sobota, 8 marca 2025

Trump - grabarz Ameryki białych ludzi.

...i zarazem akuszer jej nowej, posteuropejskiej już postaci. Dosłownie, bo forsowane przezeń i Muska uwalenie słabych i bez tego jak na zachodnie standardy osłon socjalnych, publicznej ochrony zdrowia w USA uderzy głównie w tradycyjny elektorat Republikanów. Białych ludzi zazwyczaj o mocno podeszłym już wieku, co zapewne wywoła wśród nich istny pomór przyspieszając i tak nieuchronne. Na co jeszcze nakłada się nieodwracalna degeneracja amerykańskiego ''postproletariatu'' o europejskim pochodzeniu, zdeprawowanego dekadami globalistycznego turbokałpitalizmu, jaki pozbawił go pracy i w ogóle sensu życia. Oczywiście sam ''rozwolnościowiec'' Musk nie odejmie sobie miliardów dolarów z państwowego budżetu, za to próbował dołożyć kolejne setki milionów na ''pancerne'' Tesle [ brzmi jak oksymoron ]. Wreszcie to głównie republikańskie stany są odbiorcami rządowej pomocy, stąd w obliczu jej radykalnych cięć przyjdzie im gorzko zapłacić, iż dały wiarę bredniom jakoby ich największym problemem byli wyznawcy ''voodoo'' żrący psy i koty:). Niestety polska prawica śladem Fox News jęła szerzyć podobną chujnię, zwalając winę za świeży skandal dyplomatyczny w Ameryce na Zełeńskiego. Trzeba bowiem mieć zawartość koszarowej latryny pod czaszką zamiast mózgu, by kupować brednie iż to wszystko przez brak garnituru. Czepianie się o ubiór jest znamieniem mentalnego pedalstwa, stąd Trump i jego kamaryla wyszli na sfochowane cioty, istne ''drama queen'' wszczynające awanturę o przysłowiowe gówno. Zwłaszcza po tym co odstawił Vance nie można już żywić najmniejszych choćby wątpliwości, że spłacił ''w naturze'' swego protektora, niemieckiego pederastę Thiela. Owszem, Zełenski to cham i showman jak Trump, więc trudno by ich dwóch mógł pomieścić Gabinet Oralny, niemniej wersja z brakiem urzędowego stroju jest dla ubogich umysłem. Niestety głupków nie brakuje, stąd nie chce im się nawet poszukać informacji, że Amerykanie poczęli odcinać Ukrainę od wsparcia zbrojnego i finansowego jeszcze dobrze przed awanturą w Białym Domie. Zwyczajnie dlatego, że władające nim obecnie stronnictwo ''Israel first!'' chce kosztem Ukrainy i reszty Europy z Polską włącznie zaspokoić Rosję, by ta z kolei pomogła mu zmóc Iran. Ajatollahy są konkretnie zesrane, że ich kacapia sprzeda Jankesom i syjonistom za szekle, swoje też zrobiło wzięcie Ukrainy przez Turcję pod swój ochronny parasol [ dosłownie ]. Tak się zaś składa, że Izrael lobbuje w Waszyngtonie za pozostawieniem rosyjskich baz w Syrii, byle tylko nie dostały się Turkom, stąd specjalny wysłannik Satanjahu poleciał już do Moskwy, by knuć wspólną akcję przeciw Ankarze. PiSdusie i Kołtunofederaty dalej jednak będą wciskać swe farmazony, że to wszystko jakoby wina Zełeńskiego, który owszem jest gburem ale ''kiepełe'' to on ma, przeto wie do czego jest zdolny judenrat i żydowska policja wobec zwykłych mieszkańców getta. Na szczęście tym razem nie uda im się tak łatwo wepchnąć ich do bydlęcego wagonu, jadącego już nie do Auschwitz a prosto w czarną otchłań o nazwie ''Rosja''. W każdym razie obecne wypadki nie stanowią dla mnie żadnego szoku, bom od lat apeluję by nie wpierdalać się w żadne ''przedmurza Zachodu'', przewidując dla jego wyznawców niemiłą pobudkę z ryjem w nocniku. Co też i ma miejsce, niestety my ludzie rzadko mamy pretensje do naszych durnych przeważnie marzeń i pragnień, zwykle za to do rzeczywistości że im nie odpowiada. Tymczasem okropny moment otrzeźwienia stanowi również świetną okazję do nauki, właśnie dlatego że maski w końcu opadły możemy wreszcie układać się z USA jakimi one są, nie zaś tylko jak dotąd projektować na nie swe głupie zazwyczaj wizje. Gdyby zaś dotychczasowe zaślepienie Ameryką miało nad Wisłą przejść w jeszcze durniejszy antyamerykanizm, pozostanie mi stanąć okoniem wobec owej kretyńskiej tendencji. Bowiem wbrew stereotypom o jakoby ''głupich Amerykanach'' mają oni swą kulturę bynajmniej tylko popularną, a takoż filozofię - pragmatyczną jakżeby inaczej. Wprawdzie są one nam Europejczykom głęboko obce, nie czas i miejsce jednak teraz roztrząsać dlaczego, o tym więc innym razem. Wracając zaś do aktualiów dawnom już pisał w owym miejscu, że Rosja jest jak Hunter Biden, stąd Amerykanie będą ratować jej tyłek z każdego g... w jakie zalezie, niczym możny tatuś synalka degenerata. W gruncie rzeczy Trump z Vancem robią otwarcie to, co Biden i Sullivan czynili potajemnie i w oprawie ''prawoczłowieczych'' frazesów bez pokrycia, więc z dwojga złego lepsza już owa iście heideggerowska polityczna ''nieskrytość'' jaka nastała.

''Prześwit'' zieje niczym dziura w tyłku starego pedała - nie jest to oględnie zowiąc miły widok, acz wielu CZŁONKÓW administracji Trumpa jak Bessent czy Grenell miałoby pewnie odmienne zdanie. Wszakże nie kryję, iż cała chryja w Białasowym Domu przyniosła także i mi niejaką satysfakcję, okazała bowiem dowodnie spektakularny upadek dwóch kolosalnych bredni, jakich zwalczaniu poświęciłem ostatnie lata. 1. Stany Zjednoczone jakoby nadal są światowym ''supermocarstwem'' władnym rozwiązywać niemal wszelkie globalne problemy. 2. Ukraina jest rzekomo marionetką Zachodu, a szczególnie USA. Czemuż stąd wywierają one na nią tak chamską presję, ustami Rubio zwąc przy tym swym ''proxy''? Zarazem potrafię wyciągać wnioski z własnych pomyłek, gdyż w ostatnim tekście na drugim ''antyblogu'' zachodziłem w głowę cóż takiego Rosja może zaoferować Amerykanom, nie dostrzegając żadnych realnych przesłanek dla ''odwróconego Kissingera''. Wszakże mój błąd leżał w tym, iż rozważałem interesy USA, nie zaś Izraela... Cała nadzieja stąd w ''międzynarodowym Żydzie'', jaki wyraźnie poczyna mieć dość owej rakowatej narośli na diasporze za którą robi coraz bardziej jadowity syjonizm, oby dożywający swych ostatnich dni w pozornym triumfie. Na rodzimym gruncie zaś najnowsze wypadki potwierdziły tylko, że Memcen jest małą polityczną kurewką Izraela, Rosji i USA, kumając się z ''homoprawicą'' AFD boć przecie ''woli gejów niż podatki'' co sam przyznał, tak jak Bosak z kalwinem Orbanem. Typowym protestanckim syjonistą z którego wyparuje natychmiast cały jego niby ''turanizm'', jeśli Turcja z Izraelem wezmą się za bary niezależnie od ich gospodarczej współpracy, pobiegnie wówczas w te pędy całować dupę ''judeokrzyżakom''. Skądinąd pojąłem wreszcie czemu dla mojego ś.p. dziadka ''kalwin'' był obraźliwym epitetem, mądry był zeń polski chłop bez dwóch zdań i basta! Natomiast co się tyczy polityków PiS rozumiem ich chęć odwetu na Zełeńskim za jego niewątpliwe chamstwo, jakim popisał się bawiąc w układy z Niemcami ponad głowami samych Polaków. Należy mu się także osobny wpierdol za powtórkę z ingerencji Chmielnickiego w polskie wybory, naonczas królewskie a dziś prezydenckie, niemniej radziłbym powściągnąć emocje, gdyż flekowanie ukraińskiego przywódcy w obecnej sytuacji to iście samobójcza taktyka nad Wisłą. Rychło bowiem możemy znaleźć się w podobnych opałach, bezlitośnie obsobaczani przez Trumpa i jego kreatury typu Stephena Millera za rzekome ''polskie obozy koncentracyjne'', o ile nie przystaniemy na umowne ''447''. Wkrótce stąd wszystkim durniom skandującym tutaj na jego cześć język może stanąć kołkiem w gardle i będą świecić tylko oczami, natomiast rosyjskiej czy niemieckiej szczujni na miejscu da to pretekst do histeryzowania o rzekomej ''zdradzie''. Dlatego trzeba być na to gotowym, a najlepszym mym zdaniem sposobem zaradzenia owej aferze w razie jej wybuchu jest ''oddolna'' inicjatywa ''obywatelska'', uczczenia jakim pomnikiem wielkiego naszego rodaka Leona Czołgosza. Polskiego anarchisty przypomnę, który zastrzelił amerykańskiego prezydenta Williama McKinleya tak się akurat składa, że idola Trumpa na jakim niby wzoruje się za swej drugiej kadencji. Rzecz ma być odpowiednio nagłośniona, by dotarła do Muska oraz samego przywódcy USA i wywołać u nich oburzenie, co powinno dać politykom PiS okazję do publicznego potępienia takowych ''prowokacji'', najlepiej jeszcze obwiniając za nie tradycyjnie ''rosyjską agenturę''. Dobrze bowiem, aby za wszystko odpowiadał Jabłonowski, Pitoń czy inny Sykulenko, w ostateczności niechże poświęci się jaki nieznany zupełnie stronnik prezesa, robiąc z siebie ''ruską k...'' ku chwale Ojczyzny:). Zdaję sobie sprawę, że nie byłoby to ''na czasie'', jeśli Rosja znowu ma robić za naszego ''partnera'', ale przecież to nie my za to byśmy odpowiadali, ''prawda''? W sumie dziś podsrywanie ''sojusznika'' jest wręcz dobrze widziane, stąd dalejże gotujmy się na rzekomy powtórny ''reset'', a w istocie globalny dyktat jedynej prawdziwej anarchii - międzypaństwowej.

Albowiem USA niczym innym obecnie się nie zajmują, jak demontażem swej globalistycznej ''supermocarstwowej'' struktury panowania. Tym samym więc z gwaranta światowego ładu przedzierzgnęły w jego naczelnego destruktora, o czym świadczą sankcje nakładane przez nie na międzynarodowe trybunały prawoczłowieczyzmu, tudzież wyzbywanie się członkostwa w kolejnych ponadpaństwowych instytucjach. Przyjdzie stąd zapewne pora i na koniec z ONZ a może nawet samo NATO, kto wie? Od dawna zresztą wyraźnie sygnalizują niechęć do odgrywania roli ''światowego żandarma'', co nie oznacza bynajmniej pogrążenia się Ameryki w ''izolacjonizmie'' [ jaki w istocie nigdy nie miał miejsca ], lecz poszukiwanie nie ślepych wykonawców swej woli a pełnomocników, gotowych wziąć na siebie część ryzyka i związanej z tym odpowiedzialności w zamian za określone profity. Wszakże nie można dać się okpić Jankesom byle czym, a do tego chcieli przymusić ukraińskiego przywódcę, by im niemal za bezdurno oddał pół swego kraju bez udzielenia mu realnych gwarancji bezpieczeństwa. Gorzka nauka także i dla nas Polaków, stąd radziłbym Markowi Wróblowi nie pchać się z durnymi radami Ukraińcom, że ''lepiej przerobić się na amerykańską kolonię, niż rosyjską czy niemiecką'', głupio wyłączając jeszcze przy tym z owej upiornej logiki samą Polskę. Bowiem lada moment powtórzę możemy znaleźć się w podobnej nieciekawej oględnie zowiąc sytuacji, dlatego przykro mi, ale inaczej jak podłym kurewstwem nazwać takowych nieczystych zagrań nie sposób. Zbiera mnie też na mdłości, gdy widzę jak w tv Republika Maciej ''hasbara'' Kożuszek firmuje ''rewelacje'' Mike'a Benza, opisywanego już tu izraelskiego prowokatora i wyjątkowo nędznej kreatury podlizującej autentycznym naziolom - pogratulować towarzystwa! Wygląda stąd, że PiSdusie śladem Kacfederatów postanowiły dołączyć do syjonofilskiej i autorytarnej ''osi zła'': trumpowa MAGA-Izrael-Rosja, a w takim razie przyjdzie im niedługo kajać się nie tylko za ''proces brzeski'', czy nawet ''zamach majowy'' i samego Piłsudskiego, ale nade wszystko 500+:). Inaczej nie idzie, kiedy techlibertarianie wyhodowani przez Obamę i Bidena sprywatyzowali sobie prawicę czyniąc z niej parodię, gdzie ''konserwatystów'' zgrywają wolnorynkowe skurwysyny i wynarodowieni dewianci, byle proizraelscy i najlepiej jeszcze przy tym filorosyjscy. W kontrze nie oczekuję wiele, bynajmniej zaraz otwartej konfrontacji z Gudłajstanem, bo to oznaczałoby mieć przeciw sobie i Amerykę pod jej obecnym przywództwem, nigdzie też nie ma mowy o zapisywaniu się do islamistycznej międzynarodówki i pajacowaniu w kefiji z okrzykami ''za wolną Palestynę''. Wystarczyłoby zachować nieco zdrowej rezerwy do wrogiego nam wściekle syjonokrzyżactwa, nie trzeba więc suflować tak ochoczo szerzonych przez nie łgarstw, jakimi i nas może ono w końcu obrzucić, chociaż tyle. Zaprzedaną autorytarianom prawicę czeka stąd smutny los lewaków, jacy onegdaj podobnie dali zadu wielkiemu kapitałowi, wówczas opartemu na rozbestwionym konsumeryzmie. Dostarczając mu oprawy ideologicznej i marketingowej pieprzeniem o ''rewolucji seksualnej'', ''wyzwoleniu obyczajowym'' [ chyba z mózgu ], feminizmie, LGBT itp. bzdurach. Przyniosło im to konkretne profity w postaci triumfalnego ''marszu przez instytucje'' i prawdziwej ''hegemonii [kontr]kulturowej'', w efekcie jednak zamykając w pułapce hermetycznego getta uzależnionych od ''grantozy'' NGOsów, środowisk akademickich i mediów głównego ścieku. Rozpaczliwie bezużytecznych politycznie, szukając temu rady w rozmaitych ''zastępczych proletariatach'' Murzynów, kobiet, pederastów czy muzułmanów. Daremnie, bo w końcu i tak wychodzi, że na ten przykład ich ''solidarność'' z wyznawcami islamu jest nader wybiórcza. Obejmując Palestyńczyków, ale już nie ofiary reżimu Asada czy sudańskiej wojny, którą mają w głębokiej dupie, gdyż nie da się o nią winić Zachodu lecz arabskie i ''czarnoafrykańskie'' kraje, jakim owi rasiści z białej lewicy odmawiają podmiotowości także w czynieniu zła. Podobnie więc stanie się ze skurwiałą, zżeraną przez rak libertarianizmu prawicą, która porzuciła swój wspólnotowy charakter by przemienić w zabawkę tym razem nowej, techautorytarnej formy kapitalizmu zamiast próbować go okiełznać niczym Roosevelt swym ''Nowym Ładem''.

W istocie zaś idzie właśnie o tegoż zaprzeczenie, czego nie kryje nawet Marc Andreessen, jeden z głównych libtardów Doliny Krzemowej, jacy walnie przyczynili się do politycznego come backu Trumpa. Co tłumaczy nie tylko obecną rozbiórkę rękoma samych Amerykanów wzniesionego przez USA międzynarodowego porządku, ale i likwidację wszelkich niemal osłon socjalnych, standardów pracy i nawet ustawodawstwa antymonopolowego jeszcze z pocz. XX wieku. Opcje w takim razie możliwego rozwoju wydarzeń rysują się dwie: 1. albo ''niewidzialna ręka'' amerykańskiego rządu posługuje się ''cyberautorytarianami'' typu Musk czy Thiel niczym taranem pożądanych przezeń zmian, do tworzenia nieznanych jeszcze historii form swego władztwa. 2. albo też światowe mocarstwo faktycznie znalazło się w posiadaniu bandy dupków z kompleksem Pana Boga, którym odbiło od nadmiaru pieniędzy i nie tak znów wielkiej władzy, jak im się tylko wydaje. Co za tym idzie: ''Imperium Americanum'' zrzuca jeno skórę by opanować nowe terytoria, w tym również w przestrzeni wirtualnej sprokurowanej przez ''sztucznointeligenckie'' technologie - lub rzeczywiście wielki kapitał wyzbywa się niepotrzebnej mu już wielkomocarstwowej skorupy, aby tworzyć na jej gruzach wygodną tylko sobie ''anarchaiczną udystopię''. Bo na pewno nie ''rząd światowy'', gdyż z kim by on toczył negocjacje, handlował czy wojował obejmując cały glob - z ''kosmicznymi jaszczurami''? Owszem, przy obecnych technikach manipulacji jest całkiem możliwe wprawienie ludzkich rzesz w stan zbiorowej psychozy, tak że uwierzą serio w zagrożenie inwazją jakowegoś UFO, sądzę wszakże iż motywacje stojące za projektem Trump 2.0. są zdecydowanie bardziej przyziemne. W każdym razie będzie kolebało światem jak cholera, więc nie ma już co liczyć nie tylko na opiekę globalnego ''dobrego wujka'' z Ameryki, ale nawet i nowy ''koncert mocarstw'' o jakim pieprzy Rubio, wraz z sekundującymi mu swym chciejstwem ''multipolarności'' Rosjanami. Na placu boju ostały się jeno państwa, silniejsze lub słabsze, ale ostatnie jak Iran czy Ukraina także mają pewne, niechby liche karty w ręku wbrew temu co bełkocze Trump. Co więcej, stwarza to również szansę dla podmiotów dopiero pretendujących na rządy, jak choćby palestyński ruch oporu, który na przykładzie syjonistów przekonał się, że ledwie wczoraj mieli cię za terrorystę, dziś już dla nich jesteś bojownikiem, a jutro być może będziesz sprawować uznaną międzynarodowo władzę. Nie kto inny co sam Trump zdaje się to pojmować, skoro jego administracja poczęła za pośrednictwem Kataru negocjacje z Hamasem, wprawiając tym w lekki stupor izraelskie władze, które najwidoczniej sądziły, że obecny upadek ''prawoczłowieczyzmu'' będzie działał jedynie na ich korzyść, sankcjonując politykę brutalnego zaboru ziemi i eksterminacji zamieszkującej ją ludności pod syjonistyczny ''Lebensraum''. Dlatego mimo wszystko po cichu wciąż liczę, iż jednak w końcu ''old white nigga'' Donald T. potraktuje Satanjahu niczym onegdaj swego żydowskiego protektora Roya Cohna, pederastę jakiego ostawił na pastwę losu, gdy ów dogorywał trawiony AIDS. Wszakże póty co rzeczy mają się tak, że izraelski fuhrer mógłby zaleźć do Gabinetu Oralnego w malinowym garniaku z bazarów, hawajskiej koszuli czy nawet o gołym zadku, a Trump i zwłaszcza Vance wylizaliby mu go na glanc. Darując przy tym wszelką pomoc zbrojną bez żadnych limitów, wraz z miliardami dolarów bezzwrotnych funduszy z budżetu USA, co też i ochoczo uczynili nie kłopocząc się nawet zaklepaniem tego przez amerykański Kongres. Widać stąd, że nie o pochodzenie Zełeńskiego tu idzie a tym bardziej ubiór, gdyż Żyd nierówny Żydowi i przynajmniej na razie jedynie ci z ''ziemi świętej'' liczyć mogą na ''specjalne traktowanie'' ze strony protestanckich syjonistów, bo w nich tak naprawdę leży tutaj problem. Podobnie jak i stronnikach wrogiej islamowi [ oraz chrześcijaństwu ] ''hindutwy'', jacy tak się akurat składa opanowali właśnie amerykańską bezpiekę, co każe poważnie zadumać czy aby domniemana ''rosyjska agentura'' faktycznie ma być głównym zagrożeniem dla obecnej administracji Trumpa. Pora stąd aby decydenci w Polsce również pojęli wreszcie, iż my także stajemy się politycznie częścią Eurazji, przeto w obecnym świecie jedynie ''egzotyczne sojusze'' mają sens, wbrew majaczeniom ''niedorealistów''.

Niestety krajową opinię publiczną nadal kształtują tępe łby pokroju niejakiego Miłosza Lodowskiego, który do dziś nie wyciągnął głowy z własnej dupy, skoro nadyma się niczym posłaniec ''białego sahiba'' pouczający ukraińskiego ''kacyka'', by ten ukorzył przed rzekomym amerykańskim ''hegemonem''. Najgorsze zaś, że i samych Polaków ustawia w pozie ubogich kuzynów i petentów mających czekać pokornie w przedpokoju ''imperatora'', aż ów nas w końcu przywoła racząc paroma zdawkowymi komplementami bez znaczenia. Lodowski zachowuje się niczym alfons i to pośledniego typu, bo nawet dziwka winna się cenić a ten handluje Polską niczym tanią kurwą, gotową dać tyłka za jakieś grosze czy choćby samą atencję ze strony byle zjeba! Przykro mi, ale jeśli tak ma wyglądać ''wstawanie z kolan'' przez podobne mu PiSdy lub inszych Kołtunofederatów, mam do nich prośbę więc, aby przynajmniej nie wycierali sobie gęby Piłsudskim i Dmowskim, bo ci wchodząc w agenturalne relacje z obcymi wywiadami mieli nieporównanie więcej godności. Memcen ze swymi żałosnymi antyukraińskimi prowokacjami, czy stronnicy Kaczyńskiego ślepo powtarzający za najgorszymi bredniami szerzonymi obecnie przez Białasowy Dom, jednako wychodzą na skończonych frajerów, gdyż trudno doprawdy liczyć się z pełzającym pod stopami robactwem. Co więcej, Trump wbrew popularnej o nim opinii docenia hardość, przeto swym wiceprezydentem zamianował typa wyzywającego go nie tak znów dawno od ''Hitlerów'', niesłychanie ważny zaś nadzór nad całością amerykańskiego wywiadu powierzył babie traktującej pogardliwie przełożonego jako ''Saudi's bitch'':). Zakompleksione ''polactwo'' tego nigdy nie ogarnie, operując wyłącznie w znanych mu okolicach czyjegoś odbytu, jak widać owa patologia nie tyczy jedynie tuskowych folksdojczy ale i rzekomych ''patriotów'', ba - ''suwerenistów''! Dlatego żadnego z nich nie będzie stać na krytykę Trumpa, bełkoczącego jakoby Ukraina nie wytrzymałaby ''dwóch tygodni'' rosyjskiej inwazji bez amerykańskiego wsparcia zbrojnego. Owszem, ''javeliny'' odegrały dość istotną rolę w jej pogromie, ale bez porównania ważniejszym było zachowanie przez Ukraińców poradzieckich systemów obrony przeciwlotniczej i rakietowej, niechby i w szczątkowym stanie. Pozwoliło im to bowiem na przeszkodzenie Rosjanom w opanowaniu nieba nad krajem, natomiast ostrzał artyleryjski lotniska w Hostomelu zapobiegł lądowaniu ciężkich transportowców z tysiącami żołnierzy blisko centrów władzy w Kijowie. Wreszcie krążownik ''Moskwa'' został posłany na przysłowiowy już chuj rakietą ukraińskiej produkcji, zaś sam Załużny wcale nie kryje, iż czerpie z doktryny wojennej wroga, tym bardziej jego następca Syrski - absolwent radzieckiego odpowiednika West Point. Poza tym Rosję zgubiła pycha nie dostrzegająca w Ukrainie państwa, a stąd i brak u niej gotowości na konfrontację z jego fundamentem, jaki stanowi regularna armia. Kremlowski tyran i jego gejnerałowie sądzili więc, że wykpią się kombinacją demonstracji zbrojnej z akcją pacyfikacyjną, co tłumaczy liczny udział oddziałów Rosgwardii i tego typu formacji w szeregach wojsk inwazyjnych, sposobnych do zwalczania najwyżej neobanderowskiej partyzantki i cywilnych demonstrantów, nie zaś na prawdziwą wojnę. Przeto okrążać największe wtedy zgrupowanie ukraińskich wojsk na Donbasie poczęli, gdy zebrali srogi łomot na przedpolach stolicy kraju i Charkowa, kiedy było już dla nich za późno, co mają więc do tego same USA? Mało tego: przytaczałem w owym miejscu artykuł z głównego wydania ''Newsweeka'' sprzed niemal dwóch lat będzie, który powinien wywołać polityczne trzęsienie ziemi a przeszedł niemal bez echa, albowiem wynikało zeń, iż UKRAIŃCY SPRAWILI NIESŁYCHANĄ PRZYKROŚĆ AMERYKANOM NIE POZWALAJĄC ROSJI WZIĄĆ SZTURMEM KIJOWA. Wszystko bowiem mało być już ugadane z Moskwą, Biden dał jakoby zielone światło Kremlowi na zajęcie sąsiedniego państwa, jedynie z zastrzeżeniem by dokonano tego bez użycia broni nuklearnej i wciągania innych krajów w wojnę. Pewnie stąd Białasowy Dom nie za bardzo wiedział co począć z tak nieoczekiwanym dlań przebiegiem zdarzeń podczas trwania pierwszych miesięcy walk, w końcu decydując się na udzielenie jakiegoś wsparcia, ale w dość ograniczonej formie by nie zaszkodzić specjalnie Rosjanom. Tak samo zresztą było z drugim Majdanem, nie wiem jakie miliardy włożone weń przez USA nic by nie dały, gdyby na miejscu nie istniał potężny opór przed reżimem Janukowycza, którego nieudolność i złodziejstwo daleko przekroczyły nawet miarę właściwą ukraińskim oligarchom. Niestety obserwując przed laty owe wydarzenia na gorąco nie miałem tego świadomości, traktując stąd jako li tylko wywołany przez Amerykanów na miejscu zamach stanu, wszakże drugi raz już podobnego błędu nie popełnię! Z perspektywy czasu jasno widać, że patriotyczni demonstranci mieli rację broniąc się zaciekle przed zamianą swego kraju w kloakę ''ruskiego miru'', jaką dziś jest Donbas oraz inne terytoria okupowane przez Moskali. Tak więc jeśli jacyś Ukraińcy rzeczywiście przegrali, to są nimi zdrajcy, którzy zaprzedali się Rosji traktującej ich zwykle gorzej niż śmiecie [ nauka i dla nas Polaków ].

Podsumowując: rozumiem trudną sytuację PiS, jakiemu Kacfederacja zieje nieświeżym oddechem na karku, zmuszając poniekąd do prześcigania się w antyukraińskiej retoryce. Doprawdy jednak jest o co bardziej dopieprzyć się realnie Ukraińcom, niż taki czy inny ubiór ich przywódcy, choćby do owego cwaniaczka z ''Kernela'', skądinąd byłego stronnika Janukowycza co przerobił się na ''banderowca'', który jął zalewać polski rynek zbożem przy okazji oszukując polskich, jak i ukraińskich inwestorów swej firmy. Tym śladem trzeba iść, a nie kpić głupio z Zełeńskiego, że był komikiem i showmanem strzelając tak sobie w stopę, bo kim w takim razie do cholery niby jest Trump?! Facet do dziś traktuje politykę niczym arenę wrestlingu czy telewizyjną dramę, pełną absurdalnych zwrotów akcji byle podbić emocje do zenitu, gdzie prawda nie ma większego znaczenia. Najlepszym dowodem, iż próbuje zastąpić Zełeńskiego całkiem skompromitowanym duetem z przeszłości: Tymoszenko/Poroszenko. Tymczasem realnie patrząc jedynym bodaj, kto mógłby zagrozić teraz przywódcy Ukrainy jest Załużny, ów jednak twardo oznajmił, że nie da się użyć w intrydze rodem z opery mydlanej, bo jest mężczyzną a nie Kałfederatą czy PiSdą jak Czarnek. Nikt również nie wymaga powtórzę, by stronnictwo Kaczyńskiego szło na otwartą konfrontację z Izraelem a przeto i USA obecnie, wystarczy jeno nie robić z siebie nadgorliwych ''szabes gojów'', naprawdę zbyt wiele żądam? Przyznam bowiem, że nabieram przez to ochoty by skreślić wszystkich trzech głównych kandydatów w prezydenckich wyborach, przy każdym pisząc iż jednako robi za izraelską, rosyjską i amerykańską k... . Megalomanią zaś byłoby sądzić, żem jedyny taki i pewnie sporo stronników PiS mogłoby się pod mymi uwagami podpisać. Wszakże poprę jednak Nawrockiego, by nie wyrzucać sobie po tym, iż nie uczyniłem choć tak symbolicznego gestu, by powstrzymać Czaskosky'ego i bodaj jeszcze gorszego odeń Memcena. Niemniej przyjdzie mi pewnie rozstać się w końcu z formacją Matki Durki, Macieja ''hasbary'' Kożuszka czy nawet szanowanego przeze mnie dotąd Marka Wróbla, szczególnie dwaj ostatni dostali jakiegoś małpiego rozumu, gdyż po Kuraku od dawna już niczego się nie spodziewam. Bowiem nie zamierzam marnować głosu na drugą Kucfederację, a PiS takowy straceńczy dlań kurs najwidoczniej obrał, więc chuj z taką ''prawicą'' - jest wspólnotowa albo żadna. Inaczej ktoś typu Andrew Tate'a staje się ''więźniem sumienia'' i ofiarą ''florydzkiej komuny'':))). W każdym razie całe to pierdolenie, że Stanami Zjednoczonymi włada obecnie jakoby ruski agent ''Krasnow'' dowodzi jedynie głębokiego niezrozumienia fundamentalnych przemian samej Ameryki. Bowiem Trump to żaden eksces a symptom agonii jej euratlantyckiej formy do jakiej zwykliśmy, zarazem narodzin nowej już posteuropejskiej, oba zaś procesy są mało higieniczne oględnie zowiąc, stąd faktycznie wszystko to wygląda tak paskudnie...

sobota, 8 lutego 2025

Homoseksualiści, komuniści i okultyści.

Wbrew lewackiej histerii spowodowanej zawłaszczaniem USA przez autorytarian pokroju Thiela czy Muska, celem ich nie jawi się wcale faszystowska statolatria a wręcz jej zaprzeczenie - i w tym właśnie leży problem! Ostawmy na boku czy aby nie posługuje się nimi jedynie amerykański ''deep state'', by radykalnie zmienić formy swego władztwa, załóżmy póty co iż głoszony przez nich ''anarchaiczny kałpitalizm'' jest na serio. Przewodnikiem po nim stanie się dla nas Hans-Hermann Hoppe - niemiecko-jankeski filozof libertariański, bliski uczeń i poniekąd następca Rothbarda, jeden z czołowych dziś ''misesologów''. Do inspiracji nim przyznaje się Curtis Yarvin: ''techfeudalny'' bękart talmudystów amerykańskiej ''żydokomuny'', jakiego można z kolei zwać mentorem nie tylko wspomnianych już Thiela i Muska, ale bodaj nade wszystko obecnego wiceprezydenta USA Vence'a. Na wpływ Hoppego powoływał się również argentyński prezydent Milei, póty nie rozgorzał między nimi publiczny spór, gdy Niemiec skrytykował ostro latynoamerykańskiego przywódcę za odejście od pryncypiów anarchokapitalizmu, na co ten w odpowiedzi nazwał go ''liberidiotą'':). Kończąc ów krótki rys biograficzny wypada jeszcze nadmienić, że imć Hans-Hermann niby to dystansując się od ''putinowskiego gangu'' w istocie przychylił się do jego kłamliwej argumentacji, jakoby to sama Ukraina ''sprowokowała'' rosyjską agresję swymi staraniami o przystąpienie do NATO. Mimo iż wiodące kraje członkowskie Paktu z Niemcami i Francją na czele stawiały im stanowczy opór, a i nawet USA nie były temu zbyt chętne tak w dobie umizgów Busha juniora do Kremla, co tym bardziej podczas obamowo-bidenowskiego ''resetu'', czyniąc faktycznie aspiracje Kijowa martwymi. W istocie bowiem spod ''ultralibertariaństwa'' Hoppego co i Yarvina wyłazi raz po raz ''antyimperialistyczne'' lewactwo, jakim obaj są podszyci i w którym tkwią ich prawdziwe ideowe korzenie, czego znamieniem żywiona przez tych psychopatów nienawiść do państwa - osobliwie głównie, jeśli nie wyłącznie amerykańskiego. Na dowód prawem cytatu przytoczę obszerny fragment bodaj najbardziej znanej pracy niemieckiego teoretyka anarchokapitalizmu ''Demokracja - bóg który zawiódł'', konkretnie z rozdziału pod znamiennym tytułem ''O współpracy, plemieniu, mieście i państwie'', gdzie snuje on wizję pożądanych przezeń zmian w duchu swoistego ''neotrybalizmu'' o eugenicznym charakterze:

''[...] Jednostka rasy ludzkiej kompletnie niezdolna do zrozumienia faktu wyższej produktywności podziału pracy opartego na własności prywatnej nie jest, ściśle rzecz biorąc, człowiekiem [ persona ], lecz podpada pod tą samą kategorię moralną do której należą zwierzęta - zwierzęta gatunków niegroźnych [ zdatnych do udomowienia, zatrudnienia przy produkcji, konsumpcji czy też używania jako ''dobra wolnego'' ], albo dzikich i niebezpiecznych [ które się zwalcza jako szkodniki ]. Z kolei te jednostki, które są w stanie pojąć wyższość podziału pracy i własności prywatnej, lecz brakuje im moralnej siły by pójść za swoimi przekonaniami, stają się albo niegroźnymi dzikusami żyjącymi poza społeczeństwem, albo mniej lub bardziej niebezpiecznymi przestępcami. Są to osoby, które świadomie postępują źle i które należy nie tylko poskromić lub unieszkodliwić, ale i ukarać proporcjonalnie do ciężaru ich przestępstw by pomóc im zrozumieć naturę własnych występków i dać nauczkę na przyszłość. [...] Konflikty rasowe mogą przerodzić się z wrogości w chęć współpracy [ handlu ], jednak nie bezpośredniej, takiej jak między sąsiadami lub wspólnikami, lecz pośredniej na dystans i w oddzieleniu od siebie. [...] W wyniku tego procesu i w związku z gwałtownym wzrostem ilości dóbr i rozwojem pragnień, które można nabyć i zaspokoić tylko niebezpośrednio, rozwinie się handel a wraz z nim powstaną także centra handlowe. Kupcy i miasta spełniają funkcję pośredników w niebezpośrednich wymianach zawieranych pomiędzy odrębnymi gospodarstwami i społecznościami, stając się dzięki temu socjologicznym i geograficznym sercem związków międzyplemiennych i międzyrasowych. To właśnie wśród kupców i handlarzy stosunkowo najwięcej jest małżeństw mieszanych - zawieranych przez przedstawicieli odmiennych grup rasowych, etnicznych czy plemiennych - a ponieważ związki takie będą z reguły potępiane przez obydwie grupy z których wywodzą się małżonkowie, to na taki luksus stać będzie tylko najbogatszych. Jednak nawet członkowie najbogatszych rodzin kupieckich będą w takich wypadkach niezwykle ostrożni. Aby nie narazić własnej pozycji kupca należy zadbać o to, by takie mieszane małżeństwo było przez rodziny obu stron uznane za związek między ''równymi''. A zatem mieszane małżeństwa w rodzinach kupieckich przyczynią się raczej do ''wzbogacenia'' niż ''zubożenia'' genetycznego [ ''pauperyzacji'' ]. To właśnie w wielkich miastach, będących ośrodkami handlu międzynarodowego, będą najczęściej mieszkać małżeństwa mieszane ze swoim potomstwem; tam również, nawet nie wchodząc w związki małżeńskie, będą się ze sobą bezpośrednio stykać przedstawiciele rożnych nacji, plemion czy ras [ dzięki temu, że oni właśnie obcują ze sobą, ich współplemieńcy nie muszą wchodzić w mniej lub bardziej nieprzyjemne kontakty z cudzoziemcami ] i to właśnie tam w największym stopniu wykształci się system fizycznej i funkcjonalnej integracji oraz segregacji. Wielkie miasta będą też miejscem narodzin najbardziej wyrafinowanych form życia osobistego i zawodowego oraz etykiety i stylu, będących odbiciem złożonego systemu alokacji przestrzenno-funcjonalnej. To miasto jest miejscem narodzin cywilizacji i cywilizowanego życia. [...]''

- czyli kosmopolityczna ''selekcja międzyrasowa'' tylko dla bogatych, segregacja zaś staje się w ''anarchaicznym kałpitalizmie'' znamieniem biedy. Chuj, brnijmy dalej w pierdolenie Hoppego:

''[...] Aby utrzymać prawo i porządek w wielkim mieście z jego zawiłymi strukturami fizycznej i funkcjonalnej izolacji lub integracji, oprócz form ochrony prywatnej i samoobrony powstanie także mnóstwo rozmaitych sądów, agencji arbitrażowych i ciał wykonawczych. Miasto będzie, można by powiedzieć, zarządzane a nie rządzone. [...]  Gdy nad danym terytorium, nad wsiami i miastami zaczyna sprawować władzę rząd centralny, tworzą się państwa i dokonuje podział na obywateli danego kraju oraz cudzoziemców. Nie ma to wpływu na sytuację jednorodnych na ogół etnicznie i rasowo wsi. Tymczasem w wielkich skupiskach handlowych, w których mieszają się ze sobą różne populacje, rozróżnienie prawne na obywateli danego kraju i cudzoziemców [ zamiast na etnicznie lub rasowo zróżnicowanych posiadaczy własności prywatnej ] będzie nieodmiennie prowadziło do jakichś form przymusowego wykluczenia i do rozluźnienia współpracy pomiędzy różnymi grupami etnicznymi. Ponadto istnienie centralnego aparatu państwowego zmniejszy fizyczny rozdział miast od wsi. W celu sprawowania swojej funkcji monopolisty sądowniczego rząd centralny musi mieć zagwarantowany dostęp do posesji każdego obywatela, będzie więc musiał przejąć kontrolę nad siecią wszystkich istniejących dróg, a nawet ją rozbudować. Poszczególne gospodarstwa zostaną więc siłą rzeczy zbliżone do siebie, być może bardziej niż by tego chciały, a fizyczna odległość miast od wsi zostanie wyraźnie zmniejszona. Nastąpi zatem wewnętrzna przymusowa integracja. Ta postępująca przymusowa integracja wynikająca ze zmonopolizowania dróg i ulic będzie oczywiście najbardziej widoczna w miastach. Zaznaczy się ona tym wyraźniej, jeśli - jak to się często zdarza - siedziba rządu znajduje się w mieście. Wybrany w powszechnych wyborach rząd nie może się powstrzymać od wykorzystania swojej pozycji monopolisty i prowadzenia redystrybucji na korzyść grupy etnicznej czy rasowej, którą reprezentują jego wyborcy. Grupa wyborców nieuchronnie powiększa się więc i wraz ze zmianami w rządzie coraz więcej ludzi z coraz to różnych plemion będzie ściągać ze wsi do miasta, by otrzymać tam rządową pracę i zasiłki. Wynikiem tego  będzie nie tylko relatywne ''przeludnienie'' stolicy [ w miarę jak skurczą się inne miasta i wsie ]. Monopolizacja dróg ''publicznych'' - po których każdy może teraz chodzić dokąd mu się podoba - doprowadzi do wzrostu wszelkiego rodzaju napięć i animozji etnicznych, plemiennych i rasowych. Co więcej, o ile wcześniej małżeństwa mieszane pod względem etnicznym, rasowym lub plemiennym były raczej rzadkie i ograniczały się do wyższej warstwy kupieckiej, wraz z przybyciem do stolicy biurokratów i wszelkiego rodzaju próżniaków o zróżnicowanym pochodzeniu etnicznym lub rasowym, wzrośnie liczba małżeństw mieszanych a międzyrasowe i międzyetniczne kontakty seksualne przestaną być domeną bogatych i staną się powszechne wśród niższych - a nawet tych najniższych, żyjących na garnuszku państwa - warstw społecznych. Materiał genetyczny zostanie więc ''zubożony'' a niewzbogacony [ - tu cię libertariańska kurwo boli! Seks z Murzynką czy Azjatką tylko dla zamożnych, a ty bidoku zwal se kunia - przyp. mój ]. Zubożeniu temu będzie dodatkowo sprzyjało wprowadzenie rządowych zasiłków socjalnych. Wśród pobierających świadczenia socjalne wskaźnik urodzeń będzie wyższy niż w innych grupach społecznych, zwłaszcza w grupach o wyższym statusie. Konsekwencją tego ponadproporcjonalnego rozrostu najniższych klas społecznych i rosnącej liczby potomstwa pod względem etnicznym, rasowym i plemiennym - szczególnie w niższych warstwach społeczeństwa - będzie też stopniowa zmiana charakteru rządu demokratycznego. Kwestie rasowe przestaną być wyłącznym narzędziem politycznym, a sama polityka będzie się stawać coraz bardziej ''klasowa''. Demokratyczni przywódcy nie będą już mogli zabiegać o poparcie wyłącznie na gruncie etnicznym, rasowym czy plemiennym, ale odwołując się do uniwersalnych, czytelnych ponad poddziałami rasowymi czy etnicznymi odczuć zawiści i egalitaryzmu, będą się starali pozyskać całe skonfliktowane klasy społeczne [ np. pariasi i niewolnicy przeciwko panom, pracownicy kontra kapitaliści, biedni przeciwko bogatym itd. ]. [...]''

- tak więc idąc tropem niemieckiej eugenicznej spierdoliny jaką jest Hoppe ''pińcset'', tudzież jak teraz ''łusiemset'' służy zubożeniu materiału genetycznego Polaków. Rozmnażać się i wchodzić w międzyrasowe związki mają rzekomo prawo jedynie bogacze - znamienne, iż podobną głupotę mógłby rzec tylko zakompleksiony nuworysz, bowiem arystokraci są zwykle świadomi negatywnych konsekwencji ''chowu wsobnego'' w obrębie własnej kasty skądkolwiek by ona nie pochodziła, stąd właśnie dla odrodzenia ''rasowej wyższości'' potrzebują od czasu do czasu ''świeżej krwi'' ambitnych plebejuszy. Być może mnie za to zamkną, ale muszę w owym miejscu poczynić uwagę jedynie z pozoru niezwiązaną z tematem: Hitler uczyniłby prawdziwą przysługę dla ludzkości, gdyby zamiast mordować miliony wschodnioeuropejskich Żydów zagazował tylko jedną jedyną Ayn Rand! Widać stąd jakiej to manipulacji dopuszcza się Hoppe - kreśli hobbesowski ''stan natury'' jako utopię Rousseau, gdzie ''dobre dzikusy'' dogadywały się ze sobą do czasu, aż wmieszało się między nich nie wiadomo skąd państwo, zarazem przedstawiając to jako pożądaną sytuację do której trzeba nam wrócić. Nie kryję, że zakute łby szerzące podobną chujnię, zwłaszcza w Polsce z naszą historią zaborów i okupacji, należałoby nakurwiać młotem na ''wagnerowskim'' kowadle. Dobra, przysięgam ostatni już fragment bełkotu Hoppego:

''[...] Wydawałoby się, że gorzej już być nie może. Tymczasem rząd, posłużywszy się w swych destrukcyjnych działaniach kwestiami rasowymi i klasowymi, zwraca się ku problemom płci. Polityka ''równości'' rasowej i społecznej zostaje uzupełniona o ''równość płci''. Powstanie rządu - monopolisty sądowniczego - oznacza nie tylko, że przymusowemu połączeniu ulegną wcześniej oddzielne jurysdykcje [ jak w przypadku fizycznie oddzielonych społeczności etnicznych czy rasowych ], ale także iż w pełni dotąd zintegrowane jurysdykcje [ jak w przypadku gospodarstw domowych i rodzin ] zostaną osłabione lub nawet rozwiązane. Zamiast uznać sprawy rodzinne lub domowe [ włącznie z kwestią aborcji ] za prywatny interes domowników podlegający wewnętrznemu osądowi przez głowę rodziny lub innych jej członków, nowopowstały monopolista sądowniczy uczyni swoich agentów [ którzy w naturalny sposób będą dążyć do ekspansji swojej władzy ] ostatecznymi sędziami i arbitrami we wszystkich sprawach rodzinnych.  Aby uzyskać poparcie dla swoich działań na tym polu rząd będzie ponadto [ oprócz skłócania ze sobą jednych plemion, ras czy grup społecznych przeciwko innym ] podżegał do podziałów wewnątrz rodziny: pomiędzy płciami - mężami i żonami - oraz pokoleniami - rodzicami i dziećmi. Podobnie jak kiedyś, będzie to szczególnie widoczne w wielkich miastach. [...] Wraz z wprowadzeniem rządowej polityki rodzinnej wzrośnie liczba rozwodów, samotnych matek, takichże ojców, nieślubnych dzieci, więcej będzie przypadków złego traktowania dzieci przez rodziców i nawzajem, a także osób praktykujących ''nietradycyjny'' styl życia [ homoseksualistów, komunistów i okultystów ]. [...] Jest to szczególnie dobrze widoczne w wielkich miastach. To właśnie tam rozpad rodziny jest posunięty najdalej, najwięcej osób pobiera świadczenia socjalne, pauperyzacja społeczeństwa postępuje najszybciej, a dodatkowo rasowe i plemienne napięcia będące wynikiem przymusowej integracji przybierają najostrzejsze formy. Miasta z ośrodków cywilizacji stały się ośrodkami dezintegracji społecznej i rynsztokiem wypełnionym zgnilizną moralną, korupcją, bestialstwem i przestępczością. Co z tego wynika? Nie ulega wątpliwości, że cywilizacja zachodnia zmierza od pewnego czasu ku samozagładzie, czy jednak proces ten da się jeszcze odwrócić, a jeśli tak to w jaki sposób? Naprawdę chciałbym być optymistą, ale nie wiem czy są jeszcze ku temu powody. Rzecz jasna o biegu historii decydują ostatecznie idee, które w zasadzie mogłyby zmienić go w każdej chwili, nie wystarczy jednak do tego że ludzie zdadzą sobie sprawę, iż coś jest nie tak. Przynajmniej znacząca ich część musi także być dostatecznie inteligentna, by zrozumieć co jest nie tak, to znaczy pojąć wyłożone tu podstawowe prawa na których opiera się społeczeństwo - współpraca międzyludzka i zdobyć się na odwagę, by tymi prawami się kierować. To właśnie spełnienie tego ostatniego warunku jest najbardziej wątpliwe. Cywilizacja i kultura są do pewnego stopnia uwarunkowane genetycznie [ biologicznie ]. Jednak w wyniku etatyzmu - przymusowej integracji, egalitaryzmu, polityki socjalnej i destrukcji instytucji rodziny - jakość genetyczna populacji niewątpliwie się obniżyła. Czy mogło zresztą być inaczej, jeśli każdy sukces jest nieodmiennie karany a błąd nagradzany? Niezależnie od tego czy było to jego świadomym zamiarem czy nie, państwo opiekuńcze sprzyja rozwojowi ludzi intelektualnie i moralnie gorszych, a skutki byłyby jeszcze bardziej opłakane niż są obecnie, gdyby nie to iż to właśnie wśród takich ludzi wskaźniki przestępczości są najwyższe i często ludzie ci eliminują się nawzajem. [...]''

- dlatego takie pasożyty korzystające z rządowego ''socjalu'' jak Peter Thiel czy Elon Musk powinny być trzebione do spodu, tu pełna zgoda:). ''Afrykanerzy do Afryki!'':

''[...] Choć nie pozwala to optymistycznie patrzeć w przyszłość, nie wszystko jeszcze stracone. Wciąż istnieją wyspy cywilizacji i kultury - nie w miastach i metropoliach, ale na wsiach w sercach kraju. Aby je zachować należy spełnić kilka warunków. Państwo czyli monopolista sądowniczy, musi zostać uznane za źródło regresu cywilizacyjnego - państwa nie tworzą prawa i porządku, ale je niszczą - zaś rodzina musi odzyskać swoje dobre imię kolebki cywilizacji. Konieczne jest także, by głowy rodzin z powrotem przejęły swą funkcję ostatecznych sędziów we wszystkich sprawach rodziny [ gospodarstwa domowe muszą uzyskać status jednostek eksterytorialnych, takich jak ambasady ]. Dobrowolna segregacja przestrzenna i dyskryminacja muszą zostać uznane nie za coś złego, ale dobrego bo to one właśnie umożliwiają  pokojową współpracę pomiędzy różnymi grupami etnicznymi i rasowymi. Świadczenie zasiłków powinno stać się okazją do czynienia dobra dla ludzi czujących taką potrzebę, lub wewnętrzną sprawą każdej rodziny a wszelka państwowa pomoc socjalna winna być uznana za nic innego, co tylko subsydiowanie nieodpowiedzialności. [...]''

- jak widać z powyższego ideałem nie jest tu faszystowskie totalitarne państwo, którym było choćby dla włoskich futurystów, a na odwrót: archaiczne wspólnoty odseparowanych wzajem plemion, klanów i rodów rządzonych przez biblijnych patriarchów i starorzymskich ''pater familias'', władnych jak przed wiekami karać śmiercią domowników. Wyjątek stanowi jedynie kosmopolityczna z natury klasa kupiecka, tylko jej będzie dozwolone w wymarzonym przez niemieckiego filozofa świecie zawierać mieszane rasowo małżeństwa, a i to pod surowym wymogiem ''porozumienia stron'' tj. ojców rodzin. Wszystko zaś w imię zachowania jak najlepszej ''substancji biologicznej'' i jej doskonalenia, zagrożonego jakoby przez demokratyczny ''motłoch'' i samo państwo. Gwoli uczciwości należy dodać, iż Hoppe średnio nadaje się jako intelektualny wzór dla jankeskich autorytarian, nie tylko swym gromkim potępieniem amerykańskiego imperializmu [ przy jednoczesnym usprawiedliwianiu rosyjskiego ]. Idzie nade wszystko o niedopuszczalną dla nich jego spolegliwość wobec islamu, bowiem zakłada naiwnie iż konkurencja między prawem koranicznym a na ten przykład kanonicznym rzymskiego katolicyzmu ''sprzyjałaby wykształceniu się i doskonaleniu kodeksów obejmujących możliwie najszerszy zakres rozstrzygnięć prawno-moralnych - międzygrupowych, międzykulturowych itd.'' wspólnych dla obu nieprzystających poza tym do siebie systemów i religii. Tak jakby nieuniknione tu konflikty można by rozstrzygnąć li tylko na drodze arbitrażu, a wojna była jedynie sprawą rządu i oczywiście ''nieopłacalną'' dla libertariańskiego handełesa, jakże by inaczej. Sądzę wszakże, iż ów sentyment do muzułmaństwa jest prozaicznej natury, otóż Hoppe ma żonę z Turcji i sam tam żyje, acz nie słyszałem by jako gorący zwolennik secesjonizmu popierał kurdyjski separatyzm - siedzi cicho obawiając się pewnie ataku służb Erdogana, albo ''Szarych Wilków'':))). Yarvin stąd posłużył się tylko jego konceptem rozbicia państwa na patriarchalne tyranie do stworzenia własnej utopii zdecentralizowanego imperium ''techfeudałów'', władających swymi korporacjami niczym udzielnymi satrapiami bez dozoru jakichkolwiek zewnętrznych instytucji. Wprawdzie podzielam szerzoną przezeń intelektualną prowokację, iż Amerykanie [ i nie tylko oni ] powinni wyzbyć się swej brzydkiej fobii wobec dyktatury - w istocie arcyrepublikańskiej formy rządów stworzonej dla zachowania swobód obywatelskich przed obcą przemocą i poszerzenia ich zakresu. Sam apeluję od dobrych paru lat o ustanowienie takowej na rodzimym gruncie, wszakże rozumiemy przez to zupełnie inne sprawy - mnie idzie bowiem o ocalenie państwa, jemu zaś jego unicestwienie ew. ''prywatyzację'' na rzecz biznesowej oligarchii pokroju Thiela czy Muska. Zasadniczy ich błąd leży w tym, iż roją jakoby rządem można było władać niczym własną prywatną firmą czy korpo, wystarczy usprawnić jego działanie zajazdem hunwejbinów nasłanych przez Elona na oficjalne instytucje. Tymczasem państwo to nie tylko biurokracja, ale cały kompleks złożonych relacji społecznych, historyczna postać bytu narodowego mówiąc wprost, dlatego libertariańskich idei do których odwołują się autorytarianie nie należy traktować dosłownie, a jako oręż w walce politycznej i nade wszystko pretekst do radykalnych zmian w działaniu machiny administracyjnej USA. Przyznaje to poniekąd sam Yarvin w jednym z ostatnich wywiadów, acz póty co lekarstwo okazuje się raczej trucizną niż sposobem rewitalizacji amerykańskiego mocarstwa, na rezultaty wszakże owego procesu wypadnie jeszcze poczekać, stąd wstrzymam się z ostatecznymi wnioskami. Pewnym jest tylko, iż wstrząs jaki przeżywają obecnie Stany Zjednoczone nie jest byle przypadkową anomalią, lecz mimo pozoru chaosu stanowi objaw znacznie głębszych przemian tak oto zdiagnozowanych przez innego, niemiecko-holenderskiego tym razem filozofa Petera Sloterdijka w jego eseju ''Co się zdarzyło w XX wieku?'':

''Gdyby więc zapytać o oś wokół której obraca się przewartościowanie wszystkich wartości w rozwiniętej cywilizacji komfortu, odpowiedzią mogłoby być tylko wskazanie na zasadę obfitości. Bez wątpienia obecna obfitość, która chce być ciągle przeżywana w horyzoncie wzrostów i znoszenia granic, pozostanie dobitnym wyróżnikiem przyszłych stosunków, nawet jeśli za sto lat lub więcej cykl energii z paliw kopalnych dobiegnie końca. Można dziś przewidzieć, jakie nośniki energii umożliwią erę postkopalną - będzie to przede wszystkim spektrum technologii solarnych i paliw odnawialnych. Wraz z systemem solarnym następuje nieuchronnie przewartościowanie konsumpcyjnego ''przewartościowania wszystkich wartości'', a ponieważ zwrot ku aktualnej energii słonecznej kładzie kres rauszowi spożycia minionej, można by mówić o warunkowym powrocie do ''dawnych wartości'' - ponieważ wszelkie dawne wartości były pochodnymi imperatywu gospodarowania energią odnawialną w cyklu rocznym. Stąd ich ścisłe powiązanie z kategoriami stabilności, konieczności i braku. O zmierzchu drugiego przewartościowania zarysowuje się pewien cywilizacyjny stan pogodowy wykazujący z niejakim prawdopodobieństwem postliberalne cechy - wyniesie do władzy hybrydową syntezę technicznego awangardyzmu z ekokonserwatywnym umiarkowaniem. [ Mówiąc językiem politycznej symboliki barw: czarno-zieloną; uważanie jej tylko za ''restaurację'' byłoby poważnym błędem ]. Przelewający się ekspresjonizm rozrzutności we współczesnej kulturze masowej straci w dłuższym okresie rację bytu. Jeśli w erze postkopalnej pozostaną żywe aspiracje obudzone przez zasadę obfitości w erze przemysłowej, postęp techniczny będzie musiał najpierw zatroszczyć się o źródła alternatywnej rozrzutności. Co do przyszłych doświadczeń obfitości: akcent nieuchronnie przesunie się ku niematerialnym strumieniom, ponieważ racje ekosystemowe zabraniają ciągłego ''wzrostu'' w sferze materialnej. Przypuszczalnie dojdzie do jakiegoś zawężenia przepływu surowców - a w tym samym do rewitalizacji gospodarek regionalnych. W tych warunkach nadejdzie pora potwierdzenia dziś jeszcze przedwcześnie powoływanego ''globalnego społeczeństwa informacyjnego lub społeczeństwa wiedzy''. Kluczowe obfitości będzie się wtedy postrzegać nade wszystko w obszarze prawie niematerialnych strumieni danych. Tylko im będzie przysługiwał charakter globalistyczny. W obecnej chwili można najwyżej niejasno przewidywać w jaki sposób postkopalność wpłynie na aktualne pojęcia przedsiębiorczości i swobody wyrazu. Jest prawdopodobne, że romantyzm eksplozji, czy mówiąc ogólniej: psychiczne, estetyczne i polityczne derywaty nagłego uwolnienia energii, będzie się retrospektywnie oceniać od strony przyszłych ''łagodnych'' technologii solarnych jako świat wyrazu zglobalizowanego w kulturze masowej ''faszyzmu''. Jest on odbiciem bezradnego witalizmu, który wyrasta z ubóstwa perspektyw  systemu światowego opartego na energii paliw kopalnych. [...] Po końcu reżimu energii z paliw kopalnych mógłby nastąpić tak zwany przez dzisiejszych geopolityków shift od przestrzeni atlantyckiej ku pacyficznej. Zwrot ten spowodowałby przede wszystkim przejście od rytmu wybuchów do cyklu odnowień. Styl pacyficzny musiałby rozwinąć kulturowe derywaty przejścia do techsolarnego reżimu energii. Przyszłość pokaże czy spełni to zarazem oczekiwania na światowe procesy pokojowe, na planetarne wyrównanie potencjałów i przezwyciężenie ''globalnego apartheidu.'' [...]''

- dziś mądrzejsi o tragedię wojny na Ukrainie, tudzież czystki etnicznej dokonywanej przez Żydów w strefie Gazy pojmujemy, iż ''prorokowana'' przez Sloterdijka epoka ''techsolaryzmu'' wcale nie będzie aż tak ''pacyfi[sty]czna'' jak to się jemu tylko wydawało. Nie jest również konsekwentny w swych wywodach, gdy w innym z esejów traktującym o ''filozoficznych aspektach globalizacji'' prognozuje nieuchronny kres ''państwa opiekuńczego''. Tymczasem diagnozowana przezeń ''rewitalizacja gospodarek regionalnych'' tyczy także rządów i narodów, tyle że w innym niż dotąd ich wydaniu. Z pozoru bieg wydarzeń przeczy wizji Sloterdijka, bo już tylko skończony dureń nie widzi jak wielki kapitał zdaje się porzuca definitywnie swą ''tęczawą'' skórę. Inwestycje w rasową i płciową ''różnorodność'' nie przyniosły mu oczekiwanych profitów, a nade wszystko skok technologiczny wymaga olbrzymich zasobów energii, jakich z solarów i wiatraków nie starczy. Wszakże nie oznacza to całkowitego powrotu do paliw kopalnych, udział energetyki odnawialnej w gospodarce rośnie wykładniczo nie tylko na Zachodzie, ale bodaj w jeszcze większym stopniu tyczy postkomuszych Chin czy nawet bogatych muzułmańskich emiratów, które trudno doprawdy posądzić o uleganie ''politpoprawnemu lewactwu'' i ''ekooszołomom''. Sam Musk również nie odejmie sobie zysków czerpanych ze sprzedaży ''elektryków'' Tesli, co jak co ale o własne interesy to on akurat umie zadbać, a że kosztem amerykańskiego państwa to już inny problem. Pewnikiem jest więc, że w ''techsolarnej ekonomii'' wzrost gospodarczy może być głównie wirtualny, stąd grzanie kryptowaluciarstwa i szał spekulacji shitcoinami czy ''sztuczno inteligencjo''. Na ołtarzu cyfrowego Molocha zostanie pewnie złożona niemała część ludzkości, może nie dosłownie acz spustoszony Donbas czy ruiny Gazy martwym dowodem realnej dystopii. Wprawdzie wzrosła przy tym skokowo emisja gazów cieplarnianych, ale za to o ileż ubyło ''śladu węglowego'' po niepotrzebnych już ludziach! Wszak kto powiedział, że niczego tam nie będzie, skoro wystawiono izraelskim żołdakom luksusowe spa w strefie przyfrontowej, może i faktycznie pobuduje się kasyna i lunaparki czy domy na kościach pomordowanych niczym w Mariupolu. Ba, jak dobrze pójdzie ocaleli z zagłady doznają łaski pozostania na miejscu w charakterze obsługi hotelowej. Semiccy ''podludzie'' usługiwać będą semickim ''nadludziom'' - a tyle histerii było z powodu rzekomej karuzeli przy płonącym warszawskim getcie... Chodziło przecież o ambitny projekt osadniczy i budowlany, a przy tym ''zeroemisyjny'', bo inaczej - ''Palestyńczycy na Madagaskar!''.