Cóż można rzec - jaki kraj taki pucz, lub też parafrazując Rękasa: to Rosja, więc co miało pójść źle to poszło. Mówiąc zaś poważniej, groteskowa rebelia Prigożyna stanowi widome potwierdzenie, że Rosja to systemowy chaos, czysta anarchia skryta za fasadą mocarstwowości. Dowiedzeniu czego poświęciłem dwa ostatnie teksty na drugim [anty]blogu, tak przypominam. Kuriozum już w tym choćby, iż zbrojny bunt wszczął gang wyjęty spod prawa w Rosji, a uzbrojony przez nią w ciężką broń pancerną i futrowany miliardami rubli z państwowego budżetu, co przyznał oficjalnie sam Putin! Co więcej, w ogóle ''specoperacja'' na Ukrainie jest de facto nielegalna wedle rosyjskiego prawa, gdyż takowa kategoria w nim nie występuje, stąd biorący w owej kabale żołnierze mogą być sądzeni wedle krajowych przepisów, nie trzeba by do tego haskiego trybunału. Teoretycznie oczywiście, bo wiadomo jak ma się kwestia legalności i obowiązywania przepisów w Moskowii - straszliwe zagrożenie dla ''bezpieczeństwa wewnętrznego'' stanowi dziewczynina, która napisała nieprawomyślny post w kacapskich soszialach. Dlatego rosyjski aparat opresji, jak przystało na przegrywów wyżywających się na słabszych, nasłał na nią antyterrorystów, by zrobili nieszczęsnej wjazd na chatę wraz z drzwiami, rzuciwszy ją na glebę niczym zwykłego bandytę na oczach matki. Natomiast kiedy urządzisz zbrojny rajd na stolicę, niszcząc parę helikopterów wojskowych i takiż samolot zabiwszy przy tym kilkunastu pilotów, możesz liczyć na amnestię i jeszcze mnóstwo forsy od rządu. W sumie to jednak logiczne, gdyż u władzy jak moskiewska opartej li tylko na przemocy jedynie siła budzi respekt, słabi zaś w jej oczach godni są pogardy. Bowiem niczym żydowski Jahwe, plemienne bóstwo dzikich koczowników, nie respektuje ona żadnych praw, nawet własnych, kierując się kapryśną i okrutną wolą a nie rozumem czy potrzebą zaprowadzenia ładu, jakiemu sama winna podlegać. Nie dziwota stąd, iż za buntem Prigożyna stoi ponoć współczesna inkarnacja sekty ''żydowinów'', jaka położyła fundamenty ideowe rosyjskiego samodzierżawia, com ostatnio wykazał. Tworzyć ją mają oligarchowie z najbliższego kręgu Putina: bracia Kowalczukowie, jakich matuli było Miriam Abramowna, oraz Siergiej Kirijenko, który po ojcu winien zwać się Izraitiel. Również gejnerał Armagedonowicz-Surowikin, rzekomo wtajemniczony w plany zamachu, ma być Żydem i jak przystało na przedstawiciela ''rasy kupieckiej'', mimo tępej mordy kacapskiego czynownika, całkiem obrotny i łebski zeń gość. O czym świadczy sprytna kombinacja finansowa, dzięki której ukrył dochody ze zdobytych przezeń złóż syryjskich fosforytów, a to za pomocą tartaku na syberyjskim zadupiu należącego formalnie do firmy jego żony, taki numer. Wojna to biznes, także dla konkurencyjnej sitwy Szojgu, którego zastępca Timur Iwanow na potęgę ''odbudowuje'' czyt. grabi Mariupol, pospołu z ''achmatowcami'' Kadyrowa. Wiceminister obrony Kacapii ma zaś duże potrzeby, bowiem prowadzi wystawne życie wraz z małżonką obywatelką Izraela, która podczas kiedy podwładni mężusia obracali w perzynę ukraińskie miasta, poleciała jak gdyby nigdy nic do Paryża, by obkupić się u żydowskiego jubilera. Rozpatrując więc stopień ''zażydzenia'' reżimu Putina tylko skończony tuman może weń upatrywać ''katechona'', biorącego Polskę w obronę przed u-roszczeniami Koszer Nostry [ Mosze Kantor lubi to ]. Wszakże wspominam o pochodzeniu niedoszłych zamachowców głównie z powodu milczenia na ów temat mediów głównego ścieku, obawiających się posądzenia o straszliwy ''antiszemitizmus''. Natomiast rosyjskie kurwiszcza propagandowe, zwykle z lubością rozpisujące się o domniemanej lub rzeczywistej ''żydowskości'' czołowych polityków PiS, tym bardziej nie mają interesu w przytaczaniu faktów świadczących, jak bardzo ich ukochana Moskowia zasługuje na miano ''Nowej Jerozolimy'', której powstania tak się niby obawiają. Wszakże główną siłą sprawczą rebelii Prigożyda jawi się dawne GRU, czyli rosyjski wywiad militarny, nie przepadający oględnie zowiąc za Gierasimowem i Szojgu. Bowiem chcieli oni najwidoczniej położyć łapę na ''czarnej kasie'' skorumpowanych wojskowych, obejmującej zyski czerpane z krwawego afrykańskiego złota, diamentów, handlu bronią i przemytu narkotyków etc. idących ponoć w miliardy dolarów, było się więc o co bić. W tym sensie można śmiało rzec, iż jednak bunt czy raczej demonstracja zbrojna Prigożyda przyniosła zakładany efekt, gdyż jej celem nie było najwidoczniej obalenie samego kremlowskiego satrapy, lecz tylko neutralizacja konkurencyjnej mafii ''siłowików'', co też i miało miejsce. Wprawdzie tandem Szojgu/Gierasimow nie został do reszty rozgromiony, póki co przynajmniej, ale za to skutecznie ich ośmieszono a przy okazji także nieudolnego zwierzchnika obu pajaców w mundurach rosyjskiej armii. Sedno bowiem w tym, iż za owym ''puczem'' stali ludzie z samej kremlowskiej wierchuszki, obojętnie ''żydowini'' czy insi resortowi sekciarze. Co tłumaczyłoby wstrzymanie ofensywy ''wagnerowców'' na przedpolach stolicy, gdyż nikt z moskiewskich oligarchów nie chciał przecież wyciągać sobie spod tyłka zajmowanego przez się kremlowskiego stołka, na którym pospólnie zasiadają. Paradoksalnie tym oto sposobem obnażyli jednak totalną nicość swej władzy, bowiem wyszło na to, że próby wojskowego przewrotu dokonała armia-widmo, formalnie nie istniejąca i zakazana w samej Rosji, choć przez nią finansowana z rządowego budżetu. Cóż, jakie państwo takiż i wymierzony weń zamach stanu - jednako atrapy, rzekłbym.
Dlatego skutki groteskowej rebelii wykraczają daleko poza utarczki między kacapskimi nababami, w rezultacie bowiem i tak już mocno nadwątlony wojenną porażką autorytet Putina legł całkiem w gruzach. Z ''silnego człowieka'' u władzy na jakiego wykreowały go reżimowe i przychylne mu zachodnie media, niepostrzeżenie przedzierzgnął się w niekumatego dziadygę o rozbieganych oczkach, żałośnie jąkającego na wspomnienie gen. Załużnego. Pogrążył się zaś całkiem odwołaniem srogiej rozprawy ze ''zdrajcami'', jaką przecież gromko dopiero co zapowiedział. Do tego jeszcze posądziwszy o sprawstwo buntu ''kijowską juntę'', by następnie przyznać otwarcie, iż to podległe mu władze finansowały rzekomych ''dywersantów'' Ukrainy. Wypłacając im z rosyjskiego budżetu tylko za ostatni rok wojny okrągły miliard licząc w dolarach. Okazał więc tym samym dowodnie, jaki zeń nędzny mały krętacz, gdyż jeszcze w przededniu zbrojnej inwazji bezczelnie zaprzeczał jakimkolwiek związkom władz Rosji z ''prywatną'' kompanią Wagnera, zresztą kłamiąc tak nie pierwszy raz w owej sprawie. Dlatego na desperacką próbę ratowania przed oczywistą kompromitacją zakrawa bredzenie o rzekomo ''chytrym planie Putina'', acz przyznaję na samym początku nie wiedząc jak się to wszystko potoczy również miałem pewne wątpliwości. Teraz wszakże tylko skończony tuman pokroju gejnerała Różańskiego może wciąż trzymać się owej wersji, podobnie co i gadania, że przerzuceniem ''wagnerowców'' na Białoruś ''zimny czekista'' stworzył jakoby zagrożenie dla Kijowa - prędzej Moskwy, do której jest stamtąd bliżej niż z Rostowa czy nawet Woroneża. Raczej nam w Polsce grozi to intensyfikacją nachodźczej inwazji, biorąc afrykańskie powiązania bandy Prigożyda i niestety całkiem niezłe w porównaniu z rosyjską armią operowanie przez tychże gangusów prowokacjami. Dlatego koniecznym jest wzmocnienie muru i obrony przestrzeni powietrznej na granicy z Białorusią, a także obwodem królewieckim, bowiem w najbliższych miesiącach będzie tam zapewne gorąco, nie tylko z powodu upałów. Niemniej jakiekolwiek zyski by nie wyciągnęły co poniektóre kremlowskie sitwy z generalnej próby przewrotu w wykonaniu ''wagnerytów'', żadną miarą nie pokrywają one gigantycznych strat wizerunkowych i politycznych, które wskutek niej poniósł nie tylko sam Putin, ale nade wszystko rosyjska władza jako taka. Jesteśmy oto świadkami epokowego bankructwa mitu Rosji, odgrywającej dotąd fałszywie rolę mocarstwa niezbędnego jakoby dla zabezpieczenia europejskiej, a w końcu globalnej równowagi. Dlatego w krajach Okcydentu mimo ich liberalnej gadaniny panowało ciche przyzwolenie na kacapski zamordyzm, jako środek konieczny niby dla zdyscyplinowania wschodnioeuropejskiej ''dziczy'', w tym również rzekomo ''anarchicznych'' Polaków. Tymczasem okazuje się właśnie, że z racji tyrańskiej natury rosyjskiej władzy stawiającej ją ponad własnym państwem i ustanawianym przez siebie prawem, anarchizuje ona jedynie zajmowane terytorium i sąsiednie kraje, żadną miarą nie zabezpieczając przed grozą chaosu a siejąc jeszcze wokół zamęt. Jeśli więc po tym do czego doszło z winy Rosji w ciągu ostatniego półtora roku Zachód dozwoli jej posiadać wciąż broń atomową, dowiedzie tym samym rzeczywistego upadku swej pozycji i nade wszystko kompletnej bezmyślności rządzących nim obecnie polityków. Obawiam się zaś, iż może do tego dojść, gdyż ''Rosja jest dupą Zachodu'' i stąd dlań niezbędna, no bo jak tu żyć bez tyłka? Wprawdzie rzecz to wstydliwa i nikt rozsądny nie będzie się z nią obnosił, chyba że jest cwaną typiarą żerującą na atencji spermiarzy, a nie da się ukryć Moskale potrafili duraczyć tym sposobem zachodnią publikę w przeszłości. Ostatnio jednak na szczęście dość słabo im idzie, ale to raczej nie tyle z racji własnej nieudolności, co ogólnej mizerii cywilizacyjnej współczesnego Okcydentu, wobec którego Rosja robiła za krzywe zwierciadło jarzące się tylko odbitym światłem. Mówiąc wprost nie ma dziś czego kraść z Zachodu, jak to kacapy miały dotychczas we zwyczaju, bowiem zaczerpnięte stamtąd żałosne relikty monarchicznego imperializmu kręcą już tylko skretyniałe fanki skurwiałej księżniczki Diany i spuszczających się nad Franzem Josefem nabzdyczonych dupków. Komunizm okazał za to zbrodniczym majaczeniem na jawie, wolny rynek robi za ideowe plewy dla niedojebanych kuców, jakich prawdziwi kapitaliści nie traktują serio, zaś gender i aborcjonizm są konwulsjami doprowadzonego do ostateczności liberalnego indywidualizmu, czyniąc własną płeć czy zabicie przyszłego dziecka li tylko kwestią ''osobistego wyboru''. Pozostało więc jedynie pokrywać bełkotem ''ruskiego miru'' ordynarną grabież i mordy, niemniej fałsz owej chucpy został obnażony na tyle, że nikogo już poza skończonymi debilami nie da się nań nabrać.
Celnie rzecz ujął portugalski dyplomata Bruno Maçães pisząc w znakomitym eseju, iż ''prawda wyszła na jaw: państwo rosyjskie nie istnieje - jest tylko spektakl teatralny o tej nazwie, ile wszakże będzie on jeszcze trwał rychło się okaże''. Zresztą nie mogło być inaczej, skoro u jego podstaw legła ''żydowińska'' chucpa... i może stąd dalecy pogrobowcy pedała Zosimy i Fiodora Kuricyna, przypominam twórców ideowych fundamentów samodzierżawia, postanowili ją zakończyć na naszych oczach, kto wie? Zabójczą dlań próbą okazała się wojna, z jej realnym koszmarem i całą ohydą, która obnażyła nicość rosyjskiej państwowości, jakiej nie sposób już dłużej skrywać za mocarstwową fasadą i coraz obrzydliwszym bełkotem moskiewskiej propagandy. Czyniącej histeryczne wysiłki zamaskowania oczywistej kompromitacji rosyjskiej władzy np. odkrywając nagle, że ''wagneryci'' nie są takimi ''gierojami'' na jakich dopiero co ich lansowała, lecz wojskowymi nieudacznikami prawie rok zdobywającymi miasto wielkości Ostrowca. Nie tłumacząc wszakże skretyniałej publice łykającej owe plewy, jakimże to cudem podobne ofermy omal nie wzięły szturmem samej Moskwy w jeden dzień, zajmując bez trudu za to główny obecnie sztab rosyjskich wojsk w Rostowie nad Donem. Zrozumiałe więc, że w obliczu takowej sprawności bojowej, lecz nie na tym froncie co należy z kremlowskiej perspektywy, Putin okazuje niemal całkowitą bezradność w rozprawie z buntownikami wyżywając się co najwyżej na płotkach, jak na typowego przegrywa przystało. Nie możesz bowiem rano zapowiadać gromko zmiażdżenia rebeliantów, by wieczorem oznajmić zdumionym tłumom poddanych: ''Rosjanie nic się nie stało''. Śmiało można więc rzec o ''śmierci mózgowej'' władz Kremla, kompletnym niemalże paraliżu jej centrum decyzyjnego, a miarą tegoż upadku jest zdyskontowanie sytuacji przez groteskowego tyrana Łukaszenkę, jako rzekomego ''negocjatora'' i ''zbawcy'' wspólnej, biało-ruskiej już teraz ojczyzny. Rzecz jasna kartoflany bufon zajmuje się wyłącznie tym, co mu zawsze wychodziło najlepiej, czyli kreowaniem propagandowej chucpy wokół swej osoby, niemniej to on jawi się teraz ''mocnym człowiekiem'' i ''rządcą'' na tle pogubionego niemal ze szczętem Putina. Widomy objaw jego słabości stanowi decyzja o przekazaniu broni pancernej buntowników nie regularnej armii, lecz ''RoSSgwardyjcom'' czyniącej z nich kompanię Wagnera 2.0 i kolejne potencjalne zagrożenie dla reżimu wyhodowane na własnej piersi. Bowiem ''pretorianie Putina'', a na takowych zaprogramowani zostali podwładni gen. Denaturowa, nie popisali się odwagą i determinacją w zwalczaniu rebelii, bardzo oględnie zowiąc a żałosne wymówki i puszenie pawiego ogona przez ich dowódcę jedynie ów fakt potwierdzają. Wszystko też pozostałoby w mafijnej ''rodzinie'', gdyby jak zapowiadano farmę trolli Prigożina przejął po nim jeden ze wspomnianych na wstępie braci Kowalczuków, Jurij. Bankier Putina i właściciel z połowy zagarniętego przez Rosję Krymu, nade wszystko zaś medialnej szczujni kreującej ''teatrzyk dla gojów'', to jemu bowiem tak naprawdę podlegają Żyd Sołowjow czy lesba Skabiejewa wciskający zdurniałym Moskalom chucpę o ''biolaboratoriach NATO'', ''bojowych komarach'' itd. Kremlowskim ''żydowinom'' pozazdrościł chyba muzułmański deputowany ''Jednej Rosji'' Sułtan Chamzajew, postulując zakaz opuszczania kraju przez czynowników na wypadek zamachu stanu. Nie zaprzątając sobie przy tym głowy któż ów absurdalny przepis będzie egzekwował, gdy w rezultacie rebelii sparaliżowane zostaną struktury państwa. Zresztą już wcześniej głosił potrzebę zaczipowania wybranych urzędników, najwidoczniej nie dowierzając ich lojalności wobec Kacapii, a także gorąco popiera przywrócenie łagrów dla bezdomnych, by neostalinowskimi metodami zaradzić narastającej pladze społecznej. Lansowanie przezeń mocnego ograniczenia sprzedaży, a w perspektywie zakazu w ogóle alkoholu i papierosów, czy branie w obronę uczennic noszących muzułmańskie chusty, wreszcie postulat zastąpienia języka angielskiego nauczaniem arabskiego, wskazuje jednoznacznie na pełzającą ''szariatyzację'' putinowskiej Rosji [ temat jaki tu jedynie sygnalizuję, wart osobnego potraktowania ].
W każdym razie widać jak na dłoni, że Moskowia to państwo-zombie, owszem budzące nadal grozę, ale już tylko niczym żywy trup, stąd Ukraińcy trafnie ochrzcili jej żołnierzy mianem ''orków''. Zresztą tak naprawdę zawsze taka była, skrywając własną nicość za mocarstwową fasadą służącą owej ''maskirowce'' dla durnych gojów i pożytecznych idiotów z innych krain. Bowiem Rosja to sztuczny projekt imperialny, pozbawiony jakiejkolwiek pozytywnej treści, państwowej czy też narodowej. Nie stanowi zresztą pod tym względem żadnego kuriozum, to samo wszakże z pewnymi zastrzeżeniami można by rzec o Chinach dajmy na to, czy nawet do pewnego stopnia i USA. Jednak ogrom terytoriów zajmowanych przez Moskowię czyni z niej szczególnie wdzięczne pole eksperymentów społecznego konstruktywizmu, ''technicznego'' poniekąd wytwarzania zbiorowej tożsamości. Rosji jako takiej więc zasadniczo nie ma, to jedynie olbrzymia pustota wypełniona majakami, zaludniona zombie i władana przez szarlatanów. Dlatego jest krajem, gdzie najwięksi zboczeńcy mogą uchodzić za ''homofobów'', a Żydzi faszystów w panującym tam totalnym symulakrum. Jeśli coś w ogóle definiuje Rosjan, to jest nim paradoksalnie ich rozproszenie, stanowią bowiem diasporę nawet we własnym kraju. Charakterystycznym dlań jest ''wyspowe'' rozmieszczenie ludności, skoncentrowanej w bywa milionowych często metropoliach pośród bezludnej niemal głuszy. I stąd ''ruski mir'' jako żydowski koncept ''diasporycznego imperializmu'' ponad granicami państw, rosyjska wersja globalizmu. Rosjanie bowiem nigdy tak naprawdę nie mieli w swych dziejach państwa, tylko zinstytucjonalizowaną anarchię, czyli tyranię. Rosja jako struktura zapewniająca ład społeczny na swym terenie to jedna wielka katastrofa. Dlatego imperialny ekspansjonizm i przemoc stanowią nieodzowny środek kompensacji fundamentalnej rosyjskiej słabości, a nie żaden dowód ''cywilizacyjnej turańskości'' kraju i zamieszkującej go biomasy. Stawiałbym raczej na jej rozrzucenie pośród bezludnej głuszy, ogromu tamtejszych przestrzeni jako sprawstwo ogólnej niemocy państwowej i narodowej, która tam panuje. Doświadczył tego sam Napoleon po rozgromieniu carskich wojsk, gdy rozwarła się przed nim terytorialna otchłań ziejąca aż po Kamczatkę, jakiej nie miał sił ani nade wszystko najmniejszej ochoty zdobywać. Nie on też ponosi odpowiedzialność za spalenie Moskwy, lecz zbuntowane rosyjskie żołdactwo i tacyż chłopi, jacy korzystając z upadku imperialnej tyranii jęli zarzynać na masową skalę czynowniczą kastę. Przy czym obie grupy nie łączył przeważnie język ni pochodzenie, bowiem szlachta mówiła zazwyczaj po francusku lub niemiecku, posługując się nawet polskim czy gruzińskim, zaś zniewoleni plebejusze z kolei byli często Mordwińcami albo innymi Czuwaszami. Obce sobie całkiem ludy Europy i Azji mógł więc połączyć jedynie polityczny mit i wcielająca go w życie despotyczna przemoc, nic innego, stąd nie wiadomo właściwie po co jeszcze ów widmowy byt ma wciąż egzystować? Stanowi przecież wyłącznie utrapienie dla sąsiednich krain, jakie potrafi tylko rujnować i nieustanne źródło destabilizacji światowego ładu, istne zeń państwo-terrorysta. Prawda wygląda tak, że Rosja nikomu nie jest potrzebna, szczególnie zaś samym Rosjanom, czy raczej zlepkowi etnosów i ras o takowej nazwie, spojonych wyjątkowo nikczemną propagandą i nade wszystko mocą odgórnie narzuconej tyranii. Uzyskana tym sposobem biomasa ''rabów'' idzie pokornie na rzeź, bowiem tylko na wojnie może być ''wolna'' na swą niewolniczą modłę tj. móc swobodnie grabić i mordować do woli. Bunt więc do jakiego owszem jest zdolna, może odbyć się jedynie na kolanach, przybierając formę całkiem anarchicznej przemocy, gdyż ''głubinny narod'' stać co najwyżej na zorganizowanie się w gang.
Ukraińscy żołnierze, jacy mieli do czynienia z ''wagnerowskimi'' jeńcami zgodnie podkreślają, iż zwerbowani rosyjscy skazańcy nie mają najmniejszych złudzeń co ''NATO-wskich biolaboratoriów'' itp. podobnych bredni, jakimi karmić może się tylko syta tłuszcza na ogłupionym Zachodzie, lub skretyniałe od demencji emerytki stanowiące żelazny elektorat Putina. Główną ich motywacją, poza oczywiście wojennym złodziejstwem i pieniędzmi, jest wyrwanie się z piekła kolonii karnych, gdyż Rosja to kraj systemowego bezprawia, gdzie nawet za pospolite rozboje grożą wieloletnie wyroki. 25 lat za takowe przestępstwa to wybitnie nieciekawa perspektywa, zwłaszcza dla mężczyzny w średnim wieku, stąd i desperacja więźniów gotowych ryzykować własne zdrowie i życie, byle tylko uzyskać choć pozór swobody, co kacapska tyrania cynicznie wykorzystuje sama poniekąd tworząc ów problem. Biorąc więc stopień deprawacji i skryminalizowania obecnego rosyjskiego pospólstwa, wręcz pewnym można być objęcia następstwa po Putinie przez typa po odsiadce, jakiegoś Prigożyda tyle że bardziej odeń inteligencko wygadanego i przeto strawniejszego dla polityków Zachodu. Na ich użytek bodajże sprokurowano ''operację Nawalny'', osadzenia go w więzieniu także pewnie by ''zalegendować'' pana ''opozycjonera'' w oczach bandyckiej ferajny, jaka wygląda całkiem już obejmie we władanie Kreml. Nie ulega bowiem dla mnie żadnej wątpliwości, iż w Rosji jaka wyłoni się z rozpadu putinowskiej decydującą rolę odgrywać będą kreatury z rękoma po łokcie unurzanymi we krwi, nie tylko zresztą na Ukrainie, ale i Bliskim Wschodzie oraz Afryce. Zbrodnicze konsorcjum Prigożyda, niezależnie jaki będzie jego dalszy los, posłużyło za matrycę owego monstrum, które ''pasożyduje'' na moskiewskim trupie. Obejmując nie tylko zrekrutowanych morderców i złodziei, oraz politycznych awanturników pod dowództwem profesjonalnych wojskowych i tajniaków, ale także oddziały internetowych trolli i operatorów dronów bojowych. Komercyjne przedsiębiorstwo na które państwowy budżet Rosji łoży ciężkie miliardy, dysponujące własną marką odzieżową, klubami sportowymi dla indoktrynacji gówniażerii, a nawet siecią gastronomiczną jak na rzeźników przystało. Stanowiąc przeto zbójecką kompanię handlową, niczym Ruś u swych pierwocin tyle, że nie ograniczającą się już do dawnego szlaku ''od Waregów do Greków'', lecz działającą na globalną skalę sięgając brudnymi interesami Afryki i dalej za ocean. Ponura perspektywa i nie kryję, że wolałbym widzieć nową Rosję jako skupione na Powołżu i za Uralem centrum równowagi pomiędzy Europą a Azją, Tartarię bardziej niż Moskowię. Wszakże budowana w Tatarstanie fabryka dronów bojowych pozbawia mnie w tym względzie wszelkich złudzeń, prędzej będziemy mieli do czynienia nie tyle nawet z orientalizacją, co wprost ''afrykanizacją'' poradzieckiego ''Lebensraumu'', gdzie najemnicy ''Wagnera'' i im podobna swołocz przeniesie bestialskie metody zwalczania przeciwników, jakie praktykowali dotąd głównie na ''dzikusach''. Zresztą od początku kacapskiej inwazji na Donbas towarzyszyły jej brutalne lincze Ukraińców, okaleczanie jeńców i obcinanie im głów, a jeden z prowodyrów owej inwazji sam Girkin przyznał dopiero co otwarcie, iż na skutek głodu i z braku opieki medycznej zmarło wówczas na miejscu wielu starców i kalek. Zapaść cywilizacyjna i neokolonialny wyzysk, a także nieprawdopodobnie brutalna przemoc z jakimi kojarzymy nie bez podstaw czarną Afrykę, stały się z winy Rosji udziałem mieszkańców peryferii Europy, sądzę jednak przyjdzie tego doświadczyć i jej centrum. W perspektywie może nie najbliższych lat, ale dekad prawie na pewno, a to ze względu na postępujące błyskawicznie ''zmurzynienie'' pod każdym możliwym względem krajów niegdyś białych ludzi. Czego paradoksalnym zwiastunem finansowana przez Kreml banda żydowskiego gangusa Prigożyna, pod wodzą rosyjskiego neonazisty Utkina [ urodzonego na Ukrainie, by dopełnić miary dziejowej makabry ]. Nie byłbym jednak sobą, gdybym na koniec nie odwołał się do pewnej lektury, jak ulał pasującej w omawianym kontekście. Idzie o pracę włoskiego badacza Alessandro Campi pod jakże wymownym obecnie tytułem: ''Niccolo Machiavelli o spiskach'', z której to pozwolę sobie przytoczyć nieco dłuższy fragment na prawie cytatu:
''Prawdą jest, że Machiavelli żywił awersję do spisków. Pod względem zawodowym, jako biurokrata można rzec, banalizując nieco problem, że był człowiekiem uporządkowanym, który obserwował wydarzenia polityczne z punktu widzenia władzy, której instytucje i ośrodki zarządzania stawały się coraz bardziej scentralizowane, a wkrótce miała stać się Państwem w nowoczesnym znaczeniu, scentralizowanym i ekskluzywnym, jedynym prawowitym. Spiski natomiast rodzą się z chaosu i tworzą chaos. Są owocem wewnętrznych walk społecznych, które zamiast je rozwiązywać przyczyniają się do ich trwania, a kiedy zmierzają do stworzenia bądź odrodzenia bardziej sprawiedliwego i spójnego ładu, niezależnie czy kończą się powodzeniem lub porażką doprowadzają w rezultacie do powstania jeszcze bardziej opresyjnego i despotycznego aparatu władzy. [...] Wszystko to nie przeszkodziło mu w wykorzystaniu umiejętności prowadzenia intelektualnego dyskursu odnośnie teorii spisków i dokonaniu złożonej analizy zagadnienia, pomimo dystansu czy wręcz wrogości z jaką podchodził do owego fenomenu, w przekonaniu - które dojrzało w nim w ciągu wielu lat studiów i doświadczeń - że spiski stanowią jeden ze sposobów, o wcale nie drugorzędnym znaczeniu, w jaki dokonuje się w każdym miejscu i czasie walka o władzę. Z tego właśnie względu był przekonany, iż zasługują one przy całej ich złożoności a zarazem jedności na ujęcie globalne, całościową analizę jaka mogłaby uchwycić ich cechy wspólne i władające nimi mechanizmy, swoistą ''technologię spiskową'' można by rzec. [...] Naszym dotychczasowym celem było przedstawienie syntezy odnośnie pozycji jaką przyjął Machiavelli w kwestii spisków, z punktu widzenia ''teoretyczno-analitycznego'', takiej zatem z jaką mamy do czynienia głównie w Rozważaniach... oraz Księciu, natomiast w Historiach florenckich należy poszukiwać exempla [ przykłady ], które podtrzymują wizję uczonego i odnosząc się do zdarzeń historycznych bliższych jego bezpośredniemu doświadczeniu politycznemu, oraz znajomości dworów książęcych Italii w XV wieku, wzbogacają w pewnej mierze autorską interpretację dramatycznych wypadków. W dziele tym zaznacza się wyraźnie, w świetle dynamiki konfliktów, jakie naznaczyły historię Florencji od początków jej istnienia, zdecydowanie niszczący i deprawujący charakter spisków. W istocie, biorąc pod uwagę specyficzną zasadę ''sekciarską'' ich funkcjonowania, z podobnych praktyk nie powstaje nigdy nowy ład polityczny, rodzi się natomiast trwały brak stabilności, wywołany istniejącym między frakcjami i partiami uczuciem nienawiści, oraz pragnieniem zemsty, które mogą trwać długo i nieustannie zagrażać życiu społecznemu: są one zatem typowe dla tych kontekstów historycznych [ takich jak system panujący w Italii XIV i XV wieku ], które nie miały jeszcze swej równowagi instytucjonalnej ani określonych stałych ośrodków władzy, lecz gdzie sekciarstwo i podziały wewnętrzne stały u podstaw walki politycznej. [...] W istocie nastąpiła zmiana, jakiej Machiavelli nie przewidział i nawet jej sobie nie wyobrażał. Wraz z nadejściem nowożytnego sposobu ujmowania spraw, do spisku z politycznego punktu widzenia opartego na żądzy władzy i obawie o jej utratę ze strony tego kto ją sprawuje, posiadającego zatem określony cel i wprowadzanego w czyn przez określone podmioty, dochodzi nowy wymiar walki politycznej. Opartej na podświadomych obawach i domysłach, które władza - stając się wielkością coraz bardziej abstrakcyjną i niedoścignioną, oddzieloną od konkretnej osoby jaka ją sprawuje - budzi u podporządkowanych jej ludzi, lub pozostających z dala od niej. Nieporozumienia wewnętrzne w kręgu władzy były zawsze - i zawsze pozostaną - źródłem spisków, również tych, które należą do polityki współczesnej, może już nie prowadzonych przy użyciu broni, ale za pomocą rozpowszechniania tajnych akt czy przy zastosowaniu wyjątkowo podstępnego, lecz zawsze skutecznego środka, jakim jest oszczerstwo publiczne czy prywatny szantaż. Mroczne fantazje na temat władzy, jakimi karmi się społeczeństwo, kiedy już stało się podmiotem autonomicznym politycznie, posłużyły za matrycę paranoi spiskowej stanowiącej jedną z charakterystycznych cech kultury współczesnej. Jeśli spiski, tak jak je Machiavelli poddał analizie i opisał, należą do mikrofizyki władzy i dotyczą sfery walki politycznej, nowoczesne zmowy przynależą już do metafizyki władzy wchodząc w zakres filozofii historii, w obrębie której działania pojedynczych ludzi poczynają zanikać i tracą sens, zostawiając przestrzeń na decyzje i wolę podmiotów kolektywnych i bezosobowych. Przed spiskami rzeczywistych przeciwników można się bronić, w odróżnieniu od zmowy wroga absolutnego, bez imienia ni twarzy. Machiavelli opowiadając o spiskach mówił nam o ludziach trawionych pasjami, żywiących ambitne plany wcielane przez nich z mniejszym bądź większym powodzeniem w sferze historii i polityki. Powszechne życzenie nam współczesnych, by objaśnić całą rzeczywistość i znaleźć sekret dziejów przy pomocy elementarnych mechanizmów działania, uciekając się do mrocznych planów zmierzających wręcz do podboju planety i kontroli całej ludzkości, wywołałoby u niego najwyżej uśmiech politowania, lub też mógłby go nawet nie pojąć, tak pozbawione znaczenia i infantylne mogłoby mu się wydawać.''
- wszak zasadne dziś, jak widzimy. Co prowadzi nas do paradoksalnej konkluzji, iż władza nabierając z czasem bezosobowego i anonimowego charakteru, nieuchronnie uległa tym samym skretynieniu:). Sprawujący ją współcześni tyrani w typie Putina, na równi z zawiązywanymi przeciw nim zmowami muszą więc z konieczności zamieniać się w groteskę, jak opisany tu niedoszły ''bunt'' Prigożyda i zapewne kierujących nim ''żydowinów'' z Kremla. Wygląda zaś na to, że ich celem jest uczynienie z Rosji bandyckiej ''Nowej Jerozolimy''...
ps.
Poniewczasie wyszło na jaw, że Putin jak zawsze łgał. Bowiem na interesy Prigożyda poszło z rosyjskiego budżetu nie kilkadziesiąt miliardów, jak podawał, lecz niemal okrągły BILION rubli! Opisany tu ''żydowiński'' rokosz okazał więc dowodnie, że Rosja to państwo teoretyczne. Niestety ''praklatyj Zapad'' nie chce wciąż owego faktu uznać, nie tylko zresztą Niemcy lecz i na żal część Amerykanów. Bowiem wbrew bredzeniu różnych Girkinów, wedle jakich nic tylko wiecznie knuje on przeciw Moskowii, w rzeczywistości jego przywódcom upierdoliło się we łbie, jakoby ów bandycki kraj stanowił konieczny element europejskiej a nawet światowej równowagi. Tymczasem zajmuje się on właśnie sianiem wokół jedynie chaosu i zniszczenia, mimo to Niemcy wraz z Jankesami pewnie znowu poczną wyciągać kacapskich psychopatów z bagna, w jakie sami tamci zaleźli, eh...