środa, 3 stycznia 2018

Od uchwały-widmo po nielegalną decyzję czyli jak to z miejsko-pracowniczą spółką komunikacyjną w Kielcach było.

Czekać jak zapadnie wyrok w sprawie, głupia Śreniawska sama się podłożyła ponoć w sądzie przyznając, że przetarg był ustawiony poprzez wyznaczenie nierealnych wymogów co do ustanowienia bazy etc. dla konkurencyjnego przewoźnika, postanowiłem więc nie stojąc po żadnej ze stron sporu [ prywatyzacja wcale nie jest automatycznie lekiem na niewątpliwe patologie miejskiej komunikacji a wręcz może je pogłębić ] sprawdzić jak się ten burdel począł gwoli prawdy - zwykle zwala się wszystko na Lubawskiego ale choć to on faktycznie go firmował to jednak :

''Załoga protestowała przeciwko pomysłowi miejskich rajców, którzy chcieli sprzedać 85 % udziałów w kieleckim MPK firmie Veolia Transport Polska.''


- nawet jeśli rządzą oni miastem tylko formalnie zwłaszcza od czasu wprowadzenia bezpośrednich wyborów burmistrzów i prezydentów z inicjatywy nie kogo innego a Tuska, to jakby nie było dali Lubawskiemu do tego glejt więc ponoszą współodpowiedzialność za zaistniałą sytuację a na pewno ci z nich, którzy głosowali za [ co bynajmniej go nie uniewinnia podkreślam ]. Udało mi się ustalić, że wszystko zaczęło się od uchwały podjętej na sesji 14 kwietnia 2005 [ wspomina o tym radny Siejka w jednym z protokołów, które zostaną przywołane niżej ], sęk w tym, że zapisy sesji RM Kielce dostępne w sieci zaczynają się dopiero od końca listopada 2006 r. :


- co więcej w programie rzeczonej sesji nie wymieniono żadnego projektu uchwały na ten temat a jedynie wspomniano jako ostatni punkt obrad - ''Organizacja komunikacji w mieście i jej przyszłość.'' :


- stąd nie można nawet znaleźć odpowiedniej uchwały, która miała rzekomo stanowić podstawę prawną całej chryi ! [ aby się o tym przekonać wystarczy w niniejszej wyszukiwarce zaznaczyć odpowiednią datę a w zakładce ''status'' - ''wszystkie'' ] :


- a więc cała sprawa poczęła się ex nihilo mając za przyczynę jakąś uchwałę-widmo... Można jednak z grubsza przynajmniej ustalić konkretnych ludzi, którzy za ten burdel odpowiadają wespół z Lubawskim oczywiście - oto ówcześni radni, wielu to jakieś kompletne nonejmy, ...uje z SLD + idiotka Obara, która na szczęście wypadła już z obiegu lokalnej polityki [ skądinąd kuriozalne iż za prywatyzacją głosowali radni lewicy jak by nie było ale co się dziwić skoro jeden z nich Rupniewski ksywa ''twardziel świętokrzyski'' stwierdził w którymś z zapisów jakie potem przywołam na dowód, że zarządzanie spółką przy kilkusetosobowym akcjonariacie samych jej pracowników nie może się udać a więc zaprzeczył fundamentalnej dla socjalizmu utopii ''społecznej własności środków produkcji'' natomiast radny PiS Goraj wychwalał ''robotniczą współwłasność'' jako przykład ''leseferyzmu'' gospodarczego ! takie jaja ] ale jest też paru znanych do dzisiaj polityków nie tylko w lokalnym wymiarze np. Artur Gierada z PO, jego starszy ''nazwiskowicz'' Jasiu ex-SLD/PSL ''człowiek prawicy'' obecnie, Słoń etc. :


Następnie na sesji z 17 listopada tegoż roku określili zasady zbycia udziałów w MPK w pkt. 11 podjętych uchwał :


- znowu niczego szczegółowo tu nie można ustalić j.w. - jedyny konkretny punkt zaczepienia na jaki natrafiłem to przyjęcie przez tych pajaców w końcówce kadencji na sesji 19 października 2006 r. ''Polityki Transportowej Zrównoważonego Rozwoju'' [ pkt. 6 projektów podjętych uchwał ] :


- z wyraźnymi wskazówkami co do prywatyzacji : ''k) Wprowadzenie mechanizmów konkurencji regulowanej w obsłudze transportowej miasta.Włączanie przewoźników prywatnych (w tym dysponujących mikrobusami) w skoordynowany system obsługi pasażerskiej.'', ''m) Indywidualizacja transportu zbiorowego (pojazdy o małej pojemności, komunikacja zbiorowa na zamówienie telefoniczne, realizowana zarówno przez przewoźnika komunalnego, jak i przewoźników prywatnych, z możliwością wykorzystania taksówek jako komunikacji zbiorowej w nocy oraz w innych przypadkach małego potoku pasażerskiego.'' [ - !?; str. 13 ], ''f) Propagowanie systemu grupowego korzystania z samochodu osobowego, w tym tworzenie zachęt do zwiększenia napełnienia samochodu.'' [ - ej, czy to aby nie oficjalna zachęta do łamania prawa ?:); str. 14 ], '' d) Dążenie do częściowej demonopolizacji rynku usług przewozowych, z przestrzeganiem reguł uczciwej konkurencji (w tym przetargi i koncesje regulujące podaż). Wykorzystanie powstających w ten sposób możliwości poprawy jakości i obniżki kosztów transportu zbiorowego.'' [ str. 17 ], ''a) Dostosowanie gospodarowania i zarządzania majątkiem infrastrukturalnym do zasad konkurencyjnej gospodarki rynkowej, z niezbędnymi regulacjami.'' - a poza tym : '' c) Promowanie zakupu pojazdów czystych ekologicznie (silniki elektryczne, hybrydowe, napędzane gazem naturalnym, paliwa bezsiarkowe); ograniczenie prawa wjazdu do wybranych obszarów pojazdom nie spełniającym określonych wymagań ekologicznych.'' [ str. 18 ], ''g) Stosowanie zabezpieczeń przeciw negatywnemu oddziaływaniu infrastruktury transportowej na środowisko, w tym środków ochrony akustycznej (np.ekrany). h) Zwiększenie częstotliwości i skuteczność kontroli stanu pojazdów przez Policję, Straż Miejską oraz Inspekcje Transportu Samochodowego. i) Promowanie działań zmierzających do wykorzystania w autobusach komunikacji miejskiej energii odnawialnej poprzez zastosowanie gazu ziemnego.'' [ str. 19 ] - już całkiem poza tematem ale uderza też zawarty na str. 25 kuriozalny w perspektywie tego co dalej się z tym stało passus :

''Kompleksowy Program Rozwoju Sieci Drogowej Województwa Świętokrzyskiego określa następujące zadania mające na celu modernizację układu drogowego Kielc:
• Etapowa modernizacja drogi nr 74, dla uzyskania docelowych parametrów drogi ekspresowej S74  poprzez: dobudowę drugiej jezdni ul. Jesionowej, dobudowę drugiej jezdni ul. Łódzkiej od ul. Zagnańskiej do węzła „Niewachlów” (w ciągu drogi S7) oraz budowę dwujezdniowego odcinka od ul. Solidarności do Cedzyny (przedłużenie ul. Świętokrzyskiej).
Powyższy akapit wymaga skomentowania. Otóż trasa ta nie zapewni odpowiedniego dla drogi ekspresowej standardu (przebiega ona przez obszar zwartej zabudowy mieszkaniowej, z obsługą przyległego zainwestowania) i dlatego koniecznym jest poszukiwanie innego korytarza dla jej przeprowadzenia.''


- choć nadal ze wspomnianych wyżej przyczyn nie można ustalić na podstawie internetowej kwerendy kto konkretnie spośród radnych odpowiada za to, zresztą nawet dane zawarte w protokołach z następnych lat mówią jedynie ilu z nich było za i przeciw ale same oddane głosy są bezimienne, dopiero od ostatniej kadencji zaczęto podawać szczegółowe wyniki głosowań. Następne w kolejności działań RM miało być ''rozwiązania spółki Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji Spółka z o.o. w Kielcach'' podczas sesji tuż po gorącym pod tym względem lecie 6 września 2007 w ostatnim 26-ym pkt. obrad z którego Lubawski wycofał się rakiem w ostatniej chwili o czem potem :


- a już pod koniec miesiąca nastąpiło ''przyjęcie zalecenia Rady Miejskiej w Kielcach w sprawie MPK'' w pkt. 8 porządku obrad [ u samego dołu spisu ] na sesji z 27 września 2007 :


- i wreszcie w marcu 2008 przyklepanie ''zbycia udziałów Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Spółka z o.o. w Kielcach na rzecz Kieleckie Autobusy Spółka Pracownicza Spółka z o.o.'' [ pkt. 7 ] :


Uprzedzając szczegółowe wywody pokuszę się już o podsumowanie wniosków do jakich doszedłem : wszystko zaczęło się od uchwały-widmo a skończyło de facto nielegalną decyzją sygnowaną pospołu przez zdecydowaną większość ówczesnych radnych z wszelkich zapewne opcji z SLD włącznie oraz prezydenta powziętą pod presją związkowców z Latosińskim na czele i pod auspicjami bp. Ryczana.

Pozostaje więc tylko zacytować na dowód ustępy z zapisów sesji w odpowiedniej kolejności - na początek pierwszy dostępny z pocz. września 2007, gdy Lubawski wbrew buńczucznym zapowiedziom podał tyły, tytułem niezbędnego wprowadzenia :

''Prezydent Kielc uważa, że jedyną drogą dla kieleckiej MPK jest jej likwidacja. Projekt uchwały w tej sprawie wysłał radnym. To może zaognić atmosferę, bo pracownicy nie chcą prywatyzacji, a tym bardziej likwidacji firmy. [...] Prezydent Kielc Wojciech Lubawski chce, by radni zajęli się projektem na najbliższej sesji Rady Miasta zaplanowanej na 6 września. Lubawski tłumaczy, że jeśli nie dojdzie do likwidacji MPK, to zostanie ogłoszona jego upadłość, a wtedy majątek spółki będzie trzeba uznać za stracony. Zdaniem prezydenta, po ostatnich nieudanych rozmowach z przedstawicielami strajkującej załogi, likwidacja MPK jest jedyną drogą dla kieleckiej spółki.''


- po czym zapewne pod wpływem wysoce uduchowionej atmosfery w jakiej odbywały się negocjacje u Ryczana doznał cudownej przemiany :

''Przewodniczący Rady Miejskiej Krzysztof Słoń :
[...] Informuję Wysoką Radę, że w czasie między konwentem a dzisiejszym dniem
wpłynęły 2 wnioski od pana prezydenta o wprowadzenie zmian do porządku
obrad.
Pierwszy dotyczy zdjęcia z porządku obrad projektu uchwały w sprawie
rozwiązania spółki Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji Spółka z o.o. w
Kielcach. [...]

Kto z Pań i panów radnych jest za zdjęciem z porządku obrad dzisiejszej sesji projektu uchwały w sprawie rozwiązania spółki Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji Spółka z o.o. w Kielcach
Głosowanie.
Za – 23
Przeciw – brak
Wstrzymało się – 1 [...]

Radny Robert Siejka :
Panie Prezydencie chciałbym w tym punkcie nawiązać do bezprecedensowych
wydarzeń nocnych z 28 na 29 sierpnia, wydarzeń dotyczących, jak niektórzy to
określają – pacyfikacji zajezdni MPK na Pakoszu. Ja powstrzymam się od oceny
tej decyzji, bo myślę, że wszyscy ją oceniają na swój sposób, myślę, że
najlepiej, najtrafniej ocenił ją pan Władysław Frasyniuk, pewnie to pana bardzo
zabolało. Mam w związku z ta sprawą dwa pytania. Po pierwsze panie
Prezydencie czy nie mógł pan udać się do Kieleckiej Kurii dzień wcześniej
przed tą zbrojną akcją na terenie zajezdni i wówczas złożyć akt kapitulacji, bo
inaczej pana porażki w sprawie MPK nazywać nie można. Myślę, że
uniknęlibyśmy wtedy tak negatywnego rozgłosu na skalę ogólnopolską. Po
drugie chciałbym się dowiedzieć, z jakich to środków budżetowych sfinansował
pan swoje gry wojenne na terenie tej zajezdni, bo jak doniosły media
kosztowało to około 100 tys. zł?

Pan Prezydent Wojciech Lubawski :
Sprawa MPK jest oczywiście sprawą niebywale ważną dla naszego miasta, ale
mam prośbę do państwa by w trakcie następnej sesji gdzie będzie kilka punktów
dotyczących tej instytucji i będzie to czas, dlatego że dzisiaj jest to również
analizowane przez prawników, nie całą wiedze jeszcze na ten temat mamy. 27
września udzielę wyczerpującej informacji na temat wydarzeń, które były
związane ze strajkiem w MPK. [...]

Radny Robert Siejka :
Ja oczywiście przyjmuję do wiadomości, że na temat MPK będziemy
rozmawiać wówczas, kiedy będzie to w porządku obrad, natomiast prosiłbym
jednak o odpowiedź, konkretną, krótką odpowiedź, z jakich środków
budżetowych pan Prezydent sfinansował zaciężnych ochroniarzy. Myślę, że to
zajmie parę sekund.

Prezydent Miasta Wojciech Lubawski :
Z budżetu Wydziału Zarządzania Kryzysowego

[ str. 1-2 i 6 oraz 9 ] :


- i tak się stało w przewidzianym terminie, choć trudno ''wyjaśnienia'' prezydenta uznać za wyczerpujące : 

''Wojciech Lubawski Prezydent Miasta Kielce przedstawił projekt zalecenia
Rady Miejskiej dot. Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Sp. z o.o.
w Kielcach. :
Nadal obowiązuje uchwała, która daje mi legitymację i zobowiązuje mnie do
zbycia udziałów Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji. Ta uchwała ma
już swoją historię i wiadomo, że jedyna zainteresowana spółka jaką była firma
Veolia, cała ta procedura została sfinalizowana podpisaniem umowy o zbyciu
85% udziałów. W międzyczasie doszło do protestów załogi i nastąpiło
porozumienie pomiędzy mną, panem Wojewodą i Związkiem Zawodowym
Solidarność w MPK, w którym zobowiązałem się, że utworzona spółka
pracownicza będzie podmiotem, któremu będę chciał zbyć minimum 51%
udziałów. [...]

Radny Stanisław Rupniewski : 
[...] Ja jestem szefem spółki pracowniczej od siedmiu lat, obserwuję jak
inne spółki pracownicze pracowały. Spółki pracownicze, których kapitał był
mocno rozdrobniony nigdzie się nie udały. W większości funkcjonują te spółki
tak jak ta którą kieruję, kiedy management sięgnął po kredyty, sięgnął do
kieszeni po jakieś zaskórniaki i odkupił udziały od pracowników. Nigdzie nie
udały się spółki, bo ja nie wyobrażam sobie że 600 pracowników spółki będzie
właścicielami przedsiębiorstwa. [...] moja wypowiedź nie jest skierowana przeciwko pracownikom zakładu, którzy
przecież przeżyli wiele stresów ale jest skierowana ku temu aby i oni mogli
podejmować decyzję bo za chwilę ktoś ich zapyta ile pan panie X, ile pan
panie Y kupuje tych udziałów? Na ile ma pan środki? Wiemy, że krezusi tam
nie pracują. Są to, co wielokrotnie panowie pokazali dobrzy fachowcy ale czy
to, że ktoś jest dobrym kierowcą może świadczyć, że będzie umiał te pieniądze
zainwestować? Jeżeli nie, to czy ktoś w imieniu tych pracowników będzie
mógł tak zainwestować te pieniądze, żeby rzeczywiście, przynajmniej po
dziesięciu latach ci pracownicy, wzięli pierwszą dywidendę? Wielokrotnie,
prywatyzacje dużych przedsiębiorstw powodowały, że akcje, czy udziały były
potem zwykłymi papierami i do kosza. Tak było w przypadku dużych
przedsiębiorstw jak Star Starachowice, Mesko i inne przedsiębiorstwa, gdzie
akcje, tam były spółki akcyjne nie udziały, traciły wartość a dokumenty jako
bezwartościowe, trafiały do kosza, bo nie da się tym tapetować mieszkania.
Nie chciałbym aby ciężko wypracowane pieniądze tych pracowników, którzy
siedzą po mojej prawej stronie, jako przedstawiciele załogi i wszystkich
innych pracowników tego przedsiębiorstwa, ciężko zapracowane, straciły
kiedyś wartość a miasto pozostało z tymi samymi problemami, z którymi
boryka się od kilkunastu lat. [...]

Radny Robert Siejka ad vocem :
Ad vocem do wypowiedzi pana radnego Wołowca, który dużo nam mówił
o nowej jakości, prospołecznym myśleniu. Ja mam takie wrażenie, że pana
stanowisko w tej sprawie zmienia się w zależności od stanowiska pana
Prezydenta Lubawskiego. Przecież w poprzedniej kadencji radni, między
innymi pan, jak domniemam, głosowaliście 14 kwietnia 2005 roku za uchwałą
o prywatyzacji tego przedsiębiorstwa i zezwoleniu panu Prezydentowi na
podjęcie tych działań. Dziś pan mówi o trosce o pracowników i o spółce
pracowniczej. Czy przez dwa lata zmienił pan zdanie w tym temacie?

Radny Jacek Wołowiec :
Panie Robercie, tylko krowa nie zmienia swoich poglądów. Wystarczy
troszeczkę pomyśleć, przeanalizować pewne kwestie i ja też zmieniam
poglądy. Pan też często zapewne często zmienia poglądy. [ - owszem, patrząc z perspektywy na polityczne volty Siejki z SLD poprzez PO aż do obozu wspieranego przez PiS a tak przecież krytykowanego wcześniej Lubawskiego kupiony przezeń bliżej niesprecyzowanymi fruktami, ale Wołowiec od dziś będzie dla mnie nosił ksywę ''antykrów'':) - przyp. mój ]

Krzysztof Słoń Przewodniczący Rady Miejskiej przedstawił treść zalecenia Rady Miejskiej i poddał je pod głosowanie.
Głosowanie: 
Za – 19
Przeciw – brak
Wstrzymało się – 6 

Rada Miejska w Kielcach przyjęła zalecenie z dnia 27 września
dot. Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Sp. z o.o. w Kielcach.
Krzysztof Słoń Przewodniczący Rady Miejskiej ogłosił 30 minutową
przerwę do godziny 11.30. [ se musieli odsapnąć - przyp. mój ]

[ str. 10-16 ] :


Następna sesja luty 2008, gdzie radni wyrazili zgodę na zbycie udziałów MPK, nie ma sensu cytować dłuższych fragmentów z ''dyskusji'' o tym za to warto przywołać prawie w całości wygłoszony na wstępie typowy dla Jasia Gie zlew mentalny pod adresem Goraja wprawdzie poza tematem ale by dać pojęcie co to za zjeb z Gierady [ to jest jakiś horror, że osobnik o tak zrytym łbie był dyrektorem największego szpitala w mieście wojewódzkim jakby nie było ] :

''Radny Jan Gierada :
Proszę o rozszerzenie porządku obrad dzisiejszej sesji o wniosek, który na
piśmie składam, a brzmi on w sposób następujący: „Wnioskuję do Wysokiej
Rady o odwołanie radnego pana Mariusz Goraja z funkcji Przewodniczącego
Komisji, jaką obecnie pełni w Radzie z powodu kompletnego braku
przygotowania merytorycznego do przewodniczenia w niej oraz rażących
uchybień w sposobie prowadzenia tej Komisji; jak również niedopuszczalnych
kłamstw na łamach prasy, co powoduje, że wartość prac tej Komisji jest
żenująco niska, a tym samym podważa autorytet Rady. Uzasadnienie podaję
ustnie.”
Wniosek, który dzisiaj złożyłem odnosi się do wyjazdowego posiedzenia
Komisji Rodziny, Polityki Społecznej i Zdrowia, które odbyło się na ul.
Chęcińskiej 23 w Ośrodku dla Dzieci Niepełnosprawnych. Rzeczywiście po 2
godzinach i 15 minutach wyszedłem z tej Komisji ponieważ pan
Przewodniczący cały czas mówi, mówi, mówi, buja w obłokach, wydaje mi się,
że jestem gdzieś w jakiś przestworzach, jakąś stwarza sytuację jak gdyby
człowiek, który siedzi tam nie miał nic do powiedzenia. Każda Komisja
obojętnie, jaka ona jest, jest Komisją, która jak gdyby tworzy małą Radę, która
to Komisja powinna zadawać pytania, ma takie prawo. Pan Przewodniczący
odmówił mi zadawania takich pytań, przerwał mi, w dodatku w prasie kłamie w
sposób naganny, nie nazwę tego po imieniu, że musiał przerwać moje
wystąpienie, ponieważ ja obrażałem gości, byłem niegrzeczny, tolerowałem
gości. [...] I trudno mi się było odnosić żebym ja komukolwiek ubliżałnie jest to w moim stylu. Każdy jeden radny ma prawo zadać tyle pytań ile chce, po to jest Komisja, po to jej poświęca
czas i za to bierzemy pieniądze. Oczywiście każdy może mieć różne zdanie i ja
również. Natomiast niedopuszczalnym jest żebym ja nie uzyskał odpowiedzi na
pytania, które poszerzą mój horyzont myślenia w stosunku do pewnych
elementów czy to restrukturyzować czy tego nie restrukturyzować. Pan
Przewodniczący Goraj całośc około 90 % godzinami będzie bujał w obłokach
fantazji, w jakiś przewidywaniach zamiast kierować tą Komisją, wysłuchać
głosu radnych, a jest tam sporo dyrektorów szpitali i nie chodzi o to. Ja jako
radny nie czuję się jako radny partyjny tylko radny wybrany przez ludzi i chyba
najmniej przywiązuję wagę do upolitycznienia. Takie wyrażenie przy obcych
ludziach, jakie jest zdanie członków z listy PiS, ja to przemilczałem, zwróciłem
tylko uwagę żeby nie upolityczniał Rady, bo nie wolno dzielić w ten sposób
Komisji, stawia pana Goraja w złym świetle. Nieodpowiednim jest zabronienie
zadawania pytań. Bardzo naganną sytuacją jest podawanie w Gazecie
Wyborczej, że ja niemile traktowałem gości, byłem niegrzeczny. Jak można
odnosić się zamiast przeprosić, że się popełnia błąd nie udzielając możliwości
zadawania pytań, pytań, które być może przekonałyby mnie do pewnych
sytuacji, bo najprawdopodobniej skłoniłbym się w przyszłości do głosowania
nad tą restrukturyzacją i powiedziałam to wyraźnie, no ale skoro nie da się
możliwości zadawania pytań i odsyła mnie się do interpelacji. Jeśli ja panią
dyrektor pytam czy ona jest za taka restrukturyzacją mnie się odbiera głos a
później się kłamie w Gazecie, że ja jestem niegrzeczny i niemiły w stosunku do
gości to to przekracza ludzkie pojęcie. Życie w świecie fantazji pana Goraja, o
których godzinami będzie opowiadał jest niczym innym jak podporządkowanie
sobie tylko prawa do decyzji i do głosu, niedopuszczając do głosu innych.
Zwracał na ten temat uwagę pan radny Wielgus, pan radny Jaskóła. Nie była
pana radnego Góździa. Myślę, że wniosek, który składam, a który Wysoka Rada
rozstrzygnie nie polega tu na jakimkolwiek odgrywaniu się, bo to nie o to
chodzi. Chciałem panu Porajowi jako człowiek 62-letni pomóc w pewnych
sytuacjach, chciałem żeby skorzystał z pewnej wiedzy i doświadczenia mojego,
bo na pewno w tym temacie mam, ale nie jestem zarozumiały, na pewno
oceniam swoją wiedzę na trzy, trzy z plusem, są lepsi ode mnie. Natomiast świat
bajki i wyobraźni pana Goraja zmusza mnie czasem do tego, ze nie wiem gdzie
w ogóle jestem, czasami myślę, że się coś złego dzieje czy nie dzwonić po
karetkę.

Przewodniczący Krzysztof Słoń :
Panie radny bardzo proszę o trzymanie się merytorycznego uzasadnienia
wniosku.

Radny Jan Gierada (kontynuuje) [ niezrażony - przyp. mój ] :
Kłamstwo w prasie, do którego pan się dopuścił, nie będę tego komentował, bo
nikt nie czuł się tam ani urażony, ani obrażony, jest nie do przyjęcia. Jeżeli pan
radny nie umie powiedzieć przepraszam, a mnie by to absolutnie wystarczyło,
należę do ludzi normalnych, a przy okazji jestem radnym i dyrektorem szpitala.
To jest bardzo źle, jeśli się popełnia błąd, każdy na prawo taki błąd popełnić, ale
trzeba powiedzieć przepraszam, a nie kłamać w prasie i robić z siebie faceta,
który nie zezwala tutaj, uczniowi ojciec nie zezwala, dziecku powiedzieć, zadać
pytania tylko sam jest najmądrzejszy z całego gremium. Ten utopijny świat,
który roztacza pan Goraj po prostu jest nudny. Takie sesje małej grupy ludzi jak
Komisje nic nie dają, nic nie wnoszą praktycznie, bo przegada jeden człowiek 
cały czas, a reszta ma milczeć. Jeżeli chce w sposób uczciwy, godny zadać
pytania, nawet pani dyrektor chciała odpowiedzieć no i nie pozwolono jej to tak
być nie może. Nawet gdyby Wysoka Rada nie przegłosowała tego wniosku do
porządku obrad lub go wstawiła do porządku obrad, ja uszanuję każdą decyzję
Rady. Natomiast myślę, że moje wystąpienie nie formie lekcji, ale w formie
zwrócenia uwagi przyda się panu Porajowi, którego jak każdego na tej sali
szanujęJa nie mogę dzisiaj nie znać pewnych sytuacji, które mi pomogą swój
umysł skierować na najlepszą drogę w tej Radzie. [ ?!? ] Jeszcze dzisiaj siedzą tu
ludzie z MPK. Jak zadam parę pytań to nie po to żeby się wymądrzać tylko po
to żeby podnieść rękę, wstrzymać się lub być przeciw, a każdy ma takie prawo.
Żeby pan Goraj nie czuł się upokorzony przeze mnie, nikogo nie upokarzam,
mam dla niego prezent. Dzisiaj są Walentynki i ja dostałem (lizaka), ale ja w
moim wieku już nie mogę, jest tu napis „jesteś sexy”.

Radny Mariusz Goraj :
Powiem tak – wzruszyłeś mnie radny Janie Gierado. Ładnie zacząłeś dzisiejszą
sesję, w ogóle ładnie się zaczyna twoje „M jak Miłość”.'' 

[ str. 2-4 ]

- a więc wpierać komuś chamsko i natarczywie, że jest pomylony samemu serwując przy tym bełkotliwy monolog wariata, obrażać oburzając się przy tym jak ktoś w ogóle śmie posądzać go o obrażanie kogokolwiek by zakończyć osobliwym wyznaniem ''miłości'' o niezamierzonej [ ? ] homoseksualnej wymowie... jak to się ma do jego głośnej wypowiedzi o ''gejach i kozach'' ? Wracając do tematu :

...''Radny Robert Siejka :
Panie Prezydencie wrócę do wartości spółki, ponieważ pan mówi o tym, iż
spółka oczywiście tę wycenę zrobiła, a miasto już to robi. Natomiast jeszcze nie
tak dawno, bo przecież w ubiegłym roku lipiec-sierpień, pan podpisywał umowę
z Veolią, czyli pan wtedy musiał znać wartość tej spółki. To, jeśli mógłby pan
podać tą wartość na te miesiące letnie ubiegłego roku, to byłbym zobowiązany.

Prezydent Wojciech Lubawski :
Zgodnie z obowiązującym prawem minął okres ważności tamtej wyceny i
jakiekolwiek sugerowanie w tej chwili wartości tej spółki byłoby nie na miejscu,
a nawet nie wiem czy nie wykroczeniem.

Dyskusję zakończono. 

Projekt uchwały poddano pod głosowanie.
Głosowanie
Za - 23
Przeciw - brak
Wstrzymało się - 2 

Przedstawiciele załogi MPK przysłuchujący się dyskusji opuścili salę obrad.''

[ str. 13-16 ] :


Wreszcie finalne przyklepanie sprawy na sesji miesiąc później, od początku widać że wszystko było robione na kolanie i nim przepychane, wygląda wręcz że nielegalne ! :

''Radny Robert Siejka :
Jak można wnioskować o poszerzenie porządku obrad o punkt, który w tym
porządku istnieje? Ten porządek otrzymaliśmy pan Przewodniczący sam to
potwierdził w słowie wstępnym, że punkt dotyczący warunków zbycia
udziałów jest w porządku obrad. Nie rozumiem teraz wniosku pana
Sekretarza. Czy ten punkt jest w porządku obrad czy nie? Czy pan
Przewodniczący mógłby mi odpowiedzieć ? 

Przewodniczący Rady Miejskiej Krzysztof Słoń :
Jeszcze raz powtarzam, że w porządku obrad omawianym na Konwencie
zapisany został jedynie tytuł uchwały dotyczącej warunków zbycia. Na
Konwencie o tym mówiliśmy. Nie ma tego punktu, dlatego, że nie wpłynęła
uchwała do radnych w wymaganym terminie. [...]

Radny Robert Siejka :
Istnieją dwa uzasadnienia do zdjęcia tego punktu z porządku obrad:
1. Projekt uchwały w tej sprawie otrzymali radni dopiero wczoraj po południu.
Podjęcie takiej uchwały, w moim przekonaniu będzie niezgodne z ustawą
o samorządzie gminnym. Nie mieliśmy możliwości wcześniej zapoznania się
z projektem uchwały. To jest uzasadnienie z punktu widzenia formalno –
prawnego.
2. Chciałbym zapytać wszystkich radnych, czy zdają sobie sprawę z tego,
czemu akurat ten punkt staje na porządku obrad. Ja jestem przekonany o tym,
że uchwała, którą Wysoka Rada podjęła na ubiegłej sesji, dotycząca zasad
zbywania tych udziałów jest wystarczającym dokumentem pozwalającym
panu Prezydentowi do podejmowania działań. Czy przypominacie sobie
państwo sierpień ubiegłego roku, kiedy to ważyły się losy zbycia udziałów na
rzecz firmy Veolia? Czy wówczas, pan Prezydent był uprzejmy pytać radnych
o zgodę na te warunki? Nie. Pan Prezydent poszedł do notariusza i podpisał
przedwstępną umowę z firmą Veolia nie informując o tym radnych. Nie
informując o szczegółach zawartych w tej umowie. Dzisiaj nagle coś się
zmieniło. Dzisiaj pan Prezydent chce tą odpowiedzialność rozmyć, zdejmując
ją z siebie i szanownym państwu radnym daje projekt uchwały, gdzie zapisuje
konkretne liczby, konkretne procenty, które wynegocjował on ze swoim
zespołem a radni nie mają na ten temat żadnej wiedzy. Dlaczegóż to radni
dzisiaj mają podejmować decyzję w sprawie, o której nie mają bladego pojęcia
i mówię tu o negocjacjach w sprawie zbycia udziałów. Ja jestem przekonany,
że pan Prezydent może na podstawie lutowej uchwały taką decyzję podjąć sam
i o to proszę, żeby nie wmanewrowywać radnych w podejmowanie tej decyzji.
Jest to, powiem brzydko, zwykłe szukanie dupokrytki. Ten wyrok, który
wczoraj zapadł w sprawie Prezydenta Grobelnego też może o tym świadczyć,
bo akurat w sprawie działki na Ślichowicach, też jakimś cudem pan Prezydent
nie siedział na ławie oskarżonych, tylko zastępca. To jest kolejna sprawa,
dotycząca zbycia majątku komunalnego, według mojej oceny, po
skandalicznie zaniżonej cenie i zdejmowanie z siebie odpowiedzialności.
Później, przy ewentualnym procesie, pan Prezydent może powiedzieć, że on
tylko wykonywał uchwałę Rady Miejskiej. Ja bardzo proszę o wzięcie
odpowiedzialności i podejmowanie tej decyzji samodzielnie w tej sprawie.

Radny Tomasz Bogucki :
Trudno się nawet słucha, to co mówi kolega Robert Siejka, a co dopiero
analizować to, czy to jest właściwe. To, że dzisiaj staje taka uchwała, na sesji,
to jestem pewien, że pan Prezydent wyciągnął wnioski z sytuacji, kiedy to nie
kto inny, tylko Klub Radnych SLD zarzucał panu Prezydentowi, przy
sprzedaży działki na Ślichowicach, że nie zapytał o zdanie Rady. Wydaje mi
się, że dzisiaj, jeżeli pyta o zdanie Rady, to postępowanie jest słuszne. Jeżeli
ktoś boi się odpowiedzialności brać na siebie za decyzje, które zostały
wynegocjowane z Autobusami Kieleckimi, to niech podniesie rękę przeciw ale
niech się nie uchyla od rozpatrywania i nie ogranicza możliwości
rozpatrywania ważnej dla miasta sprawy. Jeśli chodzi o samą treść uchwały to
stricte literalnie to co się znalazło w tej uchwale, było przedstawione na
Komisji Budżetu i Finansów, zaraz po zakończeniu, bo w tym samym dniu
były finałowe negocjacje, pan Prezydent osobiście był na Komisji, przedstawił
warunki zbycia, jakie zostały wynegocjowane i te warunki zostały
zaakceptowane w formie opinii Komisji, jednomyślnie pozytywnie. Wydaje
mi się że wniosek przeciwny do wniosku pana radnego Siejki, żeby dać
możliwość wypowiedzenia się Radzie w tej sprawie.

Radny Robert Siejka :
Przewodniczący Bogucki mówił o odpowiedzialności. Ja się zgadzam.
Odpowiedzialność bierze ten, kto bierze udział w całym procesie negocjacji.
Prosi się w tym momencie radnych o zgodę na coś, o czym radni, tak
naprawdę nie mają pojęcia, bo zespół negocjacyjny prowadził te rozmowy ze
spółką.

Radny Stanisław Rupniewski :
Czy ten projekt uchwały ma opinię prawną? [...]

Paweł Gągorowski Przewodniczący Komisji Statutowo - Samorządowej :
Zwracam się do radnego Rupniewskiego, na Komisji Statutowo –
Samorządowej ta uchwała nie miała opinii prawników. Jest pewne
wytłumaczenie, które myślę, że przedstawi nam Sekretarz. Mam prośbę do
pana Przewodniczącego, żebyśmy rozstrzygnęli, bo ja mam wątpliwości czy
ten punkt jest w porządku, czy go nie ma? Czy wpłynęło, czy nie wpłynęło,
czy go wprowadzamy, czy go zdejmujemy? Jest to istotne w tej chwili. Czy
zasadnie dyskutujemy w tej chwili ?

Przewodniczący Rady Miejskiej Krzysztof Słoń :
Jeszcze raz powtarzam. Na Konwencie, czyli w osiem dni przed sesją,
przedstawiłem państwu tytuł projektu uchwały. Jedynie tytuł. Ponieważ
państwo nie otrzymali materiałów w prawem przewidzianym terminie, dlatego
wprowadzenie tego punktu musi być przez państwa dzisiaj, w formie
głosowania potwierdzone. Tak czy inaczej, poddam to pod głosowanie. Panie
Sekretarzu, czy w temacie opinii prawnej, chce pan w tej chwili zabrać głos?

Jadwiga Nowak Koordynator Zespołu Obsługi Prawnej :
Zwracam się do wszystkich państwa, panie Przewodniczący, panie
Prezydencie, panie, panowie, Wysoka Rado. Goście nasi również są przeze
mnie pięknie witani. Pytanie, które jest wątpliwością o brak opinii prawnej jest
pytaniem dobrym. Dziękuję. Niejednokrotnie, tutaj, z tego miejsca cieszyłam
się, że chcemy wiedzieć wszystko na temat naszego głosowania. Oto dowód,
materialny, pracy Zespołu Radców Prawnych nad projektem tej opinii. Zespół
Radców Prawnych, poniekąd, współautorem tego tekstu jest. Mam tutaj
dwanaście podpisów. O godzinie 15.35 zostały złożone podpisy przez
dwunastu członków wspólnych zespołów, które negocjowały ten projekt. Dla
państwa rozwagi, państwa mądrości panowie radni przedkładam ocenę, czy
formalny podpis radcy prawnego w tej sytuacji jest jeszcze konieczny. Jeżeli
państwo uznacie, że tak, my jesteśmy, że tak powiem, ludźmi ciężkiej pracy
i oczywiście obiecujemy, że jeszcze jeden podpis, acz po drugiej stronie tego
dokumentu, jesteśmy w stanie złożyć. Bo to jest praca, której się nie
wstydzimy. Bo to jest praca, którą chcemy razem z państwem zafirmować. [ ? ]

Radny Stanisław Rupniewski :
Ja słyszałem wiele opinii prawników, bardzo szanowałem zawsze te opinie,
zwłaszcza, kiedy przez cztery lata byłem Przewodniczącym Rady, ale tej
wypowiedzi absolutnie nie zrozumiałem. Czy jest ta opinia, czy jej nie ma?
Mówmy prostym językiem, zrozumiałym dla ludzi, którzy skończyli studia
wyższe. Są mieszkańcy, którzy mają wykształcenie średnie a nawet zawodowe
i podstawowe w tym mieście. 

Krzysztof Słoń Przewodniczący Rady Miejskiej :
Czy pani mecenas mogłaby w krótkich, żołnierskich słowach wypowiedzieć
sentencję swojego wystąpienia?

Jadwiga Nowak Koordynator Zespołu Obsługi Prawnej :
Bardzo proszę panie radny Rupniewski. Ta opinia jest.

Przewodniczący Rady Miejskiej Krzysztof Słoń :
Poddaję pod głosowanie wnioski dot. zmian porządku obrad.
I. Wniosek o wprowadzenie do porządku obrad projektu uchwały w sprawie
warunków zbycia udziałów Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Spółka
z o.o. w Kielcach na rzecz Kieleckie Autobusy Spółka Pracownicza Spółka z o.o.
Głosowanie:
Za – 19
Przeciw – 4
Wstrzymało się – 4
Rada Miejska przyjęła wniosek o wprowadzenie projektu uchwały do
porządku obrad. [...]

Przewodniczący Rady Miejskiej Krzysztof Słoń :
Dla porządku, informuję państwa, że pan Przewodniczący Paweł Gągorowski
przedstawił informację, że Komisja Statutowo – Samorządowa nie otrzymała
materialnej opinii radców prawnych. Pani mecenas Jadwiga Nowak
przedstawiła tę opinię w postaci niematerialnej i werbalnej, dlatego [ ?! ] uznajemy,
że takowa opinia została przedstawiona Wysokiej Radzie przed podjęciem
głosowania na temat tego projektu uchwały.

Radny Robert Siejka :
Na początek sprostowanie do wypowiedzi pana dyrektora Pastuszki.
W kompetencjach Rady jest uchwalanie zasad a nie warunków. Taki jest
zapis. To zrobiliśmy na sesji lutowej. Dzisiaj mówimy o warunkach
sprzedaży. Miałem zabrać głos w tej sprawie ale po prostu nie chce mi się i nie będę
strzępił języka na darmo, wobec głuchoty większości Rady na argumenty
Rezygnuję z zabrania głosu.

Radny Stanisław Rupniewski :
Zapisałem się do głosu merytorycznie ale nie mogę go zabrać z przyczyny
podstawowej. Widziałem opinię radców prawnych, natomiast widziałem ją
z odległości czterech metrów. Nie mam na tyle dobrego wzroku, żeby ją
przeczytać. Bardzo proszę panią o zapoznanie Rady z tą opinią i wyjaśnienie
wątpliwości o której wspomniał mój przedmówca. Czy w kompetencji Rady
Miejskiej jest określenie zasad zbycia udziałów czy określenie warunków, czy
też jedno i drugie? Zadałem proste pytania.

Jadwiga Nowak Koordynator Zespołu Obsługi Prawnej :
Opinia jest pozytywna. [...]

Radny Stanisław Rupniewski :
[..] Nadal mam wątpliwości o których wspomniałem.
Nie zostały one wyjaśnione. Dziwi mnie to, a słowa te kieruję przede
wszystkim do kolegi Jacka Wołowca, bo my decyzje dotyczące komunikacji
w mieście, zawsze podejmujemy mając za plecami sympatyczną załogę MPK.
Mówicie dzisiaj piękne słowa, żeby się tym ludziom przypodobać. Ja powiem
na skróty. Również poprę tą uchwałę, mimo, że jestem z lewicy [ dobrze, że otwarcie przyznaje jak jego formacja w praktyce ''broni'' robotników choć jest niby powołana przecież do tego - jeśli już tylko pod przymusem : przyp. mój ], ale nie dlatego, żeby przypodobać się kierowcom i pracownikom komunikacji. Dziwi mnie jednak, że jeszcze niecały rok temu chcieliście panowie sprzedać to przedsiębiorstwo Veolii Transport, nasyłaliście na kierowców firmy
ochroniarskie a teraz nagle zrobiliście się tacy dobrzy i pokazujecie jaki to
interes społeczny nagle wami kieruje. Zapomnieliście o tym co było niecały
rok temu w wakacje. Gorące wakacje 2007 roku. Powiedzmy sobie szczerze.
Rzeczywiście nie ma w mojej ocenie cienia wątpliwości. Te udziały zbywamy,
a znam się odrobinę na tym, bardzo tanio. Bardzo tanio. Dziś, rzeczywiście to
co podają media, działka wyceniona nie po 300 a po 200 zł za metr daje 8
milionów złotych. O tym trzeba wyraźnie powiedzieć. To jest niska cena. Ale
nie sprzedajemy tego chińczykowi, nie sprzedajemy tego innemu kapitaliście. [ za to swoim można ? przyp. mój ] Bierze odpowiedzialność za to przedsiębiorstwo załoga. Tylko pod tym
warunkiem można głosować za projektem tej uchwały. Mam wątpliwości czy
powinniśmy głosować, czy nie są to kompetencje organu wykonawczego.
Chcę powiedzieć jeszcze jedno, przypomnieć, że na tej sali padały różne
decyzje chronione prawem. My zbywaliśmy ustawowo prawo wieczystego
użytkowania gruntów mieszkańcom Kielc z 95% bonifikatą. Cóż za tym
znaczy ta niska cena dzisiaj. Ona, w stosunku do profitu, który uzyskali ci
mieszkańcy za grunty, i tak jest stosunkowo wysoka. Nie ma dzisiaj, nawet
opierając się na prawie samorządowym, nie ma dzisiaj wymiernej miary czy to
jest drogo czy tanio. Z punktu gospodarczego zbywamy te udziały tanio,
dajemy określone gwarancje, bardzo duże gwarancje jako miasto i o tym
trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć. Natomiast nie są to jedyne profity, które
dajemy mieszkańcom tego miasta. Ci panowie, ci kierowcy są mieszkańcami
tego miasta i tak jak powiedzieli moi przedmówcy, biorą odpowiedzialność za
to przedsiębiorstwo i pewnie mają świadomość, że długo nie uzyskają
dywidendy z tego kapitału, który zainwestują, że będzie to trudne, ale my
również mamy świadomość, że nie będziemy podejmować następnych decyzji
trudnych, mając za plecami ich podenerwowane sylwetki i mając świadomość
że mieszkańcy tego miasta nie spotkają się z sytuacją, że nie będzie działać
w mieście Kielce, komunikacja miejska a nasze miasto będzie na szpaltach
całej prasy krajowej a jego promocja będzie bardzo wątpliwa. Życzę wam
panowie powodzenia. Podpisując się pod wszystkimi uwagami dotyczącymi
wycen, wartości, uświadamiam tym radnym, którzy mają jeszcze wątpliwości,
że nie da się wyszacować tej wartości czy to jest dużo czy mało. Dajmy tej
spółce szansę. Myślę, że taki jest warunek, który panowie wykorzystają. [...]

Radny Mariusz Goraj :
[...]  Chylę czoła przed odwagą panów
z Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji, obecnie współwłaścicieli spółki
Autobusy Kieleckie, za to że chcą podjąć na siebie, na swoje barki to niełatwe
zobowiązanie. W obecnych warunkach ekonomicznych w Polsce i w Europie,
prowadzić swoją firmę przy tak niestabilnej sytuacji gospodarczej jest bardzo
ciężko i to duże wyzwanie. Gloria i chwała, że panowie się na to zdecydowali.
Zdecydowali się wziąć wedle zasady leseferyzmu [ !!! ], swój los we własne ręce.
To tyle co mogę powiedzieć. Cieszę się, że ta sytuacja się normalizuje, bo
służy to wszystkim. Pracownikom tej spółki i mieszkańcom Kielc i nam jako
ich reprezentantom. 

Radny Tomasz Bogucki :
W formie ad vocem, chciałem delikatnie zapytać pana Stanisława co to znaczy
„wy nasłaliście na kierowców ochroniarzy”. Nie rozumiem co znaczy to „wy”.
Czasy kiedy było „wy” i „my”, dawno minęły. Chyba pomyliliśmy się co do
tego. Ja nie znam żadnego radnego, który brał udział w podejmowaniu decyzji,
bądź też w finansowaniu akcji związanej ze strajkiem w MPK. Myślę, że
emocje wzięły górę nad rzeczywistością. [...]

Radny Stanisław Rupniewski :
[...] Kolego Mariuszu, dobrze, że nasze wypowiedzi są
nagrywane i protokołowane, bo pan po raz kolejny udowodniłeś, że nie umiesz
pan słuchać a lubisz się pan mądrzyć. Proszę odczytać moją wypowiedź, czy
w jakimś sensie negowałem obecność pracowników przedsiębiorstwa
komunikacji na sali. Na koniec ad vocem do wypowiedzi Tomasza
Boguckiego. Z szacunkiem panie Przewodniczący, pewną wartość mimo
różnych towarów da się porównać. Jeżeli wypadało by rozszyfrować pojęcie
„wy”, to przecież to Prezydent, czy też za zgodą Prezydenta, były
podejmowane te ruchy, pana kolegi. Więc rozwinięcie jest chyba proste. [...]

Radny Jan Gierada :
Do tej pory, 95% tej dyskusji jest dyskusją polityczną a nie merytoryczną [ oo, ten jest najbardziej kompetentny by wypowiadać takie opinie - przyp. mój ]. Pan radny Karyś, jeszcze dwa tygodnie temu mówił, że siedem dni jest mało, żeby
uchwałę dobrze przeczytać i opracować. Dziś mu wystarcza piętnaście minut.
Więc niech się pan trzyma pewnych zasad a nie w zależności od sytuacji.
Człowiek inteligentny jest taki, który się przystosuje do okoliczności, pan jest
na pewno człowiekiem inteligentnym ale niech pan nie mówi, że panu
wystarczy dzisiaj piętnaście minut. Uchwała jest przygotowana w ostatniej
chwili, bez wyrazistej opinii. Ale jaka ona jest, taka jest. Widziałem u pani
radcy, rzeczywiście jest jej podpis i należy ją uznać. [ faktycznie, nieodparta ''argumentacja'' - przyp. mój ] [...]

Przewodniczący Rady Miejskiej Krzysztof Słoń :
Apeluję do wszystkich radnych, żeby zwiększyli częstotliwość wzajemnych
kontaktów, aby poznać swoje wzajemne intencje. 

Radny Jarosław Karyś :
Ja tylko w trybie ad vocem do pana radnego Jana Gierady. Panie radny,
merytoryczna część tej uchwały znana była Komisji Budżetowej dużo
wcześniej niż 15 minut temu. Ta uchwała była opiniowana na tej Komisji
i trudno mówić tu o piętnastu minutach. Jest to lekkie nadużycie. Jeżeli można
powiedzieć „lekkie”.

Radny Jan Gierada :
Oczywiście oprócz Komisji Budżetowej na tej sali siedzi jeszcze dwudziestu
innych radnych, którzy tej uchwały nie znali. O tym mówię. 

Wojciech Lubawski Prezydent Miasta :
Przysłuchując się tej debacie, wypada mi zacząć: My Wojciech Lubawski.
Chciałem powiedzieć w tej sprawie następującą rzecz, myślę, że zasadniczą.
To co się dzieje w sprawach Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji jest
niezwykle ważne ze względów ustrojowych naszego miasta. Przechodzimy
pewien proces, jest to szósty rok, który stara się ten proces dostosować do
pewnych standardów światowych. Ja tak to widzę. Dlatego z uporem staramy
się zrealizować ten plan. [...] Chciałbym państwa zapewnić, że te procedury zostały absolutnie dochowane i myślę, że tu pani dyrektor Nowak, nasz miejski prawnik, która stała na czele
zespołu negocjacyjnego, na pewno pilnowała również tych procedur i z tego
co wiem one zostały zachowane. Chciałbym podziękować załodze MPK.
Dlatego, że to jest odważna decyzja. Ale moja decyzja też jest odważna. Nikt
mnie nie zwalania, jako Prezydenta, z tego, żeby komunikacja miejska w tym
mieście funkcjonowała. Ja podejmuję też ryzyko. Państwo też podejmujecie
ryzyko. Musimy mieć tą świadomość. Chciałbym żebyście te kasandryczne
wizje odsunęli od siebie. Myślcie pozytywnie. Jeżeli chcecie przykładów, to
udajcie się do jakiejkolwiek spółki służby zdrowia. Tam też powstały spółki
pracownicze. Oni dziś dobrze mają. Kupują nieruchomości. Pan Jan Gierada
podpowiada mi ze jest sto spółek i one się bardzo dobrze mają. Wy też się
będziecie mieli dobrze. Jestem o tym przekonany. Oczywiście, jeżeli będziecie
w sposób racjonalny gospodarować tymi „srebrami rodowymi”, bo MPK ma
przecież swoje lata. Nie można tego zmarnować. Nigdy moim celem nie było
to, żeby na krok, na milimetr, zaszkodzić tej spółce. Za to, że mamy za sobą
dramatyczne przejścia, trudno. To się zdarza. Być może brakowało dobrej
płaszczyzny porozumienia, dlatego, że zbyt rzadko siedzieliśmy przy stole.
Biję się też w piersi. Dzisiaj przyszedł czas, żeby budować nowe. Ja, ze swojej
strony deklaruję, że będę tej spółce pomagał, bo bez tej spółki, nowej spółki i
nowych realiów, bardzo trudno sobie wyobrazić komunikację miejską w
Kielcach. [...]

Przewodniczący Rady Miejskiej Krzysztof Słoń :
Przyznacie mi państwo, że tak czy inaczej, to nazwa Kieleckie Autobusy jest
ładna.

Innych uwag i pytań nie zgłoszono.
Projekt uchwały poddano pod głosowanie.
Głosowanie:
Za – 23
Przeciw – 1
Wstrzymało się – 3
Rada Miejska w Kielcach podjęła uchwałę Nr XXI/440/2008 z dnia 6 marca
2008 roku w sprawie warunków zbycia udziałów Miejskiego Przedsiębiorstwa
Komunikacji Spółka z o.o. w Kielcach na rzecz Kieleckie Autobusy Spółka
Pracownicza Spółka z o.o..''

[ str. 3-7 i 15-27 ] :


- czyli jak zwykle : pobuceli pobuceli obrzucając się gówniarskimi przytykami po czym jak przyszło co do czego i tak przyklepali w swej masie posłusznie to czego od nich wymagano zapewniając Lubawskiemu ''dupokrytkę'' jak ujął Siejka zdając sobie sprawę przy tym, że nie mają ku temu żadnej wiedzy ni podstaw prawnych ! [ a ta Nowakowa choć trudno w to uwierzyć jest bodaj głupsza nawet od Obary - nie mylić ze skarbnik miasta też niewiele przewyższającą ją ''yntelygencją'' - nijak nie idzie wyrozumieć czegokolwiek z jej bełkotu, mentalnie zatrzymała się w czasach młodości w ZMP chyba, zgroza bierze, że taki tuman jest miejskim radcą i nic dziwnego, że tak się rzeczy miały skoro prowadziła negocjacje w sprawie ]. Zwyczajnie chcieli wraz z prezydentem za wszelką cenę pozbyć się problemu i mieć to z głowy co przyznał w pewnym momencie Rupniewski odczuwający wyraźny dyskomfort z oddechem na karku wkurwionych ''solidaruchów'', pewnie w obawie, że mu skopią czerwony tyłek [ a taki niby zeń ''świętokrzyski twardziel'':) - taki sam co z Lubawskiego ''łobuz z Zagórskiej'' ], jednak w swej krótkowzrocznej tępocie sprokurowali tylko kolejny problem dla miasta i kielczan, bodaj czy nie większy. Wniosek praktyczny z tego, że trzeba będzie sprawdzić w ramach dostępu do informacji publicznej kto konkretnie z nich był za a kto przeciw i wstrzymał się - zapewne ''jedynym sprawiedliwym w Sodomie'' był Siejka co w świetle jego późniejszego dania de Lubawskiemu w końcu unieważnia jego ówczesną postawę niestety; pośród tych należy szukać chuj is chuj :


- rad bym też poznać ''tajemniczy'' dokument z 2005 r. na który powoływał się Lubawski. I jak to się wszystko ma do powierzenia mu jednogłośnie przez rajców na ostatniej sesji w 2006 r. zgodnie z nową ustawą o transporcie zbiorowym wydawania zezwoleń w tej materii przewoźnikom miejskim ? [ pkt. 11 ] :

''Literatura uzupełniająca'' :

''Czy spółka pracownicza w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacji ma szansę na sukces? - Komunikacja miejska nie jest rentowna, a spółka jest nastawiona na zysk. Nie znam spółki pracowniczej w komunikacji miejskiej, a te, które działają w PKS-ach, mają kłopoty - mówi Jerzy Chudzicki, prezes Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej.

Ziemowit Nowak: W Kielcach ma powstać spółka pracownicza z udziałem miasta, która będzie się zajmowała całą miejską komunikacją. Czy ma szansę na sukces?

Jerzy Chudzicki*: Nie mamy żadnych doświadczeń ze spółkami pracowniczymi w miejskiej komunikacji. Znamy spółki pracownicze w PKS-ach. Niezbyt dobrze sobie radzą i mają kłopoty. Podstawowy problem to taki, że komunikacja miejska nie jest rentowna, a spółka jest nastawiona na zysk. To jest nie do pogodzenia. Tutaj wchodzi w grę użyteczność, kwestie społeczne, jak ochrona gorzej sytuowanych grup społecznych, a na to trzeba pieniędzy. A z kolei dołożenie do spółki komunalnej udziałów pracowniczych trochę mija się z celem. Niedługo pojawią się regulacje unijne, które mówią o tzw. operatorze wewnętrznym. Będzie on mógł starać się bez przetargu o kontrakt na obsługę komunikacyjną miasta, ale gdy to będzie w stu procentach miejska spółka. Pozostałe podmioty, a więc i kieleckie MPK, czekają przetargi.

A więc dla Kielc najlepiej jest tak, jak było - MPK jako spółka komunalna?

- Jestem przeciwnikiem prywatyzacji komunikacji miejskiej, ale zwolennikiem prywatyzacji usług. Dla mnie modelowy przykład to system mieszany, gdzie działa jedna dobra spółka komunalna i kilku przewoźników prywatnych.

Jakie to ma zalety?

- Tabor musi spełniać wymagania ZTM-u - jest nowy, określonej pojemności, wyposażony w odpowiednie urządzenia, na przykład klimatyzowany, i ZTM decyduje o liniach i rozkładach. Prywatni przewoźnicy są najlepsi w cięciu kosztów pracy. Spółka komunalna w takim otoczeniu też znacznie sprawniej działa.

Prezydent Kielc mówi o pozyskaniu środków unijnych na autobusy. Czy jest to realne, skoro Unia nie preferuje tego typu transportu?

- Rzeczywiście, preferowane są szynowe systemy komunikacji, zarówno w Centralnym Programie Operacyjnym Infrastruktura i Środowisko, kontrolowanym przez ministerstwa rozwoju regionalnego oraz transportu, jak i w Regionalnych Programach Operacyjnych. Natomiast dopuszczone są rozporządzeniem ministra rozwoju regionalnego kolej, tramwaje i autobusy, ale tylko zasilane niekonwencjonalnymi paliwami. Nie ma mowy o autobusach tradycyjnych.

Czy można pozyskać w inny sposób środki na autobusy?

- Trudna sprawa. Akurat leasing w komunikacji miejskiej się nie opłaca. Pozostają środki miejskie. Niektóre miasta weszły w obligacje: Łódź, Ostrów Wielkopolski. Ale każdy dług kiedyś trzeba spłacić. Na Kielcach ciąży wielkie opóźnienie w zakupie nowego taboru. Toruń, Wrocław, Kraków, Łódź zrobiły to znacznie wcześniej. U nich średni wiek taboru to 6-8 lat. Kielce mają zapóźnienie z kilku dobrych lat i dorównanie do średniej krajowej tak czy inaczej będzie kosztowało.

Czy realne jest, że sami pracownicy obejmą udziały w spółce?

- Nie wiem, skąd oni wezmą na to pieniądze. Z tego co wiem, odłożonych nie mają. Z kieszeni - to może być trudne. W takiej spółce jak komunikacyjna nie ma dywidend, wynik jest na zero, więc z zysku też nie odłożą. Zobaczymy, jak to będzie.

* Jerzy Chudzicki jest prezesem Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej w Warszawie''






środa, 10 sierpnia 2016

...i po referendum.

Będzie ze 2 miesiące prawie od omawianego w poprzednim poście lokalnego referendum ws. odwołania prezydenta Kielc, zapewne wielu zarówno z jego inicjatorów jak i przeciwników zdążyło w międzyczasie zapomnieć w zamroczeniu alkoholowo-narkotykowym, że coś takiego w ogóle miało miejsce stąd korzystając z politycznej kanikuły jaka właśnie nastała możemy już na spokojnie pokusić się o pewne podsumowanie :

- wprawdzie nie udało się obalić legalnie tyranii Lubawskiego, na co i tak były nikłe raczej widoki, niemniej pozytywnym zaskoczeniem dla mnie przynajmniej okazała się całkiem przyzwoita frekwencja, prawie 18% na wymagane 25% czyli blisko 28 tys. kielczan [ wobec ok. 40 tysięcznego progu ] poszło do urn z czego miażdżąca większość wprost lub jak niżej podpisany programowo oddając głos nieważny pokazała panu prezydentowi wała, dlatego w mojej opinii rzecz należy mimo wszystko ocenić pozytywnie choć nasz władca i pan z właściwą sobie chamską dezynwolturą oświadczył, że ''nic go to nie nauczyło'' [ ale tylko skrajny idiota -tka mógł na to liczyć ]. Warto przy tym nadmienić iż sprzeciw wobec dotychczasowej polityki miejskiej połączył najróżniejsze środowiska od lewa do prawa począwszy od lansiarskich pizdeczek z lokalnego ''zRazem'' [ początkowo bojkotujących inicjatywę przyłączywszy się do niej za pięć dwunasta, gdy zorientowały się, że mogą na tym jednak więcej stracić wizerunkowo niż zyskać ] i czerwonego, ubeckiego drobnomieszczaństwa SLD poprzez zwolenników PO, Nowoczesnej i resztę KODomitów po korwinowych kucy a nawet mohery i inny skrajnie prawicowy element jak ja:) 

Dlatego najbardziej referendum zaszkodziły wbrew pozorom wcale faktycznie kompromitujące często i odpowiednio nagłośnione w prasie lokalnej w przeddzień wybryki niektórych z jego inicjatorów [ o ile wspomniana w poprzednim poście sprawa odwożenia przez Maternę pijanych gości to jakaś wyssana z sędziowskiego fiuta bzdura to niestety jeśli idzie już o bicie przezeń swych kobiet czy mobbing ponoć coś jest na rzeczy ] lecz próby bezczelnego zawłaszczenia go przez partie polityczne, szczególnie dogorywające ugrupowanie miejscowych komuchów, które nachalnie lansując w przedagonalnych drgawkach [bez]radnego Chłodnickiego jaki buźką lowelasa z sexy zarostem namawiał z banerów by zagłosować na ''tak'' położyło w oczach nader wielu kielczan inicjatywę skutecznie od niej odstręczając. Stąd czerwony ciemniak Oleg Nadir Magdziarz Ibrahim El-Nur [ wiem, że to brzmi jak miano postaci z 1000 i 1 przepitych nocy a nie żywego człowieka ale naprawdę toto grasuje w kieleckiem i okolicach ] co jak słyszałem chciał zrobić Maxowi M. państwo islamskie z d... winiąc go za fiasko referendum grzebiące bodaj ostatnią szansę na wskrzeszenie zombie miejscowego SLD powinien taką razą zacząć od swoich towarzyszy partyjnych, zwłaszcza Szejny, który i tak wygląda już jakby codziennie regularnie obrywał z liścia od małżonki czy wspomnianego pięknisia, konkurencji dla dotychczasowego mistera regionu Jarubasa, a najlepiej niech sam palnie się w tępy łeb [ zresztą o ile mi wiadomo Chłodnicki mimo porażki i tak jest zadowolony, gdyż przy okazji stał się rozpoznawalny ''na mieście'' bo też i o to się tak naprawdę rozchodzi jeśli idzie o polityków, szczególnie lokalnych - czy ładnie prezentujesz się w garniaku i na banerze, o nic więcej ]. 

Niestety swoje dołożyli pod tym względem i niektórzy inicjatorzy referendum np. na ich fejsowym profilu natrafiłem na całkiem idiotyczną uwagę jakoby PiS i ogólnie prawica były ''jego - Lubawskiego znaczy - formacją'' - k..., jaką ''jego'' się pytam ?! Przecież onże sam oświadczył z charakterystyczną dlań bezprzypałową szczerością w jednym ze świeżo po wszystkim wywiadów iż ''jest kojarzony z prawicą'' jedynie ! I w rzeczy samej a najlepiej widać to było w całostronicowym ogłoszeniu na łamach ''Echa Dna'' jakie ukazało się tuż przed referendum i zawierającego piękną galerię lokalnych notabli oraz inszych celebrytów wspierających prezydęta namawiając wraz z nim do olania głosowania, kogóż tam nie było : obok faktycznie chodzącego szyderstwa z ''dobrej zmiany'' szefa PiS w regionie [p]osła Lipca nie zabrakło także poprzednika Wojciecha na stołku czyli Stępnia z SLD i Góździa z PSL oraz fashionistki Migoniowej stojącej na czele lokalnego oddziału fundacji jakiej fuhreruje były sędzia TK Stępień, który uprawia jawny niemal rokosz wobec obecnego ''kaczofaszystowskiego'' reżimu [ nawiasem ta ostatnia lansuje się na prowincjonalnych salonach w parze z krętem Tarczyńskim, kolejnym szemranym typkiem ze świętokrzyskiego oddziału partii rządzącej, można rzec iż piękny to przykład, że uczucie przełamuje nawet tak zajadłe podziały polityczne, niestety dla mnie jako skończonego cynika stanowi raczej symbol zblatowania miejscowych sitw ponad rzekomymi sporami ideologicznymi wykreowanymi na użytek wyborczej gawiedzi ]. Aby tego było mało swój głos ''za a nawet przeciw'' referendum dołożyli osobno jeśli nie znany to na pewno głośny lokalny działacz lewycy i jedyny w swoim rodzaju okaz chama Gierada srenior a także szef prywatnej rozgłośni ''FAMA'' oraz propagator JOW ''od zawsze'', pewnie jeszcze z czasów gdy sam był w partii, Jagielski Jan.

Owszem, wsparł Lubawhera jak zwykle jego przyszywany szwagier biskup Ryczan tyle, że na szczęście nie udało mu się zagłuszyć swym rykiem krytycznych głosów ze środowisk katolickich o czym za moment, przede wszystkim zaś jego eminencja emeritus żadną miarą nie stanowi postaci, którą można by jednoznacznie kojarzyć z prawicą choćby dlatego, iż jako miejscowy odpowiednik Glempa żywi podobne mu podejście do kwestii lustracji, sam słyszałem parę lat temu jak podczas kazania wciskał bierzmowanej młodzieży ordynarny kit, że żaden agent SB w Kościele nie przeszedł przez sito seminarium a było to już po głośnym w owym czasie ujawnieniu TW ''Filozofa'' czyli narcybiskupa Życińskiego i paru jeszcze hierarchów oraz znanych księży-kapusiów, tak więc nasz kapłan o mentalności prowincjonalnego plebana ni mniej ni więcej skalał świątynię bezczelnym kłamstwem. Poza tym w najbliższym otoczeniu włodarza Kielc nie brak tak ekscentrycznych z punktu widzenia katolickiej ortodoksji postaci jak Czesiek Gruszewski znany ze swego zamiłowania do orientalnych praktyk medytacyjnych itp. stąd nadany mu przez anonimowego złośliwca na jakimś forum trafny przydomek ''niezła feng szuja'':) Zresztą jaka to z nich ''prawica'' miałem okazję przekonać się tuż przed ostatnimi wyborami na pewnym spotkaniu w Kieleckim Centrum Kultury, otóż dotąd w ramach organizowanej tam od dobrych paru lat inicjatywy o pretensjonalnej nazwie ''salon bezsenność'' [ nie żartuję... czyż jest lepszy dowód zakompleksienia miejscowych pożal się elYt ? ] zbierającej mocno skisłą lokalną śmietankę lansowano takie kreatury jak Passent i jego córweczka a i sam Ojciec Nadredaktor kiedyś zstąpił we własnej osobie, jednak gdy zaczął dUć wiatr zmian nagle o cudzie cudów znalazło się i miejsce dla ''PiSowskiego profesora'' Andrzeja Nowaka promującego swą najnowszą, świetną skądinąd, pracę ''Pierwszy appeasement'' - nalazło się oczywiście i miejskich notabli z wiceprezydentem Sygutem i samym Lubawskim na czele choć co ciekawe nikt z nich nie chciał zasiąść na przedzie w miejscach zarezerwowanych dla ''vip-ów'' [ hłe hłe ], żaden też oczywiście dzioba nie otworzył aby zadać jakie pytanie z sensem do szanownego gościa natomiast po wszystkim pierwsi pchali się na wyprzódki z oślizgłymi duserami i kwiatkami by wylobbować sobie poprzez tych co mają dostęp do ucha prezesa i z których zdaniem się liczy zachowanie stołków, pazerne kurwie bez charakteru, żenada.

Tak więc wspomniany lokalny aktyw ''Razem'' bredził wypisując w przeddzień na swym profilu : ''12 czerwca pójdziemy wyrazić naszą dezaprobatę dla rządów Wojciecha Lubawskiego i prawicy, która go wyniosła do władzy'' co tym bardziej kompromitujące iż wcześniej sami powołali stronę o wymownym tytule ''Referendum ? Nie warto''... a powinni zdawać sobie sprawę z iluzoryczności stosowania tu ideologicznych podziałów skoro słusznie obśmiali politycznego wędrowniczka Siejkę, niegdyś szychę miejscowego SLD, później w PO by wylądować w końcu miękko u boku Wojtka, który załatwił mu fuchę w jednej z miejskich instytucji [ o ironio radny ten jako jedyny głosował przeciwko lansowanemu przez prezydenta przejęciu klubu ''Korona'', który stanowi do dziś prawdziwy cierń w tyłku dla finansów Kielc, ale to już temat na osobny wpis ].

Dlatego tak dobrą robotę wykonała ''niejaka Sołtysiak'' jak raczył wyrazić się o niej w przytoczonym wyżej wywiadzie Lubawski a najlepszym dowodem potężny ból d... o jaki go najwidoczniej przyprawiła, nawet jeśli jak bezczelnie sugerował upierdoliło jej się w głowie, że zostanie jakowąś moherową Hillary i w takim wypadku jej chore ambicje przyniosły dobry efekt, gdyż niezależnie od motywacji w rezultacie rozbiła wygodne w gruncie rzeczy dla obu stron sporu sprofilowanie go po linii prawica i Kościół [ za ] - lewica [ przeciw ], stąd wściekłość prezydenta tym bardziej iż jako znana lokalna działaczka katolicka zmobilizowała przy tym pokaźną grupę starszych i zachowawczych wyborców na których mógł dotąd polegać. Prawda bowiem wygląda tak, że mamy do czynienia z typową ''partią trzymającą za władzę'' a więc mówiąc wprost sitwą, gdzie liczą się jedynie układy towarzyskie i podział wpływów, mieszanie do tego jakiejkolwiek ideologii, obojętnie prawo- czy lewoskrętnej jest objawem zaślepienia o ile wręcz nie złej woli, no chyba że ktoś jest tępy jak Stan Bieniek, parasolidarnościowy leśny dziadek wyciągnięty z doopy na potrzeby referendum, którego rzyg mentalny pod adresem jego inicjatorów a przy okazji koncertowe wręcz wylizanie dupala prezydentowi wraz z rodzynami na glanc setnie mię ubawiło, gorąco zachęcam do lektury tego kuriozum na granicy autoparodii pokazującego przy okazji do jakiej nędzy uciekają się zwolennicy Lubawskiego i poziom, który prezentują - akurat tak się składa, iż parę lat temu miałem okazję wysłuchiwać napuszonych bzdetów tego niemal idealnego lokalnego klona ''Bolka'' więc spokojnie mogę orzec, że to zwykły tuman lub prowok a najpewniej jedno i drugie, w każdym razie przodującemu dotąd w wazeliniarskim wchodzeniu w prezydencki tyłek red. Natkańcowi przybyła poważna konkurencja:) 

Rzecz jasna jeśli idzie o masowanie ego Lubawskiego nikt nie przebije jego samego:) [ jakże tęskno mi za prezydencką stroną a zwłaszcza działem o wymownym tytule : ''myślę więc piszę''... ] co ślicznie widać w wywiadzie przeprowadzonym z nim tuż po wszystkim przez proreżimowy tygodnik ''eM Kielce'', niektórych zaniepokoiły padające w nim sformułowania od których faktycznie wieje grozą stalinizmu o jakowejś specgrupie powołanej przez wodza spośród podwładnych mu miejskich biurwokratów mającej ''badać w tej chwili wszystkie wpisy na portalach społecznościowych'' [ a więc mam już przej... i czekać tylko jak o świcie komando w kominiarkach wjedzie mi na chatę ], mnie jednak bardziej zaintrygowały dobitnie stawiane zarzuty o mętnych interesach kryjących się za całą inicjatywą, by nie zarzucono nam gołosłowności zacytujmy : ''I rzecz zasadnicza, której nie odpuszczę: kto naprawdę płacił za kampanię referendalną i w jakim celu? Ktoś wyłożył na nią duże pieniądze. Ustalimy kto, bo życie publiczne musi być transparentne.'' - piękne i jakże budujące, będziemy więc trzymać za słowo pana prezydenta skoro porwał się na tak poważne oskarżenia nie sposób tu odpuścić, jeśli o mnie idzie odczytuję to jako jawną niemal pogróżkę wobec jego dotychczasowego głównego sponsora Burszteina z którym ponoć mieli się poprztykać strasznie nie wiadomo o co o czym wspomniano w poprzednim wpisie, bo raczej ''bezpartyjny'' Suchański junior co to rzekomo miał biegać do referendarzy z reklamówkami pełnymi forsy jak wypisywał chyba w tripowym widzie jeden z nich jest na to za krótki a i po cóż miałby to czynić skoro także zblatowany z miejskim układem poprzez ''Koronę'' i nie tylko. Oczywiście idę o zakład, że mimo buńczucznych deklaracji Lubawhera iż on jest chłopak z Zagórskiej i nie da sobie podskoczyć skończy się na pogrożeniu paluchem a co najwyżej przeczołganiu jelenia z Centrum Analiz Strategicznych oraz właściciela knajpy Behemot, w rezultacie zaś wszystko pozostanie w jednej solidarnej mafijnej rodzinie, niemniej tym bardziej warto cisnąć go w tej kwestii.

Niestety ale należy w konkluzji zauważyć iż faktycznie obecny prezydent miasta nie ma za bardzo nawet z kim na miejscu przegrać, na pewno nie z tą bandą mapetów jaką stanowią [bez]radni miejscy wszelkich opcji opozycji nie wyłączając bo nie rozchodzi się tylko o rządzącą sitwę z Samorządu 2002, jowialne popierdywanie byłego przewodniczącego rady Boguckiego czy obezwładniającą głupotę Borowca bowiem tuman wygłosił na łamach ''Echa Dna'' po wszystkim dwa jawnie sprzeczne zdania pod rząd nawet tego nie spostrzegłszy, w stylu : ''Szukamy przyczyn referendum. Ale ich nie znajdujemy bo ich nie ma'' - to czemuś głąbie zawracasz głowę sobie i innym rozwiązywaniem kwestii o której z góry zakładasz iż nie ma sensu ?! Druga strona jednak jak powiadam wcale nie jest lepsza co doskonale widać było na przedostatniej przed wakacyjną przerwą sesji RM, gdy mieli deliberować w sprawie powiększenia długu miasta o kolejne 100 milionów a łącznie da już blisko 750 mln pokrywając jakie 3/4 budżetu, z czego połowa pójdzie na spłatę wcześniej zaciągniętych kredytów reszta zaś - proszę się nie śmiać - na ''wkład własny'', jedynym zaś właściwie uzasadnieniem tego procederu jest jak raczyła się wyrazić zarządzająca o zgrozo finansami skarbnik Nowakowa : ''no bo przecież wszyscy biorą''... Pisząc, że to było jak z groteski Mrożka czy Kafki obraziłbym obu takim porównaniem, nawet Bareja jest nadto, przypominało to raczej wulgarne, durne i nieśmieszne współczesne młode kabarety, rozrywkę dla głupków aczkolwiek mimo to pouczającą jako lekcja poglądowa bo gdyby ktoś tego nie obaczył bezpośrednio na sesji lub obserwując relację mógłby nie uwierzyć z jak niekompetentnymi tumanami obojga płci mamy tu do czynienia - blisko 2 godziny bili pianę w sprawie jakiejś pierdolonej ''młodzieżowej rady miasta'', która nie wiadomo właściwie po jaką cholerę jest potrzebna [ znając środowiska stojące za tym pewnie aby tumanić smarkaterię lewactwem korumpując pasożytowaniem na grantozie ] zaś gdy przyszło do pożyczki na niebagatelną sumę odpowiadającą blisko 10% budżetu nie wiem czy poświęcili na to z kwadrans, może dwa najwyżej a najdziwniejsze iż jedynym, który poczynił w tym wypadku jak i podczas całej sesji jakieś sensowne uwagi był radny Kędziora reprezentujący PSL, formację stanowiącą przecież polityczny odpowiednik barszczu Sosnowskiego, któremu wprawdzie jakiś buc z prezydium nie omieszkał w kontrze dosrać iż buczy o ''rolowaniu długu'', prawilnie zresztą, sam zaś pozaciągał kredyty dziesięciokroć przewyższające zadeklarowany w oświadczeniu majątek a i ja tak się akurat składa mógłbym dorzucić parę iście hardkorowych opowiastek z czasów jego ''burzliwego dorastania'' oględnie zowiąc, niemniej gwoli uczciwości należy rzecz odnotować, podobnie jak i to, że radne PO zajadle ujadające dopiero co w sprawie sejmiku gówniarzy i przodujące zwykle w krytykowaniu Lubawskiego tu akurat siedziały cicho. 

Jednak szczyt absurdu osiągnięty został dopiero w momencie, gdy pan Adamczyk, niedoszła ''nadzieja Kielc'', który reprezentując podczas ostatnich wyborów na prezydenta miasta SLD zdołał urwać całkiem pokaźny procent głosów Lubawskiemu, zaczął chrzanić o powołaniu cmentarza dla zwierząt wraz z krematorium bowiem nachodzą go w tej sprawie jacyś idioci, o zgrozo ponoć znalazło się aż kilkudziesięciu takowych, strasznie przywiązani do swoich piesków czy padłych chomików a nie mają bidulki jak uczcić pupilów, przecież trza iść z postępem wyrażającym się nie tylko w stosunku do różnorakich mniejszości ale i reszty bydląt mniej lub bardziej pokrewnych nam gatunków ! K... mać, że tak szpetnie lecz na miejscu jak najbardziej zaklnę - stawiać podobne kwestie na forum i brać je w ogóle na poważnie można by gdyby nam się przelewało od nagromadzonego dobra którego nie mielibyśmy już na co wydawać, wtedy stać nas byłoby nie tylko na grobowce dla psów, kotów, ptaków, węży i wszelakiego robactwa jakie trzymają po domach zbzikowani często na punkcie zwierząt ich właściciele ale nawet na ufundowanie choćby kaplicy dla małżeństw gejów obojga czy płci wszelakich, gdzie radne Wojda z Zapałą mogłyby wziąć ślub jeśli tylko taka ich wola [ proszę bardzo, co innego neokolonialna adopcja ludzkich maskotek z trzeciego świata przez podobne pary ] nie w sytuacji jednak, kiedy zaczyna prześwitywać dno kasy i słychać coraz wyraźniej kroki zbliżającego się komornika, nieubłaganie nadciąga fiskalny sądny dzień, i to gdy dopiero co przyklepało się monstrualny w relacji do posiadanego, iluzorycznego coraz bardziej majątku kredyt na spłatę innych kredytów oraz ''wkład własny'' jakiego nie ma, jednym słowem będąc gminnym gołodupcem, psiakrew [ i niczego nie zmienia, że Adamczyk tutaj ''wstrzymał się'' co zresztą stało się już specjalnością radnych lewicy, bowiem milczenie także jest zgodą jak podczas sejmu niemego na ubezwłasnowolnienie a w dalszej perspektywie rozbiór, w tym wypadku kasy i przez to przypieczętowanie losu miasta ]. 

Nic dziwnego więc, że po czymś takim musiałem golnąć ze dwa solidne kielony dla otrzeźwienia paradoksalnie, niewątpliwie popełniłem błąd obserwując ten ponury spektakl trzeźwy jak świnia aczkolwiek nie ma co też schlewać się gdyż jak przytomnie zauważył znajomy wówczas mógłbym sądzić iż wszystko to uroiło mi się jedynie w pijanym widzie, jednak następnym razem będę musiał pierdolnąć wcześniej z lampkę-dwie białego wina choćby, inaczej nie rozbierosz. Stąd nie mam już ochoty pastwić się nad niedawną nadzwyczajną sesją podczas której radni przyklepali lekką rączką sypnięcie 2 mln z budżetu klubowi Vive tym razem, wprawdzie Wojda coś tam bąknęła o ''niedobrych doświadczeniach'' z procedowaniem w podobny sposób, gdy szło o pieniądze dla Korony zaś Gierada nadzwyczaj jak na niego sensownie zauważył cóż to za gospodarz z właściciela reprezentacji skoro za pięć dwunasta zorientował się iż brak mu kasy i na gwałt musi ratować się publicznym groszem niemal tuż po ''historycznym sukcesie'' naszych szczypiornistów, jednak żaden z radnych nie raczył podnieść kwestii, że tu rozchodzi się o grubszy szwindel iż powzięta przez nich jednogłośnie uchwała jest de facto NIEWAŻNA i to w świetle ustanowionego przez pożal się ''wysoką radę'' statutu [ wprawdzie dwie kadencje temu ale część z nich już wtedy posiadała mandaty ], który wyraźnie powiada aby obwieszczać publicznie o sesji na 7 dni przed w przypadku zwyczajnej lub co najmniej 5 jak niniejsza tymczasem ogłoszenie jej pojawiło się na stronie Urzędu Miasta dopiero w przeddzień, więc gdyby komuś chciało się użerać po sądach bez problemu mógłby ją zaskarżyć i przy pomyślnym biegu procesu unieważnić. Tylko ostrzegam, że to jakieś 3 lata w plecy lekko licząc a znając osławioną ''niezawisłość'' sądów mimo ewidentnego złamania w tym wypadku prawa można jeszcze skończyć obciążonym kosztami sprawy ale jak ktoś ma czas, ochotę i pieniądze a przede wszystkim nie boi się wyzwań droga wolna. Poraża wprost nonszalancja z jaką radni wespół z miejskimi urzędnikami szastają powierzonymi im pieniędzmi za które teoretycznie powinni być odpowiedzialni - tu se przelejemy tyle, tamtym przyznamy tyle pisanymi na kolanie uchwałami itd. tylko nie wiadomo skąd wyczarują choćby te brakujące pół miliona jakie zabrali ze środków na zimowe utrzymanie dróg by ratować tyłek panu Bertusowi, gdy globalne ocipienie dające nam właśnie popalić wyjątkowo chłodnym i deszczowym latem zwiastuje srogie mrozy, odbiorą żłobkom czy przypierdolą nowy podatek albo może wezmą kolejny kredyt co idzie im najsprawniej by posypać wtedy solą ulice ? W dodatku kompromitująca argumentacja Wojdy obnaża jej rzekomą opozycyjność, ile warte jest stawianie się przez nią Lubawskiemu i głośne bicie piany w sprawie ''Korony'' : a więc gdyby ta ostatnia odnosiła ''sukcesy'' będąc przeto ''doskonałą wizytówką miasta'' promując je tym samym gdzie się da warto by topić w niej kolejne miliony panno radno ?! Do cholery, niech ktoś wytłumaczy kobicie, że priorytetem miejskiej polityki nie jest finansowanie pieniędzmi podatników sportu obojętnie w jakiej on kondycji się znajduje zwłaszcza gdy jak ostatni żul jedzie się na ''chwilówkach'', które spłacać rychło będą Bogu ducha winne dzieci i krewni ! Ale o tym już w następnym wpisie:)


środa, 8 czerwca 2016

Głos wolny ws. referendum o odwołanie Lubawera.

Opinie krytyczne wobec obecnego prezydenta Kielc, mimo że często rozsądne i trafne, skupiają się jednak głównie na faktycznie nieciekawym oględnie zowiąc charakterze naszego włodarza mającym rzutować na styl sprawowania przezeń władzy i prowadzonej polityki miejskiej - niestety obawiam się iż rzecz sięga głębiej niż personalia, wygląda mi na to, że przypadek Wojciecha L. jest lokalną mutacją patologii o znacznie szerszym zasięgu co jednak oczywiście w niczym nie stanowi dlań usprawiedliwienia jako dobrowolnego jej beneficjenta, nie ciągnięto go przecież wołami aby nałożyć ''brzemię'' wojewody a później prezydenta miasta. Dobrze już przed paroma laty w czym problem ukazali lewacy z tzw. ''ruchów miejskich'', jakie wnioski z tego wyciągnęli to już insza inszość - akurat możemy obserwować na naszym podwórku smutny widok dogorywania tej idei, większość ich działaczy zgubiło parcie ku ''realnej'' [ czyt. zinstytucjonalizowanej ] polityce co w praktyce sprowadza się do smętnego dreptania na manifie za przewodem pewnej skompromitowanej do szczętu kreatury czy żałosnych prób zdyskontowania nakręcanych wcześniej jak widać nie całkiem bezinteresownie inicjatyw społecznych itp. choć przyznam, że niespecjalnie z tego powodu cierpię, cóż, nie mój cyrk nie moje małpy:) Tak czy siak trafnie w poniższym wykładzie ujęto sedno problemu - ''Miasto postindustrialne to miasto w permanentnym kryzysie'' :



- to tłumaczy obłędną spiralę zadłużenia, sam chory model [niedo]rozwoju miasta pozbawionego podstaw swej egzystencji, sensu właściwie wręcz je wymusza. Wyjaśnia także skąd biorą się te wszystkie idiotyzmy Lubawskiego o Kielcach jako ''mieście usług'' czy ''ośrodku kulturalnym'', okazuje się, że to nie objaw jego megalomanii a lenistwa umysłowego by nie rzec dosadniej, odtwórczego lansowania pomysłów zaczerpniętych skądinąd usłużnie jedynie wdrażanych na miejscu, wreszcie czyni jakoś tam zrozumiałym chocholi taniec miejskich urzędników wokół budżetu i ich ''gorączkę koncepcyjną'' przypominającą zataczanie się pijanego u płotu, jak i nieustanne puchnięcie wziętych z doopy ''muzeów kultur'' i ''centrów dialogu'' żerujących na kroplówce grantozy [ oczywiście, powtarzam, nie stanowi to żadnego rozgrzeszenia dla lokalnych włodarzy, nadal pozostaje otwartą kwestia czy w ramach tak niekorzystnego systemu można by jednak ugrać więcej, istnieją przykłady świadczące, że i owszem niemniej pytanie brzmi na ile zależy to od samorządu ]. Przypomnę jednak gwoli uczciwości iż formalnie rzecz biorąc rządzi Rada Miasta zaś prezydent jedynie wykonuje jej uchwały stąd nawet czyniąc poprawkę na realny układ sił i tak radni ponoszą przynajmniej część odpowiedzialności za obecny burdel tym bardziej, że mieli w przeszłości okazję i to niejednokrotnie spuścić Wojtka choćby za to iż o ile mi wiadomo ''Korona'' przez blisko 2 lata miała być finansowana całkiem nielegalnie z budżetu miasta zanim ''stało się to modne'' tzn. prawnie usankcjonowane. Jednak w ''złotej epoce'' magicznych chińskich inwestorów oraz radosnego zadłużania miasta żadnemu z tych krótkowzrocznych tumanów jakoś specjalnie to nie przeszkadzało, dopiero kiedy unijna kasa zaczęła płynąć nieubłaganie coraz cieńszym strumykiem a i kurek z kredytami począł się zakręcać przybywało wprost proporcjonalnie w coraz szybszym tempie ''przebudzonych'' niemal jakby objawił się nam w regionie jakiś finansowy Budda:) [ zresztą choć gros z nich to matoły jednak co cwańsi muszą mieć świadomość iż jeśli Wojtek w końcu popłynie to oni wraz z nim na wskutek opisanego mechanizmu stąd pewnie po to ta szopka aby mieć dupochron, że jakby co to nie my tylko ''głos ludu'' ]. Wreszcie wygląda na to, że niedorżnięta wataha SLD lansując zachęcającego na plakatach miłą buźką z sexy zarostem Chłodnickiego do głosowania ''odpowiednio'' na referendum próbuje zdyskontować je przejmując całe przedsięwzięcie, to samo na swój sposób czyni biegający ponoć z reklamówkami pełnymi forsy do jego inicjatorów ''bezpartyjny'' Suchański junior [ syn byłego prezydenta Kielc i senatora LSD ], idzie więc, że wielce ambitny pan Arkadiusz i reszta równie wybitnych lokalnych społeczników jacy stoją za obecną chryją wyjdzie na kompletnych leszczy, frajerów pracujących na powrót do polityki czerwonych krętów, nie darowałbym sobie zaś przykładając rękę do ożywienia postkomuszych zombie, niechże ''bój to będzie ich ostatni''. 

Dlatego co do referendum wybrałem iście salomonowe rozwiązanie : pójdę na nie bo popieram samą jego ideę wszakże oddam głos nieważny, gdyż podzielam zdanie jednego ze znajomych, iż w obecnej sytuacji odwołanie Lubawskiego to wręcz dlań przysługa, będzie mógł strzelić focha zgrywając kolejną z lokalnych prowincjonalnych primadonn co to na swych pluszowych krzyżach zmuszone są cierpieć towarzystwo miejscowej hołoty, zafundujemy mu w ten sposób jedynie upragnione wywczasy w ''wielkim świecie'' czyli krakówku lub u ''infantki'' oraz zięcia w ciepłym, kojącym stargane nerwy użeraniem się z niewdzięcznym ''ciemnogrodem'' klimacie, tam już do woli pielęgnować będzie urażoną dumę bowiem ''rzucał perły przed wieprze'' nasz wizjoner. Zresztą poniekąd sam Wojtek ułatwił mi podjęcie decyzji przysyłając zapewne poprzez swych przydupasów z magistratu na skrzynkę gustowną niczym lokalna pazerna działaczka PSL kartkę pocztową z hasłem przypominającym niesławne ''Don't give up - You're in Kielce !'' brzmiącym tym razem jakże oryginalnie : ''Kielce - nasza duma'' i głosem obywatelskiej ''zachęty'' od naszego włodarza na odwrocie : ''Popierasz mnie - nie idź na referendum. podpisane : Wojciech Lubawski'' [ a co ma u cholery do tego ''kielecka duma'' ?! i z jakich środków sfinansowano tą kuriozalną akcję ? ] Jeśli więc sam akt głosowania nawet jeśli nieważny ma oznaczać wypowiedzenie votum zaufania obecnym władzom miasta zarazem unikając przy tem przykrej konieczności firmowania działań bandy czerwonych sk... i lokalnych krętów to w to mi graj, bardziej nie mógł mnie pan zachęcić panie prezydencie, popędzę do urn jak na skrzydłach:) [ nawet jeśli ciut skacowany bowiem w przeddzień szykuje mi się niezła uroczystość wśród znajomych, ale to osobny temat ]. Jednego tylko nie pojmuję : skoro Lubawski jest tak mocny, cieszy się bezdyskusyjnym poparciem mieszkańców Kielc co faktycznie wyniki dotychczasowych wyborów samorządowych niestety potwierdziły, zaś inicjatorzy referendum to jedynie - jak usiłują przekonywać zwolennicy prezydenta - garstka pozbawionych większego znaczenia sfrustrowanych mąciwodów [ skądinąd złośliwie a trafnie określanych przezeń jako ''bezrobotni'' w nawiązaniu do uwikłania w przeszłości w mniejsze lub większe dile z magistratem ] to skąd w takim razie ten histeryczny wręcz ból d... ? Dlaczego Ryczan ryczy niczym ranny łoś po kniei gnający ? Jaki to tuman wykoncypował, że tak podłe, brudne zagranie jak wyciągnięcie błahego przewinienia i skazanie na niewspółmiernie surową karę akurat niemal w przeddzień referendum jego głośnego rzecznika jakim jest właściciel lokalnej knajpy ''Behemoth'':) Max Materna nie przysporzy jedynie sympatii tej faktycznie szemranej postaci i to nawet wśród ludzi, którzy nigdy jego fanboyami nie byli ani będą ? [ skądinąd gdyby okazało się, że wyrok w sprawie wydał dyspozycyjny psychopata, który sądził Kelthuza w I-ej instancji, a to całkiem możliwe bo to w jego stylu, pierdolnąłbym chyba ze śmiechu ]. W czyim zakutym łbie się toto ulęgło ? Oj panie prezydencie, na waszym miejscu solidnie przetrzepałbym tyłek któremuś z przydupasów [ stawiałbym na ''feng szuję'' ] co zapewne za tym stoi bo nie mam o panu aż tak niskiego zdania aby posądzać o równie nieczyste i przeciwskuteczne w gruncie rzeczy poczynania [ a może ? ]. Kwestię jak ''dobra zmiana'' ma się do dilów z Lubawskim czy regionalnym marszałkiem z PSL wiernym nieformalnemu hasłu tej partii-sitwy ''rodzina na cudzym'' uosabiającymi razem najgorsze patologie minionych rządów na szczeblu regionalnym pozostawiam na inną okazję, gdyż rozpatrywanie jej wykracza w gruncie rzeczy poza lokalne ramy, aczkolwiek wypada zaznaczyć w tym kontekście iż o ile jeśli idzie o politykę w wymiarze krajowym i międzynarodowym sprawa prezentuje się całkiem nieźle a wręcz wyśmienicie w porównaniu z poprzednią nędzą [ choćby niedawne przemówienie Kaczyńskiego na warszawskim zjeździe jego partii, zwłaszcza zawarty w nim mocny postulat wyrwania się ze statusu peryferiów ku centrum globalnego systemu świadczy dobitnie iż pan prezes dobrze odrobił lekcję i piszę to bez najmniejszej ironii ] to już niestety patrząc z naszej prowincjonalnej perspektywy rzecz wygląda wprost fatalnie - być może należy złożyć to na karb zdominowania miejscowego aktywu PiS przez miernoty z tzw. ''ligi północnej'' czyli nasze lokalne SS - Starachowic i Suchedniowa, chciałbym wierzyć, że gdyby działacze kierujący tym ugrupowaniem tutaj w większym stopniu wywodzili się z samych Kielc nie byliby może aż tak skłonni do kompromitujących geszeftów politycznych przynajmniej jeśli idzie o miasto, oby. Wreszcie rad bym się dowiedzieć o co tak strasznie pożarli się Lubawski ze swym dotychczasowym głównym sponsorem kampanii wyborczych Sławomirem Burszteinem, właścicielem firmy ''Formaster'' oraz jak głosi lokalna fama mocno ''kontrowersyjnej'' postaci, że ten wsparł rachityczną dotąd i skazaną wydawałoby się na porażkę inicjatywę referendum dając jej kopa i czyniąc je w ogóle realnym - to jednak zapewne ''wyjdzie w praniu'' już po.

Tak więc tak : referendum jako takie owszem bowiem przy całym moim daleko posuniętym sceptycyźmie co do ''rządów ludu'' i mitycznej ''mądrości'' wyborców skoro już jest ten samorząd i nie ma on być jedynie pustym słowem stanowiącym przykrywkę dla zblatowania lokalnych sitw niechże więc obywatele biorą jak największy udział w rządzeniu a przede wszystkim kontrolowaniu poczynań wybranej przecież przez nich władzy tak aby nie zbiesiła się zbytnio jak obecna nigdy nie zapominając skąd czerpie swój mandat. Wszakże apeluję by wyjść poza narzucany nam przez obie warte siebie strony sporu fałszywy wybór między ''tak'' a ''nie'' oddając programowo głos nieważny, pozwoli to nie tylko uniknąć męczącego a pozornego dylematu lecz przy tym może stać się jeszcze okazją do erupcji osobistej, zaangażowanej obywatelsko radosnej twórczości poprzez okraszenie karty do głosowania soczystymi, mocno niecenzuralnymi uwagami i deklaracjami politycznymi oraz obrazkami, ja w każdym razie tak właśnie uczynię i zachęcam do tegoż samego w najbliższą niedzielę. 

Na koniec mała porada dla tych którym moje argumenty przemówiły aby wasz nieważny głos był ważny, zresztą wskazówka znajduje się w instrukcji jaka zapewne z okazji referendum trafiła i do waszych skrzynek pocztowych, cytuję : ''Postawienie znaku X w obu kratkach lub niepostawienie go w żadnej kratce albo postawienie w kratce przeznaczonej na oddanie głosu innego znaku niż X powoduje nieważność głosu'' - a więc jak radzi autor poniższego artykułu najlepiej postawić profilaktyczne ''krzyżyk'' w obu kratkach wówczas zaś możecie już bez obaw zabrać się do ozdabiania waszej karty wizerunkami saren, jeleni, poroży czy inszych anatomicznych organów [ smok jak sądzę w jakiejkolwiek postaci jest dobrym pomysłem:) ] :

http://pikio.pl/jak-poprawnie-oddac-niewazny-glos-w-wyborach-tak-by-nie-zostal-sfalszowany/

ps. pragnę jeszcze zaznaczyć, że świetnie rozumiem tych co pałają słuszną żądzą odwetu i dania kopa Lubawskiemu za jego dotychczasowy arogancki charakter rządów stanowiący wręcz idealny przykład ''chamstwa państwowego'' w wymiarze samorządowym jak trafnie rzecz ujęto w poprzednim zamieszczonym na tym blogu tekście, niemniej zastąpienie jednej kreatury inną kanalią nie rozwiąże problemu a ten tkwi głębiej co na początku zasygnalizowałem. W dodatku patrząc na przebierających już nogami pretendentów do miana kolejnego lokalnego cudotwórcy i to co wygadują odchodzi mi całkiem ochota na jakąkolwiek, nawet ''dobrą'' zmianę - oto treściwe podsumowanie jednego z tych wizjonerów :

https://pl-pl.facebook.com/kenigjerzy/photos/a.741970012515089.1073741829.734077903304300/1175196265859126/?type=3

- k..., co oni mają z tymi lotniskami, to jakaś obsesja czy co ? [ pewnie dlatego tak odlatują:) ] Na dniach zaś gruchnęła wieść, iż jakoby Liroy także serio przymierza się do kandydowania na następcę Lubawskiego - a ponoć nie mogło być już gorzej...

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Konstytuta-...

Nadszedł do mnie pocztą mejlową kapitalny tekst, który stanowi ważny jak sądzę komentarz do trwającej właśnie chryi wokół trybunału konstytucyjnego [ celowo pisane małą literą ], stąd postanowiłem spopularyzować go choćby w skromnym wymiarze na jaki pozwala zasięg niniejszego bloga. Szczególnie cenne w poniższym artykule, iż autor wychodzi poza plemienną wojnę zwalczających się stronnictw politycznych i towarzyszącą im małpię orkiestrę partyjnych agitpropów sięgając głębiej samej natury stanowienia prawa i sensu konstytucji [ idzie o to czy mają one jedynie być pałką do okładania przeciwników i użytecznym narzędziem sprawowania hegemonii w rękach tej czy innej frakcji klasy pasożytniczej tak świetnie zdiagnozowanej przez Bartłomieja Radziejewskiego czy też służyć czemuś więcej i bardziej istotnemu jak np. dobro publiczne - kto tym pojęciem dziś operuje traktując je serio ? ], nie mówiąc już o lekkim ironicznym stylu w jakim ujmuje te niełatwe przecież zagadnienia a to sztuka nie lada - oceńcie sami :

Waldemar Korczyński

''Dla kogo nowa Konstytucja ?''

Fajnie jest!  Mniej i bardziej uczeni prawnicy i politycy od kilku dni dyskutują, czy lepiej jest postanowienia Trybunału Konstytucyjnego olać, czy zgodzić się by orzekał on we własnej sprawie. I na dziś nie ma dobrego sposobu na ustalenie kto ma rację. Ja od lat paru pisuję teksty o konieczności rozstrzygania takich sporów poprzez ustalenie, że prawnicy powinni posługiwać się zwykłą logiką, ale nikt chyba nie brał tego poważnie. Wątpię zresztą by głos osobnika mojego pokroju i stopnia znaczenia w polskiej rzeczywistości, do jakiegokolwiek decydenta docierał. Kilka miesięcy temu napisałem kolejny tekst o wyższości rozumowań logicznych nad autorytetami („Łatwy sposób na poprawę władzy sądowniczej”, zob.np. portal wiadomości24, niepoprawni lub aferyibezprawie). W najczarniejszych snach nie oczekiwałem wówczas, że życie dopisze temu artykułowi tak komiczną ilustrację. Mamy oto sytuację gdy jedni uważają, że prawo narusza Prezydent RP, a drudzy, że Trybunał. Jakby nie kombinować chodzi o najwyższe organy Państwa. Komentarzy jest mnóstwo. Paweł Kukiz np. dość przytomnie zauważył, że „Konstytucja jest mdła”, bo na jej podstawie sporu tego rozstrzygnąć nie można. Nie wiem o czym myślał, ale faktem jest, że bardzo mało problemów prawnych można dziś jednoznacznie rozstrzygnąć. Rzecz w tym, iż rozstrzygnięcia takie zapadają na zasadzie uznawania rangi autorytetów : jak my uznajemy, że Kowalski jest „nasz”, a Nowak jest „onych”, to wiadomo, że Kowalski jest mądry, a Nowak głupi i w związku z tym to my mamy rację. „Oni” są oczywiście dokładnie przeciwnego zdania, co pozwala zarabiać dziennikarzom i komentatorom, a zwykłym ludziom umożliwia słuchanie z otwartą gębą ich uczonych sporów z których nic nie kumają. No i tu pojawiają się dwa pytania. 

1. Czy da się tak zrobić, by zwykły, szary obywatel dysponował sposobem sprawdzenia, kto w takim sporze ma rację? 

2. Czy gdyby obywatel taki sposób miał, to chciałby z niego skorzystać?

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest pozytywna. Gdyby Konstytucja nie była „mdła”, to sposób taki by istniał. Należałoby wziąć studenta jakiegoś rozsądnego kierunku (np. fizyka, matematyka), postawić mu flachę i posadzić go przy komputerze by sprawdził, co też ci uczeni prawnicy wygadują. Jakby mu dać na początek małego kielicha (by się za szybko nie opił), to za kilka(naście?) minut wyprodukowałby jasną odpowiedź. I każdy taki student podałby dokładnie tę samą odpowiedź. Jakby kto miał więcej forsy to mógłby za to samo zapłacić np. jakiemuś profesorowi i miałby to samo, ale drożej, co pewnie podniosłoby rangę odpowiedzi. O tym właśnie pisałem we wspomnianym wyżej tekście. Odpowiedź na drugie pytanie już taka prosta nie jest. Przyczyn jest wiele, a ten tekst jest o jednej z nich.
   
O co chodzi. Twórcy projektu nowej Konstytucji jeszcze przed pracami nad samym projektem zechcą sobie pewnie odpowiedzieć na mnóstwo pytań o to jaka i dla kogo ta Konstytucja ma być i jakie ma chronić wartości. Pierwsze pytanie (jaka?) jest wdzięcznym tematem sporów rozmaitych uczonych „konstytucjonalistów”. Uczeni ci,  jeśli nawet usłyszą czasem głosy zwykłych obywateli, to ich (tych obywateli) wnioski opatrują tyloma komentarzami, że nawet Bismarck swoim powiedzeniem (84 Professoren, Vaterland du bist verloren, tj. w wolnym tłumaczeniu „(Opinie) 84 profesorów zgubią ojczyznę”) im nie podskoczy. Ja chętnie te opinie kiedyś skomentuję, ale dziś chciałbym zasygnalizować niektóre aspekty drugiego i trzeciego pytania; „Dla kogo ta Konstytucja i jakie ma chronić wartości?”. W mojej opinii Konstytucja tworzona będzie być może i dla ludzi, ale przy ich obojętnej, a często nieżyczliwej postawie. Nie można wykluczyć sytuacji, gdy będzie ona pisana w jakimś sensie „wbrew” oczekiwaniom obywateli, którzy potrzeby jej istnienia nie czują i nie bardzo wiedzą komu i do czego ma toto służyć. 

Państwo jako wartość. Wśród wartości chronionych przez znane konstytucje poczesne miejsce zajmuje -  rozumiane jako spajająca i organizująca pewną grupę ludzi instytucja - Państwo. Tzw. demokratycznym, nowoczesnym i niepodległym, Państwem cieszyliśmy się w porównaniu do takich np. Anglików raczej krótko. Być może to, a może też jakieś cechy narodowe, spowodowały, że nasze pojęcie Państwa bywa trochę inne niż np. wspomnianego Anglika. My chyba albo „bronimy Państwa do krwi ostatniej” jak w roku 1939, albo usiłujemy je wykiwać jak w czasach PRL-u. Obie postawy były, niestety, usprawiedliwione. Dziś Państwo Polskie jest raczej bezpieczne i w jakimś sensie „nasze”, więc warto by może zobaczyć je jako instytucję, która coś nam gwarantuje, a nie tylko wymaga oddawania za nią życia. We współczesnym świecie tak się Państwo zazwyczaj postrzega. 

Autorytet Państwa autorytetem jego funkcjonariuszy? No i ja myślę, że takim podstawowym warunkiem sensownych oczekiwań obywatela pod adresem Państwa jest oparty o kwalifikacje i wysoką etykę autorytet jego reprezentantów. Warto może przypomnieć, że w Polsce międzywojennej obowiązywał bardzo surowy kodeks etyczny funkcjonariuszy państwowych przewidujący np. za niektóre przypadki korupcji karę śmierci, Nie uchroniło to Polski przed wrześniowa katastrofą, a Dołęgi-Mostowicza przed pobiciem przez ówczesne elity, ale generalnie ludzie tamto Państwo cenili chyba bardziej niż współcześni Polacy naszą Rzeczpospolitą. Można dyskutować wiele relacji obywatel – Państwo, ale ich praktyczny wymiar zawsze dotyczy również stosunków międzyludzkich na linii obywatel – funkcjonariusz Państwa. 

Chamstwo Państwowe. Ten tekst jest o czymś rzadko wspominanym, co jednak leży chyba u samych podstaw złej kondycji naszego Państwa; o powszechnie akceptowanym chamstwie tego Państwa w stosunku do swych obywateli. Ja na dziś nie wiem jak nowa Konstytucja ma się do tego odnosić, ale w moim odczuciu ani ograniczenie immunitetów, ani żadne zaostrzanie kar za przekroczenie przez funkcjonariuszy Państwowych ich uprawnień niczego nie zmieni. Tu potrzebne jest uświadomienie obywatelowi, że to nowe Państwo jest również dla niego i powinno go szanować w co najmniej takim stopniu jak samo szacunku oczekuje. To trochę tak jak zmiana PRL-owskiej milicji w policję od której niektórzy ludzie już uprzejmości oczekują. W mojej opinii w stosunku do Państwa takich społecznych oczekiwań jeszcze nie ma. I boję się, że jeśli prawa do takich oczekiwań nie wyartykułuje się wyraźnie, to zawsze znajdziemy cwaniaczka, który co innego powie oficjalnie, a co innego przy wódce lub chama, który wykorzysta Państwo do leczenia swych kompleksów. 

Chamstwo niejedno ma imię. Ponieważ chamstwo rozumiane bywa różnie, więc warto chyba wrócić na chwilę do Biblii i przypomnieć, że Cham był jednym z synów Noego. Ujrzał on (ten Cham) swego ojca w krępującej sytuacji (Biblia mówi, że „ujrzał jego nagość”) i zamiast ojca okryć naśmiewał się z niego. Inni synowie Noego okryli ojca, by nagość jego nie była widoczna. To ten klasyczny, „bibilijny”, rodzaj chamstwa : bezinteresowna uciecha z poniżenia innego człowieka, lekceważenie go, postawienie w niekomfortowej sytuacji, utrudnienie mu życia lub nieudzielenie niekosztownej, łatwej do wykonania, pomocy. Najbardziej chyba jaskrawym typem tego chamstwa jest naigrywanie się z będącego w „śmiesznej” sytuacji człowieka, który nie może się bronić. Tak nabijały się kiedyś z chorej kobiety studentki pielęgniarstwa. Wśród funkcjonariuszy UB popularne były dowcipy z przesłuchiwanych, a jeszcze niedawno bywało, że tzw. normalni ludzie rechotali na widok chorego na Parkinsona. Drugi, bardziej może współczesny rodzaj chamstwa wyrazić można znanym powiedzeniem, że „człowiek cywilizowany, jak kogoś kopnie, to przeprosi, a kulturalny nie kopnie”. Tu chodzi o brak empatii, dostrzeżenia wyrządzonej innej osobie krzywdy i wyrażenia z tego tytułu żalu. To podejście pozwala chamstwo niejako stopniować; pierwszy stopień, to nieprzepraszanie za popełnione błędy, drugi, to błędów tych popełnianie, ale z ewentualnymi przeprosinami. Błędy te muszą być jednak niezamierzone (jak wszystkie błędy, co odróżnia je od intencjonalnych win), więc również, jak śmiech syna Noego, bezinteresowne. Nie jest więc chamstwem np. zabicie z chęci zysku (bo nie jest bezinteresowne) ani odmowa narażanie własnego życia dla ratowania innego człowieka (bo nie jest niekosztowna). Jest jednak chamstwem (tego „lżejszego” rodzaju) ochlapanie przez kierowcę stojącego przy krawężniku człowieka. Innym typem chamstwa, nazywanym często arogancją, jest ignorowanie możliwych odczuć ludzi w jakimś sensie gorzej niż cham usytuowanych. Od poprzedniego rodzaju różni się to tym, że postępowanie chama jest jak najbardziej zamierzone, że zdaje on sobie sprawę, iż wyrządza komuś krzywdę, ale niewiele go to obchodzi, bo pokrzywdzony nie może mu ”podskoczyć”. W tym przypadku cham może odnieść ze swych działań korzyść, ale jest ona w stosunku do krzywdy ofiary niewspółmiernie mała. Takim chamem jest np. szef przetrzymujący po godzinach sekretarkę po to tylko by zrobiła mu kawę, którą mógłby też zrobić sam czy „mięśniak” wciskający się w sklepie w kolejkę starszych ludzi. Za chama wypada jednak uznać i faceta traktującego innych jak głupków i „wciskającego” im brednie z wysokości swego autorytetu. Takie podejście do ludu typowe jest dla polityków i np. tzw. uczonych. Wszystkie typy chamstwa spotykamy równie często jak wirusy grypy w okresie jesienno-zimowym. I podobnie jak te wirusy jest chamstwo zaczynem choroby całego społeczeństwa. Nie wiadomo czy nie gorszej niż grypa, bo w zasadzie bezobjawowej.  To prowadząca do dysfunkcyji prawa tolerancja społeczna dla zachowań, przynajmniej z pozoru, zgodnych z prawem, jednak całkowicie przeczących jego duchowi ustawiającemu każdy rodzaj władzy w roli sługi społeczeństwa. Społeczeństwa obywatelskiego, oczywiście.

Z życia wzięte. Nie pretendując do wyczerpania nawet ułamka promila przykładów patologii pozwolę sobie zwrócić uwagę na pewne typowe z nich, które powszechnie akceptujemy. Z opiniami na temat tzw. etyki funkcjonariuszy państwowych stykałem się często. Niżej kilka przykładów. Zacznijmy od wymiaru sprawiedliwości.

1. W latach osiemdziesiątych pijany sędzia wjechał samochodem w płot. Szkody były niewielkie, sędzia za wszystko zapłacił i poniósł karę za jazdę po spożyciu. Nałgał jednak że nawalił się jakimiś produktami zawierającymi alkohol (chyba cukierkami ), a nie zwykłą gorzałą. Okazało się, że jechał akurat z wesela gdzie przy świadkach chlał gorzałę właśnie. I nikt go za to łgarstwo nie ukarał, bo, jeśli dobrze zrozumiałem, jako oskarżony miał prawo tak się właśnie bronić. Nikt nie podnosił że sędzia – jako funkcjonariusz Państwa – nie powinien kłamać nawet w obronie własnej bo naraża na szwank jego (Państwa) autorytet.

2. Przedsiębiorca, któremu komornik znacznie zaniżył wartość zajętego majątku, a sąd wyrok "przyklepał” napisał do Ministra Sprawiedliwości na sędzię skargę  zawierającą określenie „cechy korupcji” (lub podobne, dokładnie nie pamiętam). Przedsiębiorca oskarżony został przez prokuraturę  (sic!)  o przestępstwo z art. 212 tj. o pomówienie. Sąd pierwszej instancji skazał go na karę grzywny, a drugiej uniewinnił. Na procesie tym byłem tzw. mężem zaufania (bo rozprawy były niejawne!) i w przerwie jednej z rozpraw poradziłem oskarżonemu by spytał o dowody popełnienia przestępstwa, co tenże uczynił. Po krótkiej konsternacji prokurator oświadczył, że „dowody są w aktach sprawy”, ale ani on ani sędzia konkretów nie podali żadnych. Nie podano w szczególności,  kto mianowicie pomówił, czyli upublicznił podnoszone przez oskarżonego zarzuty. Oskarżony pisał o tym tylko do Ministra i nie upoważniał go (Ministra) do ich upubliczniania. Jeśli więc szukać winnego pomówienia to raczej w Ministerstwie, a nie w osobie oskarżonego. Podobnie komiczną sytuację znam ze sprawy adwokata pozywającego swą klientkę o to, iż ta poskarżyła się na niego w Naczelnej Radzie Adwokackiej. Idąc tropem rozumowania naszej prokuratury i tego adwokata należałoby karać np. ludzi składających odwołania od wyroku sądu, bo pomawiają oni ten sąd o niesprawiedliwe orzeczenie.  W obu tych sprawach główny problem upatruję nie w zachowaniu oskarżycieli czy sądów (które nie powinny tych „aktów oskarżenia” przyjmować), ale w postawie oskarżonych. Oboje uznawali za normalne, że muszą się bronić i nie dostrzegali chamskiej postawy Państwa, które posadziło ich na ławie oskarżonych i ani myślało ich za to przeprosić czy zadośćuczynić im za to finansowo. 

3. Kilka dni temu przeczytałem w gazecie o sędzi, który po pijaku spowodował wypadek, a winę usiłował zwalić na kogoś innego twierdząc, że to nie on prowadził. Miał pecha, bo byli akurat świadkowie, którzy widzieli go gramolącego się z miejsca kierowcy. Wszyscy moi znajomi byli oburzeni, że się uchlał (nie wiem czemu sędziemu nie wolno, ale ludzie tak uważają), a nikt nie dostrzegał ześwinienia autorytetu Państwa poprzez kłamstwo jego funkcjonariusza.

4. Jeden z członków zespołu ds. prac nad nową Konstytucją (nie ujawniam nazwiska, bo nie wiem czy sobie tego życzy) ma bogate doświadczenia w kontaktach z sądami i sporą znajomość spraw sądowych innych ludzi. Ale nawet on wydawał się zaskoczony, gdy Sąd Najwyższy „zmienił” mu nazwisko i płeć, a potem napisał, że była to „oczywista pomyłka”. Nie pamiętam już czy został przeproszony, ale do dziś nie kumam dlaczego ta pomyłka była „oczywista”. Normalnie za „oczywiste” uważa się stwierdzenia, których dowód ma zerową długość (czyli nie wymagające dowodu), a tego rodzaju pomyłka uzasadnienia („dowodu”) jak najbardziej wymaga. Chyba, że takie pomyłki są w SN normą. Wtedy jednak za oczywiste należałoby uznać np. skazanie jakiegoś Bogu ducha winnego Nowaka zamiast Kowalskiego, który zakosił milion złociszów. Być może oczywistością tej pomyłki zainspirował się komornik, który (gdzieś pod Łodzią chyba) zajął człowiekowi traktor za długi sąsiada. Mnie też Sąd Rejonowy w Kielcach zmienił nazwisko (starał się chyba mniej niż SN, bo płeć pozostawił) i coś tam jeszcze nabredził, a na moje przypomnienie jak się nazywam, napisał, że wprawdzie w piśmie do mnie zaszła pomyłka, ale w aktach sprawy wszystko jest OK. Ja myślałem, że dostałem kopię pisma z akt sprawy właśnie (tak chyba stanowi prawo), a tu okazuje się, że ktoś specjalnie dla mnie wygenerował pismo z bykiem. Jeśli sąd nie ma żadnego ekstra specjalisty do pisania takich pism z bykami, to ich produkowanie może być jednym z powodów tak długiego procedowania (fajne słowo, prawda?) spraw za które od lat gani nas jakiś europejski trybunał (chyba nawet Polska płaciła za to jakieś kary). Za „byka” w oficjalnym sądowym piśmie nikt mnie nie przeprosił, ale za to SR w Kielcach nie brał przykładu z SN, bo nie napisał, że „byk” był oczywisty. Oczywistym jednak dla prawie wszystkich znajomych było, że nie mam racji i robię „z igły widły”. I ta właśnie społeczna akceptacja lekceważenia obywatela przez Państwo najbardziej mnie niepokoi.  

5. Nie wiem jak wygląda to dziś, ale jeszcze kilka lat temu w przypadku kwestionowania przez stronę postępowania protokołu sprawy niektóre sądy przywoływały „zeznania protokolanta”. Protokolant taki uczestniczy w wokandzie zawierającej kilka spraw, siedzi w tym samym miejscu przez wiele niekiedy godzin (słusznie się przy tym wk….jąc, że za marne pieniądze), ma często – jak większość z nas -  rodzinę, a na głowie również np. zakupy czy odebranie dziecka z przedszkola. I okazuje się, że ma przy tym genialną pamięć, bo dokładnie pamięta, co na jakiejś sprawie sprzed pół roku strona powiedziała. Można zapytać np. studenta czy następnego dnia potrafi dosłownie powtórzyć wykład, którym – przynajmniej teoretycznie – jest przecież bardziej zainteresowany niż protokolant sprawą. Nie trzeba być psychologiem, by dostrzec, że albo jest to bzdura, albo w sądach za grosze zatrudniamy geniuszy. Jeśli to drugie, to może pomyśleć jak ich lepiej wykorzystać. Jeśli jednak to pierwsze, to może warto zapytać, czy takie „przesłuchanie protokolanta” nie powinno być zakwalifikowane jako, będące przestępstwem, nakłanianie do potwierdzania nieprawdy. Nie chodzi tu tylko o treść zeznań, ale o stwierdzenie protokolanta, że on cytowaną wypowiedź pamięta. Gdyby tak było, to można by zapytać kto to przestępstwo (nakłaniania do potwierdzenia nieprawdy) popełnił. Jak ktoś jest bardzo upierdliwy, to może też np. zażądać przebadania takiego protokolanta-geniusza i zażądać jego ukarania za fałszywe zeznania, bo protokolanta żaden immunitet nie chroni. I znów problemem nie jest zachowanie sądów, ale jego akceptacja  przez społeczeństwo i środowisko prawnicze. To ostatnie ma szczególne znaczenie, bo grzebie wszelkie nadzieje na samooczyszczenie się tej „elity” społeczeństwa. 

Można zapytać czy są to przykłady chamstwa. W mojej opinii tak, bo w każdym z tych przypadków Państwo traktuje obywatela jak idiotę (przykłady 1, 3, 4 i 5) oraz utrudnia mu życie (przykład 2 i 4). I jako Państwo robi to bezinteresownie. Nie można tego nazwać korupcją, bo opisani  funkcjonariusze państwowi nie odnieśli w tych przypadkach żadnych osobistych korzyści. Ta bezinteresowność funkcjonariuszy państwowych najlepiej jest chyba widoczna w przypadkach 4 i 5 (zakładam, że w tym ostatnim sąd nie fałszował protokołu celowo) ale traktowanie obywatela jako bałwana jest również jego lekceważeniem.

„Uprzejmość” sądowa jest, oczywiście, szczególnie ważna, bo to ona właśnie jest warunkiem „właściwego” stosunku Państwa do obywatela. Urzędnik mający świadomość, że sąd po prostu szanuje obywatela kilka razy pomyśli zanim tegoż obywatela zlekceważy. Pomyśli, bo będzie się bał, że szanujący obywatela sąd nie zrozumie jego stosunku do tegoż obywatela i ukarze go za niewłaściwe tego obywatela potraktowanie. Podkreślam, nie za bezpośrednie łamanie prawa, ale za niewłaściwy sposób rozstrzygania wątpliwości prawnych. Wątpliwości, które były i zawsze w prawie będą, bo tworzenie prawa nie jest łatwe i rozmaite „dziury” zawsze się w nim znajdą. Szanujący obywatela sąd ukarze też urząd zasadzający się na obywatela takim formułowaniem prawa, które wymaga od obywatela ponoszenia zbędnych kosztów lub czynności czy też stawiania obywatela w ewidentnie nierównej sytuacji prawnej. Tu też „życiowy” przykład.

6. Będąca częścią Urzędu Miejskiego Straż Miejska odholowuje na parking samochód oznakowany wydawaną przez inny wydział tegoż urzędu naklejką zawierające wszystkie dane (m.in. nr karty uprawniającej do parkowania w miejscach dla inwalidów) niepełnosprawnego, który zaparkował samochód na „kopercie” dla niepełnosprawnych, ale nie zostawił w widocznym miejscu niebieskiej karty uprawniającej do postoju na „kopercie”. Rzecz miała miejsce w godzinach pracy urzędu wydającego rzeczoną naklejkę, ok. 300 metrów od jego siedziby. Zarządzający odholowanie funkcjonariusz mógł do owego urzędu zatelefonować i sprawdzić, że człowiek po prostu zapomniał kartę w widocznym miejscu położyć. Zamiast tego stwierdził, iż przepis stanowi, że do parkowania w tym miejscu upoważnia wyłącznie zawierająca dokładnie te same co naklejka informacje, niebieska „karta”. 

7. Ta sama straż miejska odholowała temu samemu człowiekowi, który tym razem bez żadnej naklejki postawił samochód w miejscu dla niepełnosprawnych oznakowanym wyłącznie znakami pionowymi, bez poziomej, namalowanej na miejscu parkowania koperty. Dowcip polega na tym, że znak informujący o tym, iż jest to miejsce dla niepełnosprawnych ustawiono prostopadle do jezdni, obok drzewka, które go pewnie wkrótce przysłoni. Skręcający do parkowania w lewo kierowca musi się po wyjściu z samochodu specjalnie cofnąć, aby znak obejrzeć. W tym przypadku, mimo braku „koperty”, samochód odholowano, bo kierowca powinien był upewnić się gdzie samochód postawił. Co ciekawe, ok. 200 metrów dalej miejsca dla niepełnosprawnych oznakowane są i znakami pionowymi równoległymi do jezdni i „kopertą”, więc kierowcy się nie mylą. Typowa pułapka, którą urząd zastawił na obywatela (może na koszty utrzymania Straży Miejskiej?). Asymetria wymagań w stosunku do Państwa i obywatela jest tu ewidentna : Państwo może, ale nie musi informować obywatela w sposób nie budzący wątpliwości, ale obywatel już musi. Koszt odholowania to 380 PLN, a obywatel, o którym mowa jest emerytem. Wychodzi więc na to, że ?? ( Czytelnika proszę o wstawienie tu stosownego epitetu, bo moja znajomość słów obelżywych jest niedostateczna, by adekwatnie zachowane Straży opisać) Straży Miejskiej kosztowała go 760 PLN. Aby było wesoło funkcjonariusze poinformowali emeryta, że mandat mu się „nie należy”, bo miał prawo do parkowania w tych miejscach. Fajne, prawda? Oba „patenty” na odholowanie są bardzo skuteczne, choć niekoniecznie etyczne.

Przykładów chamstwa urzędniczego każdy z nas podać potrafiłby mnóstwo, gdyby tylko nie przyzwyczajano nas (głównie w PRL-u, ale nie tylko) do akceptowania tego, że urząd może, a obywatel musi. Uzupełnienie tej listy pozostawię więc Czytelnikowi.

Ciekawe przykłady chamstwa znaleźć można wśród – będących w Polsce opłacanymi przez Państwo – pracowników nauki i szkolnictwa wyższego. Jak na elitę elit przystało chamstwo to jest na ogół bardziej subtelne niż wśród przedstawicieli innych, mniej elitarnych profesji. I bardzo często jest ono mylone ze zwykłą pazernością czy walką o stołki co trudno uznać za działalność bezinteresowną. Generalnie chodzi o to, że klasa uczonych dba o to, by nikt nie mógł się dowiedzieć za co konkretnie bierze raczej grubą (warto zajrzeć do artykułu „Ile zarabia profesor?”  w Forum Akademickim z grudnia 2009) forsę. Wartość normalnego pracownika ocenia się na ogół po jakości tego co produkuje. Piekarz jest więc dobry, gdy robi chleb bez zakalca, a budowlaniec gdy postawiony przezeń most się nie wali. Naukowcy produkować mają odkrycia i artykułować je w możliwy do przetwarzania sposób. Pytanie „Co Pan odkrył, Panie profesorze” uznane będzie jednak prawdopodobnie za nietakt, bo tak bezpośrednio się uczonych nie ocenia. Można wprawdzie zapytać „Co Pan opublikował”, ale odpowiedź niekoniecznie musi mieć związek z pierwszym pytaniem, bo może się okazać, że wymienione w długiej liście publikacje są „przyczynkowe” i nie zawierają opisu żadnego odkrycia. Zdobywanie stopni i tytułów bez wytworzenia jakiegokolwiek produktu naukowego (odkrycia) może i jest np. oszustwem, ale chamstwem już nie, bo nie ma waloru bezinteresowności. Chcę więc jasno powiedzieć, że tak ostatnio popularne wynalazki uczonych jak:

· Ukrywanie rzeczywistych dokonań naukowych pod tzw. wykazem publikacji. Niektórzy uczeni nawet nie mają się za co schować i powiadają, że są uczonymi nie na podstawie jakichś tam „wyników”, ale łaski stosownej grupy innych uczonych (np. Rady Wydziału), która ich za uczonych uznała. Podobnie bywało w średniowieczu, gdzie można było zostać kimś ważnym z łaski np., króla. W przypadku naukowców może się jednak zdarzyć, że łaskodawcy nie są dużo lepsi od łaskobiorcy. 

· Kradzież dorobku kolegów po fachu czyli tzw. plagiaty.

· Minima kadrowe. Jest to przepis warunkujący istnienie tzw. kierunku studiów zatrudnieniem przez uczelnię określonej liczby tzw. pracowników samodzielnych. Płaci się więc często nierobom, którzy wykorzystują swe stopnie i tytuły do pobierania ca 8 – 10 tys/mies za ok. 4 – 6 godzin pracy tygodniowo. Opowieści o rzekomej pracy naukowej całej ogromnej rzeszy wykładowców można skonfrontować z ilością polskich Nobli, a gadanie o pracy organizacyjnej uczonych ze stanem naszych uczelni, koordynacją nauczanych przedmiotów czy innymi „duperelami”. Ubaw gwarantowany. 

· Praca na wielu etatach. Rekordzista pracował podobno na kilkunastu, ja znam takich co mieli po kilka.

· Nauczanie przedmiotów, o których ma się pojęcie raczej mętne lub nie ma się kwalifikacji formalnych do ich nauczania. Mimo podobieństwa do chamstwa polityka wciskającego ludziom brednie nie jest to chamstwo, bo za godzinę wykładu uczony bierze od 100 do 1000 PLN, więc bezinteresownie bzdur nie gada.

· Spanie wykładowcy na zajęciach ze studentami.

· Fałszowanie dyplomów.

· Przepracowywanie jednego dnia więcej niż 24 godzin dydaktycznych.

· Bredzenie o „bezpłatnej” edukacji, gdzie Państwo płaci wykładowcom, którzy mogą zupełnie nie odpowiadać zainteresowanym, tj. studentom. Za to płacimy wszyscy. Bezpłatnej edukacji nie ma, ale zamiast uczelniom można dać forsę (np. poprzez stosownie skonstruowany bon edukacyjny) studentowi, który wybierze komu i ile zachce zapłacić. A ewentualnie zaoszczędzone pieniążki z bonu wyda np. na piwo.

- są to typowe przykłady pomawiania uczonych o chamstwo. I te i wiele innych, powszechnie uważanych za nietypowe, zachowań elity narodu chamstwem nie są, bo nie są bezinteresowne, a korzyści z nich nie są w stosunku do strat studenta małe. Najczęstszym w tym środowisku typem chamstwa są rozmaite formy zarozumialstwa, przecenianie swojej wartości, „parcie na szkło” i tytuły i – co też się zdarza – nadwrażliwość na najmniejsze nawet przejawy krytyki czy pytania o bardziej lub mniej naukową przeszłość. Tę ostatnią cechę łatwo jednak pomylić z obawą o to, że ujawnienie rzeczywistej wartości uczonego może narazić go na utratę części lub wszystkich (np. w przypadku plagiatu) dochodów. Nie wiadomo więc, czy taki „wrażliwiec” to matołowaty chamciuch czy ostrożny cwaniak. A może też być i tak, że jest to człowiek uczciwy, który po prostu zna swoją wartość. Tu trzeba mieć naprawdę sporą wiedzę o człowieku, by orzec czy jest on naukowym chamem czy nie. Dlatego też chamstwo naukowe ma charakter bardziej statystyczny niż indywidualny. Trudno jest orzec czy profesor X jest czy nie jest chamem, ale można stwierdzić, że klasa ludzi wciskających nam kit pt. wyższość realnego socjalizmu nad kapitalizmem, która do dziś za ten kit nie przeprosiła chamowata jednak jest. Nie oznacza to, że wiemy kto jest konkretnie „winny”, ale faktem pozostaje to, że robiono nas w bolo i nie przeproszono. A ponieważ wspomniana klasa niczego by na tych przeprosinach nie straciła, więc jest to zaniechanie bezinteresowne, czyli chamstwo. Zainteresowanych opisami naukowych chamów-indywidualistów odsyłam do poświęconych kondycji nauki i szkolnictwa wyższego portali, gdzie znajdą sporo zabawnych często przykładów. Zarówno w przypadku naukowego chamstwa indywidualnego jak i statystycznego akceptacja społeczna jest znacznie większa niż w jakimkolwiek innym przypadku. Być może jest to konsekwencją przerośniętego nad miarę wyobrażenia przeciętnego Polaka o wkładzie naukowców w życie gospodarcze i (a może przede wszystkim) kulturalne naszej Ojczyzny. 
     
Jest jeszcze sporo chamstwa stricte politycznego, którego nawet nie zauważamy. Oburza nas (i słusznie!) drogi zegarek na ręce polityka czy rozbieżności między tym, co mówi oficjalnie  a słowami przy wódeczce, ale akceptujemy chamstwo polegające na tym, że polityk zagadnięty pytaniem rozpoczynającym się słowem „czy” zamiast odpowiedzi „tak”, „nie”, „nie wiem”, „nie mogę powiedzieć” lub  czymś podobnym raczy nas kilkuminutową mową niezwiązaną z zadanym pytaniem. Mowa taka ma zwykle schemat „oni są be, a my cacy” lub „oni to spieprzyli, a my naprawimy”, zapytany polityk odpowiada na mnóstwo pytań, których nikt mu nie postawił a pytający (i np. telewidzowie) wie tyle samo co przed zadaniem pytania. W tym przypadku  chamstwem nie jest samo unikanie odpowiedzi, które może być wymuszone sytuacją (nie wzbudzać paniki, zachować tajemnicę służbową itp.), ale traktowanie nas jak idiotów a pytania jako okazji do wciskania nam kitu. Mówienie o tym rodzaju chamstwa budzi największe emocje, bo nasza „plemienna” mentalność w takie subtelności bawić się nie lubi. Jak mówi tak „nasz” polityk, to dobrze (przyłożył tym wrednym „onym”). Kiedy tak samo gada polityk „ich”, to jest źle (bo jak mu ludzie uwierzą, to „oni” mogą coś zyskać). Kali ze swymi krowami był o tyle lepszy, że jasno mówił, iż „zły uczynek jest jak Kalemu ukraść krowa”, a dobry, gdy złodziejem jest Kali. Jeśli ta analogia wydaje się być nietrafiona, to warto może przywołać zachowanie kibica akceptującego ewidentny faul „swego” zawodnika i żądającego rzutu wolnego za bardzo wątpliwe przewinienie zawodnika drużyny przeciwnika. To jest w zasadzie standard. Akceptowanie tego rodzaju chamstwa polityków mamy więc w większości przypadków przyrodzoną i w jakimś sensie nieusuwalną. Również akceptację chamstwa „państwowego”. 

Kto nie był nigdy chamem niech rzuci kamieniem. Ja nie rzucę. Nie wiem, czy ktokolwiek chamem rzeczywiście jest, tzn. czy w całym swoim życiu nie przegapił żadnej okazji by się po chamsku zachować. Na to trzeba mieć naprawdę wyjątkowy charakter. Myślę, że większość z nas jednak aniołkami też nie jest i trochę tego chamstwa za paznokciami ma. Nie oznacza to, że jesteśmy źli, mamy wredny charakter czy sadystyczne upodobania. Jesteśmy po prostu ludźmi. No i trzeba to jasno powiedzieć : Konstytucję tworzyć trzeba dla nas, takich, jakimi jesteśmy. Z naszą „plemienną” mentalnością, powierzchownym często „ucywilizowaniem”, związanym z tym brakiem ochoty do brania odpowiedzialności za nasze czyny i wspomnianą wyżej akceptacją chamstwa „upaństwowionego”. Nie są to jedyne cechy generujące zarówno nasz brak szacunku dla własnego Państwa, jak i – paradoksalnie(?) - przesadny dla jego autorytetu szacunek. Autorytet Państwa u tej samej osoby może być tak niski, że niepłacenie podatku jest akceptowane, ale równocześnie tak wysoki, że za Państwo i życie oddać wypada. Ta ostatnia postawa jest coraz rzadsza, ale nie wynika to, niestety, z refleksji nad rolą Państwa, ale wielu innych przyczyn, które generuje państwowa elita domagając się dla siebie większego uznania niż wynika to z jej realnych zasług. I te ambicje państwowych elit trzeba w Konstytucji jakoś przykroić do ich (tych elit) rzeczywistych dokonań dla dobra Państwa. Uwzględniając przytem fakt, że elity mentalnie tak bardzo od reszty społeczeństwa nie odbiegają i dawanie im specjalnej ochrony (np. immunitetu czy prawa do „olewania” obywatela) powinno być szczególnie dobrze uzasadniane.  

Po co to wszystko piszę ? Bo sam kiedyś Państwo za autorytet uznawałem. Wierzyłem też że jego funkcjonariusze, nawet ci najbardziej skorumpowani, są na tyle rozsądni (przyzwoici ?) by szwindle robić w sposób wyrafinowany, gwarantujący chociaż pozory legalności. Nie chroni to oczywiście obywatela przed draństwami urzędników, ale trochę im (urzędnikom) utrudnia dręczenie Bogu ducha winnych ludzi. Wierzyłem wówczas że społeczeństwo jest w jakimś sensie zdrowe (dziś powiedzielibyśmy „obywatelskie”) i co bardziej chamskie lub prymitywne przekręty przynajmniej zauważy. Nic z tych rzeczy. Ludzie „kupią” wszystko, a swoje opinie o Państwie i jego funkcjonariuszach kształtują na podstawie stereotypów pt. „co autorytetowi robić wypada”. I takie jest nasze „społeczne poczucie sprawiedliwości”. Zmienić się tego szybko nie da, ale warto to często powtarzać, by nasze samouwielbienie nie przesłaniało nam szarej rzeczywistości. Mnie zdejmowanie tej zasłony trochę zabolało, ale generalnie lepiej czuję się w świecie rzeczywistym niż w krainie iluzji. Realnym problemem niewielkiej liczby ludzi piszących Konstytucję jest fakt, że będą oni działać dla dobra ogromnej większości tych , którzy chcą by to inni, za nich, ale dla ich dobra, tak układali prawo by było ono jak inauguracyjne przemówienie marszałka Morawieckiego piękne, jak sędzia Lynch sprawiedliwe i jak formalny dowód logiczny sensowne. Większość  oczekuje też, że opisane w powyższych przykładach jej (tej większości) poglądy na autorytet Państwa i etos jego funkcjonariuszy zostaną przez twórców Konstytucji zachowane. I że stanie się cud rozdzielenia mieszanych przez dekady pojęć dobra i zła, a nowa Konstytucja urzeczywistni ich wyobrażenia o naprawie Rzeczypospolitej.  I wszystko, oczywiście, bezboleśnie, bez utraty złudzeń. A to nie jest możliwe. I ktoś z piszących nową Konstytucję powinien to jasno społeczeństwu powiedzieć. Wielokrotnie i w telewizji, bo inaczej nie dotrze.

I jeszcze ciekawostka. Od wielu lat biorę udział w dyskusji o szansach poprawy szkolnictwa wyższego w Polsce. Większość dyskutantów to inżynierowie lub ludzie jakoś dotknięci matematyką (nb. jeden z członków zespołu ds. nowej Konstytucji, Kornel Morawiecki to fizyk-teoretyk). Ludzie „kompetentni”, spece od nauczania tj. pedagodzy, psychologowie, dydaktycy itp. raczej nie dyskutują. Nie wyglądają na zainteresowanych tematyką dotykającą ich dziedzin. Trochę podobną sytuację obserwuję na portalach śledzących dokonania naszego wymiaru sprawiedliwości, gdzie głosy sędziów czy prokuratorów są równie częste jak UFO nad Warszawą. Ani szkolnictwo wyższe ani sądy nie cieszą się dobrą opinią. Czy to podobieństwo jest przypadkowe?