niedziela, 16 lipca 2023

Rosja jest jak Hunter Biden.

...ćpun, kurwiarz i degenerat, który pierdolił wdowę po swym zmarłym bracie. Zdeprawowany oszust stanowiący zagrożenie dla własnego kraju, lobbując u ojca w interesie chińskich i rosyjskich agentów wpływu. Bogaty z urodzenia przegryw, notorycznie gubiący laptopy z kompromatami na samego siebie. Mimo to stary Biden raz za razem wyciąga niewydarzonego synalka z gówna, w które ten nieustannie lezie, bez względu na koszty polityczne jakie to dlań niesie. W normalnych czasach porządny ojciec śmiecia podobnego Hunterowi dawno by wydziedziczył, lub nawet zarżnął własnoręcznie jak barana, w ostateczności trzymał w chlewie na łańcuchu karmiąc obierzynami z koryta. No ale skoro szanowny tatuś lubi obmacywać publicznie małe dziewczynki i przechowuje tajne dokumenty w garażowych kartonach... Najwidoczniej Biden senior ma upodobanie do ludzkich spierdolin, inaczej bowiem nie jestem w stanie wytłumaczyć jego lobbowania za nominacją von der Leyen na szefową NATO - faktycznie możemy więc mówić o ''porażeniu mózgowym'' owego Paktu. Niestety, przyszło nam żyć w czasach, gdy im większym jesteś nieudacznikiem, jak wspomniana Ursula, tym bardziej masz szansę zrobić błyskotliwą karierę. Skończy się tym, że koronują ją na cesarzową globu, Klaus Schwab uroczyście nałoży jej na tępy łeb diadem z putinowskiego kału, gromadzonego pieczołowicie przez kremlowską ochronę, jako najcenniejszy obecnie zasób Rosji. Podobne uczucia prezydent USA musi żywić też do samych Moskali, skoro postanowił kolejny raz uratować im tyłek pod rękę z Scholzem, podczas ostatniego szczytowania NATO w Wilnie. Nie mam stąd żadnej satysfakcji, że potwierdziły się moje najgorsze przypuszczenia, gdym czyniąc dopisek tydzień temu do poprzedniego tekstu o rokoszu Prigożyda przewidywał, iż ''Niemcy wraz z Jankesami pewnie znowu poczną wyciągać kacapskich psychopatów z bagna, w jakie sami tamci zaleźli''. Cholera wi czemu, może staremu Joe spodobała się krwawa ''soap opera'' w wykonaniu ''wagnerowców'', a w odstawianiu takowych szopek kremlowscy chucpiarze są akurat dobrzy. Szydzę rzecz jasna, acz coś faktycznie jest na rzeczy, o czym świadczy niedawna agitka ''Newsweeka'' o roli CIA w ukraińskiej wojnie, z którego to artykułu płynie jednoznaczny wniosek, iż dupa zeń a nie tajna agencja. Bowiem ku zaskoczeniu jej szpiegów Rosja nie zdobyła Kijowa, krnąbrni Ukraińcy bez ich wiedzy mieli też jakoby wysadzić Nord Stream, a nawet walnąć po Kremlu dronem, choć wszyscy ludzie serio wiedzą, że za ostatnią akcją stoi ''Ludowa Republika Arbatu'' skonfliktowana z tą na Łubiance. Rzekomo ''zbłąkana ukraińska rakieta'' miała gruchnąć w Przewodów, akurat kiedy szef CIA Burns leciał z Turcji do Kijowa po ''dogoworach'' z władyką rosyjskiej ''razwiedki'' Naryszkinem - na pewno tak było, bez dwóch zdań. Kropkę nad i postawił przywołany na końcu tekstu polski czynownik, bredzący o ''nieodpowiedzialnych ukraińskich politykach'', niestety nie wymieniony z nazwiska, ale coś mi mówi, że zwą go ''Zdradek''. Generalnie artykuł powinni przeczytać wszyscy, co powielają bzdury za teatrem dla gojów sprokurowanym przez kremlowskich Żydów pokroju Sołowjowa-Szapiro, jakoby USA miały ''walczyć do ostatniego Ukraińca''. Tymczasem wynika zeń, iż Ukraina sprawiła przykrą niespodziankę Amerykanom, nie pozwalając Rosji wziąć szturmem Kijowa, gdyż Jankesi szykowali się już na ''scenariusz afgański'' w warunkach Wschodniej Europy i co najwyżej wsparcie jakiejś banderowskiej partyzantki na Zakarpaciu, a tu taki klops z którym bidulki nie wiedzą do dziś co począć. Dogadali się przecież z Moskalami, dając im faktycznie przyzwolenie dla zbrojnej agresji na sąsiednie państwo, pod warunkiem jedynie ograniczenia walk do ukraińskiego terytorium i bez użycia podczas nich broni nuklearnej, na co Kreml ochoczo przystał. Ukraiński dziennikarz Jurij Romanenko trafnie rzecz podsumował, iż sytuacja jego kraju przypomina obecnie Czechosłowację w '38 roku, która wszakże postawiła się Hitlerowi wprawiając tym w zakłopotanie możnych tego świata. A już miało być tak pięknie, Adi odstawiłby brudną robotę Holocaustu, by powstał nowy Izrael... Tymczasem współczesny pepik, ''mały żydek'' Zełenski pomieszał im szyki nie uciekając ze stolicy, rzekomy klaun okazał się twardym facetem, gdyż geniusze amerykańskiego jak i rosyjskiego wywiadu pomylili jego gwiazdorską kreację z nim samym. Zdaje się zapomnieli, iż paradoksalnie komicy to zazwyczaj ludzie bardzo serio poza sceną, bywa nawet mocno depresyjni, jak Robin Williams popełniający w końcu samobójstwo. Na szczęście nie tyczy to ukraińskiego prezydenta, bowiem w kryzysowej sytuacji zachował się jak mężczyzna, a nie rozhisteryzowana ciota i sowiecki agent Benesz, wszakże niwecząc tym scenariusz ugadany już przez Kreml z Białasowym Domem.

Przynajmniej takie wnioski można wyciągnąć z rzeczonego artykułu ''Newsweeka'' i jak w każdej dezinformacji prasowej tkwi w nim zapewne spore ziarno prawdy. Trudno bowiem traktować poważnie wymówki Bidena, by nie przyjmować do NATO Ukrainy ze względu na faktycznie rozpanoszoną w niej korupcję. Nie przeszkodziła ona jakoś słynącej z ''uczciwości'' Bułgarii choćby w przystąpieniu do Paktu, a i Polska gwoli uczciwości pod rządami komuchów Millera i Kwaśniewskiego nie stanowiła pod tym względem wzoru cnót, bardzo oględnie zowiąc. Insza inszość, że zostaliśmy wówczas ''członkami NATO II-ej kategorii'', co trafnie spostrzegł ostatnio Marek Budzisz, bez stałych baz wojsk Sojuszu i faktycznej osłony nuklearnej, a to ze względu na veto Rosji ku czemu Zachód ochoczo przystał. Dlatego realna przyczyna niechęci prezydenta USA tkwi gdzie indziej: w uporczywym zapatrywaniu się nie tylko niemieckich, ale i przeważającej części amerykańskich elit politycznych na Rosję, jako integralnego komponentu europejskiej i ogólnie światowej równowagi sił. Wbrew faktom, świadczącym jednoznacznie, że ów kraj może stanowić jedynie źródło globalnej destabilizacji i chaosu, a to przez tyrańską naturę jego władzy stojącej ponad państwem i prawem, stąd nieustannie anarchizującej podległe sobie terytorium i wszystko wokół. Dlatego tworzyć może tylko narzędzia zniszczenia, na czele z kompleksem militarno-przemysłowym, jakim Rosja od wieków stoi, a także towarzyszącą mu propagandową chucpą ''wielkiej kultury'' [ Tołstojewski etc. ]. Przy czym nie ma większego znaczenia, jaką formę przybierze kacapski despotyzm - monarchiczną, komuszą, faszystowską czy neoliberalną a nawet LGBTariańską, w niczym to bowiem nie zmienia jego całkowicie samowolnej i arbitralnej natury. Sprokurowanej przez ''żydowinów'' przypominam, stąd pewnie dlatego czują doń miętę takie globalistyczne kreatury, jak dobry kumpel Putina KiSSinger. Żartuję, niemniej pora uznać fakt filorosyjskiej psychozy, na jaką cierpią elity Zachodu z USA na czele, jakie wręcz panicznie obawiają się upadku Moskowii, wbrew temu co pierniczą różne Duginy czy insze Girkiny. Wszakże nie oznacza to bynajmniej ulegania jej, a jedynie trzeźwą refleksję, że trzeba nam w Polsce oraz innym krajom regionu już teraz szykować się na czarny scenariusz, który przewidywałem onegdaj na drugim blogu. Pisząc tłustym drukiem, iż ,,Rosja w której ''tęczawe'' parady zastępują wojskowe na Placu Czerwonym, lecz nadal posiadająca broń atomową i znajdująca posłuch nie tylko w Berlinie, ale co gorsza i Waszyngtonie jest o wiele groźniejsza, niż ta pod obecnym nierządem Putina'', który oby więc zdychał jak najdłużej. Należy stąd poważnie traktować przejęcie schedy po nim przez pokraczny sojusz liberalnego żydostwa i kacapskich faszystów, zjednoczony pospólną nienawiścią do muzułmanów i obawą przed dominacją Chin. Bowiem jedyne racjonalne wytłumaczenie, jakie widzę dla zagłaskiwania przez Jankesów rosyjskiej bestii, stanowi manewr ''odwróconego dupą ku Moskwie Kissingera'' w jej wykonaniu. Rzecz jasna nie mam na myśli bezpośredniej konfrontacji z Chinami, na co Kacapia jest dziś zwyczajnie za słaba, ale ''proxy war'' w postaci zbrojnej inwazji na Kazachstan czemuż by nie? Putin od dawna przecież kwestionuje otwarcie nie tylko ukraińską, ale i kazachską państwowość a z tym żartów jak widać nie ma. Wspierany tu przez legion rosyjskich szowinistów z Girkinem na czele, oraz kremlowskie szczujnie medialne pod władaniem Żydów i lesb, które nie ustały gardłować w owym duchu nawet podczas ostatniej wojny. Porażka czy choćby klęska na Ukrainie w niczym ich nie powstrzyma, mogli wdepnąć w jeden beznadziejny konflikt to i polezą zaraz w drugi, z deszczu pod rynnę - jakież to rosyjskie. Tym bardziej, że wkrótce może pojawić się w kraju liczna rzesza uzbrojonych facetów bez zajęcia, z których wielu poczuło już krew i bez wojny żyć nie są w stanie, tak zryła im łeb. Najeżdżając zaś Kazachstan nie będą narażeni na masakrowanie ''hajmarsami'' czy inszymi ''sztormszedołsami'', a tylko zmagania ze znajomą im posowiecką bronią, niechby zmyślnie unowocześnioną przez Chińczyków. Oczywiście zawsze na stole jest opcja rozbioru Azji Środkowej między Pekin a Moskwę, co już w przeszłości bywało, wszakże wątpię by przystały na ów scenariusz tamtejsze państwa, na czele ze strategicznie ważnym obecnie dla Chin Turkmenistanem. Zacieśniającym przy takowym obrocie spraw zapewne panturańską integrację eurazjatycką z Turcją i Azerami, przy wsparciu Brytoli czego symbolicznym wyrazem masońska piramida w Astanie, dziś Nursułtan. Istotna funkcja owej ''dyskretnej'' organizacji jest u nas kompletnie zmistyfikowana - to żaden ''globalny Sanhedryn'', a jedynie narzędzie zarządzania rozproszonym na niemal wszystkich kontynentach wyspiarskim imperium, czy raczej tym co zeń pozostało. Przekształcającym się w myśl hasła ''global Britania'' w Anglo-Eurazję, takowa bowiem istnieje wbrew bełkotowi różnych Duginów, ale i mniemanych ''ojropejczyków'' co i na żal PiSowców, jednako potrafiących reagować na ów fakt tylko bredzeniem o ''Londonistanie''.

Powracając do kwestii możliwej jak sądzę ''specoperacji wojskowej'' Rosji wymierzonej w kazachską państwowość - nie widzę powodu, by tak ''pro-BLMowska'' administracja Bidena po cichu nie miała pobłogosławić środkowoazjatyckiej ''wojny rasowej''. Przecież szczególna wrażliwość żywiona przez nią do rzekomych ''praw osobowiszczy'' LGBT-coś tam, nie przeszkodziła jej wcale w porozumiewaniu się z takimi ''homofobami'', jak Putin i jego kamanda ponad głowami władz Ukrainy. Ławrow zaś ośmielił się nazwać publicznie Hitlera Żydem, czy globalny Sanhedryn na czele z Klausem Schwabem obłożył go za to anatemą? No właśnie, więc i tu brak jakichkolwiek hamulców ni obostrzeń. Wszakże jedno wydaje się pewne: jeśli takowa rozpierducha wojenna się wydarzy, zarówno nasi ''euroatlantyści'' co i obrońcy ''syfilizacji judeołacińskiej'' spod znaku Konecznego, jednako skończą z mordą w kałuży. Bowiem pozostając konsekwentnymi będą zmuszeni wesprzeć rosyjską ''krucjatę białego człowieka'' przeciw ''turańskiej dziczy'', z mniej lub bardziej otwartym wsparciem znienawidzonego, lub wielbionego zależnie od zajmowanej przez nich postawy USraela. Co do mnie, nawet palcem na klawiaturze nie ruszę w obronie zdrajców białej rasy, nasyłających na Ukrainę buriackich lub czeczeńskich rzeźników i gwałcicieli, niech Kazachowie zarzynają ich jak barany, aby poczuli własne łajno na twarzy. Z drugiej, biorąc stopień ''zażydzenia'' obecnego Kremla, tudzież liczbę innych mieszańców etno-rasowych na szczytach rosyjskiej, ale raczej nie ruskiej władzy, trudno w sumie zarzucać im przeniewierstwo w tym względzie... Pewnie dlatego znajdują wspólny język z globalistami Zachodu, mimo deklarowanej gromko wrogości i otwartej rywalizacji, wszakże w obrębie tego samego obozu ''zgniłego Okcydentu''. Ukraina więc grzeszy naiwnością wobec niego swą ''eurofilią'' i zapatrzeniem w USA, co i dla nas w Polsce winno stanowić przestrogę. Sami Ukraińcy zresztą są tego świadomi, przynajmniej niektórzy z ich czołowych intelektualistów, jak Serhij Daciuk. Trafnie bowiem spostrzegł niedawno, iż jego rodacy ograniczając walkę o swą niepodległość narodową do sfery kultury i języka, zaniedbali całkiem jej materialne podstawy w postaci własnego przemysłu zbrojeniowego, jaki pozostał im w spadku po ZSRR, a który roztrwonili niemal do reszty. Słusznie więc za hańbę uważa, że kraj nie ma własnych rakiet ni jest w stanie produkować masowo pociski dla artylerii, zmuszony tym żebrać o nie u Zachodu ową zależność bywa cynicznie wykorzystującego, choćby jak teraz nie udzielając należytego wsparcia ukraińskiej kontrofensywie. Grzęznącej przez to w stepach Zaporoża, a mimo tego uporczywie postępującej wbrew wszelkim wojennym prawidłom, bez przewagi samolotów i rakiet dalekiego zasięgu, kompensując je głównie odwagą żołnierzy oraz zmysłem taktycznym dowództwa. Wszakże Daciuk myli się upatrując winy za ów stan rzeczy li tylko w neobanderowskich radykałach, marginalnych nawet teraz w toczącej wojnę Ukrainie, co poniekąd sam przyznaje. Zasadniczym jej problemem bowiem nie są obecnie faszyści spod znaku ''krwawego Stepana'', jak niestety wielu Polaków dało sobie wmówić, ani nawet pokomusze zaszłości wciąż żywe w owym kraju, ale rodzime ''żłopstwo'' pod którym to mianem kryje się odpowiednik naszego swojskiego niestety cwaniactwa, pazerności i chamstwa. Całkiem bezideowego przy tym, mogącego więc przybierać najróżniejsze i wzajem ostro nieraz skonfliktowane politycznie formy. Żałować wypada, że nie tylko Rosję trawią całe tabuny klonów Puszylina, gotowych zamienić własną ojcowiznę w pustynię, byle tylko mogli wygrzewać tyłki w Dubaju - również Ukraina co i Polska cierpią podobną przypadłość, nawet jeśli na szczęście nie w tym stopniu co Kacapstan. Dlatego nasz wschodni sąsiad płaci teraz straszną cenę krwi swych żołnierzy i cywilów oraz ruiny miast, bowiem zamiast modernizować własną poradziecką zbrojeniówkę doprowadził do upadku fabryk rakiet w Dnieprze czy czołgów w Charkowie. Brakło zmysłu strategicznego i woli politycznej niezbędnych dla realnej niepodległości, cała para zaś poszła w ukraińską cepeliadę wyszywanych koszul i pomników Bandery. Acz można zarzucić Daciukowi, iż sztucznie przeciwstawia obsesję na punkcie zachowania narodowej czystości technologicznej modernizacji, biorąc pod uwagę jakiż to kraj jako pierwszy począł tworzyć rakiety czy odrzutowce... Przemysł militarny, nad którego utratą tak boleje, również ostał się Ukrainie po totalitarnym przecież ZSRR, nie w tym więc problem, lecz jak powiadam cwaniackim ''żłopstwie'', dla którego liczą się wyłącznie krótkoterminowe zyski, czerpane z rabunkowej eksploatacji tu i teraz. Wspomniany Jurij Romanenko trafnie nazywa to ''kanibalizmem'' własnej ojczyzny - kiedy potrzeba na gwałt stawiać zakłady dronów bojowych i obronę przeciwrakietową, burmistrzowie ukraińskich miast przewalają ogromne budżety na stadiony czy nową kostkę brukową, jak ichni Czaskowsky mer Kliczko - w trakcie wojny!

W efekcie Ukraina szarpie się obecnie desperacko, uwięziona na krótkim łańcuchu, gdyż w zależności całkiem dla swego ocalenia od Zachodu, który wszakże żywi odmienne od niej interesa. Przerażony jest bowiem ostatnimi deklaracjami gen. Załużnego, że nic nie powstrzyma go przed zajęciem Krymu, jeśli tylko pojawi się taka możliwość, a nawet przeniesieniem walk na terytorium Rosji, czego Okcydent z USA na czele najbardziej się obawia. Traktując nadal Moskowię Putina niczym dawne ZSRR, niepomny jej regresu o jakim wspomina rosyjsko-żydowski pisarz Dmitrij Bykow. Słusznie bowiem zauważył, że breżniewowska ''gerontokracja'' prezentuje się całkiem przyzwoicie na tle putinowskiego reżimu, zwłaszcza jego obecnej postaci wyznaczanej przez kryminalistów i degeneratów, pokroju Prigożyda i ''fuhrera'' jego ''prywatnej'' armii neonazisty Utkina. Na tym właśnie polega główny błąd nie tylko Niemców, ale i większości Amerykanów niestety, upatrujących wciąż w Rosji jakowejś przeciwwagi dla Chin i świata islamu. Moskale to wiedzą, stąd grzeją prowokacje w podmoskiewskich Kotielnikach, gdzie miejscowi Ruscy ślą apele do władz, by wzięto ich w ochronę przed muzułmańskimi migrantami terroryzującymi okolicę. Zapewne rozpierducha stanowi ''podgotowkę'' pod możliwą inwazję na ''bisurmański'' Kazachstan, co rozwój zdarzeń wkrótce okaże. Powracając na Ukrainę: Arestowycz z goryczą upatruje słabości swego kraju w dziedzictwie kozackiej Siczy, pokrywającej bohaterszczyzną wojowników swą systemową słabość, brak organizacyjnego zaplecza. Innymi słowy, Ukraińcy gotowi są wojować, wszakże jedynie na cudzy koszt - jak nie polskiego króla, to znowuż moskiewskiego cara, a nawet tureckiego sułtana. Przed nimi zaś stoi dziś zadanie ustanowienia niepodległości na własny rachunek, i tu zaczynają się przysłowiowe schody. Wyjaśnienie jest mym zdaniem prostsze niż proponowane przez imć Ołeksija: otóż Ukraina to podobnie jak współczesna Rosja czy Kazachstan jedna z byłych radzieckich republik, jakich niepodległość ogłosiły władające nimi postkomusze mafie i bezpieki. Rząd natomiast w realnym socjalizmie pełnił rolę fasady dla owych komunistycznych sitw i sekt w jednym, zgodnie z marksistowską doktryną głoszącą, iż ''państwo jest formą kapitalistycznej opresji klas pracujących''. Po upadku więc oficjalnej ideologii ostało się li tylko mafijne sekciarstwo władających posowiecką zoną elit, przechodząc ''dialektycznie'' we wspomniane wyżej ''żłopstwo''. Wystarczało to na czas iluzji post-liberalnego ''końca historii'', ale przyszedł nań kres wraz z nastaniem realnej dziejowej rozpierduchy. Posowieckiemu bezhołowiu sprzyjał zaś fakt systemowego bezprawia komunizmu, zgodnie z marksistowskim założeniem, iż nie tylko państwo ale i prawo stanowią formy ''burżuazyjnej opresji'', na które nie ma miejsca w utopii bezklasowego społeczeństwa. Dlatego bolszewicy zwali bandytów ''elementem socjalnie bliskim'', traktując znacznie łagodniej kryminalne rozboje niż błahe nawet polityczne wykroczenia. Nie dziwi stąd łatwość z jaką komuniści i bezpieka jęli oddawać się grabieży po sprokurowanym przez nich rozpadzie ZSRR. Wszakże część z nich tak na Ukrainie co i w Rosji, najwidoczniej nie mogąc żyć bez jakiejś ideologii, stała się jawnymi faszystami. Najlepszym tego dowodem sam Putin, wychwalający publicznie czarnosecinną filozofię Iwana Iljina, usiłując przy tym ''denazyfikować'' Ukrainę min. za pomocą rosyjskich neonazistów z ''Rusicza'' i tym podobnej pogromowej swołoczy. Wszakże dotyczy to również posowieckiej Ukrainy i odrodzenia kultu niewątpliwego faszysty Stepana Bandery. Admiracja doń wielu ukraińskich postkomunistów przestanie dziwić, gdy uświadomimy sobie, że już przed wojną ichni bolszewicy z tzw. KPZU sławili w swych drukach propagandowych rodzimych faszystów jako ''rewolucyjnych bojowników mas ludowych zachodniej Ukrainy''. Z kolei sama OUN niejednokrotnie wykorzystywała politycznie burdy i zamieszki wszczynane przez ''czerwonych'', jak to miało miejsce podczas fali krwawych zajść na Wołyniu w 1935 roku. O czym przeczytać można w zacnej rozprawie traktującej o niepokojach społecznych doby Wielkiego Kryzysu w II RP [ tamże również wzmianki o raportach ówczesnej polskiej policji, diagnozującej z niepokojem próby budowy jednolitego ''frontu ludowego'' ukraińskiej komuny i nacjonalistów Bandery ]. 

Jednym słowem Ukraińcy popełniają gruby błąd, traktując rodzimy faszyzm jako rzekomą ''alternatywę'' dla posowieckiego dziedzictwa, i rychło przyjdzie im za to zapłacić, gdy możni sponsorzy z Zachodu wykorzystają zapewne ów fakt, by ich pocisnąć do ugody z Kremlem, jakiej tak pragną. Niegotowi całkiem na możliwy scenariusz upadku Rosji, prawdopodobny w kraju, gdzie tak ''zażydzony'' reżim jak putinowski sławi jednako rosyjskiego faszystę Iljina, co i bolszewickiego kata Berię, odpowiedzialnego min. za mord polskich oficerów w Katyniu i wiele innych zbrodni wobec naszej nacji. Nie słyszę wszakże, by ów skandal wywoływał równe oburzenie nad Wisłą, co ukraińskie próby negowania, czy przynajmniej rozmywania odpowiedzialności OUN za ludobójstwo Polaków na Wołyniu, dokonywane przez jakieś neobanderowskie pinglary. Wszakże ordynarnym kłamstwem jest, że nie spotykają się one jakoby z publicznym odporem na samej Ukrainie, czego dowodem choćby żywa działalność ichniego historyka i publicysty Danyło Janewskiego, publicznie dystansującego się wyraźnie od dziedzictwa Bandery. Napisał o nim krytyczną biografię, jakiej przekład żywię nadzieję ukaże się także w języku polskim, gdyż dostępna na rynku autorstwa Rossolińskiego-Liebe jest nie do czytania. Powołuje się on bowiem tam na oszusta Grossa, co nie dziwi u kreatury badającej rzekomą ''kolaborację niemiecko-polską podczas II wojny światowej'', opłacany w tym przez niemieckie fundacje i muzeum ''Polin''. Dlatego zdecydowanie wolę podejście Janewskiego, trafnie konstatującego, iż ukraińskich komunistów i faszystów połączyła wspólna nienawiść do dziedzictwa dawnej Rzeczpospolitej, wystarczyło więc by ''czerwoni'' hasłu o rewolucji przydali przymiotnik ''narodowa'', aby przechrzcić się gładko na ''patriotów'' i ''nacjonalistów''. Nawet jeśli ów historyk myli się co do samej Rosji, identyfikując ją z ''cywilizacją Wielkiego Stepu'', czego obaleniu poświęciłem ostatnio całą serię tekstów na drugim [anty]blogu. Tak czy owak Ukraina podobnie jak i Polska daleko nie zajadą pogrążając się we wzajemnych swarach i dziejowych resentymentach. Przy czym nikt nie mówi, abyśmy zaraz obłudnie ''wybierali przyszłość'', wystarczy zachować jedynie zdrowy rozsądek i właściwą miarę, nie negując tego co nas nieodwołalnie dzieli rozwijali współpracę na innych polach, w imię obopólnych żywotnych interesów. Nade wszystko w dziedzinie wojskowej, ale też i politycznej oraz gospodarczej, bowiem Ukraińcy zyskali wprawdzie mocny fundament państwowości w postaci zaprawionej już w bojach armii, jednakże mogą przegrać na ''froncie wewnętrznym''. Poległszy w reformie administracji państwowej i poradzeniu sobie z wszechobecną korupcją, dziedzictwie wspomnianego już poradzieckiego bezprawia. Czynnie zaangażowany w walkę zeń polski ekspert Piotr Kulpa zwraca uwagę, że dziś zwykłych Ukraińców radują bardziej nawet niż zwycięstwa na froncie kolejne zatrzymania czy dymisje nieudolnych i sprzedajnych własnych polityków. Sygnalizuje to niechybnie pilną konieczność reform wewnętrznych, bez których Ukraina zwyczajnie nie przetrwa, nawet gdy rosyjskie zagrożenie zostanie od niej oddalone, czemu rzecz jasna Polacy winni sprzyjać w swym dobrze pojętym interesie narodowym. Bez względu na banderowskie resentymenty głośnej mniejszości Ukraińców, na których powtarzam sami rychło się wyłożą, na szczęście wielu z nich ma tego świadomość i stąd otwarcie przeciwstawia się im, jak wykazałem. Skądinąd ciekawym dlaczegóż nasza ''ideowa prawica'', tak niby pryncypialnie antykomunistyczna, potrafi w kółko tylko gardłować o ''banderowcach'' niczym jaka antifa, ignoruje zaś anarchistów walczących po stronie Ukrainy co i Rosji. Mniej licznych niż faszyści, niemniej zadziwiające, że polscy konserwatyści i narodowcy zdają się nie zauważać, iż Ukraina to nie tylko dziedzictwo ''krwawego Stepana'', ale i Nestora Machno o czym u nas niemal kompletna cisza. Tymczasem nowolewicowy Socjalny Ruch współpracuje ściśle z polskim ''Razem'' i anarchistami Inicjatywy Pracowniczej, jego bojownicy zaś walczą na froncie z rosyjskimi okupantami i wielu już poległo min. pod Bachmutem, by wymienić tylko Jewgienija Osiewskiego czy Dmytro Pietrowa. Polskawa dupoprawica sra się neobanderowcami, ale współcześni machnowcy z karabinami w rękach jakoś nie budzą u niej grozy - a kurwa powinni! Prędzej debile pomylą czarno-czerwone flagi anarchistów ze sztandarami OUN, dlatego cokolwiek sądzę o tych lewakach robią przynajmniej o tyle dobrą robotę, że jebią równo kacapofili od których wciąż roi się na zachodniej lewicy co i pozaeuropejskiej. W każdym razie prospołeczna lewica ma potencjał do rozwoju na Ukrainie, wprawdzie po 2014 roku znalazła się w defensywie, gdyż nie bez podstaw kojarzono ją powszechnie z ruskimi kurwiszczami, a też wielu z jej działaczy skompromitował ordynarny lobbing moskiewskiego kapitału, ubrany tylko w poradzieckie resentymenty. Dziś jednak rzecz wygląda inaczej, w dobie ostrego kryzysu społecznego wywołanego wojną i upadkiem ekonomii kraju zniszczonej przez rosyjskiego wroga. Swoje też dokłada polityka finansowa ekipy Zełeńskiego, która przynajmniej gospodarczo jest ukraińskim odpowiednikiem Konfederacji, gdyż to właściwie nacjonałliberałowie reprezentujący interesy swej narodowej burżuazji niechętnej, by nie rzec wprost wrogiej prawom rodzimych pracowników. Na owym tle więc będą narastać napięcia i konflikty, gdy tylko zagrożenie ze strony Moskali zelżeje, oby jedynie nie przybrały zbrojnej formy, się obaczy. Kogo to jednak interesuje nad Wisłą, lepiej przecież pierdolić ciągiem o Banderze i Wołyniu aż do zarżnięcia tematu, nomen omen. Babrzących się tym gównem dziwnie nie oburzał wcześniej kult Dzierżyńskiego na posowieckiej Ukrainie i mundury NKWD na niemal każdym tamtejszym komisariacie, jak trafnie zauważył ukraiński działacz Paweł Bobołowicz. Cóż...

Podsumowując: Rosja jest Zachodowi niezbędna - zupełnie niepotrzebnie, bo to nieudacznik i ''pasożyd'' niczym synalek Bidena, który potrafi jedynie przepierdalać kasę tatuśka pakując go ciągiem w kłopoty. W dodatku jest niebezpieczny, lobbując dla zysku za podejrzanymi typami w służbie obcych mocarstw. Jednak być może idzie o to, że jebiąc tabuny dziwek, tudzież wydając fortunę na crack napędza mocno ekonomię, bowiem ''szara strefa'' stanowi przecież istotny dział gospodarki. Podobnie Rosja, która znowu przedawkowała dziejowy ''parmezan'' i Okcydent z USA na czele kolejny raz zmuszony jest wyciągać ją z biedy, w której znalazła się wyłącznie z własnej winy. Nie ma więc co histeryzować o ''zdradzie Zachodu'', lecz maksymalnie wykorzystać ów fakt, póty co otoczywszy kacapską melinę eurazjatyckim kordonem sanitarnym, od Skandynawii po Azję Centralną. Rosja jest jak stary narkoman - nie do zdarcia, paradoksalnie zbyt amorficzna, by się rozpaść, niczym rozlazłe g... jak Hunter Biden. Pozostaje więc tylko uzbroić się w cierpliwość oczekując na ''złoty strzał'' w jej wykonaniu, byle tylko nie na nasz koszt!