiem dąży on jawnie do ''kantonizacji'' Syrii, zasilając w tym celu wszelkie możliwe ruchy separatystyczne, dokładnie tak samo jak czyniła to Rosja na Ukrainie. Nie tylko w tym zbieżna jest polityka obu agresorów, dopiero więc pod naciskiem uchodzącej administracji Bidena Izrael w końcu przekazał Ukraińcom dawno już niepotrzebne mu pociski do baterii ''Patriot'', gęsto przy tym tłumacząc się z tego gestu Rosjanom. Co wcale nie wyklucza, że jacyś izraelscy spece wojskowi mogą pomagać w zbijaniu irańskich ''szahedów'' na Ukrainie, bo nie pierwszy to raz w dziejach, gdy te same państwa ze sobą wojują a zarazem handlują. Tymczasem polscy [?] politycy i dziennikarzyny dalej będą duraczyć krajową publikę, iż Tricky Dicky potężny władca AmeryKKKi ciężko obraził się na ''UkroŻyda'', że ów nie założył garniaka na spotkanie z nim i grubiańsko sobie poczynał, zamiast paść na kolana przed ''imperatorem'', ech. Z całej afery przynajmniej taki pożytek, że do Ukraińców dotarło ostatecznie, iż liczyć mogą głównie na siebie, a nie latać wiecznie po prośbie za ocean. Podobnie co i reszta Europy, Trump wymusi na niej samodzielność i dobrze, bo niby gdzie toczy się wojna na Ukrainie - w Afryce?! Acz niewątpliwie świadczy o ''zmurzynieniu'' Starego Kontynentu... Tymczasem Amerykanie mieli wywrzeć presję na kurdyjską anarchokomunę, by poszła na historyczne porozumienie z nowymi władzami Syrii: wygląda stąd, że Trump robi Satanjahu z dupy Roya Cohna.

sobota, 8 lutego 2025

Homoseksualiści, komuniści i okultyści.

Wbrew lewackiej histerii spowodowanej zawłaszczaniem USA przez autorytarian pokroju Thiela czy Muska, celem ich nie jawi się wcale faszystowska statolatria a wręcz jej zaprzeczenie - i w tym właśnie leży problem! Ostawmy na boku czy aby nie posługuje się nimi jedynie amerykański ''deep state'', by radykalnie zmienić formy swego władztwa, załóżmy póty co iż głoszony przez nich ''anarchaiczny kałpitalizm'' jest na serio. Przewodnikiem po nim stanie się dla nas Hans-Hermann Hoppe - niemiecko-jankeski filozof libertariański, bliski uczeń i poniekąd następca Rothbarda, jeden z czołowych dziś ''misesologów''. Do inspiracji nim przyznaje się Curtis Yarvin: ''techfeudalny'' bękart talmudystów amerykańskiej ''żydokomuny'', jakiego można z kolei zwać mentorem nie tylko wspomnianych już Thiela i Muska, ale bodaj nade wszystko obecnego wiceprezydenta USA Vence'a. Na wpływ Hoppego powoływał się również argentyński prezydent Milei, póty nie rozgorzał między nimi publiczny spór, gdy Niemiec skrytykował ostro latynoamerykańskiego przywódcę za odejście od pryncypiów anarchokapitalizmu, na co ten w odpowiedzi nazwał go ''liberidiotą'':). Kończąc ów krótki rys biograficzny wypada jeszcze nadmienić, że imć Hans-Hermann niby to dystansując się od ''putinowskiego gangu'' w istocie przychylił się do jego kłamliwej argumentacji, jakoby to sama Ukraina ''sprowokowała'' rosyjską agresję swymi staraniami o przystąpienie do NATO. Mimo iż wiodące kraje członkowskie Paktu z Niemcami i Francją na czele stawiały im stanowczy opór, a i nawet USA nie były temu zbyt chętne tak w dobie umizgów Busha juniora do Kremla, co tym bardziej podczas obamowo-bidenowskiego ''resetu'', czyniąc faktycznie aspiracje Kijowa martwymi. W istocie bowiem spod ''ultralibertariaństwa'' Hoppego co i Yarvina wyłazi raz po raz ''antyimperialistyczne'' lewactwo, jakim obaj są podszyci i w którym tkwią ich prawdziwe ideowe korzenie, czego znamieniem żywiona przez tych psychopatów nienawiść do państwa - osobliwie głównie, jeśli nie wyłącznie amerykańskiego. Na dowód prawem cytatu przytoczę obszerny fragment bodaj najbardziej znanej pracy niemieckiego teoretyka anarchokapitalizmu ''Demokracja - bóg który zawiódł'', konkretnie z rozdziału pod znamiennym tytułem ''O współpracy, plemieniu, mieście i państwie'', gdzie snuje on wizję pożądanych przezeń zmian w duchu swoistego ''neotrybalizmu'' o eugenicznym charakterze:

''[...] Jednostka rasy ludzkiej kompletnie niezdolna do zrozumienia faktu wyższej produktywności podziału pracy opartego na własności prywatnej nie jest, ściśle rzecz biorąc, człowiekiem [ persona ], lecz podpada pod tą samą kategorię moralną do której należą zwierzęta - zwierzęta gatunków niegroźnych [ zdatnych do udomowienia, zatrudnienia przy produkcji, konsumpcji czy też używania jako ''dobra wolnego'' ], albo dzikich i niebezpiecznych [ które się zwalcza jako szkodniki ]. Z kolei te jednostki, które są w stanie pojąć wyższość podziału pracy i własności prywatnej, lecz brakuje im moralnej siły by pójść za swoimi przekonaniami, stają się albo niegroźnymi dzikusami żyjącymi poza społeczeństwem, albo mniej lub bardziej niebezpiecznymi przestępcami. Są to osoby, które świadomie postępują źle i które należy nie tylko poskromić lub unieszkodliwić, ale i ukarać proporcjonalnie do ciężaru ich przestępstw by pomóc im zrozumieć naturę własnych występków i dać nauczkę na przyszłość. [...] Konflikty rasowe mogą przerodzić się z wrogości w chęć współpracy [ handlu ], jednak nie bezpośredniej, takiej jak między sąsiadami lub wspólnikami, lecz pośredniej na dystans i w oddzieleniu od siebie. [...] W wyniku tego procesu i w związku z gwałtownym wzrostem ilości dóbr i rozwojem pragnień, które można nabyć i zaspokoić tylko niebezpośrednio, rozwinie się handel a wraz z nim powstaną także centra handlowe. Kupcy i miasta spełniają funkcję pośredników w niebezpośrednich wymianach zawieranych pomiędzy odrębnymi gospodarstwami i społecznościami, stając się dzięki temu socjologicznym i geograficznym sercem związków międzyplemiennych i międzyrasowych. To właśnie wśród kupców i handlarzy stosunkowo najwięcej jest małżeństw mieszanych - zawieranych przez przedstawicieli odmiennych grup rasowych, etnicznych czy plemiennych - a ponieważ związki takie będą z reguły potępiane przez obydwie grupy z których wywodzą się małżonkowie, to na taki luksus stać będzie tylko najbogatszych. Jednak nawet członkowie najbogatszych rodzin kupieckich będą w takich wypadkach niezwykle ostrożni. Aby nie narazić własnej pozycji kupca należy zadbać o to, by takie mieszane małżeństwo było przez rodziny obu stron uznane za związek między ''równymi''. A zatem mieszane małżeństwa w rodzinach kupieckich przyczynią się raczej do ''wzbogacenia'' niż ''zubożenia'' genetycznego [ ''pauperyzacji'' ]. To właśnie w wielkich miastach, będących ośrodkami handlu międzynarodowego, będą najczęściej mieszkać małżeństwa mieszane ze swoim potomstwem; tam również, nawet nie wchodząc w związki małżeńskie, będą się ze sobą bezpośrednio stykać przedstawiciele rożnych nacji, plemion czy ras [ dzięki temu, że oni właśnie obcują ze sobą, ich współplemieńcy nie muszą wchodzić w mniej lub bardziej nieprzyjemne kontakty z cudzoziemcami ] i to właśnie tam w największym stopniu wykształci się system fizycznej i funkcjonalnej integracji oraz segregacji. Wielkie miasta będą też miejscem narodzin najbardziej wyrafinowanych form życia osobistego i zawodowego oraz etykiety i stylu, będących odbiciem złożonego systemu alokacji przestrzenno-funcjonalnej. To miasto jest miejscem narodzin cywilizacji i cywilizowanego życia. [...]''

- czyli kosmopolityczna ''selekcja międzyrasowa'' tylko dla bogatych, segregacja zaś staje się w ''anarchaicznym kałpitalizmie'' znamieniem biedy. Chuj, brnijmy dalej w pierdolenie Hoppego:

''[...] Aby utrzymać prawo i porządek w wielkim mieście z jego zawiłymi strukturami fizycznej i funkcjonalnej izolacji lub integracji, oprócz form ochrony prywatnej i samoobrony powstanie także mnóstwo rozmaitych sądów, agencji arbitrażowych i ciał wykonawczych. Miasto będzie, można by powiedzieć, zarządzane a nie rządzone. [...]  Gdy nad danym terytorium, nad wsiami i miastami zaczyna sprawować władzę rząd centralny, tworzą się państwa i dokonuje podział na obywateli danego kraju oraz cudzoziemców. Nie ma to wpływu na sytuację jednorodnych na ogół etnicznie i rasowo wsi. Tymczasem w wielkich skupiskach handlowych, w których mieszają się ze sobą różne populacje, rozróżnienie prawne na obywateli danego kraju i cudzoziemców [ zamiast na etnicznie lub rasowo zróżnicowanych posiadaczy własności prywatnej ] będzie nieodmiennie prowadziło do jakichś form przymusowego wykluczenia i do rozluźnienia współpracy pomiędzy różnymi grupami etnicznymi. Ponadto istnienie centralnego aparatu państwowego zmniejszy fizyczny rozdział miast od wsi. W celu sprawowania swojej funkcji monopolisty sądowniczego rząd centralny musi mieć zagwarantowany dostęp do posesji każdego obywatela, będzie więc musiał przejąć kontrolę nad siecią wszystkich istniejących dróg, a nawet ją rozbudować. Poszczególne gospodarstwa zostaną więc siłą rzeczy zbliżone do siebie, być może bardziej niż by tego chciały, a fizyczna odległość miast od wsi zostanie wyraźnie zmniejszona. Nastąpi zatem wewnętrzna przymusowa integracja. Ta postępująca przymusowa integracja wynikająca ze zmonopolizowania dróg i ulic będzie oczywiście najbardziej widoczna w miastach. Zaznaczy się ona tym wyraźniej, jeśli - jak to się często zdarza - siedziba rządu znajduje się w mieście. Wybrany w powszechnych wyborach rząd nie może się powstrzymać od wykorzystania swojej pozycji monopolisty i prowadzenia redystrybucji na korzyść grupy etnicznej czy rasowej, którą reprezentują jego wyborcy. Grupa wyborców nieuchronnie powiększa się więc i wraz ze zmianami w rządzie coraz więcej ludzi z coraz to różnych plemion będzie ściągać ze wsi do miasta, by otrzymać tam rządową pracę i zasiłki. Wynikiem tego  będzie nie tylko relatywne ''przeludnienie'' stolicy [ w miarę jak skurczą się inne miasta i wsie ]. Monopolizacja dróg ''publicznych'' - po których każdy może teraz chodzić dokąd mu się podoba - doprowadzi do wzrostu wszelkiego rodzaju napięć i animozji etnicznych, plemiennych i rasowych. Co więcej, o ile wcześniej małżeństwa mieszane pod względem etnicznym, rasowym lub plemiennym były raczej rzadkie i ograniczały się do wyższej warstwy kupieckiej, wraz z przybyciem do stolicy biurokratów i wszelkiego rodzaju próżniaków o zróżnicowanym pochodzeniu etnicznym lub rasowym, wzrośnie liczba małżeństw mieszanych a międzyrasowe i międzyetniczne kontakty seksualne przestaną być domeną bogatych i staną się powszechne wśród niższych - a nawet tych najniższych, żyjących na garnuszku państwa - warstw społecznych. Materiał genetyczny zostanie więc ''zubożony'' a niewzbogacony [ - tu cię libertariańska kurwo boli! Seks z Murzynką czy Azjatką tylko dla zamożnych, a ty bidoku zwal se kunia - przyp. mój ]. Zubożeniu temu będzie dodatkowo sprzyjało wprowadzenie rządowych zasiłków socjalnych. Wśród pobierających świadczenia socjalne wskaźnik urodzeń będzie wyższy niż w innych grupach społecznych, zwłaszcza w grupach o wyższym statusie. Konsekwencją tego ponadproporcjonalnego rozrostu najniższych klas społecznych i rosnącej liczby potomstwa pod względem etnicznym, rasowym i plemiennym - szczególnie w niższych warstwach społeczeństwa - będzie też stopniowa zmiana charakteru rządu demokratycznego. Kwestie rasowe przestaną być wyłącznym narzędziem politycznym, a sama polityka będzie się stawać coraz bardziej ''klasowa''. Demokratyczni przywódcy nie będą już mogli zabiegać o poparcie wyłącznie na gruncie etnicznym, rasowym czy plemiennym, ale odwołując się do uniwersalnych, czytelnych ponad poddziałami rasowymi czy etnicznymi odczuć zawiści i egalitaryzmu, będą się starali pozyskać całe skonfliktowane klasy społeczne [ np. pariasi i niewolnicy przeciwko panom, pracownicy kontra kapitaliści, biedni przeciwko bogatym itd. ]. [...]''

- tak więc idąc tropem niemieckiej eugenicznej spierdoliny jaką jest Hoppe ''pińcset'', tudzież jak teraz ''łusiemset'' służy zubożeniu materiału genetycznego Polaków. Rozmnażać się i wchodzić w międzyrasowe związki mają rzekomo prawo jedynie bogacze - znamienne, iż podobną głupotę mógłby rzec tylko zakompleksiony nuworysz, bowiem arystokraci są zwykle świadomi negatywnych konsekwencji ''chowu wsobnego'' w obrębie własnej kasty skądkolwiek by ona nie pochodziła, stąd właśnie dla odrodzenia ''rasowej wyższości'' potrzebują od czasu do czasu ''świeżej krwi'' ambitnych plebejuszy. Być może mnie za to zamkną, ale muszę w owym miejscu poczynić uwagę jedynie z pozoru niezwiązaną z tematem: Hitler uczyniłby prawdziwą przysługę dla ludzkości, gdyby zamiast mordować miliony wschodnioeuropejskich Żydów zagazował tylko jedną jedyną Ayn Rand! Widać stąd jakiej to manipulacji dopuszcza się Hoppe - kreśli hobbesowski ''stan natury'' jako utopię Rousseau, gdzie ''dobre dzikusy'' dogadywały się ze sobą do czasu, aż wmieszało się między nich nie wiadomo skąd państwo, zarazem przedstawiając to jako pożądaną sytuację do której trzeba nam wrócić. Nie kryję, że zakute łby szerzące podobną chujnię, zwłaszcza w Polsce z naszą historią zaborów i okupacji, należałoby nakurwiać młotem na ''wagnerowskim'' kowadle. Dobra, przysięgam ostatni już fragment bełkotu Hoppego:

''[...] Wydawałoby się, że gorzej już być nie może. Tymczasem rząd, posłużywszy się w swych destrukcyjnych działaniach kwestiami rasowymi i klasowymi, zwraca się ku problemom płci. Polityka ''równości'' rasowej i społecznej zostaje uzupełniona o ''równość płci''. Powstanie rządu - monopolisty sądowniczego - oznacza nie tylko, że przymusowemu połączeniu ulegną wcześniej oddzielne jurysdykcje [ jak w przypadku fizycznie oddzielonych społeczności etnicznych czy rasowych ], ale także iż w pełni dotąd zintegrowane jurysdykcje [ jak w przypadku gospodarstw domowych i rodzin ] zostaną osłabione lub nawet rozwiązane. Zamiast uznać sprawy rodzinne lub domowe [ włącznie z kwestią aborcji ] za prywatny interes domowników podlegający wewnętrznemu osądowi przez głowę rodziny lub innych jej członków, nowopowstały monopolista sądowniczy uczyni swoich agentów [ którzy w naturalny sposób będą dążyć do ekspansji swojej władzy ] ostatecznymi sędziami i arbitrami we wszystkich sprawach rodzinnych.  Aby uzyskać poparcie dla swoich działań na tym polu rząd będzie ponadto [ oprócz skłócania ze sobą jednych plemion, ras czy grup społecznych przeciwko innym ] podżegał do podziałów wewnątrz rodziny: pomiędzy płciami - mężami i żonami - oraz pokoleniami - rodzicami i dziećmi. Podobnie jak kiedyś, będzie to szczególnie widoczne w wielkich miastach. [...] Wraz z wprowadzeniem rządowej polityki rodzinnej wzrośnie liczba rozwodów, samotnych matek, takichże ojców, nieślubnych dzieci, więcej będzie przypadków złego traktowania dzieci przez rodziców i nawzajem, a także osób praktykujących ''nietradycyjny'' styl życia [ homoseksualistów, komunistów i okultystów ]. [...] Jest to szczególnie dobrze widoczne w wielkich miastach. To właśnie tam rozpad rodziny jest posunięty najdalej, najwięcej osób pobiera świadczenia socjalne, pauperyzacja społeczeństwa postępuje najszybciej, a dodatkowo rasowe i plemienne napięcia będące wynikiem przymusowej integracji przybierają najostrzejsze formy. Miasta z ośrodków cywilizacji stały się ośrodkami dezintegracji społecznej i rynsztokiem wypełnionym zgnilizną moralną, korupcją, bestialstwem i przestępczością. Co z tego wynika? Nie ulega wątpliwości, że cywilizacja zachodnia zmierza od pewnego czasu ku samozagładzie, czy jednak proces ten da się jeszcze odwrócić, a jeśli tak to w jaki sposób? Naprawdę chciałbym być optymistą, ale nie wiem czy są jeszcze ku temu powody. Rzecz jasna o biegu historii decydują ostatecznie idee, które w zasadzie mogłyby zmienić go w każdej chwili, nie wystarczy jednak do tego że ludzie zdadzą sobie sprawę, iż coś jest nie tak. Przynajmniej znacząca ich część musi także być dostatecznie inteligentna, by zrozumieć co jest nie tak, to znaczy pojąć wyłożone tu podstawowe prawa na których opiera się społeczeństwo - współpraca międzyludzka i zdobyć się na odwagę, by tymi prawami się kierować. To właśnie spełnienie tego ostatniego warunku jest najbardziej wątpliwe. Cywilizacja i kultura są do pewnego stopnia uwarunkowane genetycznie [ biologicznie ]. Jednak w wyniku etatyzmu - przymusowej integracji, egalitaryzmu, polityki socjalnej i destrukcji instytucji rodziny - jakość genetyczna populacji niewątpliwie się obniżyła. Czy mogło zresztą być inaczej, jeśli każdy sukces jest nieodmiennie karany a błąd nagradzany? Niezależnie od tego czy było to jego świadomym zamiarem czy nie, państwo opiekuńcze sprzyja rozwojowi ludzi intelektualnie i moralnie gorszych, a skutki byłyby jeszcze bardziej opłakane niż są obecnie, gdyby nie to iż to właśnie wśród takich ludzi wskaźniki przestępczości są najwyższe i często ludzie ci eliminują się nawzajem. [...]''

- dlatego takie pasożyty korzystające z rządowego ''socjalu'' jak Peter Thiel czy Elon Musk powinny być trzebione do spodu, tu pełna zgoda:). ''Afrykanerzy do Afryki!'':

''[...] Choć nie pozwala to optymistycznie patrzeć w przyszłość, nie wszystko jeszcze stracone. Wciąż istnieją wyspy cywilizacji i kultury - nie w miastach i metropoliach, ale na wsiach w sercach kraju. Aby je zachować należy spełnić kilka warunków. Państwo czyli monopolista sądowniczy, musi zostać uznane za źródło regresu cywilizacyjnego - państwa nie tworzą prawa i porządku, ale je niszczą - zaś rodzina musi odzyskać swoje dobre imię kolebki cywilizacji. Konieczne jest także, by głowy rodzin z powrotem przejęły swą funkcję ostatecznych sędziów we wszystkich sprawach rodziny [ gospodarstwa domowe muszą uzyskać status jednostek eksterytorialnych, takich jak ambasady ]. Dobrowolna segregacja przestrzenna i dyskryminacja muszą zostać uznane nie za coś złego, ale dobrego bo to one właśnie umożliwiają  pokojową współpracę pomiędzy różnymi grupami etnicznymi i rasowymi. Świadczenie zasiłków powinno stać się okazją do czynienia dobra dla ludzi czujących taką potrzebę, lub wewnętrzną sprawą każdej rodziny a wszelka państwowa pomoc socjalna winna być uznana za nic innego, co tylko subsydiowanie nieodpowiedzialności. [...]''

- jak widać z powyższego ideałem nie jest tu faszystowskie totalitarne państwo, którym było choćby dla włoskich futurystów, a na odwrót: archaiczne wspólnoty odseparowanych wzajem plemion, klanów i rodów rządzonych przez biblijnych patriarchów i starorzymskich ''pater familias'', władnych jak przed wiekami karać śmiercią domowników. Wyjątek stanowi jedynie kosmopolityczna z natury klasa kupiecka, tylko jej będzie dozwolone w wymarzonym przez niemieckiego filozofa świecie zawierać mieszane rasowo małżeństwa, a i to pod surowym wymogiem ''porozumienia stron'' tj. ojców rodzin. Wszystko zaś w imię zachowania jak najlepszej ''substancji biologicznej'' i jej doskonalenia, zagrożonego jakoby przez demokratyczny ''motłoch'' i samo państwo. Gwoli uczciwości należy dodać, iż Hoppe średnio nadaje się jako intelektualny wzór dla jankeskich autorytarian, nie tylko swym gromkim potępieniem amerykańskiego imperializmu [ przy jednoczesnym usprawiedliwianiu rosyjskiego ]. Idzie nade wszystko o niedopuszczalną dla nich jego spolegliwość wobec islamu, bowiem zakłada naiwnie iż konkurencja między prawem koranicznym a na ten przykład kanonicznym rzymskiego katolicyzmu ''sprzyjałaby wykształceniu się i doskonaleniu kodeksów obejmujących możliwie najszerszy zakres rozstrzygnięć prawno-moralnych - międzygrupowych, międzykulturowych itd.'' wspólnych dla obu nieprzystających poza tym do siebie systemów i religii. Tak jakby nieuniknione tu konflikty można by rozstrzygnąć li tylko na drodze arbitrażu, a wojna była jedynie sprawą rządu i oczywiście ''nieopłacalną'' dla libertariańskiego handełesa, jakże by inaczej. Sądzę wszakże, iż ów sentyment do muzułmaństwa jest prozaicznej natury, otóż Hoppe ma żonę z Turcji i sam tam żyje, acz nie słyszałem by jako gorący zwolennik secesjonizmu popierał kurdyjski separatyzm - siedzi cicho obawiając się pewnie ataku służb Erdogana, albo ''Szarych Wilków'':))). Yarvin stąd posłużył się tylko jego konceptem rozbicia państwa na patriarchalne tyranie do stworzenia własnej utopii zdecentralizowanego imperium ''techfeudałów'', władających swymi korporacjami niczym udzielnymi satrapiami bez dozoru jakichkolwiek zewnętrznych instytucji. Wprawdzie podzielam szerzoną przezeń intelektualną prowokację, iż Amerykanie [ i nie tylko oni ] powinni wyzbyć się swej brzydkiej fobii wobec dyktatury - w istocie arcyrepublikańskiej formy rządów stworzonej dla zachowania swobód obywatelskich przed obcą przemocą i poszerzenia ich zakresu. Sam apeluję od dobrych paru lat o ustanowienie takowej na rodzimym gruncie, wszakże rozumiemy przez to zupełnie inne sprawy - mnie idzie bowiem o ocalenie państwa, jemu zaś jego unicestwienie ew. ''prywatyzację'' na rzecz biznesowej oligarchii pokroju Thiela czy Muska. Zasadniczy ich błąd leży w tym, iż roją jakoby rządem można było władać niczym własną prywatną firmą czy korpo, wystarczy usprawnić jego działanie zajazdem hunwejbinów nasłanych przez Elona na oficjalne instytucje. Tymczasem państwo to nie tylko biurokracja, ale cały kompleks złożonych relacji społecznych, historyczna postać bytu narodowego mówiąc wprost, dlatego libertariańskich idei do których odwołują się autorytarianie nie należy traktować dosłownie, a jako oręż w walce politycznej i nade wszystko pretekst do radykalnych zmian w działaniu machiny administracyjnej USA. Przyznaje to poniekąd sam Yarvin w jednym z ostatnich wywiadów, acz póty co lekarstwo okazuje się raczej trucizną niż sposobem rewitalizacji amerykańskiego mocarstwa, na rezultaty wszakże owego procesu wypadnie jeszcze poczekać, stąd wstrzymam się z ostatecznymi wnioskami. Pewnym jest tylko, iż wstrząs jaki przeżywają obecnie Stany Zjednoczone nie jest byle przypadkową anomalią, lecz mimo pozoru chaosu stanowi objaw znacznie głębszych przemian tak oto zdiagnozowanych przez innego, niemiecko-holenderskiego tym razem filozofa Petera Sloterdijka w jego eseju ''Co się zdarzyło w XX wieku?'':

''Gdyby więc zapytać o oś wokół której obraca się przewartościowanie wszystkich wartości w rozwiniętej cywilizacji komfortu, odpowiedzią mogłoby być tylko wskazanie na zasadę obfitości. Bez wątpienia obecna obfitość, która chce być ciągle przeżywana w horyzoncie wzrostów i znoszenia granic, pozostanie dobitnym wyróżnikiem przyszłych stosunków, nawet jeśli za sto lat lub więcej cykl energii z paliw kopalnych dobiegnie końca. Można dziś przewidzieć, jakie nośniki energii umożliwią erę postkopalną - będzie to przede wszystkim spektrum technologii solarnych i paliw odnawialnych. Wraz z systemem solarnym następuje nieuchronnie przewartościowanie konsumpcyjnego ''przewartościowania wszystkich wartości'', a ponieważ zwrot ku aktualnej energii słonecznej kładzie kres rauszowi spożycia minionej, można by mówić o warunkowym powrocie do ''dawnych wartości'' - ponieważ wszelkie dawne wartości były pochodnymi imperatywu gospodarowania energią odnawialną w cyklu rocznym. Stąd ich ścisłe powiązanie z kategoriami stabilności, konieczności i braku. O zmierzchu drugiego przewartościowania zarysowuje się pewien cywilizacyjny stan pogodowy wykazujący z niejakim prawdopodobieństwem postliberalne cechy - wyniesie do władzy hybrydową syntezę technicznego awangardyzmu z ekokonserwatywnym umiarkowaniem. [ Mówiąc językiem politycznej symboliki barw: czarno-zieloną; uważanie jej tylko za ''restaurację'' byłoby poważnym błędem ]. Przelewający się ekspresjonizm rozrzutności we współczesnej kulturze masowej straci w dłuższym okresie rację bytu. Jeśli w erze postkopalnej pozostaną żywe aspiracje obudzone przez zasadę obfitości w erze przemysłowej, postęp techniczny będzie musiał najpierw zatroszczyć się o źródła alternatywnej rozrzutności. Co do przyszłych doświadczeń obfitości: akcent nieuchronnie przesunie się ku niematerialnym strumieniom, ponieważ racje ekosystemowe zabraniają ciągłego ''wzrostu'' w sferze materialnej. Przypuszczalnie dojdzie do jakiegoś zawężenia przepływu surowców - a w tym samym do rewitalizacji gospodarek regionalnych. W tych warunkach nadejdzie pora potwierdzenia dziś jeszcze przedwcześnie powoływanego ''globalnego społeczeństwa informacyjnego lub społeczeństwa wiedzy''. Kluczowe obfitości będzie się wtedy postrzegać nade wszystko w obszarze prawie niematerialnych strumieni danych. Tylko im będzie przysługiwał charakter globalistyczny. W obecnej chwili można najwyżej niejasno przewidywać w jaki sposób postkopalność wpłynie na aktualne pojęcia przedsiębiorczości i swobody wyrazu. Jest prawdopodobne, że romantyzm eksplozji, czy mówiąc ogólniej: psychiczne, estetyczne i polityczne derywaty nagłego uwolnienia energii, będzie się retrospektywnie oceniać od strony przyszłych ''łagodnych'' technologii solarnych jako świat wyrazu zglobalizowanego w kulturze masowej ''faszyzmu''. Jest on odbiciem bezradnego witalizmu, który wyrasta z ubóstwa perspektyw  systemu światowego opartego na energii paliw kopalnych. [...] Po końcu reżimu energii z paliw kopalnych mógłby nastąpić tak zwany przez dzisiejszych geopolityków shift od przestrzeni atlantyckiej ku pacyficznej. Zwrot ten spowodowałby przede wszystkim przejście od rytmu wybuchów do cyklu odnowień. Styl pacyficzny musiałby rozwinąć kulturowe derywaty przejścia do techsolarnego reżimu energii. Przyszłość pokaże czy spełni to zarazem oczekiwania na światowe procesy pokojowe, na planetarne wyrównanie potencjałów i przezwyciężenie ''globalnego apartheidu.'' [...]''

- dziś mądrzejsi o tragedię wojny na Ukrainie, tudzież czystki etnicznej dokonywanej przez Żydów w strefie Gazy pojmujemy, iż ''prorokowana'' przez Sloterdijka epoka ''techsolaryzmu'' wcale nie będzie aż tak ''pacyfi[sty]czna'' jak to się jemu tylko wydawało. Nie jest również konsekwentny w swych wywodach, gdy w innym z esejów traktującym o ''filozoficznych aspektach globalizacji'' prognozuje nieuchronny kres ''państwa opiekuńczego''. Tymczasem diagnozowana przezeń ''rewitalizacja gospodarek regionalnych'' tyczy także rządów i narodów, tyle że w innym niż dotąd ich wydaniu. Z pozoru bieg wydarzeń przeczy wizji Sloterdijka, bo już tylko skończony dureń nie widzi jak wielki kapitał zdaje się porzuca definitywnie swą ''tęczawą'' skórę. Inwestycje w rasową i płciową ''różnorodność'' nie przyniosły mu oczekiwanych profitów, a nade wszystko skok technologiczny wymaga olbrzymich zasobów energii, jakich z solarów i wiatraków nie starczy. Wszakże nie oznacza to całkowitego powrotu do paliw kopalnych, udział energetyki odnawialnej w gospodarce rośnie wykładniczo nie tylko na Zachodzie, ale bodaj w jeszcze większym stopniu tyczy postkomuszych Chin czy nawet bogatych muzułmańskich emiratów, które trudno doprawdy posądzić o uleganie ''politpoprawnemu lewactwu'' i ''ekooszołomom''. Sam Musk również nie odejmie sobie zysków czerpanych ze sprzedaży ''elektryków'' Tesli, co jak co ale o własne interesy to on akurat umie zadbać, a że kosztem amerykańskiego państwa to już inny problem. Pewnikiem jest więc, że w ''techsolarnej ekonomii'' wzrost gospodarczy może być głównie wirtualny, stąd grzanie kryptowaluciarstwa i szał spekulacji shitcoinami czy ''sztuczno inteligencjo''. Na ołtarzu cyfrowego Molocha zostanie pewnie złożona niemała część ludzkości, może nie dosłownie acz spustoszony Donbas czy ruiny Gazy martwym dowodem realnej dystopii. Wprawdzie wzrosła przy tym skokowo emisja gazów cieplarnianych, ale za to o ileż ubyło ''śladu węglowego'' po niepotrzebnych już ludziach! Wszak kto powiedział, że niczego tam nie będzie, skoro wystawiono izraelskim żołdakom luksusowe spa w strefie przyfrontowej, może i faktycznie pobuduje się kasyna i lunaparki czy domy na kościach pomordowanych niczym w Mariupolu. Ba, jak dobrze pójdzie ocaleli z zagłady doznają łaski pozostania na miejscu w charakterze obsługi hotelowej. Semiccy ''podludzie'' usługiwać będą semickim ''nadludziom'' - a tyle histerii było z powodu rzekomej karuzeli przy płonącym warszawskim getcie... Chodziło przecież o ambitny projekt osadniczy i budowlany, a przy tym ''zeroemisyjny'', bo inaczej - ''Palestyńczycy na Madagaskar!''.