środa, 13 kwietnia 2011

Cokeman czyli Człowiek-Ch...

Od jakiegoś czasu wkurwia mnie niejaki ''Cokeman'' [ moim zdaniem odpowiedniejszą dlań ksywą byłoby ''Cockman'' ], któremu niestety Kelthuz użycza miejsca w swoim radykalnym libertariańskim ''Radiu Żelaza'', a to z powodu niesłychanej wręcz arogancji i tępoty tego chama - moja tolerancja skończyła się ostatecznie, gdy w ostatniej audycji wyszło zeń szydło czy raczej randystowskie ścierwo z cuchnącego wora : gość przedstawił w niej Marksa jako libertarianina ! Pal licho sam pomysł, to mogłoby być nawet ciekawe, gdyby się okazało, że Marks wcale takim ortodoksyjnym marksistą-socjalistą nie był [ a znalazłoby się wg mojej wiedzy trochę przykładów na to ] ale ten pajac kompletnie to spalił - oczywiście zbliżył go do Karola prometeizm i prostacki materializm, łopatologiczna ''argumentacja'' na poziomie Lenina, wściekła fetyszyzacja rozumu - mimo tolerancyjnych deklaracji - a raczej rozumku : złota myśl pani Rand ''jedyna prawdziwa wiedza to praktyczna'' - a więc jakieś 90% matematyki to czarna magia, witajcie w zaczarowanym świecie ! I jeszcze ten gamoń śmie zarzucać innym ''mistycyzm'' w obronie racjonalności... [ pomijam już, że stosując takie ostre rozgraniczenia mało który naukowiec mógłby się w ich ramach pomieścić z uznawanym przez większość za wręcz jego archetyp Izaakiem Newtonem na czele - do dziś niewielu ma świadomość, że ten genialny uczony był tak naprawdę alchemikiem a większość jego fundamentalnych odkryć w fizyce powstała jako efekt uboczny jego magicznych eksperymentów ! ] Ciasnota horyzontów tego palanta jest zatrważająca - przyznam, że wymiękłem w jakiejś 10 minucie, kiedy zaczął napierdalać za Marksem intelektualistów jako ''sługusów burżuazji'' : każdy, kto choć trochę zapoznał się z moimi wylewami mentalnymi na tym blogu lub ''stańczyku'' wie, jak obca i wstrętna jest mi ta granicząca z demencją cześć dla ''autorytetów'' [ dętych przeważnie ] właściwa ''salonowi'', ale taka buracka pogarda dla ''profesorków'' na których wyrzekał też niedawno na Liberalisie [ - patrz komentarze ] cuchnie mi pogromowymi klimatami - myślę, że ta kanalia czułaby się świetnie w utopii Czerwonych Khmerów, gdzie mordowało się za same okulary czy ''białą rączkę'' !

- jeśli ktoś sądzi, że przesadzam i jestem niesprawiedliwy może przekonać się o tym sam słuchając wspomnianej audycji : ostrzegam tylko, że potrzebna jest tu spora doza cierpliwości, której ja nie posiadam !

Ponieważ ten błazen swą bezceremonialną głupotą i chamstwem sam postawił się poza możliwością jakiejkolwiek cywilizowanej debaty co zwalnia mnie tym samym z respektowania jej reguł wobec niego, więc ulżę sobie teraz  wylewając nań kubeł pomyj :

Cokeman to mokry sen dr. Mengele, Namiestnik Kurestwa Polskiego, Dupczy-Jebacki [ jak był kiedyś ''łowczy'' to winien być i ''dupczy'', nie ? ], Prokurwator Miniścierstwa Nierządu, Margrabia Wielkodupski, Królewna Pizdolona, smakosz świńskich racic, kozich bobów i krowiego łajna, połykacz ognia, spermy i końskiego moczu, hemoroid Marksa, nieusunięty naplet rabina, koszerna smegma, stulejka ONR-owca, wieprzowa fantazja Chomeiniego, kochanek Petza, mikrochujek Urbana, zużyta prezerwatywa w świńskiej dupie Ernsta Rohma, żydowskie pochodzenie Hitlera, chińskie Pol Pota, polskie Nietzsche'go, gnijący mózg umierającego na syfilis Lenina, pornauta [ rekord nabitych wejść na stronach dla koprofili ], dziecko na którym zszedł Jackson, dziesięciolatek, którego Putin poznał na dworcu [ a później pożyczył go Zanudziemu ], odleżyny starej Elizabeth Taylor, entuzjasta ''złotego deszczu'', kolekcjoner słoików z kałem, urinator, koniobij, waligór, stolnik [ czyli ten, który stawia stolec na stole z okrzykiem ''naści waść !'' ], skurwiała szmata oblepiona spermą, oszalały pracownik prosektorium, pogrążona w śmierci klinicznej ofiara nekrofila, mroczny sekret Waszki Gie, przebój z festiwalu w Kołobrzegu, trwała Krystyny Loski, niemieckie poczucie humoru, pomiot związku Honeckera z Breżniewem, fristajl Rocha Pawlaka, styl Kadafiego, olbrzymi wrzód nabrzmiały czarną ropą, obrzezana łechtaczka, przepocone onuce czerwonoarmisty, cuchnący oddech zdychającego Freuda, rampa w Auschwitz, koszarowa kloaka, Szmata-Hari, jednym słowem typowy członek randystowskiej sekty czyli uważający swoje parszywe ego za centrum wszechświata arogant, żałosny i pomylony mały lucyferek ! Radzę posłuchać kawałka Janerki ”Nalot” z jego płyty ”Dobranoc” – to o takich jak on. Taak ''cockman'', musisz się jeszcze wiele nauczyć synku… czego ci zresztą serdecznie mimo wszystko życzę : każdy ma szansę, nawet największy…

Właściwie to powinienem być w pewnym sensie mu wdzięczny - swoją otwartą manifestacją napuszonego debilizmu obnażył on coś co od dawna podejrzewałem : fundamentalne pokrewieństwo Ayn Rand i ulegających zatrutym urokom tej Salome z Nalewek jej zwolenników z marksistowskim, czerwonym ścierwem mimo wszystkich anatem i gromów rzucanych na ''lewactwo''. Niestety jest to też trochę przypadek Kelthuza, widać było to szczególnie w jego ''krytyce'' Stachniuka - różnica tylko co do metod, ale założenia i cel ten sam, tytaniczna wizja człowieka-Boga, który mocą swego rozumu i woli kreuje świat : dla niego środkiem wiodącym do tego jest swoista kapitalistyczna anarchia, dla nietzsche'anistów nadczłowiek-artysta a dla socjałów ''społeczna własność środków produkcji'' cokolwiek by to k... miało znaczyć [ utwierdził mnie w tym przeświadczeniu tenże jego tekst ]. W projektowanym przez Rand świecie biznesmenów-nadludzi, a tak naprawdę ograniczonych maniakalnych pracusiów, nie ma miejsca na zbytek czy melancholię - takie jednostki jak wspaniały dekadent i głęboko katolicki poeta zarazem Charles Baudelaire nie miałyby w nim racji istnienia [ ''obiektywistyczna moralność'' to sprzeczność sama w sobie - znamienne jak ''cokeman'' żałośnie się pogubił w którymś momencie blisko godzinnego wywiadu z Kelthuzem, gdy ten wykazał mu absurdalność kryterium ''odmiennej informacji genetycznej'' przy sprzeciwie wobec usunięcia płodu z ciała matki, bowiem i nowotwór takową dysponuje ! prawda wygląda tak, że nie da się odrzucić aborcji czy eutanazji wychodząc od przesłanek materialistycznych, można to uczynić jedynie z metafizycznych ale te randyści potępiają jako ''mistykę'', ba - traktują tak nawet mechanikę kwantową... ], to rzeczywistość odpowiednia dla jakichś hiperracjonalnych cyborgów pozbawionych emocji i namiętności, cierpiących na psychozę maniakalno-depresyjną satanistycznych wampirów a nie żywych ludzi z krwi i kości. Ta upiorna wizja mimo wszystkich różnic co do metod niepokojąco przypomina w swej totalności nakreśloną przez Lenina w jego ''libertariańskiej'' [ tak, z takimi jej określeniami się spotkałem ! ] pracy ''Państwo a rewolucja'', gdzie znika wprawdzie nawet policja, nie dlatego jednak bynajmniej, że jak w anarchistycznej czy libertariańskiej utopii jest ona niemoralnym aparatem przymusu, lecz dlatego, iż utrzymywanie zewnętrznej kontroli nad społeczeństwem przestanie być w niej potrzebne bo tenże aparat zostanie przez nie wchłonięty, inaczej mówiąc wszyscy będziemy swoimi własnymi policjantami... [ ''ewidencja i kontrola'' - pochodząca z tegoż ''dzieła'' niezwykle klarowna jak to u Lenina trza przyznać definicja socjalizmu i ''wolności'' najzupełniej marksistowskiej z ducha : godne zapamiętania ! ] I tak oto rzecznicy boskich wręcz mocy kreacyjnych człowieka spotykają się w tym z ideologiem najgorszego bodaj zamordyzmu w historii, a co za istotna różnica czy podmiotem są tu ''masy'' lub ''jednostka'' ? Nie dziwi więc, że jak to pisze Jacek Bartyzel w opracowanym przez siebie haśle ''libertarianizm'' :

''Pomimo znacznej zbieżności poglądów oraz wpływu jaki Rand wywarła na Rothbarda, Machana czy późniejszego prezesa Systemu Rezerwy Federalnej, Alana Greenspana, relacje pomiędzy obiektywistami a libertarianami układały się zawsze bardzo źle. Główną przyczyną tego była doktrynerstwo Rand, czyniącej z obiektywizmu ideologiczną sektę, w której najmniejsze odchylenie od głoszonych przez nią poglądów pociągało za sobą formalne i bezapelacyjne wyklęcie. „Ekskomunikowany” został nawet (po części z pobudek osobistych, jako niewierny kochanek) obiektywistyczny Number Two — psycholog i psychoterapeuta Nathaniel Branden''

- logiczną konsekwencją tej ideologicznej wścieklizny jest więc, że ''w przeciwieństwie do podzielonych w tej kwestii libertarian obiektywiści są także szczególnie buńczucznymi zwolennikami „partii wojny”, domagającymi się bezwarunkowego poparcia dla Izraela i prowadzenia „wojny z terroryzmem” [ na ten problem zwrócił też uwagę w ciekawy sposób Stefan Sękowski ]. Przyznaję zresztą, że wizja kreślona przez Ayn Rand może być do pewnego stopnia pożyteczna [ a na pewno atrakcyjna zwłaszcza dla młodych, nieukształtowanych jeszcze umysłów ] sprzyjając, do czasu powtarzam, osobistej kreatywności, uaktywniając inwencję ludzi, ale co gdy wypierdolisz się na pierwszym życiowym zakręcie [ a wyjebiesz się na pewno, taki ''urok'' tego życia ], gdy pojawi się cierpienie, choroba, starość, w końcu widmo śmierci ? Wtedy pozostanie ci jedno : ZABIJ SIĘ ! [ jak mawia Kelthuz ] Sęk w tym, że w tej sytuacji nie jest to ''niepodległy czyn dumnej, autonomicznej jednostki'' a raczej potwierdzenie przez nią żałosnego stanu rzeczy w którym się znalazła obnażając tym samym całą miałkość i niewystarczalność tej pożal się jesienny mały boże ''filozofii obiektywizmu'', pomijam już, że parafrazując Ziemkiewicza nawet kula dum-dum odbiłaby się od tak zakutego łba jak ''cokemana'' ! Dlatego na koniec tegoż orania pozostaje mi tylko rzucić pod jego i pozostałych ''obiektywistycznych'' talibów adresem najgorsze chyba przekleństwo i anatemę jaką znam : UMYJ STOPY SWOJEJ ANTYLOPIE, biyatch !

p.s. co się tyczy wspomnianych wyżej Czerwonych Khmerów - poczytuję sobie trochę ostatnio podarowaną mi przez znajomego poświęconą im książkę kupioną przezeń na bazarze autorstwa PRL-owskiego dziennikarza, niejakiego Z. Domarańczyka [ tak na okładce - może to pseudonim słynnego redaktora Maja ? sądząc po ubeckiej ''stylistyce donosu'' w jakiej jest utrzymana, to możliwe ] pt. ''Kampucza. Godzina zero'' : jest tam trochę napierdzielania w Amerykanów [ częściowo słusznie zresztą, choć o początkowym uznaniu reżimu Pol Pota przez ''prawdziwych komunistów'' z ZSRR oczywiście pan autor nie raczył wspomnieć ] ale głównie odchodzi w niej podsrywanie Chińczyków i to ordynarne mocno, w starym dobrym stalinowskim [ marksistowskim ? ] stylu, szczególnie rozjebał mnie ten ustęp :

''Przy okazji można tu wspomnieć, że zarówno Pol Pot jak i Ieng Sary mają w sobie krew chińską. Tak matka pierwszego, jak i drugiego były z pochodzenia Chinkami''...

- gdyby podstawić sobie pod Chińczyków Żydów...  piękny styl jak z najlepszych lat III Rzeszy !